Dźwięk dzwonka
do drzwi sprawił, że Kay wpadła w panikę.
Znała swoją
mamę naprawdę dobrze, jednak była tak skupiona na sobie, na Lindsay i wszelkich
otaczających je problemach, że zupełnie zapomniała o tym, jak Barbara potrafi
zaskoczyć. Kobieta nie po raz pierwszy działała za plecami swojej córki,
dlatego Kay powinna to przewidzieć. Zwłaszcza, że pani Benson za wszelką cenę
próbowała zeswatać ją z przystojnym instruktorkiem.
- Tato, powiedz
mi, że to nie to, co myślę – zaczęła, szukając pomocy u głowy rodziny, podczas
gdy Barbara zerwała się z miejsca i pobiegła otworzyć drzwi.
Robert
bezsilnie wzruszył ramionami.
- Wiesz jak
jest, gdy matka się na coś uprze.
Wstał z
dotychczas zajmowanego miejsca i podszedł do córki. Poklepał ją po ramieniu,
próbując dodać otuchy.
- Chciałem cię
ostrzec – zaczął. – Ale gdybym to zrobił, spałbym do końca roku na kanapie. A
wiesz, że mój kręgosłup nie byłby z tego zadowolony, prawda?
Ciemnowłosa
westchnęła głośno. Miała już coś ojcu odpowiedzieć, gdy w progu pokoju pojawił
się gość.
- Kayla –
zawołała z zadowoleniem gospodyni. – Zobacz, kto nas odwiedził.
Dziewczyna
przewróciła teatralnie oczyma.
- Cóż za
niespodzianka – powiedziała pod nosem.
Ryan Walton w
żadnym razie nie był zażenowany tą sytuacją, tak jak nasza bohaterka. Stał
uśmiechnięty, wręczając Barbarze butelkę dobrego wina. Zachowywał się zupełnie
naturalnie. Najwyraźniej towarzystwo matki Kay ani trochę go nie onieśmielało.
Był tak samo pewny siebie, jak na sali treningowej, co nieco zirytowało Benson.
Ona bowiem poczuła charakterystyczny uścisk w żołądku i do tego miała wrażenie,
że jej policzki przybrały nieco więcej koloru, niżby tego chciała.
- Robercie,
wyjmij kieliszki – zaćwierkotała radośnie intrygantka. – Ja pójdę do kuchni i
skończę przygotowywać kolację. Myślę, że za dziesięć minut będzie gotowa. Ach Ryan,
mam nadzieję, że lubisz lasagne?
Instruktor
uśmiechnął się szeroko. Jeżeli do tej pory Barbara nie była jego największą
fanką, to tym uśmiechem zdecydowanie ją miał. Niezaprzeczalnie mogła się
mianować przewodniczącą klubu miłośniczek trenera.
- Oczywiście –
odpowiedział grzecznie.
Barbara kazała
mu zająć miejsce przy stole, a sama poszła do kuchni. W międzyczasie po salonie
krzątał się tata Kay, szukając kieliszków. Przeszukał cały kredens, ale
niestety nie znalazł odpowiednich.
- Robercie! –
zawołała z kuchni kobieta. Jej głos zdawał się być nieco poirytowany. –
Kieliszki do wina trzymamy w kuchni!
Mężczyzna
zmarszczył brwi, zupełnie zaskoczony tą wiadomością.
- Od kiedy? –
zapytał cichutko, jakby sam siebie, ale posłusznie pokierował się w stronę
drugiego pomieszczenia, zostawiając dwójkę młodych ludzi samych.
W pomieszczeniu
zapanowała cisza. Kayla z wielką uwagą przyglądała się swoim dłoniom, zupełnie
nie martwiąc się tym, by zacząć jakąkolwiek konwersację. Zresztą, kompletnie
nie miała pomysłu na to, co mogłaby mu powiedzieć.
Oczywiście,
ostatnimi czasy niejednokrotnie myślała o spotkaniu z Waltonem i potrzebie
rozmowy, ale gdy już do tego doszło, całkowicie nie wiedziała, jak ma się
zachować. Szczególnie, że to nie ona zainicjowała całe zdarzenie.
Czuła się
idiotycznie.
- Nie widziałem
twojego samochodu przed domem. Dalej jest w naprawie? – zaczął Walton.
Przynajmniej on nie bał się rozmowy. Nie żeby wyglądał na faceta, który boi się
czegokolwiek.
- Tak, niestety
– odpowiedziała krótko.
Nastąpiła
kolejna, długa chwila ciszy.
Czasami ciężko
jest nam podjąć jakiś temat. Często nie wiemy, jak ubrać coś w słowa, bądź po
prostu brakuje nam odwagi. W przypadku Kayli oba powody wydawały się pasować. Z
tym że nasza bohaterka miała jeszcze jeden problem. Bardzo, ale to bardzo nie
lubiła niezręcznej ciszy. W takich sytuacjach zaczynała znacznie bardziej się
stresować. A co za tym szło, plotła, co jej ślina na język przyniosła.
- Wykopałam
Josha – powiedziała niespodziewanie.
Kąciki ust
Ryana delikatnie drgnęły. Facet definitywnie walczył z tym, żeby się nie
uśmiechnąć.
- Słyszałem.
Twoja mama mi powiedziała.
Kayla
zmarszczyła w zaskoczeniu brwi. Nie podobało jej się to, że Barbra zaprosiła
Ryana bez jej wiedzy. Jednak jeszcze bardziej nie spodobał jej się fakt, że
wszystko już wypaplała instruktorkowi.
- Co jeszcze ci
powiedziała? – zapytała zirytowana.
Może by się
dowiedziała, gdyby nie fakt, że Robert postanowił w końcu postawić kieliszki na
stole. Następnie podszedł do kredensu i wyjął zastawę, przygotowując stół do
kolacji. W salonie na nowo zapanowała cisza.
Ojciec po
wykonaniu powierzonego mu zadania usiadł obok córki. Spokojnym ruchem sięgnął
po wino, otworzył je przyszykowanym korkociągiem i rozlał do kieliszków. Co
dziwne, zdawał się zupełnie nie zauważać nerwowego zachowania Kayli.
- Już się nie
mogę doczekać tej kolacji – oznajmił ni stąd, ni zowąd. Po chwili dodał
znacznie ciszej: – Wiesz Kay, twoja matka ostatnio ma fioła na punkcie zdrowego
odżywiania. Non stop serwuje mi jakąś trawę z warzywami. Facet z moimi
gabarytami długo nie pociągnie na takiej diecie. Dzisiejsza lasagne’a to dar z
niebios. Musicie częściej nas odwiedzać.
Mężczyzna
poklepał się po pokaźnym brzuchu z szerokim uśmiechem. Zdaje się, że oprócz
Barbary była również jeszcze jedna osoba, która cieszyła się na wspólną
kolację.
- Nie
przesadzaj, Robercie – odezwała się niespodziewanie Barbara. Wyszła z kuchni
niosąc dwa naczynia. Chwilę później postawiła je na stole. Gospodarz westchnął
z niezadowoleniem, gdy dojrzał, że w środku znajduje się dużo zielonego. – Masz
więcej niż kilka zbędnych kilogramów. A że jedyny sport, jaki uprawiasz, to
przełączanie kanałów, muszę ratować cię dietą.
Mężczyzna
stęknął.
- Kiedy to nie
ma smaku!
Barbara
przewróciła teatralnie oczyma, po czym wróciła do kuchni, by zaraz podać danie
główne. Robertowi aż świeciły się oczy.
- Co się tak
cieszysz? – zapytała męża. – Dla ciebie jest sałatka.
Rob jednak nie
miał zamiaru słuchać żony w tej kwestii. Gdy gospodyni zasiadła już do stołu i
nakazała wszystkim się częstować, facet od razu sięgnął do mięsnego dania,
nakładając sobie sporą porcję. Kobieta mogła jedynie przewrócić na to oczami.
- Powinieneś
zapisać się na treningi do naszego Ryana – oznajmiła z przekonaniem. – Dobrze
by ci to zrobiło.
Naszego Ryana – pomyślała uszczypliwie
Kay. – Instruktorek niezaprzeczalnie był dla pani Benson najlepszym materiałem
na zięcia. Już traktowała go jak członka rodziny.
W czasie, gdy
Barbara zagadywała Waltona, telefon Kay zawibrował. Dziewczyna szybko
sprawdziła wyświetlacz. Dostała wiadomość od siostry. Lindsay jednak nie rozpisała
się zbytnio, ale krótkie „Dziękuję za pomoc. J”
zdawało się być bardzo wymowne. Wyglądało na to, że przybycie Blake’a musiało
wiele zmienić.
Przy stole nikt
oczywiście nie zauważył, że Kayla chwilowo zajęła się czymś innym. Może
dlatego, że w tym czasie Barbara skupiła się na wypytywaniu Waltona o dość
prywatne rzeczy. Co ciekawe, mężczyzna nie miał żadnych oporów przed
udzielaniem odpowiedzi. Zdawał się czuć w towarzystwie rodziców Benson bardzo
komfortowo.
- Kochani,
przygotowałam jeszcze deser – powiedziała radośnie Barbara, zaczynając wstawać
od stołu. – Mam nadzieję, że macie jeszcze trochę miejsca w brzuchach.
Robercie, pomożesz mi w kuchni?
Mężczyzna ochoczo pokiwał głową. Pewnie
jeszcze przed przyjściem córki ustalili, że będą co jakiś czas wymykać się z
pokoju, by dać młodym ludziom szansę na rozmowę w cztery oczy. Nie oznaczało to
jednak, że dodatkowa para uszu nie przysłuchuje się wszystkiemu z kuchni.
- Nie byłaś na
ostatnich zajęciach z samoobrony – odezwał się Ryan, po raz drugi zaczynając
rozmowę.
- Wiesz,
ostatnio sporo się działo – wyjaśniła, sama nie będąc przekonana do swojej
wymówki. Szczególnie, że „sporo się działo” oznaczało po prostu ponowną
obecność Josha w jej życiu i bezsensowną opiekę nad nim przez dwadzieścia
cztery godziny na dobę.
- W porządku.
Po prostu chciałem ci powiedzieć, że powinnaś to nadrobić. Ostatnie zajęcia to
zaliczenie. Wszystkie dziewczyny poza tobą dostały dyplom.
Oczywiście,
otrzymanie dyplomu z samoobrony nie było dla Kayli żadnym znaczącym
osiągnięciem, ani tym bardziej szczytem marzeń, ale dobrze wiedziała, że te
zajęcia mogą jej pomóc w naprawieniu relacji z Waltonem. Ostatnimi czasy
zastanawiała się nad rozwiązaniem tej skomplikowanej sytuacji, dlatego
propozycja trenera wydała jej się bardzo miłą niespodzianką. Wyglądało na to,
że nie będą mili przed sobą żadnych niezręcznych spotkań pod tytułem
„wyjaśnijmy sobie wszystko raz na zawsze”. Zamiast tego zwykły trening, który
mógłby im pomóc wrócić na właściwą ścieżkę.
- To faktycznie,
powinnam nadrobić te zajęcia – powiedziała z nieco nadmiernym zaangażowaniem. –
Daj znać, kiedy mogę to zaliczyć. Przyjdę. Na pewno.
Ryan uśmiechnął
się szeroko, ciesząc się, że Kayla połknęła haczyk.
Przesunął nieco
krzesło, odwracając się całym ciałem w stronę dziewczyny.
- To dość
zabawne, że nie potrafisz normalnie przyznać się do błędu.
- Słucham? –
spytała, zupełnie zaskoczona słowami instruktora.
Westchnął
głośno.
- Cały czas
wokół tego krążymy. Od początku naszej znajomości, Kay. Nie mówisz niczego
wprost, wszystkiego każesz mi się domyślać. A gdy coś spierniczysz, nigdy nie
przyznajesz się do błędu. Czekasz, aż wszystko samo się wyjaśni i ułoży.
Kayla
zmarszczyła brwi, nie ukrywając zdumienia nagłym atakiem mężczyzny.
- Zachowujesz
się tak, jakbyś sama nie wiedziała, czego chcesz. Przy tobie niczego człowiek
nie może być pewny, bo co chwilę zmieniasz zdanie – kontynuował. – A na domiar
złego, nigdy nie przepraszasz. Zawsze to ty jesteś poszkodowana. I co
najlepsze, zawsze czekasz na czyjś ruch. Kayla, kiedy w końcu ty przejmiesz
inicjatywę?
Dziewczyna
przełknęła głośno ślinę. Na tę chwilę nie była w stanie zrobić nic więcej.
Słowa ugrzęzły jej w gardle. Nie dlatego, że nie wiedziała, jak się ratować
przed atakiem trenera, a dlatego, że zdawała sobie sprawę, iż Ryan ma rację.
Minęła naprawdę
długa chwila zanim się odezwała.
- Dobra,
faktycznie, spaprałam kilka rzeczy.
Ryan zaśmiał
się cicho.
- Myślałem, że
po tym, co wydarzyło się w moim gabinecie wszystko stanie się znacznie
łatwiejsze. W końcu oboje przyznaliśmy, czego od siebie chcemy. Ale gdy pojawił
się Josh, chyba o tym zapomniałaś.
- To nie tak,
że zapomniałam.
- A jak, do
diabła? Rozumiem, że nie znamy się długo, ale gdy dziewczyna wybiera swojego
byłego, zamiast –
- Nie wybrałam Josha!
– zaprotestowała szybko.
- Z mojej
perspektywy wyglądało to trochę inaczej.
- To źle
patrzyłeś – oburzyła się.
Ryan ponownie
się zaśmiał.
- No tak,
przecież. Ty jesteś bez winy – zakpił.
Kayla była
coraz bardziej zirytowana.
- Dobra, niech
ci będzie – zaczęła. – Może faktycznie z twojej perspektywy nie wyglądało to za
ciekawie. Ale przysięgam, to była tylko przyjacielska pomoc. Naprawdę, chciałam
go tylko wesprzeć po stracie matki. Nie chciałam, by przez to coś spaprało się
między nami. Szczególnie, że zanim pojawił się Josh wszystko zaczęło się
naprawdę układać.
Nastała krótka
chwila ciszy. Trochę niezręcznej. Więc domyślacie się pewnie, że Kayla nie
mogła zbyt długo milczeć?
- Dobra, mam
propozycję. Oczywiście, jeśli ci się nie spodoba, to zrozumiem. Ja bym, na
przykład, na twoim miejscu naprawdę się zastanowiła, czy –
- Kayla –
przerwał jej. – Do brzegu.
Dziewczyna
westchnęła głęboko.
- Myślisz, że
jest szansa, byśmy mogli wrócić do tamtego dnia po wyjściu z twojego gabinetu i
zapomnieć o całej sprawie z Joshem?
Ryan, ku
wielkiemu niezadowoleniu dziewczyny, długo milczał.
- Nie, nie
sądzę – powiedział w końcu.
Na chwilę Kay
straciła oddech.
- Myślę, że
powinniśmy cofnąć się trochę bardziej i zacząć po prostu od nowa.
Uwaga, uwaga,
oddech powrócił.
- Co ty na to?
Kayla pokiwała
głową.
- Czyli znowu
zaczynamy od pierwszej randki? – zapytała z delikatnym, bardzo dziewczęcym
uśmiechem. – Brzmi nieźle. Może pójdzie nam trochę lepiej niż ostatnio i dasz
zaprosić się do środka...
Ryan uśmiechnął
się szeroko.
- Nie ma mowy –
odpowiedział. – Nie jestem pewien, czy na pierwszej randce nawet można się
całować.
Kayla otworzyła
szeroko oczy ze zdziwienia.
- Nabijasz się
ze mnie, prawda?
Ryan jednak nie
miał szansy odpowiedzieć, gdyż w progu pokoju pojawiła się Barbara. Cóż za niesamowite
wyczucie czasu!
Na osłodzenie
tej chwili, gospodyni podała swój popisowy deser. Z twarzy ani na chwilę nie
schodził jej uśmiech. Ale czy można jej się dziwić? Właśnie, dzięki swojemu
podstępowi, doprowadziła do szczęśliwego zakończenia.
Wiecie, czasem
szczęściu trzeba pomóc. Dlatego nie unośmy się dumną i chwyćmy pomocną dłoń, gdy
ktoś ją do nas wyciąga. Jak widać, to może przynieść naprawdę dobre
zakończenie.