środa, 20 lipca 2016

Rozdział 30

Pozbycie się Josha z mieszkania powinno wprawić Kaylę w cudowny nastrój. W końcu miała święty spokój i nie musiała już nikomu usługiwać. Co więcej, tym razem odnosiła nawet wrażenie, że uwolniła się od zdradzieckiego skurwysyna na dobre. W takiej sytuacji powinna wyciągnąć butelkę dobrego wina i świętować.
Niestety jednak daleko było jej do tego. Zamiast cieszyć się i oblewać zwycięstwo, Kay wpatrywała się w telefon komórkowy, który trzymała w dłoni. Chciała zadzwonić do Ryana i wszystko mu wytłumaczyć. Popełniła błąd, stając po stronie Josha. Nie potrafiła zrozumieć tego, jak mogła być tak głupia, że po raz kolejny zaufała byłemu. Uwierzyła w jego puste słowa i naiwnie starała się pomóc. Nie chciała nawet myśleć o tym, co Christina powie, gdy dowie się o całej sytuacji.
Benson kilkakrotnie wybierała numer Ryana, ale nim zdążył zabrzmieć sygnał połączenia szybko się rozłączała. Co miała mu powiedzieć? Przeprosić? Ale jak?
 Jęcząc głośno, położyła się na łóżku. Bandzior wskoczył tuż za nią, doskonale wiedząc, że może wykorzystać sytuację i położyć się obok swojej pani, chociaż zwykle mu tego zabraniała.
- Boże! – zawołała, mimo że do osób wierzących nie należała. – Pomóż mi!
Nie trudno sobie wyobrazić, jak bardzo była zaskoczona, gdy usłyszała dzwonek swojego telefonu.
Ryan – pomyślała w pierwszej chwili. Dlatego też bez zbędnego sprawdzania wyświetlacza, nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Tak – odebrała nieco zasapana.
- Czy to zawsze ja muszę do ciebie dzwonić? – odpowiedział jej dobrze znany głos. – Nie masz rączek, nie możesz wykręcić numeru do własnej matki?
Kayla poczuła rozczarowanie. Jak widać, niestety nie rozmawiała z instruktorkiem.
 - Przepraszam mamo, ostatnio dużo się dzieje.
Barbara Benson westchnęła głośno.
- Domyślam się. Wpadłam dzisiaj na Christinę. Wszystko mi powiedziała. Co ty najlepszego wyprawiasz, Kayla? Mówiłaś, że sprawa z Joshem jest już skończona. Zaczęłaś przecież spotykać się z panem Ryanem. Chcesz to zepsuć?
Kay skrzywiła się mimowolnie. Ostatnie, czego teraz potrzebowała, to prawienie morałów. Oczywiste było po czyjej stronie stoi jej matka. Barbara bowiem promieniała za każdym razem, gdy poruszany był temat trenera samoobrony. Nic dziwnego, Ryan potrafił zawrócić w głowie chyba każdej kobiecie. Niezależnie od tego, w jakim wieku była. Najlepszym przykładem była babcia ciemnowłosej, która równie szybko, jak mama naszej bohaterki, zapisała się do fan clubu Waltona.
- Kayla, jesteś tam? Słyszysz co do ciebie mówię?
- Tak, mamo, jestem – odpowiedziała po chwili zwłoki. – Nie masz jednak czym się martwić. Pozbyłam się już Josha ze swojego życia.
- Tak? – w głosie Barbary dało się usłyszeć ulgę.
- Tak, mamo. To wszystko? Nie mam teraz czasu na -
- Cudownie! – przerwała jej matka. – W takim razie może weźmiesz Ryana i przyjdziecie jutro do nas na obiad? Próbuję dodzwonić się do twojej siostry, ale nie odbiera. Chciałabym, żeby też przyszła. Fajnie by było mieć całą rodzinę w komplecie.
Kay już miała zapytać, od kiedy Walton należy do rodziny, ale ostatecznie uznała, że nie ma siły na kłótnie z Barbarą.
- Wiesz co się dzieje z Lindsay? – kontynuowała kobieta. – Od kilku dni nie mam z nią kontaktu. Zaczynam się martwić. To do niej niepodobne. Może powinnam pojechać do Lin i sama to sprawdzić? Może –
Kayla poczuła przyśpieszone bicie serca. Była jedyną osobą, która wiedziała o ciąży siostry (chociaż kilka godzin temu jasno i wyraźnie dała znak Blake’owi, że coś jest na rzeczy i powinien jak najszybciej skontaktować się z dziewczyną). Doskonale zdawała sobie sprawę, że wizyta Barbary nie przyniesie Lindsay nic dobrego. Musiała więc skutecznie temu zapobiec. Po pierwsze, konieczne było uspokojenie kobiety. Po drugie (i niezwykle efektywne), należało odwrócić uwagę matki, skupiając ją na nowym problemie.
- Rozmawiałam z nią wczoraj. Wszystko jest w porządku, po prostu ma dużo pracy. Wiesz, jak to Lindsay. Zawsze bierze dużo na siebie.
- Tak, Kay, ale –
- Mamo, jeśli chodzi o ten obiad – zaczęła, szybko zmieniając temat. – Ryan na pewno ze mną nie przyjedzie.
Normalnie nie poruszałaby w ogóle tej kwestii. Nie tłumaczyłaby mamie, czy przyjedzie sama, czy z osobą towarzyszącą. Ale jeśli miało to w jakikolwiek sposób pomóc Lin, to nie miała wyboru.
- Jak to? Pracuje w tym czasie, tak? To może zamiast obiadu przyjdźcie na kolację? Tak, kolacja to może nawet lepszy pomysł. Myślałam, żeby zrobić lasagne. Ryan lubi?
- Mamo, nie słuchasz mnie. Ryan ze mną nie przyjedzie. W ogóle.
Nastąpiła długa chwila ciszy. Kay przez chwilę myślała nawet, że coś przerwało połączenie. Milczenie nie było bowiem w stylu Barbary Benson.
- Pokłóciliście się? – zapytała w końcu.
Ciemnowłosa westchnęła głęboko.
- Tak jakby. Mogę ci to opowiedzieć jutro, jak przyjadę na kolację?
- Oczywiście, kochanie. Ale nie przejmuj się, na pewno wszystko się ułoży.
Kay jednak nie była tego taka pewna. Jak miało się ułożyć, skoro nawet nie potrafiła poczekać do pierwszego sygnału po wykręceniu numeru Waltona?
- Pogadamy o tym jutro. Jestem zmęczona, chyba położę się spać.
- Tak, tak. Jutro wszystko się wyjaśni, zobaczysz.
Kilka minut później, po zakończonej rozmowie z matką, Benson leżała na swoim łóżku, znowu wpatrując się w telefon i zastanawiając się nad tym, co chciałaby powiedzieć Waltonowi, gdyby jednak odważyła się z nim połączyć. Jednak żadna sensowna wypowiedź nie przychodziła jej na myśl. Czuła się żałośnie.
A poczuła się jeszcze gorzej, gdy kilka chwil później zadzwonił jej telefon, oznajmiając przyjście nowej wiadomości.
„Jak mogłaś? Obiecałaś, że nikomu nie powiesz” – napisała Lin.
Kayla zasłoniła twarz dłońmi. Przecież nie powiedziała Tylerowi, jak wyglądała sytuacja. Jedynie zasugerowała mu złożenie Lindsay wizyty. To, jak wiele Blake będzie wiedział, zależało tylko i wyłącznie od najmłoszej Benson…
~*~

Nazajutrz Kayla zapomniała o problemie związanym z Ryanem (a raczej, starała się po prostu o tym nie myśleć) i skupiła się na swojej siostrze. Próbowała kilkakrotnie się do niej dodzwonić i dowiedzieć, jak potoczyła się rozmowa z Tylerem, jednak Lindsay nie odbierała telefonu. Za każdym razem włączała się poczta głosowa, która doprowadzała naszą bohaterkę do szewskiej pasji.
Zdaje się, że lista osób, które w najbliższym czasie Kay powinna przeprosić zaczynała się nieco powiększać. Z tym że porozmawianie z siostrą wydawało się znacznie łatwiejsze, niż proszenie o natępną szansę naszego instruktorka.
Kayla przez cały dzień starała się przekonać samą siebie, że jest naprawdę bardzo zajęta i nie może wykonać telefonu do Waltona. Musiała przecież przejrzeć papiery do pracy (co, gdyby się tak nie ślamazarzyła, zajęłoby jej niecałą godzinę), wyjść z Bandziorem na spacer, a później posprzątać (w tym dwa razy umyć podłogi, bo przecież za pierwszym razem nie zrobiła tego wystarczająco dokładnie). Co więcej, nawet gdyby znalazła pięć minut wolnego (choć NAPRAWDĘ nie było takiej możliwości), to nie mogła nigdzie dzwonić. Czekała przecież na bardzo ważny telefon od Lindsay. Zostawiła siostrze na poczcie głosowej tyle wiadomości, że Lin musiała się w końcu nad nią zlitować i oddzwonić. Szczególnie, że ciemnowłosa miała spotkać się dzisiaj ze swoją matką. Jeśli miała kłamać w sprawie siostry i kryć ją przed rodzicami, to musiała najpierw wiedzieć, co ma mówić. Ustalić jakąś wymówkę, którą Barbara byłaby w stanie zaakceptować.
Niestety jednak czas leciał, a Kay wciąż nie dostała żadnej wiadomości od Lin. A gdy nadszedł czas wyjścia z domu i pojechania do rodziców, Kayla złapała się ostatniej możliwości. Zadzwoniła do Blake’a. Jeżeli Lindsay nie chciała odpowiedzieć jej na żadne pytanie, musiał zrobić to Tyler.
 - Halo?
- Blake? Bogu dzięki! -  zawołała z ulgą. – Byłeś u Lin wczoraj? Cholera, musisz mi wszystko opowiedzieć. Próbuję się z nią skontaktować i –
- Kay, przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać.
- Słucham? Co ty w ogóle pleciesz? Nie możesz się teraz rozłączyć! Powiedz mi, rozmawiałeś wczoraj z Lindsay? Byłeś u niej? Co ci powiedziała?
Tyler chrząknął znacząco.
- Jestem u niej. Zadzwonię później.
Kayla otworzyła buzię szeroko ze zdziwienia. Nim jednak zdążyła odpowiedzieć przyjacielowi, Tyler rozłączył się, zostawiając Kay z głową pełną pytań.
 Zdaje się, że wizyta Blake’a musiała sporo namieszać w sprawie, skoro mężczyzna został na noc. Albo przyjechał ponownie. Ale Kay miała wrażenie, że ta pierwsza opcja jest znacznie bardziej prawdopodobna.
Zostawiając tę dwójkę w spokoju, Kay zabrała swoje rzeczy, zadzwoniła po taksówkę i pojechała do rodziców. Wiedziała jednak, że tego wieczoru sobie nie odpocznie. Musiała przygotować się na przesłuchanie Barbary nie tylko w sprawie siostry, ale również Ryana. Co jak co, ale wiedziała, że matka nie odpuści tych dwóch spraw.
Oczywiście, nie myliła się. Zaraz po tym, gdy przekroczyła próg domu rodzinnego i przywitała się z obojgiem rodziców, Barbara przystąpiła do ataku.
- Rozmawiałaś dzisiaj z siostrą? – zaczęła od razu.
- Nie, mamo, nie rozmawiałam.
- A widzisz, Robercie – zaczęła, zwracając się do swojego męża. - Mówiłam, coś tu nie gra. Cały boży dzień do niej wydzwaniam. Włącza się ta cholerna poczta głosowa.
- Daj spokój, kochanie – odpowiedział, siadając na kanapie w salonie. Wydawał się być trochę zmęczony. Zapewne cały dzień musiał słuchać narzekań żony w tej sprawie. – Lindsay jest dorosła, nie musi co pięć minut się meldować.
Barbara parsknęła.
- Tak, tak, oczywiście – powiedziała złośliwie. – My kobiety, Robercie, mamy intuicję. Taki szósty zmysł. I doskonale wiem, gdy u moich dzieci coś się dzieje.
- Mamo, mówiłam ci – wtrąciła się Kay. – Lin po prostu ma dużo pracy.
Barbara zmarszczyła brwi.
- Może i ma. Ale na pewno nie dlatego jestem przełączana na pocztę głosową – odpowiedziała z przekonaniem, po czym niespodziewanie zmieniła temat: - Siadaj do stołu Kay, zaparzę herbatę. Napijemy się i pogadamy zanim podam kolację. A tak się składa, że mamy o czym. Musisz mi powiedzieć, co jest między tobą, a panem Ryanem. Bo moim zdaniem doszukujesz się problemu tam, gdzie go nie ma.
Benson westchnęła zrezygnowana. Zapowiadał się długi wieczór.
- Jeszcze nie powiedziałam ci o co chodzi, a ty już wiesz, że problemu tak naprawdę nie ma? – zajęczała najmłodsza z towarzystwa.
Barbara uśmiechnęła się podstępnie.
- Mówiłam ci, szósty zmysł.
Robert pokręcił głową z dezaprobatą.
- Albo, co wydaje się znacznie bardziej adekwatne w tej sprawie, wtykanie nosa w nie swoje sprawy, Barbaro – powiedział z powagą.
Żona zbyła go machnięciem ręki. Ta krótka wymiana zdań dała jednak Kay do myślenia.
- Mamo, co zrobiłaś? – zapytała od razu.
- Ja? Skąd pomysł, że cokolwiek zrobiłam?
Robert parsknął.
- Mamo – ponagliła ją ciemnowłosa.
Kobieta nadal nie przestawała się uśmiechać.
- Cóż, Kay. Powiedzmy, że odrobinkę ci pomogłam. Ale każdy wie, że czasami szczęściu trzeba pomóc.
Kayla kompletnie nie wiedziała, o czym kobieta mówiła. Ale wszystko stało się jasne, gdy zabrzmiał dzwonek do drzwi…