czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 15



W pierwszej chwili Kayla nie miała najmniejszego pojęcia, co powinna zrobić. Zadzwoniła do Ryana z myślą o odwołaniu randki, jednak sprawy przybrały zupełnie inny obrót. Cóż, mogła się tego spodziewać. Z Waltmanem nic nigdy nie szło przecież po jej myśli. Niemal wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce były raczej kwestią przypadku, niżeli jej planu. I chociaż przez cały czas intensywnie myślała o panu instruktorze, to niestety większość z tych myśli nie miała wykorzystywania w realnym życiu. Pozytywne efekty jej działania były jedynie kwestią przypadku. Albo inicjatywą trenera.
Dlatego, tak w ramach wprowadzenia większych zmian, Kayla postanowiła, że teraz sprowadzi wszystko na odpowiednią ścieżkę. Po pierwsze i najważniejsze - nie mogła pozwolić, by jej rodzina zorientowała się, że wymyślona przez Lindsay historyjka była kłamstwem. A to oznaczało, iż musiała trzymać Waltona z dala od swojego domu.
Niestety był jeden problem, którego nie mogła ot tak przesunąć. Dosłownie. Jej samochód wciąż stał zaparkowany pod posiadłością Bensonów i, broń Boże, nigdzie się nie wybierał. Co więcej, jasno komunikował wszystkim obecnym na przyjęciu, że Kayla jeszcze nigdzie nie odjechała. Już tylko kwestią czasu pozostawało to, aż któryś z domowników wyjdzie, by sprawdzić, co się z nią dzieje. Mogła się jedynie modlić, aby była to Lindsay.
Biedna dziewczyna borykając się z dość sporym problemem (którym w dużej mierze były po prostu jej myśli) siedziała w swoim samochodzie już ponad dwadzieścia minut. Kalkulowała, analizowała i co chwilę zerkała w stronę domu, trzymając kciuki za to, by nikt z niego nie wychodził. Żałowała ogromnie, że wcześniej nie zaparkowała pod domem któregoś z sąsiadów. Teraz przynajmniej nie miałaby żadnego problemu i w spokoju mogłaby czekać na Waltmana. Dodatkowo, nie musiałaby się również zastanawiać nad tym, co powie rodzicom, gdy ci spostrzegą jej samochód na przykład wtedy, gdy już dawno jej tutaj nie będzie. Bensonowie nie wierzyli przecież w teleportację.
Ale wiecie, jak to jest, gdy czasem na upartego chcemy narzucić losowi tok działania...
Kilka minut później drzwi wejściowe domu Bensonów się otworzyły, a w progu (ku wielkiemu niezadowoleniu Kay) nie stanęła Lindsay. O nie.
Barbara Benson z narzuconym na plecy swetrem już zmierzała w stronę Bobbiego. Jej mina niewątpliwie zdradzała zdezorientowanie.
- A ty co, czekasz na dobry wiatr? - Zapytała kobieta, otwierając drzwi od strony pasażera, by córka mogła ją usłyszeć. Zmarszczyła brwi, posyłając Kayli dociekliwe spojrzenie. Naturalnie, już węszyła podstęp.
- Auto nie chce odpalić - wyjaśniła ciemnowłosa, wzruszając ramionami dla dobrego efektu.
Barbara prychnęła, kręcąc z dezaprobatą głową.
- Siedzisz tu już pół godziny. Modlisz się, by zmienił zdanie, czy jak?
Kayla mimowolnie się skrzywiła.
- Coś w tym stylu - wyznała, zdając sobie sprawę, jak głupio musi brzmieć.
- Nie wygłupiaj się i chodź do środka. Zaraz będę podawać deser.
Jedna krótka wypowiedź kobiety sprawiła, że wszystkie kłamstwa Kay miały zostać lada moment ujawnione. Co jak co, ale jeszcze nikt nie zrezygnował z deseru przyrządzonego przez Barbarę. Jej tiramisu zostało jednogłośnie okrzyknięte przez całą rodzinę (i każdą inną osobę, która tylko go spróbowała) ósmym cudem świata. Nie bez powodu - było obłędne. Kayla więc w tempie natychmiastowym musiała wymyślić dla siebie jakąś dobrą wymówkę. Ale, do diabła, czy to w ogóle było możliwe?
- Mamo, kiedy ja nie mogę - odezwała się po chwili. Jej głos, oczywiście, był dziwnie obcy, jakby mówiła przez ściśnięte gardło. Oznaczało to jedno - serce walczyło z rozumem. Ryan Walton kontra tiramisu Barbary Benson.
Kobieta przechyliła głowę na bok, uważnie przyglądając się córce.
- Wszystko w porządku, Kay? - Zapytała. Jej oczy były przymrużone i ewidentnie domyślała się, że dziewczyna coś kombinuje.
Kayla energicznie pokiwała głową.
- Jasne - dodała dla potwierdzenia. - Po prostu...
Oczywiście, jak to bywa w życiu, czasem wszystko dzieje się w nieodpowiednim czasie. Jak na złość na ulicę, przy której stał dom państwa Bensonów wjechał dość sporych rozmiarów Jeep. Jego przednie reflektory świeciły mocno, czym od razu zwróciły uwagę Barbary. Kobieta więc na chwilę odwróciła swoje skupione spojrzenie od córki, wyprostowała się i popatrzyła za samochodem. Nie była, co prawda, typem wścibskiej sąsiadki (no, może trochę), ale gdy na mało ruchliwej ulicy pojawiał się obcy samochód, to raczej należycie poświęcała mu swoją uwagę. A już na pewno wtedy, gdy zatrzymywał się pod jej domem.
Kayla przeklęła pod nosem. Naturalnie na tyle cicho, by jej mama nie usłyszała. Choć miała już dwadzieścia sześć lat nadal wolała nie ryzykować i w żadnym razie nie używała brzydkiego słownictwa przy tej kobiecie.
Kilka sekund później drzwi Jeep'a się uchyliły, a ze środka pojazdu wyszedł nie kto inny, jak Ryan Walton. Zupełnie nieświadomie sprawił, że usta mamy Kayli otworzyły się szeroko.
- Niech mnie piorun strzeli - oznajmiła po chwili zwłoki. Uśmiechała się i z pełną aprobatą kiwała głową.
W istocie Kayla pomyślała podobnie. Ale przynajmniej nie zrobiła przy tym tak głupkowatej miny, jak jej mama. Być może dlatego, że już zdołała przyzwyczaić się do faktu, iż Walton zawsze wyglądał doskonale. Choć, jak na złość, wcale się nie starał. Jego nonszalancja, swoboda poruszania się i pewność siebie odwalały za niego całą robotę. A gdy dodać do tego opakowanie (wysportowane, genialnie wyrzeźbione ciało, przenikliwe spojrzenie i - cholera! - wszystko inne), to dostawało się mieszankę wybuchową, którą potrafiła najwyraźniej docenić również Barbara Benson. Kobieta, która od zawsze powtarzała, że ładna miska jeść nie daje.
Minęło kolejne kilka sekund i niestety z każdą następną Ryan był coraz bliżej. Zmierzał w ich kierunku, a biedna Kayla czuła jedynie narastające przerażenie. Była bowiem przekonana, że zaraz jej kłamstwo wyjdzie na jaw.
- Dobry wieczór - odezwał się mężczyzna. Najpierw uśmiechnął się do Barbary, stojącej obok samochodu Kayli, a potem zerknął w stronę młodszej dziewczyny, która to wciąż siedziała za kółkiem. Mocą swojego wzroku sprawił jednak, że Kay szybko się opamiętała i wyskoczyła z samochodu, pragnąc ratować sytuację. Niestety było już na to trochę za późno.
- Dobry wieczór - odparła z szerokim uśmiechem pani Benson. - Potrzebuje pan jakiejś pomocy? Zgubił pan drogę?
Walton włożył rękę do kieszeni swojej czarnej, cienkiej kurtki, by wyciągnąć z niej małą karteczkę. Przesunął po papierze leniwie spojrzeniem, a potem rozejrzał się wokół siebie.
- Adres się zgadza, proszę pani - oznajmił z uprzejmym uśmiechem.
Kayla już chciała się wtrącić, gdy ponownie przemówiła Barbara.
- Ach, już wiem! Pan pewnie jest przyjacielem mojej córki! - Klasnęła radośnie w dłonie. - Proszę mi wybaczyć. Po prostu Lindsay nie wspomniała, że zaprosiła jakąś dodatkową osobę na przyjęcie.
Ryan marszcząc brwi zerknął na Kaylę.
- Mamo - zaczęła ciemnowłosa. Zanim jednak kontynuowała, to dwa razy odchrząknęła, by jej głos choć w połowie brzmiał naturalnie. - To jest Ryan Walton. Mój instruktor samoobrony.
Barbara szybko odwróciła głowę w stronę Kayli. Pokręciła nią przecząco, jakby chciała odgonić jakieś myśli, ale jej pełna dezorientacji mina nie świadczyła o powodzeniu tego ruchu. Tyle że nie tylko pani Benson była zdezorientowana. Ryan również. Ach, i nawet Kayla! Biedna dziewczyna kompletnie nie wiedziała, czy ma brnąć w swoje kłamstwa dalej, czy przyznać się przed mamą, że ją oszukała, gdyż Ryan nie był tylko jej trenerem, a również partnerem na dzisiejszą randkę.
Cóż, odwaga nie jest cechą, którą posiada każdy.
- Zadzwoniłam do pana Ryana, by powiedzieć, że nie dam rady przyjechać dzisiaj po te dokumenty, ponieważ moje auto nawaliło - zaczęła, a jej oczy zdradzały jedynie przerażenie. - A tak się złożyło, że pan Ryan mieszka w okolicy, więc zaproponował, że mi je przywiezie. Dlatego nie wchodziłam z powrotem do domu. W końcu w każdej chwili mógł podjechać samochód, prawda?
Zabawne, że Kay naprawdę była przekonana, że ta historyjka brzmi całkiem wiarygodnie. Miejmy nadzieję, że nie tylko ona.
- Cóż za poświęcenie - powiedziała Barbara, zerkając to na Ryana, to na Kay. - Zdecydowanie musimy panu wynagrodzić ten trud. Zapraszam do środka - zaproponowała, wskazując dłonią dom. - Zaraz będę podawać deser.
Jedynym pozytywnym akcentem dla Kay w tej sytuacji była mina Waltmana. Facet był kompletnie zdezorientowany i zagubiony. Nie miał najmniejszego pojęcia, co się wokół niego działo, przez co wyglądał dość zabawnie. I gdyby Kayla sama nie była przerażona tym, co mówiła jej mama, na pewno by się z niego śmiała.
Na szczęście Ryan w końcu się otrząsnął.
- To naprawdę nic takiego. Nie chciałbym nadużywać pańskiej gościnności - oznajmił tym swoim niskim głosem. I Kay była pewna, że jej mama również jest w jakimś stopniu zauroczona tym mężczyzną.
- Bzdura! - Barbara machnęła ręką. - Zapraszam do środka.
I zanim instruktor zdążył w ogóle odpowiedzieć, pani Benson już kierowała się do drzwi, oczekując, że dwójka rozmówców podąży za nią.
Instruktor momentalnie spojrzał w stronę Kayli.
- Możesz mi powiedzieć, o co tu w ogóle chodzi? Jakie dokumenty? I od kiedy jestem panem Ryanem?
- Od dzisiaj! - Oznajmiła, podbiegając do mężczyzny, po czym szybko dodała szeptem: - Wiem, że jestem okropnym człowiekiem. Nie powinnam okłamywać swojej matki, ale nie chciałam jej angażować w moje życie towarzyskie. Słuchaj, ona nie ma najmniejszego pojęcia, że umówiłam się z tobą na randkę i na prawdę dobrze dla nas, jeśli tak zostanie. Zjemy tylko ten deser i zaraz się stąd sprzątniemy. A przez ten cały czas po prostu udawaj, że jesteś uprzejmym instruktorem samoobrony i postanowiłeś pomóc dziewczynie, która przez własną nieuwagę zgubiła w klubie sportowym cholerne dokumenty.
Ryan pokiwał głową, patrząc na Kay nieodgadnionym wzrokiem.
- Randka w stylu Kayli Benson zdecydowanie zapowiada się interesująco - oznajmił, uśmiechając się tajemniczo. - A byłem przekonany, że zabierzesz mnie na wycieczkę po swoim biurze i opowiesz o pracy w księgowości.
Ciemnowłosej opadła szczęka. Dosłownie. I pewnie stałaby tak przez najbliższe kilka minut, gdyby nie jej mama.
- Idziecie? - Zawołała Barbara, stojąc już przy drzwiach wejściowych do domu.
Cóż, wyglądało na to, że nie mieli innego wyboru, jak podążyć za kobietą i poddać się temu, co miał im przynieść dzisiejszy wieczór.


~*~


Kayla już dawno nie czuła się tak niekomfortowo. Co chwila zerkała na tarczę zegarka, która ku jej wielkiemu zadowoleniu, wisiała na ścianie tuż przed nią. Niestety czas wydawał się płynąć tak wolno, że zmiany położenia wskazówek były zdecydowanie za mało zauważalne. Co gorsza, była jedyną osobą, która nie czerpała radości z pojawienia się przy stole nowego gościa.
Ryan Walton perfekcyjnie wpasował się do towarzystwa. Nawet Lindsay zapomniała o wcześniejszym sojuszu z siostrą i teraz, jak zaczarowana słuchała opowieści Waltmana o klubie sportowym. Więcej! Zadeklarowała, że już niedługo złoży tam wizytę i zapisze się na któryś z prowadzonych przez niego treningów. Tyle że urok Ryana zadziałał nie tylko na rówieśniczkę Kay. Babcia, ciotka, czy też mama dziewczyny wykazywały podobne zainteresowanie i domagały się utworzenia jakiś zajęć dla seniorów. Nie trzeba chyba mówić, iż Waltman wziął to za wspaniały pomysł i obiecał, że już niedługo coś podobnego wprowadzi do oferty. Do diabła, nawet tata Kay (zagorzały miłośnik spędzania czasu na kanapie) stwierdził, że czas najwyższy popracować nad swoim ciałem i zapisać się na jakąś siłownię. Oczywiście tą należącą do Ryana. Gdzieżby indziej.
Dziewczyna nie mogła uwierzyć z jak wielką łatwością Ryanowi udało się wkupić w łaski jej rodziny. Josh próbował swoich sił od jakiś trzech lat i wciąż mu to nie wychodziło, a cholernemu Waltmanowi wystarczyło jedynie pięć minut. A przecież nie tak to miało wyglądać. Kayla chciała go wykorzystać i porzucić. Dlaczego, do jasnej Anielki, musiał sprzymierzać sobie jej rodzinę? Mogła być już pewna, że od dnia dzisiejszego jej matka będzie wydzwaniać do niej, by siłą swojej niekończącej się paplaniny namówić córkę do randkowania z przystojnym instruktorem. Już teraz potrafiła sobie wyobrazić te szalone argumenty, jakich Barbara na pewno zamierzała użyć.
Jedno było pewne - zaproszenie na tiramisu dodatkowo skomplikowało sprawy.
- Wszystko w porządku, Kay? - Zapytała niespodziewanie mama dziewczyny. Zabawne, że musiała zwrócić uwagę na córkę akurat wtedy, gdy ta krzywiła się na samą myśl o umiejętnościach Watlona w owijaniu sobie ludzi wokół palca. Naprawdę żałowała, że sama nie posiadała podobnych zdolności. Tak przynajmniej miałaby już misję zaciągnięcia Ryana do łóżka za sobą.
- Wyglądasz dość mizernie - dodała babcia. Tyle że w żadnym razie jej mina nie wskazywała na żadne współczucie. A skąd. Na jej ustach widniał szeroki, podstępny uśmieszek.
- To prawda - przyznała Barbara. Założyła ręce na piersi, uważnie przyglądając się córce. - Całe szczęście, że zostaniesz u nas na noc. Ja już się tobą zajmę.
Kayla aż zachłysnęła się powietrzem.
- Zostaję? - Zapytała zaskoczona. Szybko przebiegła wzrokiem po zgromadzonych, szukając w wyrazach ich twarzy jakiegoś potwierdzenia. Jej siostra maskowała dłonią uśmiech, mama wyglądała na podejrzliwą, babcia chichotała. Ryan natomiast patrzył na Kaylę cierpliwie, czekając aż ta łaskawie z tego wybrnie i w końcu oznajmi swoim rozmówcom, że to właśnie z nim wraca do domu (marzenia ściętej głowy, chłopcze!).
- No tak - odpowiedziała pani Benson, unosząc znacząco brew. - Już nie pamiętasz, że twój samochód się zepsuł?
- Tak, ale...
- Ale co?
Kayla oczami wyobraźni już widziała, jak zamiast wracać z Ryanem do swojego mieszkania, idzie schodami na górę, prosto na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się jej dawna sypialnia. I to właśnie tam spędza dzisiejszą noc. Sama.
- Jeśli tylko pozwolisz, Kay, mogę cię podrzucić do domu. To naprawdę żaden problem.
Gdyby na miejscu Ryana siedział Josh, albo jakikolwiek inny mężczyzna, nie robiący na Barbarze takiego wrażenia, jak instruktor, to kobieta od razu machnęłaby ręką, mówiąc, iż jest to zupełnie niepotrzebne, a jej córka przecież może jedną noc spędzić w domu rodziców. Tyle, że to był Ryan. I nie trzeba było być wielce uczonym, aby zobaczyć, iż oczy pani Benson momentalnie rozbłysły. W końcu, która kobieta nie chciałaby, żeby jej córka umawiała się z kimś takim, jak Ryan Walton?
Kompletnie ignorując wszelkie przeciwności i niedogodności (w końcu instruktorowi na pewno nie po drodze do mieszkania Kay) Barbara krzyknęła radośnie:
- Wspaniały pomysł!
I Kayla już wiedziała, że jej mama od dzisiaj będzie przypisywała sobie zasługi zeswatania córki z seksownym instruktorem.





Kochani, ogromnie Was przepraszam za to, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział. Niestety moja wena pojechała sobie na wakacje i wygląda na to, że wcale nie śpieszno jej wracać. Postaram się jednak coś na to zaradzić i mam wielką nadzieję, że pójdzie mi lepiej niż w tym rozdziale. :(