sobota, 21 marca 2015

Rozdział 17


Istnieją najróżniejsze metody radzenia sobie z problemami. I zapewne każdy z nas preferuje własne. Mówi się, że największe grono zwolenników ma czekolada. Pod każdą postacią. Im więcej, tym lepiej. Co po prostu oznacza tyle, że o wadze problemu świadczy ilość pochłoniętej słodyczy. Istotne są również dodatki. Gdy obok lodów czekoladowych postawimy butelkę wina, to prawdopodobnie jest to wystarczająca definicja naszego samopoczucia.
Ale oczywiście czekolada i wino nie są jednym sposobem radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. Podobno sprawdzają się również fast foody. I tego dnia Kayla była bardziej niż zdeterminowana, by sprawdzić twierdzenie tej tezy. Zaproponowała więc swoim dwóm najlepszym przyjaciółkom wycieczkę. Do McDonalda.
Musiała jednak zapomnieć o komforcie, jaki zwykle dawał jej Bobby i tym razem na pieszo przeszła do umówionego miejsca spotkania. Naturalnie mogła już z samego rana poprosić Blake'a o pomoc w sprowadzeniu ukochanego samochodu do domu. Mogła. Ale to wiązałoby się ze spotkaniem z rodzicielką i jej niekończącymi się pytaniami. Wiadome było przecież, że Barbara nie spocznie, póki nie dowie się całej prawdy o Waltonie. A jak Kayla miała jej cokolwiek wytłumaczyć (albo po prostu dalej brnąć w swoje kłamstwa) skoro sama nie rozumiała sytuacji, w której się znalazła? I właśnie dlatego musiała się spotkać z Christiną i Leanne. Kto jak to, ale ta magiczna dwójka mogła jej pomóc.
- Jeszcze raz - zawołała Christina, wyjmując swoją z pewnością niedietetyczną kanapkę z opakowania. Kayla przez moment nie była pewna, czy jej przyjaciółka jest tak podekscytowana dlatego, że w życiu Benson zdarzyło się coś niespodziewanego, czy dlatego, że dostała do swojego zamówienia dodatkową porcję frytek w cenie jednych. - Chcesz mi powiedzieć, że tak po prostu wyszedł z twojego mieszkania? Nie został nawet do końca filmu?
Leanne mimowolnie się skrzywiła. Musiała jednak zdusić przekleństwo, które cisnęło jej się na usta, ponieważ na miejscu obok siedział jej sześcioletni syn (nie wybaczyłby przecież swojej mamie, gdyby ta poszła do McDonalda bez niego).
- Chrzanić film - szepnęła, nachylając się w stronę siedzących naprzeciw niej przyjaciółek. - Dobrze wiemy, że żadne z nich tak naprawdę nie zwracało na niego uwagi.
- Pewnie, że nie - zgodziła się pomiędzy kęsami Christy. - Sęk w tym, że film jest dobrą wymówką na tego typu spotkania. Facet mógł ją wczoraj przelecieć, ale zamiast tego wybrał posuchę.
- Christina! - Syknęła rudowłosa, wyraźnie wskazując ruchem głowy na swojego syna. - Słownictwo.
Blondynka prychnęła.
- To jak mam mówić? Riki tiki? Bunga-bunga? Ciupcianie? Albo może -
- Wyluzuj Christy, myślę, że wszyscy załapali - wtrąciła Kayla, przewracając teatralnie oczyma. Niestety nawet po dwóch porcjach frytek w cenie jednej humor Benson nie należał do najlepszych.
- Już się tak nie dąsaj - odparła, po czym wzięła kolejnego gryza kanapki, by zaraz potem dodać z pełną buzią: - Zobaczysz, wróci na kolanach.
Kayla zasłoniła twarz dłońmi jęcząc głośno.
- Ty nic nie rozumiesz!
- Oświeć mnie więc.
Zanim jednak Benson wyrwała się z udzieleniem odpowiedzi popatrzyła chwilę w przestrzeń, podkradła kilka frytek synowi Leanne (spotykając się przy tym z niemałym oburzeniem chłopca) i wypiła do końca swojego już nie tak lodowego shake'a.
- Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? On przecież myśli, że jestem jakąś napalo - urwała jednakże, widząc ostrzegawcze spojrzenie Leanne. - Myśli, że chciałam wykorzystać jego zabawkę. Pobawić się i wyrzucić - dodała ze słyszalnym w głosie smutkiem.
- A nie chciałaś? - Zdziwiła się Christy, siorbiąc głośno swoją colę. Dietetyczną oczywiście, coby nie przesadzać z kaloriami. Obżarstwo obżarstwem, ale jakiś umiar musiał być.
- Chciałam!
- Więc w czym problem?
- Ty chyba naprawdę nie rozumiesz powagi sytuacji, Christy - wtrąciła Leanne. - Facet, powtarzam, w razie gdybyś nie zrozumiała, facet nie chciał wykorzystać szansy, jaką mu dała. A zrobił to dlatego, ponieważ naprawdę polubił naszą Kaylę.
- No, powiedzmy, że o to mi chodziło - stwierdziła Benson, kręcąc w rozdrażnieniu głową. - A jeszcze niedawno przyciskał mnie do materaca i całował. Chciał dokładnie tego samego, co ja. Co, do diabła, poszło nie tak?
Wszystkie trzy westchnęły głośno, widocznie zastanawiając się nad zadanym pytaniem.
- Może miał problemy ze sprzętem - zaproponowała Christy.
- Albo - pisnęła podekscytowana Leanne - po prostu nie spodobało mu się, że to kobieta ma w planach wykorzystanie faceta. Nie chciał być tym, który zostanie porzucony.
- Brednie - prychnęła Kay. - Ja tam uważam, że jest po prostu tchórzem.
Christina wydymała usta.
- Jest jeszcze jedna możliwość - stwierdziła, wymownie spoglądając na Leanne, która od razu zrozumiała aluzję. W pełni potwierdzał to jej szeroki uśmiech.
- Jaka? - Zajęczała Kayla, czując się lekko wykluczona. Sama w końcu zupełnie nie rozumiała, co mają na myśli jej przyjaciółki.
- Jak to jaka? – Rudowłosa wzruszyła ramionami, zachowując się tak, jakby mówiły o czymś zupełnie banalnym. - Zakochał się.
Panna Ellis z wyraźnym podekscytowaniem skinęła głową, zupełnie nie przejmując się jękami Kay.
- Tylko pomyśl - zaczęła. - Facet nie chce się z tobą ciupciać na podłodze w sali treningowej, zabiera cię na świetną randkę, odprowadza pod same drzwi i nie oczekuje żadnego riki tiki po pierwszym, poważnym spotkaniu. Co więcej, nie ma pretensji o twoje głupie i zupełnie niepotrzebne kłamstwa. Spędza miło czas z twoją rodziną i robi wszystko, by go polubili. Nie dziwne, że chce zyskać pewność, iż angażujesz się w coś tak samo mocno, jak on.
Kayla mimowolnie się skrzywiła.
- To ja już chyba wolę myśleć, że miał problemy ze sprzętem.
Leanne zaśmiała się pod nosem.
- A ja sądzę, że nasze ostatnie wytłumaczenie jest całkiem przekonujące.
Ciemnowłosa westchnęła głośno. Przez to ciągłe myślenie o Ryanie i całej wczorajszej sytuacji straciła nawet apetyt. Odsunęła więc od siebie czerwoną tackę, krzywiąc się na widok niedojedzonej porcji jedzenia.
- A ty co myślisz? - Zapytała od niechcenia najmłodszego towarzysza.
Sammy wydawał się być bardzo zajęty rozpracowywaniem nowej zabawki, którą dostał wraz z zestawem, dlatego udzielenie odpowiedzi zajęło mu trochę czasu.
- Ja tam myślę, ciociu, że bardzo lubisz tego pana - oznajmił, pocierając wewnętrzną stroną dłoni swój mały nosek. - Bardziej niż nam mówisz.
Na chwilę zapadła cisza. Dość wymowna cisza.
Cóż, zabawne, że czasem dzieci widzą sprawy dość oczywistymi, kiedy dorośli pozostają na pewne kwestie zupełnie ślepi.
- Wiecie co? - Zagaiła Kayla, starając się nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego. - Te fast foody zupełnie mi nie pomogły. Chyba przyszedł czas na powrót do korzeni…

~*~

Czasem niewiele jest nam potrzebne do szczęścia. Tego wieczoru Kayla nie wymagała więcej niż butelki wina (dokładnie trzech, wypitych na spółkę z Christiną), lodów czekoladowych (całe opakowanie Ben & Jerry's) i dobrego towarzystwa. Jako, że Leanne z wiadomych powodów nie mogła spożywać alkoholu postanowiła w ogóle nie przychodzić na pijacką imprezę. Jak twierdziła, bycie jedyną trzeźwą osobą w grupie nie ma nic wspólnego z dobrą zabawą. Szczególnie, jeśli jej przyjaciółki upijają się nie dla zabawy, a dla upodlenia.
Kayla wraz z Christiną siedziała na podłodze w salonie tuż obok kanapy (najwyraźniej był to ten czas, gdy nie liczyła się już wygoda) w pełni poświęcając swoją uwagę Bandziorowi, który - jak to miał w zwyczaju - ułożył się pomiędzy nogami swojej właścicielki, licząc na głaskanie.
- Wiem! - Zajęczała nagle Christina. Zanim jednak dokończyła swoją wypowiedź sięgnęła po butelkę wina, by rozlać ostatnią porcję alkoholu do dwóch kieliszków. - Musisz doprowadzić go do granicy wytrzymałości!
Kayla przechyliła głowę na bok, by uważniej przyjrzeć się blondynce i przeanalizować jej słowa.
- Czyli?
Christy wzruszyła ramionami.
- Tego jeszcze nie wiem, ale coś wymyślimy – wyjaśniła z szerokim uśmiechem. - Musi być przecież jakiś sposób, by go przekabacić na twoją stronę i sprawić, że da ci dokładnie to, czego ty chcesz.
Kayla jęknęła głośno.
- Być może jest - zawołała pijackim głosem. - Ale po co mi ten sposób, skoro ja już więcej się z nim nie spotkam? Nie ma mowy, że pokażę się na tych głupich treningach! Spaliłabym się przed nim ze wstydu.
Christy zachichotała głośno, chociaż sama nie miała pojęcia, z czego tak właściwie się śmiała. Słowa Kayli były w końcu dalekie od nazwania ich zabawnymi.
- To trochę dziecinne, nie sądzisz? - Zapytała blondynka po długiej chwili ciszy. - Zamierzasz tak po prostu go olać, ponieważ jest ci głupio? Chcesz zerwać z nim kontakt bez żadnego słowa wyjaśnienia?
- Oczywiście, że nie! - Zajęczała ciemnowłosa, podnosząc się z podłogi. - Zamierzam mu wysłać wiadomość.
- Wiadomość?
- Tak, SMS’a – oznajmiła z przekonaniem. - Napiszę mu, że nie mogę przyjść na trening, bo mam dużo pracy. A tak się składa, że w przyszłym tygodniu spotykamy się z nim na sali treningowej po raz ostatni. Bang!
- Przedostatni - wyjaśniła Christy, również podnosząc się z podłogi. Biedny Bandzior został na ziemi zupełnie sam.
- No trudno, w takim razie będę musiała użyć dwa razy podobnej wymówki – powiedziała ze słyszalnym rozczarowaniem.
Christina założyła ręce na biodra, patrząc na swoją przyjaciółkę z wyrzutem.
- Nie ma mowy!
Kay przewróciła teatralnie oczyma.
- Masz rację, to by było trochę głupie. Za drugim razem wymyślę coś bardziej dramatycznego, niż duża ilość pracy.
- Nie o tym mówię! - Krzyknęła Christina, niewątpliwie zaskakując Benson. - Nie zgadzam się na jakąkolwiek wymówkę. Przecież wczoraj nie zrobiłaś nic złego. To, że się z tobą nie przespał, nie oznacza jeszcze, że masz chować głowę w piasek i udawać, że sprawa cię kompletnie nie dotyczy.
- Ale...
- Żadnych ale! Spotkasz się z nim. Będziesz uśmiechnięta i pokażesz facetowi, że masz gdzieś, czego on chce, bo liczysz się tylko ty. Chcesz Waltona? Dostaniesz Waltona!
Kayla pokręciła przecząco głową.
- Zapominasz o jednym fakcie - powiedziała z wyrzutem. - On się ze mną nie prześpi dopóki nie zaangażuję się emocjonalnie.
Christy prychnęła.
- Cóż, do tej pory nieźle ci szło kłamanie, dlaczego by więc tym razem faceta nie oszukać?
Benson zmarszczyła brwi.
- Słucham?
- Dobrze słyszałaś. Skoro chce, byś się w nim zakochała, to się zakochasz. A przynajmniej będziesz udawać. Dostaniesz to, czego chcesz, zawiniesz kiece i sayonara.
Ciemnowłosa zagryzła dolną wargę, uważnie przyglądając się swojej przyjaciółce. Ilość wypitego wina sprawiła jednak, że potrzebowała znacznie więcej czasu na oswojenie się z faktami. Co więcej, musiała nawet usiąść, gdyż nowo otrzymane informacje nieco zbiły ją z tropu.
- Christy - zaczęła w końcu. - Ty geniuszu!
Blondynka uśmiechnęła się tryumfalnie i zaraz potem sięgnęła po dwa kieliszki, podając jeden z nich Benson. Zdecydowanie nowy plan działania wydawał się godny opicia.

- Udać, że się zakochałam, wziąć to, co chcę i sayonara - powtórzyła z przekonaniem i szerokim uśmiechem. To wszystko zdawało się takie proste. Oczywiście, wtedy jeszcze nie wiedziała, że ten plan można skwitować najróżniejszymi słowami, ale niestety „proste” nie było jednym z nich.



niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 16


Kayla ślepo wpatrywała się w szybę, sprawiając wrażenie osoby szalenie zainteresowanej mijanymi widokami. Nic bardziej mylnego. W myślach, co chwilę na nowo odliczała do dziesięciu, próbując się uspokoić. I wbrew pozorom nie dlatego, że obok niej siedział przystojny mężczyzna, a jej serce nie dawało sobie rady z utrzymaniem równego tempa na jego widok. O nie! Tu chodziło raczej o próbę powstrzymania się od popełnienia zbrodni, przez którą mogłaby trafić do więzienia.
Dziewczyna już wcześniej niejednokrotnie wyobrażała sobie, jak będzie wyglądać ich druga randka. Randka, którą w istocie sama miała zorganizować. Przez jej umysł przewijały się najróżniejsze scenariusze. Oczywiście, wszystkie z nich przedstawiały sielankową wersję spotkania. Wyjście do kina, romantyczna kolacja, czy nawet spacer, podczas którego prowadziliby jedną z tych zabawnych, niezwykle swobodnych rozmów – typowo filmowa scena. W żadnym ze swoich planów nie przewidziała tylko jednego. Kochanej rodzinki, która nieświadomie zrujnuje ten wieczór. Co dziwne, nie była zła na bliskich, którzy skakali dokładnie tak, jak Ryan im zagrał. Była zła na Waltmana, ponieważ owinął sobie wszystkich wokół palca. Nie dość, że dzisiaj musiała się nieźle nagimnastykować, by sprawić, żeby jej kłamstwa brzmiały dość wiarygodnie, to już teraz wiedziała, że przez Ryana będzie musiała robić to jeszcze przez (co najmniej!) najbliższe dwa tygodnie. Była pewna, że jej mama, ani babcia nie odpuszczą faktu, iż obok Kayli zakręciła się taka dobra partia.
Jak miała im wyjaśnić, że ani ona, ani zapewne Waltman tak naprawdę nie wiążą ze sobą żadnych planów na przyszłość? Ryan nie zapowiadał się wcale na taką dobrą partię, jak widziała to jej mama. Kayla mogła się założyć, że przez jego łóżko przewinęło się mnóstwo kursantek. Co tu ukrywać? Był przystojny, inteligentny, nieźle ustawiony i z pewnością zwracał na siebie uwagę (nieświadomie, ale jednak) kobiet. Dziewczyny, które uczył w żadnym razie nie kryły się z tym, jak bardzo je pociągał. Dlaczego więc Kayla miałaby nie wykorzystać faktu, że pan instruktor zwrócił na nią uwagę? W końcu przyszedł czas i na to, by Benson mogła się rozerwać. Przecież przy Joshu nie miała zbyt wiele rozrywki. I niewątpliwie w tym wszystkim dopingował ją cichy głos Christiny. Najwyraźniej Kay, choć raz chciała zrobić coś szalonego. Coś, co pozwoliłoby chociaż na chwilę zerwać z niej metkę „nudnej księgowej”.
Szkoda tylko, że instruktorek postanowił zepsuć jej plany, rozkochując w sobie całą rodzinę dziewczyny. I właśnie dlatego musiała wciąż od nowa odliczać do dziesięciu. W tym momencie nie miała już ochoty na żadną randkę. Jedyne, co chciała zrobić, to udusić Ryana Waltona.
- Jesteś jakaś markotna – odezwał się nagle mężczyzna. Oczywiście, wybijając przy tym z rytmu liczenia biedną Kaylę.
Dziewczyna odchrząknęła, dając sobie tym samym kilka chwil na ułożenie jakiejś sensownej odpowiedzi. Przez chwilę się wahała. Powiedzieć mu, co myśli o jego durnych sztuczkach manipulacyjnych, czy może przemilczeć tę kwestię i udawać, że wszystko jest w porządku?
Na nieszczęście Waltmana w bagażniku rozbrzmiał dźwięk obijających się o siebie butelek. Nie byle jakich, oczywiście. Z tyłu samochodu, ułożone w pięknym wiklinowym koszyku leżały szklane butelki pełne nalewek babci Maggie. Jako, że Ryan nie mógł się napić z rodziną Kay, to staruszka postanowiła dać mu coś na wynos.
- Nie musiałeś odstawiać tego całego teatrzyku – powiedziała z naburmuszoną miną. Dla dobrego efektu założyła jeszcze ręce na piersi i lekko odwróciła głowę w stronę szyby.
- Jakiego teatrzyku? – Zapytał zdziwiony.
- Jakiego teatrzyku? – Powtórzyła po nim, niezdarnie naśladując jego głos. Zdecydowanie zapowiadało się na pierwszą kłótnię w ich relacji. Ha! A nawet jeszcze nie byli na drugiej randce. – Teraz wszystkie kobiety z rodziny Bensonów cię ubóstwiają. Jak ja im teraz to wszystko wytłumaczę?
Ku wielkiemu zaskoczeniu dziewczyny Ryan uśmiechnął się szeroko.
- Wszystkie? – Zapytał, zerkając na nią. Duma była wprost wypisana na jego twarzy.
- Bądź poważny!
- Jestem. I jestem również zaszczycony faktem, że mnie ubóstwiasz.
Kayla jęknęła głośno.
- Nie to chciałam powiedzieć.
- Ale nie zaprzeczyłaś, że mnie ubóstwiasz – dodał. I naturalnie cały czas uśmiechał się głupkowato. Ochota Kay na uduszenie tego faceta z sekundy na sekundę rosła.
- Wszystkie oprócz jednej! – Zawołała zirytowana.
- Nie wydaje mi się. Babcia Maggie mnie przecież ubóstwia.
Kay przewróciła teatralnie oczyma. Sprzeczanie się z Waltonem było tak samo trudne, jak wytłumaczenie jej ojcu, że deskę w toalecie za każdym razem trzeba opuścić.
- Miałam na myśli siebie, geniuszu. To raczej oczywiste, że moja babcia jest na każde twoje skinienie palcem. Wbrew pozorom nie rozdaje swoich nalewek każdemu przyjezdnemu.
Ryan uśmiechnął się szerzej.
- Myślisz, że babcia Maggie da się wyciągnąć na randkę?
I w tym momencie Kay już dalej nie potrafiła zachować swojej pokerowej twarzy. Wybuchła głośnym śmiechem i nie mogła nic na to poradzić.
- Nie zdziwiłabym się, gdyby się zgodziła – dodała po chwili, nie powstrzymując szerokiego uśmiechu.
Ryan pokręcił w rozbawieniu głową.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sytuacja w aucie nie była już dłużej napięta. Zły humor Kayli poszedł w zapomniane, a obijające się o siebie szklane butelki przestały jej przeszkadzać. I nim dziewczyna zdążyła się spostrzec duży Jeep parkował przy krawężniku zaraz obok jej kamienicy.
- To co dalej? – Zapytał Walton, kompletnie nieświadomy tego, jakie są plany Kayli na dzisiejszy wieczór.
Dziewczyna wzdychając głęboko odpięła swój pas i otworzyła drzwi samochodu.
- Wysiadka, instruktorku – powiedziała z szerokim uśmiechem i nim facet zdążył odpowiedzieć wysiadła z auta, zatrzaskując za sobą drzwi.
Szybkim krokiem pokierowała się w stronę klatki schodowej, starając się nie myśleć o tym, co zastanie w swoim mieszkaniu. Nie mogła sobie przypomnieć, czy aby na pewno wszystko posprzątała i czy może Ryan nie zastanie jej ubrań i bielizny rozwieszonej na sznurkach w łazience. Licząc się również z pomysłami Bandziora wiele rzeczy od czasu jej wyjścia z domu mogło ulec zmianie.
- Idziemy do twojego mieszkania? – Zapytał Ryan, zmierzając tuż za nią.
- Nie, do mojej sąsiadki – odpowiedziała prychnięciem.
- Zabawne, Kay, naprawdę. Boki zrywać.
Mimo ironicznego głosu mężczyzny Kay roześmiała się głośno. Jej dobry nastrój niewątpliwie wrócił. Co oznaczało po prostu tyle, że jej poczucie humoru na poziomie sześcioklasisty miało się po prostu świetnie.
- Wiesz co miałem na myśli – kontynuował Ryan. – Nie wychodzimy nigdzie?
Kay otworzyła drzwi wejściowe do klatki i razem z Waltonem pokierowała się na górę.
- Nie, zostajemy u mnie – odpowiedziała pewnym siebie głosem. Z czego, naturalnie, była niezwykle dumna. Jakby nie patrzeć w towarzystwie Waltmana nie zdarzało jej się to zbyt często. – To jakiś problem?
W pierwszej chwili mężczyzna się zawahał, co momentalnie dało Kayli do myślenia. Nie była pewna, jak ma to rozumieć. Oczywiście, randka w mieszkaniu mogła kojarzyć się dość jednoznacznie, ale czy nie o to w ich spotkaniach właśnie chodziło? Czy nie tego oboje chcieli?
Od zawsze Barbara powtarzała córce, że mężczyźni to byt prosty. Szkoda tylko, że Kayla nie mogła dostrzec tego w Ryanie. Z nim wszystko wydawało się skomplikowane. A rozszyfrowanie jego myśli i intencji wydawało się czymś niemożliwym, niemal abstrakcyjnym.
- Nie, skąd. To przecież randka w twoim stylu. Będziemy robić to, co tylko chcesz.
Zabrzmiało obiecująco. Ale jednak coś Kayli w jego słowach nie grało. Z wielkim niedowierzaniem przyjęła fakt, że nie brzmiały dwuznacznie!
Ciemnowłosa pokiwała głową nieco zmieszana, ale szybko się otrząsnęła. To było przecież niemożliwe. Walton, jakby nie patrzeć, był po prostu facetem. Koniec, kropka. Chcąc nie chcąc musiał myśleć penisem.
- Zapraszam do środka – powiedziała, otwierając drzwi od swojego mieszkania.
Szkoda tylko, że Bandzior tym razem postanowił stanąć Kayli na drodze ku szczęściu.
- Mój Boże! – Zawołała, widząc ogrom szkód, jakie wyrządził.
Kwiat, który wcześniej stał w kącie w przedpokoju już dłużej nie pełnił funkcji ozdobnej. Z przewróconej donicy niemal całkowicie wysypała się ziemia, którą zwierzak postanowił roznieść po całym mieszkaniu. Już teraz widać było, co Bandzior obrał sobie za cel. Postrzępiony bambus prezentował się po prostu okropnie.
- Bandzior! – Zawołała. Jednak, co raczej oczywiste, winowajca, jak to miał w zwyczaju po wyrządzeniu jakichkolwiek szkód, postanowił się schować. Jego pech, że Kay doskonale znała tę kryjówkę.
Szybko przeszła przez przedpokój, zmierzając prosto do swojej sypialni. Stanęła w jej progu, mierząc nienawistnym wzrokiem swoje łóżko. Mała główka zwierzaka wystawała spod mebla.
- Łajzo ty mała! – Warknęła. – Wyłaź stamtąd! Już!
Bandzior po chwili zwłoki lekko przeczołgał się do przodu.
- No już!
Nastąpił kolejny, choć ledwo widoczny ruch ze strony pasa.
- Co mówiłam o niszczeniu kwiatów? – Dziewczyna założyła ręce na biodra i z pełną surowości miną wpatrywała się w zwierzaka. I zapewne robiłaby to dalej, gdyby nie cichy śmiech dochodzący z przedpokoju.
- Nie podważaj mojego autorytetu, Waltman – odwróciła się na chwilę, by spojrzeć na mężczyznę. A zaraz potem zdała sobie sprawę, jak absurdalnie musiała brzmieć. Jeśli wcześniej Ryan nie wziął jej za jakąś wariatkę, to zrobił to na pewno teraz.
Dlatego nabrała głęboko powietrza i zaraz je ze świstem wypuściła, łudząc się, że mimo wszystko uda jej się wyjść z tej sytuacji z twarzą.
- Przepraszam – powiedziała po chwili. Z bezsilności wzruszyła ramionami.
Zdecydowanie ta randka już od początku zapowiadała się na katastrofę. Najpierw Bobby próbował jej to wytłumaczyć, potem rodzinka, a teraz Bandzior. Ale cóż, chyba gorzej już być nie mogło, prawda?
- Zaraz to wszystko posprzątam – dodała. – Trochę mi głupio o to prosić, ale mógłbyś w między czasie wziąć tego gagatka na spacer?
Bandzior momentalnie wyszedł spod łóżka. Jakby doskonale rozumiejąc, co powiedziała Kayla, szybko czmychnął obok swojej pani i popędził do Ryana.
Walton uśmiechnął się ciepło i co dziwne, wcale nie wydawał się być zirytowany całą sytuacją.
- Zaraz wracamy.

~*~

Piętnaście minut wystarczyło Kayli, by posprzątać mieszkanie, sprawdzić, czy ma w ogóle czym nakarmić Waltmana i się przebrać. Gdy Ryan był już z powrotem na górze Benson postanowiła udawać, że Bandzior wcale jej nie podpadł i wszystko (absolutnie wszystko) szło zgodnie z planem.
- Zabieram się za robienie zapiekanki z makaronem – oznajmiła, gdy mężczyzna przekroczył próg jej kuchni. – Mam nadzieję, że lubisz.
Ryan pokiwał entuzjastycznie głową. Wydawał się być dużo bardziej zrelaksowany, niż w momencie, kiedy wchodzili do jej kamienicy. Ale to wcale nie sprawiło, że dziewczyna przestała myśleć o jego dziwnym zachowaniu. Cała sytuacja wydawała się dość podejrzana. A Kayla miała to do siebie, że lubiła wszystko rozkładać a czynniki pierwsze.
Tyle że w ciągu następnych trzydziestu minut Walton zachowywał się tak, jak zawsze. Był pełen dobrego humoru, nieco zaczepny i oczy błyszczały mu się w ten dziwny sposób. Jakby coś kombinował. Tym samym sprawiał, że pewność siebie Kay nawet na jej terenie, miejscu, gdzie powinna czuć się w stu procentach swobodnie, była trochę nadszarpnięta.
- Jaki gatunek filmu chcesz obejrzeć? – Zapytała, wychodząc z kuchni. Walton zmierzał tuż za nią. – Komedia? Horror? Dramat?
- Czy to przypadkiem nie jest randka w twoim stylu? Nie ty powinnaś wybierać? – Zapytał, opierając się o framugę drzwi z założonymi rękoma.
Kayla uśmiechnęła się do niego delikatnie. Po części dlatego, że wyglądał absolutnie genialnie. A po części dlatego, że popełnił totalną głupotę.
- Słuszna uwaga, panie Ryanie – powiedziała rozbawiona. – Obejrzymy Seks w wielkim mieście – dodała tryumfalnie.
Waltonowi momentalnie zrzedła mina. Jednak, co z pewnością zaskoczyło Kay, w żaden sposób tego nie skomentował. Nawet pół godziny później, gdy jedli zapiekankę, przyglądając się historii czterech przyjaciółek z Nowego Jorku zbytnio nie narzekał. Może dlatego, że cały czas ładował do ust kolejne porcje makaronu i nie miał ku temu najlepszej sposobności. Ale fakt pozostawał faktem. Walton cały czas milczał. I co za tym szło, Kayla zamiast oglądać film próbowała rozpracować tego skomplikowanego faceta.
Kompletnie nie wiedziała, w jaką stronę to wszystko zmierza. Siedzieli na jednej kanapie, ale Ryan nawet nie próbował się do niej zbliżyć. Już nawet na treningu zdawali się być bliżej siebie. Czy też na jego randce. Wtedy przynajmniej trzymał ją za rękę.
Benson przełknęła głośno ślinę, stwierdzając, że czas podjąć ryzyko. Jej randka, jej reguły.
Przesunęła się kilka centymetrów w stronę Waltona, nieprzypadkowo stykając ze sobą ich ramiona. I gdy on nawet nie drgnął, przesunęła się jeszcze bliżej.
- Wszystko w porządku, Kay? – Zapytał, zerkając na nią mimochodem. – Masz wystarczająco miejsca, czy może za bardzo się rozpycham?
Benson poczuła, jak opada jej szczeka. Dosłownie. Dlatego, by nie wyglądać, jak największa idiotka na świecie, pomogła sobie dłonią, by ponownie złączyć usta.
- To musi być jakiś żart – powiedziała sama do siebie.
 - Słucham? – Ryan teraz już w pełni poświęcił jej swoją uwagę.
- Żart – powtórzyła, patrząc na niego zdezorientowana. – Naigrywasz się ze mnie, tak?
- Słucham? – Zapytał ponownie, marszcząc brwi.
Dziewczyna westchnęła głęboko. Wstała z kanapy, sięgnęła po dwa stojące przed nią talerze i ruszyła w stronę kuchni. W tym momencie nie interesował ją już żaden film (nie żeby wcześniej z uwagą go oglądała).
- To nie jest śmieszne – zajęczała. - To naprawdę nie jest zabawne!
- Kayla? – Zawołał za nią Ryan, ale zanim podniósł się z kanapy i ruszył za dziewczyną minęło kilka sekund. – O czym ty mówisz?
- Boże! – Jęknęła znowu. – Jak mogłam być taka ślepa?
Szybko zgarnęła resztki jedzenia do miski Bandziora, a potem wrzuciła naczynia do zlewu z głośnym zgrzytem. Najwyraźniej była im jednak pisana tego dnia jakaś kłótnia.
- Wal prosto z mostu – zażądała patrząc na niego z wyrzutem. By wyglądać na bardziej stanowczą (albo by po prostu mieć co zrobić z dłońmi) założyła ręce na biodra. Cały czas uważnie śledziła reakcje Waltona, który (co w sumie jej dość imponowało, bo wciąż doskonale szło mu udawanie) wyglądał na całkowicie zbitego z tropu.
- Na co czekasz? – Kontynuowała. – Powiedz, o co ci chodzi, a nie pogrywasz ze mną.
- Kayla… - pokręcił przecząco głową, marszcząc brwi.
I w momencie, gdy Benson zaczynała już wątpić w swoją intuicję Walton uśmiechnął się delikatnie. A potem po prostu się zaśmiał. A tym samym sprawił, że Kay ponownie rozdziawiła buzię.
- Przepraszam! – Uniósł ręce w obronnym geście, próbując powstrzymać rozbawienie.
Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie powiekami, najwyraźniej myśląc, że coś jej się przywidziało. Ale nie. Sytuacja była dość oczywista. Walton stał w jej kuchni śmiejąc się z sytuacji, której biedna Kayla nawet nie rozumiała.
- Możesz mi w końcu wyjaśnić, co tu, do diaska, się dzieje?
Ryan pokiwał głową, nie odrywając nawet na chwilę wzroku od dziewczyny. Już się nie śmiał, chociaż w jego oczach tańczyły radosne ogniki.
- Ryan – ponagliła go.
- Dobrze, już dobrze – zaczął. – Nie chciałem cię zdenerwować. I borń Boże, nie stroiłem sobie z ciebie żadnych żartów, Kay.
- Akurat – prychnęła. – Przez cały dzień prowadzisz jakąś dziwną grę. Najpierw teatrzyk w domu moich rodziców, potem twoje dziwne zachowanie tutaj. O co tak właściwie się rozchodzi?
Mężczyzna westchnął głęboko, po czym wsunął dłonie do tylnych kieszeni spodni. Minę miał poważną.
- Nie pójdę z tobą do łóżka, Kayla.
Benson się skrzywiła. Jasne, chciała wyjaśnienia, ale nie takiego. Słowa chłopaka sprawiły, że miała ochotę zapaść się pod ziemię. Oczywiście, że jej zachowanie było dość klarowne i doskonale zdawała sobie sprawę, że Ryan wie, czego ona oczekuje. Ale
- Zmieniłam zdanie. Jednak nie chcę wiedzieć, po co to wszystko – zajęczała, odwracając się do niego plecami. Oparła się dłońmi o blat szafki kuchennej i przymknęła na chwilę oczy. Zdecydowanie zrobiła dzisiaj z siebie największą idiotkę na świecie.
- Kay, źle to zabrzmiało. – Już pędził z wyjaśnieniami. – To nie tak, że nie chcę.
- O Boże! – Zawołała. – Przestań mieszać mi w głowie, Walton.
Odwróciła się, by popatrzeć na Ryana, ale gdy tylko to zrobiła, szybko wróciła do poprzedniej pozycji. Nie była jeszcze gotowa, by spojrzeć mu w oczy.
- Postaw sprawę jasno – poprosiła. Już dziękowała Bogu, że treningi samoobrony lada moment dobiegną końca, a ona już dłużej nie będzie musiała robić z siebie Kosmitki przed tym facetem. Mogła jedynie sobie wyobrażać, co on może teraz o niej myśleć.
- Jasno? – Powtórzył po niej. – Nie ma problemu.
Podszedł do niej, złapał ją za biodra i odwrócił w swoją stronę. A potem zmusił, by spojrzała mu w oczy.
- Nie prześpię się z tobą, Kay, chociaż tego chcę – wyjaśnił. Ale po minie Benson można było się domyślić, że nadal kompletnie nie rozumiała, o czym Ryan mówił. – Przynajmniej nie teraz. Nie dopóki sama grasz w tę dziwną grę.
- Słucham?
- To co słyszałaś – kontynuował. – Dzisiaj, będąc u twoich rodziców coś zrozumiałem. Coś, co cholernie mi się nie spodobało.
Dziewczyna uniosła pytająco brew.
- Nie będę twoją przygodą na jedną noc, Kay.
Jeśli to było możliwie, brew Benson uniosła się jeszcze wyżej.
- Nie?
- Nie – stwierdził z ogromnym przekonaniem. – Dlatego dopóki twoja gra ma takie zasady, jakie ma, ja będę grał w swoją.
- Co to właściwie znaczy?
Ku zdziwieniu dziewczyny Ryan na chwilę spuścił z poważnego tonu i tego srogiego wyrazu twarzy.
- To znaczy, że dopóki nie będziesz miała wobec mnie odrobinę poważniejszych planów, to nic się między nami nie wydarzy – powiedział z lekkim uśmiechem. Zupełnie tak, jakby był dumny z siebie i ze swoich durnych pomysłów. Bo bez wątpienia Kayla rozpatrywała je w podobnej kategorii.
- Postradałeś zmysły? – zapytała całkiem poważnie.
Ale najwyraźniej Ryan potraktował to, jako pytanie retoryczne, bo zamiast odpowiedzieć, przysunął się odrobinę bliżej dziewczyny. Lekko się pochylił, by pocałować czubek jej głowy. A potem, jak gdyby nigdy nic, odsunął się od niej i zaczął zmierzać w stronę drzwi wyjściowych z mieszkania.
- Do zobaczenia niedługo! – Krzyknął  zanim wyszedł. Swoim zachowaniem sprawił, że Kayla już kompletnie nie rozumiała, co właśnie się wydarzyło. Przez chwilę nawet wydawało jej się, że śniła, dlatego szybko uszczypnęła się w ramię. Tyle że po tym nic się nie zmieniło. A w jej głowie wciąż krążyło tylko jedno pytanie.
Co do cholery?