wtorek, 3 maja 2016

Rozdział 28


Ojciec Ryana zawsze powtarzał, że życie jest jak skomplikowany labirynt, z którego nie można wyjść, a czym dalej wchodzisz, tym jest trudnej. Ale przecież istnieje pewna prosta sztuczka, dzięki której można opuścić to błędne koło. Wystarczy przecież trzymać dłoń na prawej ścianie labiryntu i iść przed siebie. I choć powrót niewątpliwie zajmie nam trochę czasu, to zakończy się sukcesem. Dlatego też Ryan nigdy nie traktował słów ojca poważnie i sądził, że zawsze można znaleźć rozwiązanie swojego problemu. Jakkolwiek byłby skomplikowany.
A potem poznał Kaylę Benson…
Prawdę mówiąc, wcześniej zupełnie nie analizował swojej sytuacji. I choć myślał o Kay bardzo często, to nie planował dalszych kroków. Wszystko działo się spontanicznie. Kto wie, może to był jego podstawowy błąd, bo szalona księgowa zdawała się rozmyślać więcej, niżeli powinna.  Co niestety, prowadziło ją do częstych zmian zdania. Ale nawet to z początku wydawało się zabawne. Mało tego, Ryan nawet uważał to za urocze. Ale cóż, chyba wszystko ma jakieś granice…
- Powinniśmy się napić – oznajmiła z przekonaniem Elle.
Każdy z nas powinien mieć chociaż jedną taką osobę, do której może zwrócić się z każdym kłopotem. Dla Ryana taką bratnią duszą była Elle. Traktował ją jak siostrę. Znali się niemal od zawsze i można powiedzieć, że razem wychowali. Nikomu nie ufał bardziej, niż tej dziewczynie. Dlatego nie dziwne, że po wydarzeniach dzisiejszego dnia zadzwonił właśnie do niej.
- Nie, najpierw muszę wykombinować, jak otworzyć jej oczy – zaczął. W jego głosie dało się usłyszeć złość. – Tańczy tak, jak jej zagra. Jak można być tak ślepym?
El przysiadła na podłokietniku kanapy, na której siedział Walton. Położyła dłoń na ramieniu mężczyzny.
- Ma dobre serce i jest naiwna. W tej chwili niewiele możesz zrobić. Szczególnie, że nie myślisz teraz jasno.
- I twoim zdaniem doskonałym pomysłem będzie się nawalić?
Dziewczyna uśmiechnęła się głupkowato.
- To jedyny pomysł, jaki mam. Dlaczego by nie spróbować?
Blondynka podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę progu pokoju. W mieszkaniu Waltona czuła się, jak u siebie. Ściągnęła jego kurtkę z wieszaka i rzuciła nią w stronę kanapy, trafiając prosto w mężczyznę.
- Ruszaj te swoje boskie cztery litery i chodź ze mną. Nie będę się powtarzać.
Elle miała wiele zalet. Jednak dla Waltona największą z nich była jej arbitralność (choć zapewne większość uznałaby to za wadę). Przyjaźń z tą dziewczyną nie była łatwa. Nie raz się kłócili, gdy każde z nich obstawało przy swoim. Ale jakimś cudem to umocniło ich przyjaźń. Kochali się i niewątpliwie jedno za drugim wskoczyłoby w ogień.
- Może powinieneś o tym porozmawiać z Blake’iem? Zna Kalyę.
- I co twoim zdaniem zrobi? – Zapytał Ryan. Wstał z kanapy, założył kurtkę i pokierował się w stronę drzwi. Otworzył je przed swoją przyjaciółką, a potem zamknął na klucz, by razem mogli pokierować się w stronę ulubionego baru.
- Z tego co widziałam, tak samo jak ty nie lubi typa. Może razem weźmiecie go za fraki i wywalicie na zbity pysk?
Ryan po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnął. Oczywiście, wiedział, że Elle jedynie sobie żartuje, ale spodobał mu się ten pomysł. Nawet jeśli scenariusz tego wydarzenia mógł rozegrać się tylko w jego głowie.
- Załatwię wam alibi – kontynuowała. – Gdy Josh będzie próbował powiedzieć Kayli, co się wydarzyło, wy będziecie zupełnie czyści. Facet zrobi z siebie idiotę.
Walton skinął głową. Objął ramieniem przyjaciółkę, nie przerywając spaceru.
- Jest idiotą i bez tego – stwierdził. – Wkurza mnie tylko, że Kayla tego nie widzi.
- Widzi. Po prostu stara się przymknąć na to oko, bo chłopakowi zmarła mama. Dziwi mnie tylko, jak szybko zapomniał o żałobie i skupił się na wykorzystaniu tej sytuacji.
Ryan zamyślił się na chwilę.
- Już raz widziałem, jak Kayla kazała mu spadać. To nie tak, że nie potrafi się postawić.
- Laski są dziwne - podsumowała. – Wiem, co mówię. W końcu z jakiegoś powodu jestem sama – mimo starań, ostatnie zdanie wypowiedziała ze smutkiem.
Ryan objął ją mocniej.
Elle postanowiła ujawnić swoją orientację seksualną już w czasach liceum. Z początku nie było jej łatwo. Szczególnie, że rodzice byli zagorzałymi katolikami i nie postrzegali tego, jako coś normalnego. Uważali, że ich córka jest chora i powinna się leczyć. Najwyraźniej homoseksualizm traktowali, jak przeziębienie. Cały czas powtarzali, że jej przejdzie. Ale nie przeszło. I ku wielkiemu rozczarowaniu córki, nie zaakceptowali tego. Sprawy sercowe dziewczyny były więc tematem tabu i przy rodzinnych spotkaniach unikali go jak ognia. Elle udawała, że jej to nie przeszkadzało, ale Ryan wiedział, jak było naprawdę.
A gdyby tego było mało, ciężki charakter El nie ułatwiał jej odnalezienia drugiej połówki, dlatego oprócz Ryana, Thomasa i Blake’a nie miała nikogo. Nie trzeba być wielce uczonym, by wiedzieć, że doskwierała jej samotność.
- Kayla nie jest głupia, prędzej czy później wywali go z domu – oznajmiła z przekonaniem, pragnąc jak najszybciej powrócić do głównego tematu. Nie chciała, by teraz skupiali się na jej problemach.
- Elle, mówiłem ci, iż sęk w tym, że – urwał, zatrzymując się gwałtownie.
- Że? – dopytywała się, spoglądając na przyjaciela ze zdziwieniem.
Walton jednak nic nie odpowiedział, wlepiając swój wzrok w pub po drugiej stronie ulicy.
- Chcesz iść tutaj, a nie do Blake’a? – spytała, źle odczytując jego zachowanie.
Mężczyzna nie zareagował od razu. Zamiast tego wytężył swój wzrok. Ale wbrew pozorom nie patrzył wcale na budynek. Przyglądał się psu, przywiązanemu do barierki. Buldog francuski leżał pod ceglaną ścianą, dysząc.
- Wygląda jak pies Kay – rzekł.
Elle zdezorientowana rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś czworonoga.
- Ten tam? – upewniła się.
Instruktor skinął głową.
- Co Kayla by tu robiła?
Dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Boże, Ryan, to po prostu jakiś tam pies. Rozumiem, że laska ci się podoba, ale jeżeli wszystko wokół łączy się z nią, to już nie jest normalne. Wiesz, jak to się nazywa?
Walton jednak już nie słuchał swojej przyjaciółki. Zamiast tego rozejrzał się wokół i szybszym krokiem zaczął zmierzać w stronę pubu.
- Ryan! – krzyknęła za nim Elle. – Zwariowałeś?
Ale nie czekając na potwierdzenie, ruszyła za nim.
- Bandzior! – zawołał trener.
Pies, zupełnie zaskakując pewną swoich racji El, podniósł łepek i spojrzał na nadbiegającego mężczyznę. W ramach powitania i potwierdzenia, szczeknął radośnie.
Elle otworzyła szeroko oczy, zupełnie nie rozumiejąc, jakim cudem Ryan poznał tego zwierzaka. Dla niej wyglądał, jak każdy inny buldog francuski. Nie było w nim nic wyjątkowego.
Mężczyzna przykucnął i przywitał się z psem, głaszcząc go po pysku. Po chwili odwrócił się z uśmiechem do swojej przyjaciółki.
- To chyba znak – zaśmiał się. – Muszę porozmawiać z Kay, gdy nie ma tego idioty w pobliżu.
El wzruszyła ramionami. Nie wierzyła w żadne „znaki”, ale skoro nadarzyła się taka okazja, to zdecydowanie należało z niej skorzystać.
- Chodź – zarządziła, podchodząc do drzwi wejściowych i gestem zapraszając Ryana do środka.
Nie musiała mu dwa razy powtarzać. Walton od razu się podniósł i szybko wszedł do środka, szukając wzrokiem panny Benson. Jednak, ku swojemu wielkiemu rozczarowaniu, nigdzie jej nie dostrzegł. Za to ktoś inny rzucił mu się w oczy.
- No przecież – zaczął. – Kayla nie wzięłaby Bandziora na spacer do baru.
W jego głosie dało się usłyszeć złość. Na sam widok Josha (bardziej znanego niektórym pod pseudonimem zdradzieckiego skurwysyna) zacisnął mocno pięści.
- Ryan, to nie jest dobry pomysł – powiedziała szybko Elle, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. Domyślała się bowiem, co chodziło trenerowi po głowie.
- Tylko z nim pomówię. Skoro nie ma Kayli, to przynajmniej nie będzie udawał pokrzywdzonego przez los.
Blondynka pokręciła przecząco głową.
- To nie jest dobry pomysł – powtórzyła. – Może lepiej po prostu zabierzmy psa. Za zgubienie Bandziora na pewno wywali go na zbity pysk.
Zbity pysk.
Dłużej nie musiała go namawiać.
Ryan nie czekając na specjalne zaproszenie zbliżył się do stolika przy którym siedział Josh. Mężczyźnie towarzyszył jakiś facet, ale Walton zupełnie się tym nie przejął.
- Pierze, sprząta, mówię ci, jest jak w bajce. Lada moment wrócimy do siebie – kontynuował Josh, jeszcze nie zauważając nowo przybyłego.
- A to ciekawe – wtrącił Walton, zwracając na siebie uwagę dwóch rozmówców.
Josh szybko spojrzał na gościa. Co zabawne, momentalnie wstał od stołu, przypadkowo przewracając z pośpiechu krzesło.
- Dobrze się bawisz? – zapytał instruktor, wskazując stojące przed nim piwo. – Już po żałobie?
Josh zacisnął zęby ze złości.
- Śledzisz mnie?
Walton prychnął.
- Mam lepsze rzeczy do roboty.
Zdradziecki skurwysyn mimowolnie zerknął na stojącą za mężczyzną dziewczynę.
- Szybko otrząsnąłeś się po porażce – powiedział z bezczelnym uśmiechem. Wydawało mu się, że właśnie zdobył przewagę. Już wyobrażał sobie rozmowę z Kaylą. Kiedy to niby przypadkiem wspomni, że podczas spaceru z Bandziorem (na który poszedł żeby odciążyć Kay od jej domowych obowiązków, bo przecież jest takim wspaniałomyślnym facetem) widział jej gogusia z inną panienką. Obściskiwali się, oczywiście, bo najwyraźniej już zapomniał o Benson. Czas więc, by ona zapomniała o nim.
Walton ponownie prychnął.
- Jesteś żałosny.
Josh pokręcił przecząco głową. Zabawne, naprawdę wydawało mu się, że jest na wygranej pozycji.
- Żałosny? – zaśmiał się. – Nie sądzę. Szczególnie, że koniec końców to i tak ja będę posuwał Kaylę.
Ryan był cierpliwym facetem. Jeśli ktoś nie wierzy, wystarczy spojrzeć na jego perypetie z Benson. Co jak co, ale przy tej kobiecie trzeba było wykazać się nie lada opanowaniem. Jednak, jak wiadomo, wszystko ma swoje granice.
Nie wahając się ani sekundy, Ryan wykonał jeden prosty ruch. Jego odpowiedzią na słowa faceta był prawy sierpowy. Bezbłędny. Zwłaszcza, że po tym jednym ciosie Josh leżał na podłodze i pojękiwał, jak mała dziewczynka.
 Elle doskonale wiedziała, że „tylko z nim pomówię” skończy się właśnie w ten sposób. Choć Ryan od czasu powrotu z wojska i założenia centrum sportu nie wdawał się w żadne bójki, to ta jedna była pewniakiem.
Dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem. Uwaga wszystkich w barze skupiła się na nich. Może tylko kolega Josha starał się tego nie zauważać. Najwyraźniej w obawie, że zaraz i jemu się dostanie.
- Porwanie Bandziora było jednak lepszym pomysłem – powiedziała pod nosem.