niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 25

W ciągu ostatniego tygodnia Kayla wyjątkowo mocno pokochała swoją pracę. Zabawne, że to właśnie tam czuła się zrelaksowana i świadoma swojej wartości. Doskonale wiedziała, na co może sobie pozwolić i jak należy rozwiązywać nagłe problemy. Niestety sprawy w jej życiu osobistym miały się zupełnie inaczej. Szczególnie ostatnio…
Biedna dziewczyna kompletnie nie miała pojęcia, jak ma sobie z tym wszystkim poradzić. Głównie chodziło o sprawę z Lindsay, w końcu od tego wszystko się zaczęło. Co prawda, ciężko było jej nazywać ciążę siostry problemem, ale niestety tak przedstawiała się sytuacja.
Kay nadal była jedyną osobą, której Lin wyjawiła prawdę. Jedyną, z którą mogła i chciała porozmawiać. I choć niewątpliwie Benson powinna docenić fakt, że siostra darzyła ją tak wielkim zaufaniem, to niestety kobieta dostrzegała w tym wszystkim pewne wady. Jedną z nich był fakt, że Lindsay rozważała usunięcie ciąży, co stawiało Kay w zupełnie niepożądanym położeniu. Ciemnowłosa nie uważała bowiem, żeby był to dobry pomysł (szczególnie, że Lin nie porozmawiała jeszcze z ojcem dziecka), ale z drugiej strony, nie mogła narzucić siostrze swojego zdania. Jakby nie patrzeć, decyzja nie należała do dziewczyny.
Drugim (od pewnego czasu stale obecnym w życiu) problemem był Ryan Walton. Kayla nie mogła uwierzyć, że podczas rozmowy z Tyler'em instruktor nie stanął po jej stronie. Teoretycznie nie była z Ryanem w żadnej zobowiązującej go do tego relacji, jednak to nie wpłynęło na zmianę jej zdania. Bolało ją to, że jej nie poparł, a zdradziecki przyjaciel nie raczył się wytłumaczyć. Broń Boże, Blake nie widział w swojej postawie nic złego. Jakby fakt, że zataił coś przed swoją przyjaciółką był dla niego zupełnie normalny.
Benson była zła na swoich bliskich i zupełnie nie wiedziała, jak ma poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Najlepsze w tym wszystkim było to, że najbardziej chciała się wyładować na Ryanie. Jakby to on był wszystkiemu winien. A przecież jedynie co zrobił, to nie przyznał Kayli racji.
Pragnienie zamordowania instruktora osiągnęło zenit w sobotni poranek. A więc w dzień treningu. Nie mogło być lepiej.
Kayla nie miała, co prawda, ochoty z nim rozmawiać ani na niego patrzeć, ale równocześnie odczuwała ogromną chęć przywalenia mu. I doskonale zdawała sobie sprawę, że nie chodzi tu tylko i wyłącznie o wieczór w barze Blake'a. Chodziło bowiem o... wszystko. O podrywanie jej, a potem odwracanie kota ogonem. O dręczenie i ciągłe wysyłanie sprzecznych sygnałów. Czy również zabieranie na randki, a potem ucinanie wszystkiego pod głupimi pretekstami. Albo o spiskowanie z Barbarą. I o wszystkie wymyślone przez niego gierki. Miała już serdecznie tego dość. Chciała, by w końcu przestał się nią bawić i po prostu powiedział, o co w tym wszystkim chodzi.
Może to pomogłoby jej zrozumieć, czego sama chciała od Waltona.
Dlatego tego dnia Kayla wstała z łóżka w bojowym nastawieniu i zaraz po wykonaniu wszystkich rutynowych czynności ruszyła na trening. Nawet nie przeszkadzał jej fakt, że tym razem musiała skorzystać z dobrodziejstw komunikacji miejskiej.
Gdy znalazła się już w centrum sportu, którego właścicielem był obiekt jej frustracji, od razu pokierowała się na odpowiednią salę. Nie przejmowała się wcześniejszym zaglądaniem do szatni. W istocie bowiem nie przyszła tu wcale by cokolwiek ćwiczyć.
Z impetem otworzyła drzwi prowadzące do sali i jeszcze głośniej zamknęła je za sobą. Zwykle Ryan już na nią czekał. Tym razem jednak było inaczej. Pomieszczenie świeciło pustkami i to jeszcze bardziej zdenerwowało Kaylę.
Wyszła więc z sali, znowu wchodząc na korytarz. Kompletnie nie wiedziała, gdzie ma go szukać. Oczywiście, domyślała się, iż mężczyzna z pewnością nie zapomniał o treningu i lada moment pojawi się na sali, ale ani myślała na to czekać. Nie dzisiaj.
Zeszła więc z powrotem do recepcji, spotykając tę samą „uprzejmą” kobietę, która nie tak dawno nie chciała użyczyć jej telefonu, by Kayla mogła zadzwonić po pomoc do któregoś ze swoich przyjaciół, gdy Bobby kategorycznie odmawiał współpracy ze swoją właścicielką.
- Gdzie znajdę Ryana Waltona? - zapytała bez zbędnych powitań.
W końcu Amy (czy jakkolwiek na imię było tej dziewczynie) i tak już nie przepadała za Kay. Nie było sensu tego zmieniać. Szczególnie, że Benson nie miała zamiaru wracać już tutaj na żadne następne treningi.
- Dzień dobry - odpowiedziała uszczypliwie blondynka. - Jaki jest problem?
- Wagi państwowej - odpowiedziała Kay, wywracając teatralnie oczami. - Pytałam, gdzie znajdę Ryana Waltona?
- A w jakiej sprawie pani go szuka? - Blondynka była równie nieustępliwa.
Ciemnowłosa zmarszczyła brwi. Nie miała czasu, ani ochoty na żadne gierki.
- Mam mieć z nim trening, ale nie pojawił się na sali. Gdzie, do diabła, go znajdę?
Kayla zwykle nie zachowywała się w podobny sposób. Zawsze grzecznie i kulturalnie zwracała się do innych, bez względu na to, czy ludzi znała, bądź czy darzyła ich sympatią. Niestety ostatnie problemy i wciąż narastająca frustracja sprawiły, że Kay zapomniała o wszystkich dobrych manierach. Chciała po prostu dostać to, po co tu przyszła.
- Proszę poczekać na sali, pan Walton na pewno zaraz przyjdzie - odpowiedziała blondynka, uśmiechając się sztucznie. - Pewnie jest jeszcze w swoim gabinecie i niedługo wyjdzie na zajęcia.
To nie była odpowiedź, jakiej Benson oczekiwała.
- Gdzie jest więc jego gabinet?
Amy prychnęła. Już miała odpowiedzieć coś zgryźliwego, gdy na horyzoncie pojawiła się pomoc.
- Kayla?
Dziewczyna momentalnie odwróciła się w stronę męskiego głosu, nawołującego jej imię.
- Wszystko w porządku? - zapytał Thomas, spokojnym krokiem podchodząc do biurka recepcji. Jak zawsze uśmiechał się ciepło, tym samym sprawiając, że Amy momentalnie złagodniała. Nic dziwnego, Tom był bardzo przystojnym mężczyzną.
Kayla westchnęła z ulgą.
- Tak - odpowiedziała, nie zamierzając się z niczego tłumaczyć. - Możesz mi powiedzieć, gdzie jest gabinet Ryana?
Thomas w przeciwieństwie do recepcjonistki od razu popędził z odpowiedzią:
- Musisz iść do końca tego korytarza. Walton jest w ostatnim pokoju. - Wskazał palcem w odpowiednim kierunku.
Kayla skinęła głową.
- Dzięki - oznajmiła, po czym wściekłym wzrokiem spojrzała w stronę blondynki. - Nie było to takie trudne, co?
Nie czekając na żadną odpowiedź, żwawym krokiem ruszyła w stronę gabinetu instruktorka.
Zapukała dwukrotnie i nie czekając na żadne słowa zaproszenia, otworzyła drzwi.
I oto był. Siedział za wielkim mahoniowym biurkiem, skrupulatnie wypełniając dokumenty. W pierwszej chwili gniewnie spojrzał w stronę drzwi wejściowych, najwyraźniej mając zamiar udzielić reprymendy osobie, która pojawiła się w progu bez jego zezwolenia. Jednak, gdy tylko dostrzegł kim jest jego gość, zupełnie to sobie odpuścił.
Na twarzy mężczyzny malowało się zaskoczenie. Prawdopodobnie nie spodziewał się nawet, że Kayla pojawi się na dzisiejszym treningu, tak więc zobaczenie jej w gabinecie było dla niego - co najmniej - dziwne.
- Kayla? - Wyglądało na to, że musiał się upewnić, czy aby czasem nie ma omamów wzrokowych. Ich ostatnie spotkanie zakończyło przecież się niezbyt optymistycznie. Kayla bowiem zupełnie rozczarowana zachowaniem Ryana stwierdziła, że nie chce mieć z nim (i jego zupełnie nieuzasadnioną stronniczością) nic wspólnego i do domu wróciła taksówką. Broń Boże, nie miała zamiaru znaleźć się sam na sam z Waltonem w jego samochodzie.
Dziewczyna jednak nie odpowiedziała na jego „pytanie”. Owszem, zamknęła za sobą drzwi i było jasne, iż przyszła, aby mu coś zakomunikować, ale wszystkie zarzuty, jakimi chciała zaatakować trenera nagle wyleciały jej z głowy. Jakby momentalnie zapomniała, o co tak naprawdę była zła.
- Nie sądziłem, że dzisiaj pojawisz się na treningu - wyjaśnił. Spojrzał mimowolnie na zegarek, dostrzegając, że w istocie do ich spotkania na sali zostało jeszcze kilka minut. A to było całkiem niespodziewane, gdyż Kayla nigdy nie przychodziła się tak wcześnie. Wręcz przeciwnie - zwykle się spóźniała.
- Jesteś dupkiem, wiesz? - zaczęła, po czym oparła się o drzwi. Najwyraźniej nie była na tyle silna, aby ustać na własnych nogach. Tak bliski kontakt z instruktorem nie po raz pierwszy sprawiał, że czuła się niepewnie.
Ryan mimowolnie się uśmiechnął. Zapowiadało się całkiem ciekawe spotkanie.
- Ja? - zapytał, udając zaskoczonego.
Kaylę jednak to jeszcze bardziej zirytowało. Po raz kolejny rozpoczynał jedną ze swoich gierek.
- Przestań! Mam już tego dość.
Ryan uniósł brwi w zaskoczeniu.
- Czego dokładnie masz dość?
- Boże! – jęknęła, odsuwając się od drzwi. - Jesteś taki irytujący!
Walton wstał zza swojego burka, po czym obszedł je i oparł się o jego blat, stając prosto przed Kaylą.
- I vice versa.
 Ciemnowłosa jęknęła ponownie. Choć wcześniej miała wszystko ułożone w głowie i dokładnie wiedziała, dlaczego jest na niego zła, to teraz zupełnie nie potrafiła ubrać tego w słowa.
- Powiedz mi w końcu, o co w tym wszystkim chodzi – poprosiła. - O co chodzi między nami? Czego ode mnie chcesz?
Ryan patrzył przez chwilę na kobietę, zdając się ważyć odpowiedź.
- Powiedziałem ci już wcześniej - oznajmił jedynie.
- To powtórz. Tylko bez żadnego owijania w bawełnę. Kawa na ławę, Walton. Badź bezlitosny. I żadnych gierek! Chcę znać prawdę.
Kayla założyła ręce na biodra, przyjmując bardziej bojową postawę. I choć wyglądała na pewną swoich słów, to tak naprawdę w środku cała drżała. Jakby oczekiwała na jakiegoś rodzaju werdykt, który może odmienić jej życie.
Walton westchnął głęboko.
- Wydaje mi się, Kay, że problemem nie jest to, czego ja chcę. Bo to całkiem oczywiste, nawet ślepy, by zauważył, że chodzi mi tylko i wyłącznie o ciebie. Problemem jest to, czego ty chcesz. Obawiam się tylko, że sama możesz tego nie wiedzieć.
- Wiem! - zaprzeczyła od razu. Zupełnie niepotrzebnie. Ale cóż, wielu z nas robi to w pierwszym odruchu.
- Tak? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, lekko się uśmiechając. - Czego więc chcesz, Kay?
Dziewczyna zagryzła dolną wargę, walcząc sama ze sobą w poszukiwaniu odpowiedzi. Czego chciała? Przespania się z trenerem, tak jak sugerowała to Christina? Posiadania obok siebie przystojnego, odpowiedzialnego i dobrze usytuowanego mężczyzny, jak radziła Barbara? Czy może chciała iść za radą Leanne i mieć obok siebie kogoś, z kim mogłaby stworzyć coś fajnego? Ale czy to wszystko nie wiązało się z jednym?
- Nie przyszłam tu, żeby rozmawiać o mnie, a o tobie - odpowiedziała zbulwersowana. - Jeśli nie chcesz odpowiedzieć na moje pytanie, to łaski bez. W ogóle nie musimy ze sobą rozmawiać.
Walton zmarszczył czoło, próbując zrozumieć tę dziewczynę.
- Kayla – zaczął, chcąc ją uspokoić. - Przed chwilą powiedziałem, że chcę ciebie. Czy to nie jest właśnie odpowiedź na twoje pytanie?
- Nie tak to ubrałeś w słowa! - Awanturowała się dalej, zupełnie nie dostrzegając rzeczywistej sytuacji. - Zamiast postawić sprawę jasno dajesz mi jakieś głupie pouczenia. Oczywiście, że wiem, czego chcę, ale tobie nic do tego.
- A właśnie, że coś mi do tego. Bo jeśli chcesz mnie, to chyba powinienem o tym wiedzieć.
Kayla prychnęła.
- Czyli mnie nie chcesz? - kontynuował Ryan.
- Tego nie powiedziałam. - Spojrzała na niego z wyrzutem. - Znowu dopowiadasz sobie historię. Jesteś gorszy niż baba!
- Och, czyli jednak chcesz?
Dziewczyna otworzyła usta, by udzielić jakiejś odpowiedzi, ale w istocie nie powiedziała ani jednego słowa.
- To proste pytanie, Kay. Chcesz, czy nie?
- Przestań na mnie naciskać!
- Powiedz mi więc, czego chcesz!
- No ciebie, do diabła!
Gdyby obok stała Amy, z pewnością zrewanżowałaby się Benson, mówiąc „no i proszę, nie było takie trudne, co?”.
Co ciekawsze, mimo usilnego naciskania na Kaylę, Walton wcale nie spodziewał się usłyszeć podobnego wyznania. Słowa dziewczyny wprawiły go w niemałe zdziwienie.
- Mnie? - zapytał, tak w ramach potwierdzenia.
- Ciebie, dupku.
I tyle mu wystarczyło. Oderwał się od biurka, podszedł do Kay i bez zbędnych słów po prostu ją pocałował. Mocno i zachłannie.
Nie trzeba chyba wyjaśniać, co dzieje się z długo odkładanym napięciem  i pożądaniem? Cóż, dla tych którzy nie wiedzą, prędzej czy później ono wybucha. I to nie z byle jaką mocą. A skoro nasza dwójka od długiego czasu walczyła z pożądaniem, to chyba nie trzeba wyjaśniać, co zdarzyło się dalej?