niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 24



- Jak do tego doszło? – Zapytała po długim czasie Kayla. Na szczęście Lindsay zdołała już się uspokoić. Leżała zwinięta pod kocem na kanapie w niewielkim salonie, z uwagą przyglądając się siostrze. Wyglądało na to, iż na chwilę obecną obie zapomniały, która z nich jest „ofiarą” całej sytuacji.
Ciemnowłosa była wstrząśnięta. Broń Boże, nie spodziewała się, że ojcem dziecka jej jedynej siostry będzie Blake Tyler. Nie mogła sobie nawet przypomnieć sytuacji, kiedy ta dwójka miała okazję się spotykać. Przecież, gdy całkiem niedawno Kay zaprosiła Lindsay do baru Blake’a, by spędzić razem wieczór, ta nawet nie przyszła…
Nad głową dziewczyny, niczym w tych wszystkich kreskówkach, zapaliła się lampka.
- Dlatego wystawiłaś mnie wtedy w barze Blake’a? Nie przyszłaś, bo coś was łączyło i starałaś się to ukryć?
Lindsay westchnęła głęboko, ale ani na chwilę nie spuściła wzroku z rozmówczyni. Bez wątpienia mówienie o tym wszystkim, nie było dla niej łatwe. Kay była jednak nieustępliwa.
- To było krótko po naszym rozstaniu - odezwała się w końcu Lin. - Nie chciałam go wtedy widzieć. A gdybym przyszła, od razu byś się zorientowała, że coś jest nie tak.
Starsza Benson nie potrafiła zrozumieć, dlaczego dwójka bliskich jej ludzi ukrywała przed nią taką sprawę.  Nie była przecież żadnym potworem dyktującym ludziom, jak mają żyć, prawda?
- Dlaczego to ukrywaliście?
Lin wzruszyła ramionami. W jej oczach na nowo zawitały łzy, ale tym razem nie pozwoliła im spłynąć.
- Nie mam pojęcia - zawahała się. - Na początku nie chcieliśmy z tego robić sprawy. Wiesz, nie ogłaszać światu czegoś, czego sami nie byliśmy pewni. A potem nagle to wszystko się rozpadło. Także nagle nie było o czym opowiadać.
- To nie zmienia faktu, że należało mi powiedzieć – prychnęła. – Nawet po czasie. A żadne z was najwyraźniej nie zamierzało tego zrobić i naprawdę nie potrafię zrozumieć dlaczego.
- To nie twoja wina, Kay. Po prostu tak wyszło.
Ciemnowłosa miała jednak o tym zupełnie inne zdanie. Wciąż wydawało jej się, że istnieje jakiś inny powód tłumaczący tę sytuację. Tylko jaki? Dlaczego ta dwójka miałaby ukrywać przed nią cokolwiek? Owszem, nie spotykała się często z Lindsay, widywały się jedynie na rodzinnych spotkaniach, więc nie miały ze sobą najlepszego kontaktu. Ale za to Blake naprawdę często pojawiał się w jej życiu. Dlaczego nic jej nie powiedział? Nie zdradził się przecież ani jednym słowem...
Starsza z sióstr, próbując pozbierać myśli, wyszła z pokoju, kierując się do kuchni pod pretekstem zaparzenia Lindsay herbaty. Najwyraźniej myślała, że krótki spacer do drugiego pomieszczenia pomoże jej ułożyć sobie to wszystko w głowie. Jednak, gdy wróciła do salonu z gorącym napojem, Lin zdążyła już zasnąć. 
Kay wiedziała, że powinna zostać z nią, poczekać, aż się obudzi i gdy dziewczyna nieco ochłonie, jeszcze raz porozmawiać o ciąży. Przede wszystkim powinna okazać jej wsparcie i pokazać, że może na nią liczyć, bez względu na wszystko. Tak więc, żeby to zrobić musiała się naprawdę pośpieszyć, by zdążyć wrócić tutaj na czas...
Benson zabrała wszystkie swoje rzeczy i gdy znalazła klucze od mieszkania siostry, wyszła z niego, zamykając Lindsay w środku. I choć przy Lin wydawała się być spokojna, teraz była od tego naprawdę daleka. Aż nosiło ją ze złości. Szkoda tylko, że nie miała pojęcia, na kogo tak właściwie jest zła. Na Lindsay? Tylera? A może na samą siebie? Nie mogła uwierzyć, że była tak ślepa, by nie zauważyć romansu dziewczyny i najlepszego przyjaciela...
Mocno pociągnęła za klamkę od drzwi samochodu Ryana, witając go wściekłym spojrzeniem.
- Wiedziałeś o tym, że ten twój głupi przyjaciel posuwa moją siostrę?! – Warknęła. Nie weszła jednak do środka pojazdu. Z założonymi rękami, czekała na odpowiedź na zewnątrz samochodu.
Mina Waltona była bezcenna.
- Słucham? Jaki przyjaciel? O czym ty mówisz, Kay?
Dziewczyna jęknęła głośno, nie kryjąc swojej irytacji. Niesłusznie, co prawda, wyładowywała ją na Ryanie, który - jak wiadomo - niczemu nie zawinił.
- O tym, że ten pacan Tyler ciupciał się z moją siostrą. I żadne z nich nie miało zamiaru mi o tym powiedzieć!
- W takim razie skąd to wiesz?
- Od Lindsay!
- Czyli jednak któreś z nich ci powiedziało - zauważył błyskotliwie.
Kay nabrała głośno powietrza i wypuściła je ze świstem.
- Tak, ale po czasie – pisnęła, broniąc swoich racji. – Teraz to już się nie liczy.
Ryan pokręcił w zdezorientowaniu głową. Ale gdy Benson nadal nie zajęła miejsca na fotelu pasażera, domyślił się, że jest coś, co musi powiedzieć.
- Nie, nic nie wiedziałem o tym, że Tyler „ciupciał” się z twoją siostrą - oznajmił, odpowiadając na jej pierwsze pytanie. – Zadowolona?
Dziewczyna kiwnęła głową, dopiero teraz wchodząc do środka pojazdu.
- Tak, a teraz proszę, zawieź mnie do tego pacana. Muszę z nim porozmawiać.
Ryan mimowolnie zerknął na zegarek, po czym wyjaśnił spokojnie:
- Kay, jest naprawdę późno.
- Tym lepiej. Nie będzie się mnie spodziewał.
Mężczyzna, nie mogąc się powstrzymać, prychnął śmiechem.
- Myślę, że tak czy siak nie będzie się ciebie spodziewał.
Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. Jej złość jedynie się nasiliła.
- Jeśli mnie tam teraz nie zawieziesz, pojadę autobusem.
Domyślała się, że Ryan nie puściłby jej samej o tej porze. Zresztą, oboje wiedzieli, że Benson nie miała pojęcia, gdzie jest przystanek autobusowy. Niestety dopiero w takich chwilach zdawała sobie sprawę, jak bardzo Bobby ją ograniczał (nie żeby miała wcześniej do niego o to jakiekolwiek pretensje).
Ryan pokręcił z dezaprobatą głową i bez słowa odpalił silnik samochodu. Wyglądało na to, że zabierze dziewczynę tam, gdzie sobie życzyła.

~*~

Było już po godzinie dwudziestej trzeciej, kiedy Waltman zaparkował przed barem Blake'a. Nim jednak zdążył zgasić silnik, Kay otworzyła drzwi i wyszła z samochodu, bojowym krokiem zmierzając na spotkanie ze swoim przyjacielem. Biedny instruktor kompletnie nie wiedział, jak ma ostudzić zapał wściekłej Benson i odwieść ją od myśli skopania Tylerowi tyłka. Z drugiej strony, był ciekawy tej całej sytuacji. Nigdy nie wiedział Kayli tak wściekłej, dlatego było to dla niego całkiem interesujące (do czego, oczywiście, nie miał zamiaru się przyznać - na pewno nie przed ciemnowłosą).
- Zwolnij trochę! - Zawołał, gdy zdołał ją dogonić. Dziewczuna pędziła już przez wnętrze lokalu, zmierzając prosto do baru, przy którym Tyler zwykł pracować. - Blake nigdzie ci nie ucieknie.
Kayla nawet nie pokusiła się o żadną odpowiedź. Zamiast tego skupiła swoją energię na poszukiwaniu przyjaciela.
- Gdzie jest Tyler?! - Zapytała bez owijania w bawełnę jedną z tutejszych kelnerek.
Kobieta spojrzała na Kay z mocno zdezorientowaną miną. Co prawda, doskonale wiedziała, kim jest Benson, nie raz przecież widywała ją w towarzystwie swojego szefa. Jednak surowy ton głosu ciemnowłosej, wcale nie sprawił, że chciała jej w czymkolwiek pomóc.
- Słucham? - Powiedziała równie surowo.
- Pytam, gdzie -
Urwała gwałtownie, widząc, jak Blake wychodzi ze swojego malutkiego pokoiku, służącego mu za biuro, i staje za barem. Bez zbędnych tłumaczeń ruszyła w jego stronę.
Otwartą dłonią uderzyła w blat baru, by zwrócić na siebie jego uwagę.
- Musimy pogadać - oznajmiła na wstępie, oczywiście, nie tracąc czasu na zbędne powitanie.
- Kayla, trochę ciszej, nie rób scen. - Ryan stanął za dziewczyną, służąc dobrą radą. Biedny, naprawdę nie wiedział, jak ją uspokoić, albo odwieść od nieprzemyślanego planu. Szczególnie, że przerzucenie Kay przez ramię i zaniesienie z powrotem do samochodu nie wchodziło w grę. Biorąc pod uwagę jej obecną złość, nie chciał prowokować Benson jeszcze bardziej.
Blake spojrzał na nich zdezorientowany. Zdecydowanie dziwiła go obecność tej dwójki w jego barze, zważywszy na to, że przyszli razem.
- O co chodzi? - Zapytał. - Stało się coś?
- Tak - odpowiedziała Kay, posyłając w jego stronę sztuczny uśmiech. - Stało się, Blake. Otóż, dzisiaj się dowiedziałam, że jedynie udawałeś mojego przyjaciela.
Ryan zaśmiał się cicho, po czym szybko się zrehabilitował:
- Kayla, nie wyolbrzymiaj - oznajmił, próbując nie po raz pierwszy uspokoić dziewczynę.
Benson odwróciła się do mężczyzny, patrząc na niego wściekle.
- Po czyjej stronie stoisz? - Syknęła, mierząc go surowym spojrzeniem.
A jako, że Ryan nie udzielił jej żadnej odpowiedzi, zdenerwowała się jeszcze bardziej. Wyglądało bowiem na to, że wcale jej nie popierał. Chciała już na niego zacząć krzyczeć, kiedy przypomniała sobie, po co naprawdę tu przyszła.
- No nie wierzę! - Warknęła, odwracając się w stronę Blake. Mężczyzna wyglądał na kompletnie zbitego z tropu. Wydawał się zupełnie nie domyślać, po co Kayla przyszła.
- Mogę wiedzieć, co tu, do diabła, się dzieje? - Dopytywał się.
Benson nie mogła powiedzieć mu wszystkiego. W końcu Lindsay wyraziła się jasno - sama chciała porozmawiać z ojcem dziecka o zaistniałej sytuacji. Jednak nie wspomniała nic na temat tego, że Kay nie może porozmawiać ze swoim „przyjacielem” o tym, co przed nią ukrywał.
Westchnęła głęboko. Nagle złość nieco opadła. Zastąpiło ją ogromne rozczarowanie. Nie mogła uwierzyć, że tak bliska jej osoba, mogła coś podobnego przed nią ukrywać. Przyjaźnili się przecież!
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym, że spotykałeś się z moją siostrą? - Zapytała, próbując się nie rozpłakać.




sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 23



Każdy z nas powinien mieć osobę, do której może zadzwonić, gdy wydarzy się coś złego. Taką deskę ratunkową, kogoś zawsze gotowego do działania, kogoś, komu niezaprzeczalnie ufamy. Kayla bez wątpienia mogła polegać na Christinie i Leanne - swoich dwóch najlepszych przyjaciółkach. Prawdopodobnie niemożliwe będzie zliczenie ilości wysłanych sygnałów SOS i sytuacji, w których Christy i Lea biegły Benson na pomoc. Co jednak istotne, Kayla nigdy nie dzwoniła w takich sytuacjach do swojej siostry. I vice versa. Oczywiście, gdy dziewczyny spotykały się od czasu do czasu na rodzinnych spotkaniach ich relacje były w jak najlepszym porządku. Jednak na tym się kończyło. Po spotkaniach wszystko wracało do porządku dziennego, a więc każda żyła własnym życiem. Dlatego podobny telefon od Lindsay był co najmniej zastanawiający. Nie trzeba się więc dziwić, że Kayla od razu na niego zareagowała, prawda?
Dziewczyna niczym błyskawica, zeskoczyła z łóżka, na którym leżała razem z Ryanem Waltonem. Nie myślała teraz o tym, jak wiele traci. Szczególnie, że od dawien dawna próbowała sprowokować podobną sytuację. Marzenia o zaciągnięciu Waltmana do swojej sypialni musiała posłać w zapomnienie. Teraz liczyła się tylko Lindsay.
- Kayla? - Zaczął instruktor, przyglądając się temu, jak dziewczyna podbiega do swojej szafy, wyjmuje pierwsze lepsze ciuchy i równie szybko zaczyna je ubierać. – Możesz mi powiedzieć co właśnie się stało?
- Nie mam bladego pojęcia! – Zawołała nie zwalniając tempa.
- To chociaż możesz mi wyjaśnić co, do diabła, teraz robisz?
Kayla odwróciła się przez ramię, by móc spojrzeć na swojego rozmówcę, ale zaraz potem tego pożałowała. Nagi Ryan Walton wcale nie zachęcał do tego, by rzucić wszystko i biec na ratunek komukolwiek.
- Możesz się ubrać?! - Zapiszczała przestraszona, szybko odwracając głowę z powrotem w stronę szafy. Zachowywała się, jak mała dziewczynka, która zobaczyła coś zakazanego.
- Sama mnie przed chwilą rozebrałaś - oznajmił dumnie. - Teraz każesz mi się z powrotem ubierać?
- Dokładnie tak! To właśnie każę ci zrobić - oznajmiła, starając się brzmieć poważnie. - Muszę wyjść z domu i jechać do Lindsay. To ona dzwoniła przed chwilą. Zdaje się, że ma jakiś poważny problem.
Ryan westchnął głęboko, ale tym razem Kayla powstrzymała się od spojrzenia na niego.
- Poważniejszy od -
- Tak, poważniejszy od twojego problemu w spodniach - przerwała mu. - A teraz, jakbyś był na tyle miły, proszę, ubierz się.
Ryan z kolejnym westchnieniem spełnił prośbę dziewczyny.
- Skoro tego właśnie chcesz - dodał po cichu.
Czy tego chciała? Prawdopodobnie nie. Ale znacznie ważniejsza wydawała jej się pomoc siostrze, niż spełnienie swoich seksualnych fantazji. Chociaż to drugie mogłoby być naprawdę miłe.
- Znasz się trochę na autobusach? - Zapytała Kay, mając nadzieję, że wiedza Ryana na temat komunikacji miejskiej jest znacznie szersza niż jej. Na nieszczęście Kayli, Bobby wciąż pozostawał nienaprawiony.
- Ani trochę - odpowiedział w akompaniamencie dźwięku zapinanego paska od spodni. Najwyraźniej postanowił w końcu spełnić prośbę panny Benson. - Ale jeśli pozwolisz, mogę podrzucić cię do siostry.
- Och, nie. Naprawdę nie trzeba, poradzę sobie.
Ryan prychnął.
- Nie obraź się, ale już raz widziałem, jak próbowałaś odnaleźć przystanek autobusowy. Myślę, że lepiej zrobisz, jak po prostu dasz sobie pomóc.
Dziewczyna jęknęła niezadowolona. Oczywiście, gdyby nie fakt, że potrzebowała naprawdę szybko dotrzeć do siostry, mogłaby dalej sprzeczać się o tę kwestię z Ryanem. W tym momencie jednak miała ciut ważniejsze zmartwienie. Dlatego postanowiła (chociaż ten jeden raz) nie unosić się dumą.
- Masz rację - odpowiedziała, powoli odwracając się w stronę Ryana, będąc niemal pewną, że zdołał założyć na siebie już wszystkie ubrania. Niestety, pomyliła się. Instruktorek miał na sobie tylko spodnie. A! I jeszcze ten niedorzeczny uśmiech.
- Mógłbyś się pośpieszyć? - Zawołała zirytowana. Szczególnie, że nagi tors mężczyzny skutecznie ją rozpraszał. Na tyle, że momentami zapominała, dlaczego tak właściwie się ubierają i szykują do wyjścia...
Walton pokręcił z rozbawieniem głową. Tak, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co dzieje się w głowie dziewczyny. I, naturalnie, był niesłychanie z siebie zadowolony.
- Mógłbym - odpowiedział pod nosem, przechodząc do zakładania koszulki. Po czym, ku ogromnemu zadowoleniu Kayli, oboje pokierowali się w stronę drzwi wyjściowych…

~*~

- To tutaj - oznajmiła Kay, wskazując palcem na odpowiedni blok. Ryan zjechał więc na pobocze, zatrzymując swój samochód na prowizorycznym miejscu parkingowym.
Był już późny wieczór, więc wokół było naprawdę ciemno. Na szczęście Lindsay mieszkała w dużo spokojniejszej okolicy niż Kay, więc dziewczyna mogła być znacznie bardziej spokojna o swój powrót do domu. A przynajmniej jego pierwszą część.
- Dziękuję za podwózkę, to było naprawdę miłe z twojej strony - dodała, uśmiechając się delikatnie. Całkiem prawdopodobne, że starała się go trochę udobruchać, biorąc pod uwagę ich wcześniejsze niedokończone sprawy.
- Nie ma za co. I jeszcze się ze mną nie żegnaj - oznajmił, odpinając swój pas i wygodniej usadawiając się w fotelu. - Poczekam tu na ciebie.
- Słucham?
- Powiedziałem, że -
- Ryan. - Spojrzała na niego surowo.
- Jest późno, Kay, a ty nie masz samochodu. Nie myślisz chyba, że pozwolę ci o tej godzinie wracać do domu na własną rękę? Zresztą, nie masz pojęcia, gdzie jest przystanek autobusowy. Nie trać czasu na kłótnie ze mną i lepiej idź do siostry, skoro tak bardzo potrzebuje twojej pomocy – wyjaśnił, po czym nieco podgłośnił lecącą w tle muzykę i przymknął oczy, opierając głowę o zagłówek. Najwyraźniej chciał tym pokazać, że nigdzie się nie wybiera.
Benson nie miała pojęcia, czy Ryanowi chodziło jedynie o zapewnienie jej bezpiecznego powrotu do domu, czy może liczył, iż później wrócą do tego, co Lindsay im przerwała. Jednak w tym momencie niespecjalnie ją to interesowało. Co więcej, faktycznie nie uśmiechał jej się powrót do domu autobusem, którego nawet nie potrafiła zlokalizować, dlatego oferta Ryana wcale nie była tak łatwa do odrzucenia.
- Tylko, że ja nie wiem, jak długo to potrwa - dodała, wskazując kciukiem na blok Lindsay. Co było zupełnie niepotrzebne, gdyż Ryan, mając zamknięte oczy i tak przecież tego nie zauważył.
- Spokojnie, jestem naprawdę cierpliwym człowiekiem – powiedział. Co jednak istotne, wcale nie wydawał się mieć na myśli czekania w samochodzie.
- Sam się o to prosiłeś - stwierdziła, już z lekkim uśmiechem, po czym otworzyła sobie drzwi i już bez czekania na odpowiedź Waltmana wyszła z samochodu.

Podczas krótkiego spaceru do klatki schodowej, Kayla zdołała przerobić mnóstwo różnych scenariuszy, opowiadających o tym, co wydarzyło się w życiu jej siostry, że ta ściągnęła ją do siebie. Najbardziej prawdopodobne wydawało się zerwanie z chłopakiem. Tyle, że Kay nie słyszała, aby Lindsay z kimkolwiek ostatnio kręciła. Może więc problemy w pracy? Jednak to również nie wydawało się odpowiednie. Młodsza z sióstr Benson należała raczej do tych twardych dziewczyn, co problemy rozwiązują od ręki, a z pewnością zamiast wylewać potoki łez, od razu przechodzą do działania. Lin była w tym podobna do Barbary, a co jak co, ale pani Benson zawsze wiedziała, jak działać, by osiągnąć swój cel.
Gdy ciemnowłosa w końcu stanęła pod klatką, nacisnęła odpowiedni przycisk na domofonie, dzwoniąc do mieszkania siostry. Czekała naprawdę długą chwilę, zanim kobieta podniosła słuchawkę i się odezwała.
- Kto tam? - Zapytała płaczliwym głosem. Wyglądało na to, że czas który Benson poświęciła na przyjazd do siostry, wcale nie pomógł dziewczynie się otrząsnąć.
- Kayla.
Jak tylko Lin otworzyła drzwi, Kay, nie mogąc już wytrzymać napięcia, pobiegła na drugie piętro i doskakując do drzwi siostry, od razu pociągnęła za klamkę. Na szczęście były otwarte.
- Lin? - Zwołała, próbując zlokalizować dziewczynę w jej mieszkaniu.
- Tutaj!
Ten płaczliwy głos był tak do niej niepodobny, że Kay sama wpadła w panikę.
- Błagam, powiedz mi co się stało, bo zaraz oszaleję.
Ale gdzie tam, Lindsay wydawała się zaginąć na wyspie Płaczu. Szlochała coraz głośniej, próbując powiedzieć coś między jednym pociągnięciem nosa a drugim, ale były to słowa, których Kayla w żadnym razie nie potrafiła zrozumieć.
Jedyne, co mogła zrobić to przytulić ją, łudząc się, że to w jakikolwiek sposób pozwoli Lin się uspokoić.
- Proszę cię, powiedz mi co się stało - poprosiła po raz kolejny. Biedna dziewczyna kompletnie nie wiedziała, co powinna zrobić. Nie często miała do czynienia z pogrążonymi w histerii ludźmi. Zastanawiała się, czy może należałoby zadzwonić po wsparcie? Ale do kogo? Jedynym słusznym wyborem wydawała się Barbara Benson…
Kolejne pociągnięcie nosem, kolejny szloch. Ale, jakimś cudem, Lindsay wydawała się uspokajać. Może wsparcie jednak nie będzie potrzebne?
- Ja... Ja... - Zaczęła, ale równie szybko urwała. No to tyle, jeśli chodzi o uspokajanie się.
- Wszystko będzie dobrze, tylko powiedz, co się stało.
- Ja... Ja…
Wyglądało na to, że jakakolwiek rozmowa nie wchodziła w grę. I gdy Kayla straciła już nadzieję na postęp, usłyszała coś, co kompletnie ją zdezorientowało:
- Jestem w ciąży.
Biorąc pod uwagę wcześniejsze spekulacje Kay, dziewczyna nie była nawet bliska przewidzenia „problemu” siostry.
- Nie wiem, jak to się mogło stać – kontynuowała Lindsay zapłakanym głosem. - Przecież...
I znowu zaniosła się głośnym szlochem.
Coż, Kayla mogłaby wytłumaczyć młodszej siostrze, jak do tego mogło dojść. Szczególnie, że dzisiaj sama była bliska zrobienia czegoś, co teoretycznie prowadziło ku prokreacji.
- Przecież to niemożliwe! - Płakała dalej Lindsay.
- Czy ojciec dziecka wie? - Zapytała dość nieśmiało Kayla domyślając się, że może być to wrażliwy temat. I wcale się nie pomyliła.
Lindsay zaczęła płakać jeszcze głośniej, choć to wydawało się już niemożliwie. Swoją drogą, jak wiele łez człowiek jest w stanie z siebie wylać?
- Nie jesteście razem, prawda? - Zapytała, a kolejny szloch Lindsay był jednoznaczną odpowiedzią na zadane pytanie. Dlatego Kay kontynuowała swoje przesłuchanie, uznając, że pierwszą odpowiedź już dostała: - To była jednorazowa sprawa?
Lindsay pokręciła głową.
- Nie. - W końcu zmusiła się do odpowiedzi, wycierając nos w rękaw bluzki. Kay więc wstała na chwilę, by przynieść dziewczynie chusteczki. - Spotykaliśmy się przez pewien czas, ale nam nie wyszło.
- Jak dawno temu?
- Miesiąc? Nie wiem! - Płakała dalej, zupełnie nie mogąc się uspokoić. A kolejne pytania starszej Benson wprawiały ją jeszcze w gorszy nastrój.
- Zamierzasz mu powiedzieć?
Lindsay sięgnęła po chusteczkę i wysmarkała głośno nos.
- Nie wiem - powtórzyła się.
Zdaje się, że jedyną pewną informacją była tylko ciążka.
- Nie wiem, jak mam mu to powiedzieć - zajęczała po chwili. - Nie wiem, co on z tym zrobi...
No cóż, na to odpowiedzi nie znał nikt.
- Lindsay, jeśli będzie ci tylko dzięki temu łatwiej, mogę z nim porozmawiać. Albo po prostu być przy waszej rozmowie.
- Nie! - Płacz powrócił ze zdwojoną mocną. - Muszę sama załatwić sprawę. Sama zdecydować…
- Zdecydować? - Zapytała zdezorientowana Kay, marszcząc brwi. - Co masz na myśli?
- Jak to co? - Łzy wciąż ciekły strumieniami. Kayla nie sądziła, że tak długi płacz jest w ogóle możliwy. Czy to nie prowadziło czasem do odwodnienia?
- Lin, chyba nie zamierzasz usunąć tego dziecka, prawda?
I tym razem jedyną odpowiedzią był płacz kobiety.
- Nie podejmuj tej decyzji sama, porozmawiaj z tym facetem – zaczęła Kay. – Na Boga, Lindsay, o czym ty teraz myślisz?
Lin nie pokusiła się o żadną odpowiedź, dlatego starsza z sióstr kontynuowała:
- Kim jest ojciec dziecka? Znam go? - Pytała, ale była niemal w stu procentach pewna, że delikwent będzie jej zupełnie obcy. W końcu siostry nie miały wielu wspólnych znajomych. Poza faktem, że były spokrewnione, za wiele je nie łączyło.
- Tak... - Tyle, że w tym słowie zdawało się kryć drugie dno, które Kay momentalnie wyczuła. Zwłaszcza, że w zachowaniu Lin było coś dziwnego.
- Lindsay? Kim jest ten facet?
Młodsza Benson otarła rękawem bluzki łzy i spojrzała na siostrę z nieco przepraszającą miną.
- To Blake.
Z pewnością tego Kayla się nie spodziewała. Słowa siostry wydawały jej się dziwnie puste i może dlatego w pierwszej chwili do niej nie dotarły. Dopiero po dłuższym czasie, Benson otrzeźwiała.
- Blake? Blake, jak Blake Tylor? Jak Blake Tylor mój przyjaciel?
Lindsay bardzo wolno pokiwała głową, po czym dla potwierdzenia swoich gestów, cicho powiedziała:
- Tak.





czwartek, 1 października 2015

Rozdział 22



Jeśli ktoś nazwałby Kaylę najbardziej skomplikowaną kobietą na Ziemi (albo przynajmniej w Denver) prawdopodobnie nie popełniłby błędu. Oczywiście, każda kobieta jest na swój sposób skomplikowana. Mówi tak, gdy myśli nie, czy też odwrotnie. Każe domyślać się rzeczy, które z pewnością nie są tak łatwe do dostrzeżenia, czy też daje wolną rękę, gdy w istocie oczekuje, aby ktoś postąpił po jej myśli. Albo też wypiera się takich zachowań, mówiąc, że to nie w jej stylu, choć w istocie nie różni się za bardzo od swoich koleżanek.
Tyle że przypadek Kayli był jeszcze bardziej skomplikowany. Owszem, zdarzało jej się mówić nie, gdy myślała odwrotnie, albo też liczyła na to, że mężczyzna domyśli się o co jej (do diabła!) chodzi i przede wszystkim za wszelką cenę starała się sobie wmówić, że co to, to nie ona. Sęk w tym, że największą wadą Kay było to, że sama nie wiedziała, o co jej chodziło. Co chwilę zmieniała zdanie. I choć w swojej pracy była konsekwentna, to niestety przy Ryanie Waltonie nie potrafiła. A kolejnym tego przykładem było jej zachowanie po dość intensywnym wieczorze w barze Blake’a Tylera.
Nie ma co ukrywać, sytuacja w łazience przeszła jej najśmielsze oczekiwania. Naturalnie, spotkanie z Davidem miało na celu wzbudzenie zazdrości w Waltonie, ale kto by się spodziewał, że facet zamknie się z nią w łazience i złamie (w pewnym stopniu) dane sobie słowo. Bo co jak co, ale całkiem niedawno instruktorek upierał się, że do niczego między nimi nie dojdzie, dopóki Kayla nie zapragnie od ich znajomości czegoś więcej...
No chyba, że coś nam umknęło i panna Benson faktycznie owego więcej zapragnęła? Szkoda tylko, że na to pytanie nie potrafiła odpowiedzieć nawet nasza przebojowa księgowa.
- Przestań do mnie dzwonić! – Zajęczała Kayla.
Leżała na swoim łóżku w sypialni i siłą umysłu próbowała zmusić osobę, która do niej telefonowała do zaprzestania swoich poczynań. Dziewczyna nawet zakopała swój telefon pod stosem poduszek, starając się zagłuszyć dźwięk dzwonka. Tyle że „You Drive Me Crazy” grało dalej. Wciąż od nowa. Wciąż tak samo wymownie. Jednak, nie trzeba być geniuszem, by wiedzieć, że zawsze można telefon wyłączyć, albo po prostu wyciszyć. Nie oszukujmy się, jest kilka możliwości. Dlaczego więc Kay nie wykorzystała żadnej z nich?
Odpowiedź jest prosta. Kayla Benson prawdopodobnie starała się zdobyć tytuł najbardziej skomplikowanej kobiety w Denver. Nie ma innego wytłumaczenia. W innym wypadku chyba odebrałaby telefon od Ryana Waltona? Szczególnie, że facet dzwonił już nasty raz.
Zamiast tego, Kay siłą umysłu niszczyła urządzenie. Co było dość dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze wczoraj dążyła do tego, by zwrócić na siebie uwagę instruktorka. Sprowokować go. I proszę, udało się! Ryan Walton nie dawał jej spokoju, dzwoniąc i dzwoniąc.
Kayla jęknęła przeciągle, gdy kilka chwil później piosenka Britney rozbrzmiała ponownie. Nie miała pojęcia, co do diabła się z nią działo, ale po wczorajszym wieczorze wszystkie ułożone w jej głowie plany trafił szlag. Dosłownie. I co istotne, wcale nie miała zamiaru dzwonić z tym problemem do swoich przyjaciółek. Wiedziała, że tym razem sama musi uporać się z własnymi myślami. W końcu tu chodziło o jej życie. Nie chciała słuchać żadnych rad Christiny związanych z tym, kiedy i jak ma przelecieć instruktorka. Ani rad Leanne, mówiących, że powinna dać mu szanse, bo mogą razem stworzyć coś fajnego. Dzisiaj Kay potrzebowała świętego spokoju. Musiała oczyścić myśli, bo w ciągu ostatniego miesiąca do jej życia wkradł się niemały bałagan.
Do tego wszystkiego potrzebowała swojego niezawodnego zestawu. Wygodna piżama, ciepłe skarpety, ulubiony koc i słoik nutelli w dłoni (sytuacje krytyczne wymagały wina). Bandzior oczywiście leżał tuż obok, wykorzystując okazje. W końcu jego pani była na tyle zajęta sobą i nie zwracała uwagi na to, iż jej łóżko to nie miejsce dla psa.
Kayla zdawała sobie sprawę, że wglądała żałośnie. Włosy spięła w coś, co miało przypominać koczka, ale teraz już sama nie wiedziała, co ma na głowie. Nawet piżamę zdążyła już ubrudzić czekoladą. Czuła się, jak największe nieszczęście. Niestety wiedziała, że nie jest w stanie nic na to poradzić. I być może fakt, że nie może być już gorzej (oczywiście, możemy tylko zgadywać, bo to co dzieje się w głowie Kayli jest najzwyczajniej w świecie niewiadomą) skłonił ją do wyciągnięcia spod stosu poduszek komórki. Odblokowała urządzenie wcale niezaskoczona ilością nieodebranych połączeń. Zdziwił ją natomiast fakt, że nie wszystkie były od Waltona. Oczywiście, Ryan dzwonił kilka razy. Następne połączenia były natomiast od jej mamy i Christiny. Co, nie wiedząc czemu, nieco rozczarowało pannę Benson.
Jak na zawołanie, telefon zadzwonił ponownie. To Barbara Benson nie dawała za wygraną.
- Tak, mamo?
- No w końcu! Ile można czekać? Wraz z Robertem zaczęliśmy się już niepokoić – oznajmiła tym dobrze córce znanym surowym głosem. Dziewczyna była świadoma tego, że nawet jak skończy czterdzieści lat (albo i więcej) to jej mama wiecznie będzie ją pouczać i dawać reprymendy, z których jest znana.
- Byłam w łazience, nie słyszałam telefonu.
- To nie możesz zabierać komórki ze sobą? Martwiłam się.
Czy na to była jakakolwiek dobra odpowiedź?
- Dzwonisz z jakiegoś konkretnego powodu? – Zapytała, chcąc zmienić temat.
- Tak, kochanie – zaświergotała radośnie Barbara, zupełnie zapominając o tym, co przed chwilą mówiła. – Dzwonię, by zapytać, jak się sprawy mają.
- To znaczy?
- Kayla! – Karcący głos matki, jasno mówił, że sprawa jest oczywista. – Pytam o Ryana! Ryana Waltona, twojego instruktora. Coś świta?
Kayla westchnęła głęboko. Nie miała siły, by rozmawiać o tym ze swoimi przyjaciółkami. Dlatego z pewnością nie miała zamiaru poruszać tematu trenera z mamą. Miała przecież samodzielnie wszystko sobie w głowie poukładać. Naprawdę nie potrzebowała pomocy Barbary Benson. Szczególnie, że doskonale wiedziała, po której stronie stoi jej matka. Cokolwiek by Kayla nie powiedziała, mogła domyślać się, że matka doradzi jej, by dała Waltonowi szanse. Albo lepiej, Barbara pewnie czekała na moment, kiedy jej córka wskoczy mu do łóżka. Zdaje się, że ta kobieta mogłaby podać rękę Christinie.
Dlatego Kay zrobiła coś niepodważalnie niegrzecznego. Bez żadnego słowa się rozłączyła.
Z głośnym jękiem opadła na pościel. Nie miała siły na tego typu rozmowy i miała ogromną nadzieję, że matka kiedyś jej to wybaczy.
Oczywiście dziewczyna nie była zdziwiona, kiedy telefon zadzwonił ponownie. Zaskoczył ją natomiast fakt, że nie było to połączenie przychodzące od Barbary. Jednak skoro była na tyle odważna, by odebrać telefon od swojej matki, to Ryan Walton wcale nie powinien jej przerażać.
- Tak, słucham? – Brzmiała zaskakująco pewnie.
- W końcu odebrałaś. – Głos Waltmana był natomiast pełen zaskoczenia. Najwyraźniej facet nie spodziewał się, że Kayla przyciśnie zieloną słuchawkę.
- Nie słyszałam telefonu, byłam w łazience. – Dziewczyna naprawdę starała się utrzymać tę pewność siebie, jaką okazała odbierając telefon. Ale nie było to wcale takie proste. Ten facet działał na nią w dziwny sposób. Już teraz drżały jej ręce, więc mogła się spodziewać, że lada chwila to samo stanie się z głosem.
- A już myślałem, że specjalnie mnie ignorujesz – zaironizował. Wiadomo, wcale nie uwierzył w wymówkę Kay.
- Ja? Skąd ten pomysł? – Niestety Kay już teraz odpowiedziała drżącym głosem.
Miała więc nadzieję, że Walton daruje sobie odpowiedź na zadane przez nią pytanie.
- Właściwie nie wiem, dlaczego dzwonię – zaczął.
- Nie wiesz? – Kayla niepodważalnie była zaskoczona tym wyznaniem. Wydawało jej się, że Ryan dzwoni, bo chce się z nią umówić. W końcu sam napisał jej wiadomość, że nie wytrzyma do następnego treningu. Nie oznaczało to czasem, że chce się z nią spotkać?
Ryan zaśmiał się cicho.
- Nie wiem. Może po prostu chciałem cię uprzedzić…
- Uprzedzić? – Ponownie powtórzyła za nim.
- Tak, uprzedzić. Jestem właśnie w samochodzie. Myślę, że za jakieś pięć, góra dziesięć minut będę u ciebie.
Benson momentalnie zeskoczyła z łóżka.
- Słucham?
- Powiedziałem, że…
- Wiem, co powiedziałeś – przerwała mu. – Nie rozumiem tylko dlaczego tu jedziesz.
- Nie odbierałaś telefonu.
- To nie jest powód, by do mnie przyjeżdżać.
Ryan ponownie się zaśmiał.
- Cóż, to już nieistotne. Będę za chwilę.
I się rozłączył.

Ta krótka, ale za to jakże treściwa rozmowa podziałała na Kaylę, jak kubeł zimnej wody. Dziewczyna nigdy w tak szybkim tempie nie odzyskała pełnej świadomości. Gdyby Walton przemawiał do niej rano zamiast budzika, to Kay na pewno nigdy nie spóźniłaby się do pracy.
Benson z przerażeniem rozejrzała się po pokoju. Oczywiście, wnętrze mieszkania, podobnie jak ona, było w opłakanym stanie. I z pewnością nie należało tracić czasu na podziwiane tego bałaganu. Kay błyskawicznie rzuciła się do porządkowania swoich rzeczy. Zaczęła od sypialni, potem przeniosła się do następnych pomieszczeń. Naturalnie, nie traciła już chwili na zmywanie, bo to nie miało żadnego sensu. Biegała po mieszkaniu, jak poparzona. A tuż za nią Bandzior (tyle że ten traktował to, jako formę zabawy). A gdy zabrzmiał dźwięk domofonu, Kay wcale nie czuła się gotowa na czyjąkolwiek wizytę. Tym bardziej na powitanie Ryana Waltona.
Nie pytając, kto dzwoni, otworzyła drzwi i wiedząc, że ma jeszcze kilka sekund zanim Ryan wdrapie się do niej na górę, stanęła przed lustrem. I żałowała, że nie pomyślała o tym, zanim zaczęła sprzątać.
Włosy wyglądały tak, jakby Benson wróciła prosto z wojny, a piżama poplamiona czekoladą wcale nie była jednym z tych seksownych strojów, w których powinno się witać obiekt swoich westchnień. Niestety brakowało jej czasu, by zająć się jednym i drugim. Dlatego, nim Walton zapukał, zdążyła tylko rozpuścić włosy i zaczesać je nieco dłonią.
- Idę! – Zawołała, nanosząc ostatnie poprawki. Niestety nie jest łatwo ogarnąć włosy, które przez długi czas były związane.
Gdy doskoczyła do drzwi, była bardziej zdyszana, niż po ostatnim treningu z samoobrony.
- Cześć – powiedziała nieco głośniej, niż planowała.
Zanim Walton odpowiedział, pozwolił sobie kilkakrotnie przejechać wzrokiem po postaci dziewczyny.
- Cześć. – Radosny uśmiech momentalnie zawitał na jego przystojnej twarzy. A Kay mogła być pewna, że w głowie mężczyzny pojawiają się następne ksywki. „Różowy dresik” i „Kosmitka” zapewne poszły już w zapomnienie. Jak więc teraz będzie ją nazywał? „Czekoladka”? Oby nie.
- Cokolwiek sobie myślisz, przestań – zaczęła, mając nadzieję, że dzięki temu uchroni się przed najgorszym. – Nie spodziewałam się gości. Mam wolny wieczór, więc odczep się od mojego wyglądu. Zresztą, mogłeś wcześniej uprzedzić o swojej wizycie. Zdajesz sobie sprawę, że zachowałeś się dość niegrzecznie?
Walton pokręcił z rozbawieniem głową.
- Nie byłoby problemu, gdybyś odebrała telefon – odpowiedział z uśmiechem, zupełnie niespeszony faktem, że ktoś krytykuje jego zachowanie. – A poza tym, wyglądasz uroczo w tej piżamce.
Kayla jęknęła przeciągle.
- Dobra, lepiej pójdę się przebrać – oznajmiła.
I już miała się wycofać w stronę sypialni, gdy Ryan pokręcił przecząco głową.
- To nie będzie konieczne – wyjaśnił.
- Słucham?
- Powiedziałem, że to nie będzie konieczne – powtórzył z podstępnym uśmieszkiem. - I tak zaraz pozbędziemy się tych ciuchów…
Głos i słowa Waltona wymyły każdą myśl z jej głowy. Poza jedną, oczywiście. Dziewczyna bowiem momentalnie skupiła się na tym, co ostatnio rozegrało się pomiędzy nimi w pewnym barze w łazience. Jej wszystkie zmysły od razu były w stanie gotowości, przypominając sobie nawet najdrobniejszy dotyk, pocałunek i to, jak w kilka sekund Walton doprowadził ją do istnego szaleństwa.
Patrzyła więc na stojącego przed nią faceta, próbując zdobyć się na jakąkolwiek odpowiedź. Najlepiej coś żartobliwego, coś pasującego do słów instruktora. Bo przecież nie mówił poważnie, prawda?
A może jednak mówił? Bo gdyby żartował, to patrzyłby na nią w ten sposób? Z pewną grozą i dzikością w oczach, sugerując coś jednoznacznego. I panie, zmiłuj się, to był bardzo kuszący widok.
- Ryan, ja…
Ale, jak zapewne się domyślacie, nie dane było jej dokończyć zdanie. Mężczyzna zrobił krok w jej stronę, zatrzaskując za sobą drzwi. Jedną dłonią złapał Kaylę za kark, przyciągając do siebie. A wtedy jego druga dłoń znalazła się na pupie dziewczyny.
- Mówiłem przecież, że nie wytrzymam do treningu. Nie musiałaś wcale tego testować – powiedział zanim wpił się w jej usta.
Wtenczas Kay zapomniała o wszelkich wątpliwościach. Zapomniała o planie poukładania sobie rzeczy związanych z tym facetem w głowie. Nie myślała o żadnych radach Leanne, czy Christiny. Ani tym bardziej o radach Barbary. Dała się ponieść chwili, nie martwiąc się tym, gdzie ją to zaprowadzi. W końcu żyje się tylko raz, prawda?
I właśnie z tą świadomością pozwoliła Waltonowi pozbyć się jej góry od piżamki i wraz z kolejnymi stratami w postaci ich ubrań dotarli do jej sypialni.
Dziewczyna już dawno nie czuła się tak dobrze. Szczególnie, że Ryan bez ubrań wyglądał jeszcze lepiej, niż w jej wyobraźni. Umięśnione ciało niewiarygodnie mocno cieszyło jej oczy. Mięśnie brzucha przyciągały wzrok, ale kiedy spojrzenie padło jeszcze niżej, zapomniała o jakichkolwiek chęciach oporu. Nie mogła uwierzyć, że oboje tak długo odwlekali tę chwilę.
Pragnęła Ryana. Najwyraźniej tak samo mocno, jak on pragnął jej, biorąc pod uwagę, jak bardzo był twardy.
W tym momencie nie przeszkadzało jej nawet, że tak doskonały fizycznie mężczyzna widzi ją nagą. W ułamku sekundy pozbyła się wszelkich kompleksów, co wcale nie było dla niej zrozumiałe. Ale to pewnie przez sposób, w jaki na nią patrzył, jak ją nagabywał. Przez tą jedną chwilę czuła się naprawdę wyjątkowa.
Zdaje się, że ten facet był diabłem w ludzkiej skórze. Może powinna trzymać się od niego z daleka? Może. Ale stwierdziła, że pomyśli o tym, gdy Ryan opuści jej sypialnię. Teraz była zbyt skupiona na jego ciele…
I wydawało się, że nic już nie jest w stanie im przeszkodzić, gdy „You Drive Me Crazy” rozbrzmiało po raz enty tego dnia.
W takich sytuacjach ludzie zwykle nie przejmują się dzwoniącymi telefonami. Ale wiecie, Kay jest dość skomplikowaną osobą. Może, biorąc pod uwagę gust muzyczny Ryana, była zbyt zażenowana swoim dzwonkiem i postanowiła przerwać ten raniący jego uszy dźwięk?
- Britney Spears? – Zapytał, z lekkim prychnięciem. – Chyba muszę ci nagrać nową składankę.
Kayla postanowiła tego nie komentować. I chociaż wcale nie chciała przerywać ich zbliżenia, to jakaś dziwna siła kazała jej sięgnąć po telefon. A widząc, kto do niej dzwoni, Kay wcale tego nie żałowała.
Lindsay.
Liczbę połączeń, jakie przychodziły od siostry Kay można było policzyć na palcach jednej ręki. Bo chociaż ciemnowłosa miała doskonałe kontakty ze swoimi rodzicami, to z siostrą widywała się jedynie na rodzinnych spotkaniach. Zresztą, dobrze o tym świadczyła niedawna sytuacja, kiedy Kayla zaprosiła dziewczynę do barku Blake’a na drinka, a ta w ogóle się nie pojawiła. No cóż, chociaż się kochały, nie odczuwały potrzeby spotykania się i dzwonienia do siebie zbyt często.
- Tak, słucham? – Benson nie kłopotała się przepraszaniem Waltona za to, że odbierze ten telefon. Jego zdanie w tym momencie najmniej się dla niej liczyło.
- Kay? – Płaczliwy głos Lindsay sprawił, że serce dziewczyny zatrzymało się na chwilę. – Potrzebuję twojej pomocy…



~*~ 

Dzięki wspaniałej Meredith na twitterze powstał hasztag tego opowiadania.
#FigureYouOutPL
Także kochani, liczę na Was!