sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 23



Każdy z nas powinien mieć osobę, do której może zadzwonić, gdy wydarzy się coś złego. Taką deskę ratunkową, kogoś zawsze gotowego do działania, kogoś, komu niezaprzeczalnie ufamy. Kayla bez wątpienia mogła polegać na Christinie i Leanne - swoich dwóch najlepszych przyjaciółkach. Prawdopodobnie niemożliwe będzie zliczenie ilości wysłanych sygnałów SOS i sytuacji, w których Christy i Lea biegły Benson na pomoc. Co jednak istotne, Kayla nigdy nie dzwoniła w takich sytuacjach do swojej siostry. I vice versa. Oczywiście, gdy dziewczyny spotykały się od czasu do czasu na rodzinnych spotkaniach ich relacje były w jak najlepszym porządku. Jednak na tym się kończyło. Po spotkaniach wszystko wracało do porządku dziennego, a więc każda żyła własnym życiem. Dlatego podobny telefon od Lindsay był co najmniej zastanawiający. Nie trzeba się więc dziwić, że Kayla od razu na niego zareagowała, prawda?
Dziewczyna niczym błyskawica, zeskoczyła z łóżka, na którym leżała razem z Ryanem Waltonem. Nie myślała teraz o tym, jak wiele traci. Szczególnie, że od dawien dawna próbowała sprowokować podobną sytuację. Marzenia o zaciągnięciu Waltmana do swojej sypialni musiała posłać w zapomnienie. Teraz liczyła się tylko Lindsay.
- Kayla? - Zaczął instruktor, przyglądając się temu, jak dziewczyna podbiega do swojej szafy, wyjmuje pierwsze lepsze ciuchy i równie szybko zaczyna je ubierać. – Możesz mi powiedzieć co właśnie się stało?
- Nie mam bladego pojęcia! – Zawołała nie zwalniając tempa.
- To chociaż możesz mi wyjaśnić co, do diabła, teraz robisz?
Kayla odwróciła się przez ramię, by móc spojrzeć na swojego rozmówcę, ale zaraz potem tego pożałowała. Nagi Ryan Walton wcale nie zachęcał do tego, by rzucić wszystko i biec na ratunek komukolwiek.
- Możesz się ubrać?! - Zapiszczała przestraszona, szybko odwracając głowę z powrotem w stronę szafy. Zachowywała się, jak mała dziewczynka, która zobaczyła coś zakazanego.
- Sama mnie przed chwilą rozebrałaś - oznajmił dumnie. - Teraz każesz mi się z powrotem ubierać?
- Dokładnie tak! To właśnie każę ci zrobić - oznajmiła, starając się brzmieć poważnie. - Muszę wyjść z domu i jechać do Lindsay. To ona dzwoniła przed chwilą. Zdaje się, że ma jakiś poważny problem.
Ryan westchnął głęboko, ale tym razem Kayla powstrzymała się od spojrzenia na niego.
- Poważniejszy od -
- Tak, poważniejszy od twojego problemu w spodniach - przerwała mu. - A teraz, jakbyś był na tyle miły, proszę, ubierz się.
Ryan z kolejnym westchnieniem spełnił prośbę dziewczyny.
- Skoro tego właśnie chcesz - dodał po cichu.
Czy tego chciała? Prawdopodobnie nie. Ale znacznie ważniejsza wydawała jej się pomoc siostrze, niż spełnienie swoich seksualnych fantazji. Chociaż to drugie mogłoby być naprawdę miłe.
- Znasz się trochę na autobusach? - Zapytała Kay, mając nadzieję, że wiedza Ryana na temat komunikacji miejskiej jest znacznie szersza niż jej. Na nieszczęście Kayli, Bobby wciąż pozostawał nienaprawiony.
- Ani trochę - odpowiedział w akompaniamencie dźwięku zapinanego paska od spodni. Najwyraźniej postanowił w końcu spełnić prośbę panny Benson. - Ale jeśli pozwolisz, mogę podrzucić cię do siostry.
- Och, nie. Naprawdę nie trzeba, poradzę sobie.
Ryan prychnął.
- Nie obraź się, ale już raz widziałem, jak próbowałaś odnaleźć przystanek autobusowy. Myślę, że lepiej zrobisz, jak po prostu dasz sobie pomóc.
Dziewczyna jęknęła niezadowolona. Oczywiście, gdyby nie fakt, że potrzebowała naprawdę szybko dotrzeć do siostry, mogłaby dalej sprzeczać się o tę kwestię z Ryanem. W tym momencie jednak miała ciut ważniejsze zmartwienie. Dlatego postanowiła (chociaż ten jeden raz) nie unosić się dumą.
- Masz rację - odpowiedziała, powoli odwracając się w stronę Ryana, będąc niemal pewną, że zdołał założyć na siebie już wszystkie ubrania. Niestety, pomyliła się. Instruktorek miał na sobie tylko spodnie. A! I jeszcze ten niedorzeczny uśmiech.
- Mógłbyś się pośpieszyć? - Zawołała zirytowana. Szczególnie, że nagi tors mężczyzny skutecznie ją rozpraszał. Na tyle, że momentami zapominała, dlaczego tak właściwie się ubierają i szykują do wyjścia...
Walton pokręcił z rozbawieniem głową. Tak, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co dzieje się w głowie dziewczyny. I, naturalnie, był niesłychanie z siebie zadowolony.
- Mógłbym - odpowiedział pod nosem, przechodząc do zakładania koszulki. Po czym, ku ogromnemu zadowoleniu Kayli, oboje pokierowali się w stronę drzwi wyjściowych…

~*~

- To tutaj - oznajmiła Kay, wskazując palcem na odpowiedni blok. Ryan zjechał więc na pobocze, zatrzymując swój samochód na prowizorycznym miejscu parkingowym.
Był już późny wieczór, więc wokół było naprawdę ciemno. Na szczęście Lindsay mieszkała w dużo spokojniejszej okolicy niż Kay, więc dziewczyna mogła być znacznie bardziej spokojna o swój powrót do domu. A przynajmniej jego pierwszą część.
- Dziękuję za podwózkę, to było naprawdę miłe z twojej strony - dodała, uśmiechając się delikatnie. Całkiem prawdopodobne, że starała się go trochę udobruchać, biorąc pod uwagę ich wcześniejsze niedokończone sprawy.
- Nie ma za co. I jeszcze się ze mną nie żegnaj - oznajmił, odpinając swój pas i wygodniej usadawiając się w fotelu. - Poczekam tu na ciebie.
- Słucham?
- Powiedziałem, że -
- Ryan. - Spojrzała na niego surowo.
- Jest późno, Kay, a ty nie masz samochodu. Nie myślisz chyba, że pozwolę ci o tej godzinie wracać do domu na własną rękę? Zresztą, nie masz pojęcia, gdzie jest przystanek autobusowy. Nie trać czasu na kłótnie ze mną i lepiej idź do siostry, skoro tak bardzo potrzebuje twojej pomocy – wyjaśnił, po czym nieco podgłośnił lecącą w tle muzykę i przymknął oczy, opierając głowę o zagłówek. Najwyraźniej chciał tym pokazać, że nigdzie się nie wybiera.
Benson nie miała pojęcia, czy Ryanowi chodziło jedynie o zapewnienie jej bezpiecznego powrotu do domu, czy może liczył, iż później wrócą do tego, co Lindsay im przerwała. Jednak w tym momencie niespecjalnie ją to interesowało. Co więcej, faktycznie nie uśmiechał jej się powrót do domu autobusem, którego nawet nie potrafiła zlokalizować, dlatego oferta Ryana wcale nie była tak łatwa do odrzucenia.
- Tylko, że ja nie wiem, jak długo to potrwa - dodała, wskazując kciukiem na blok Lindsay. Co było zupełnie niepotrzebne, gdyż Ryan, mając zamknięte oczy i tak przecież tego nie zauważył.
- Spokojnie, jestem naprawdę cierpliwym człowiekiem – powiedział. Co jednak istotne, wcale nie wydawał się mieć na myśli czekania w samochodzie.
- Sam się o to prosiłeś - stwierdziła, już z lekkim uśmiechem, po czym otworzyła sobie drzwi i już bez czekania na odpowiedź Waltmana wyszła z samochodu.

Podczas krótkiego spaceru do klatki schodowej, Kayla zdołała przerobić mnóstwo różnych scenariuszy, opowiadających o tym, co wydarzyło się w życiu jej siostry, że ta ściągnęła ją do siebie. Najbardziej prawdopodobne wydawało się zerwanie z chłopakiem. Tyle, że Kay nie słyszała, aby Lindsay z kimkolwiek ostatnio kręciła. Może więc problemy w pracy? Jednak to również nie wydawało się odpowiednie. Młodsza z sióstr Benson należała raczej do tych twardych dziewczyn, co problemy rozwiązują od ręki, a z pewnością zamiast wylewać potoki łez, od razu przechodzą do działania. Lin była w tym podobna do Barbary, a co jak co, ale pani Benson zawsze wiedziała, jak działać, by osiągnąć swój cel.
Gdy ciemnowłosa w końcu stanęła pod klatką, nacisnęła odpowiedni przycisk na domofonie, dzwoniąc do mieszkania siostry. Czekała naprawdę długą chwilę, zanim kobieta podniosła słuchawkę i się odezwała.
- Kto tam? - Zapytała płaczliwym głosem. Wyglądało na to, że czas który Benson poświęciła na przyjazd do siostry, wcale nie pomógł dziewczynie się otrząsnąć.
- Kayla.
Jak tylko Lin otworzyła drzwi, Kay, nie mogąc już wytrzymać napięcia, pobiegła na drugie piętro i doskakując do drzwi siostry, od razu pociągnęła za klamkę. Na szczęście były otwarte.
- Lin? - Zwołała, próbując zlokalizować dziewczynę w jej mieszkaniu.
- Tutaj!
Ten płaczliwy głos był tak do niej niepodobny, że Kay sama wpadła w panikę.
- Błagam, powiedz mi co się stało, bo zaraz oszaleję.
Ale gdzie tam, Lindsay wydawała się zaginąć na wyspie Płaczu. Szlochała coraz głośniej, próbując powiedzieć coś między jednym pociągnięciem nosa a drugim, ale były to słowa, których Kayla w żadnym razie nie potrafiła zrozumieć.
Jedyne, co mogła zrobić to przytulić ją, łudząc się, że to w jakikolwiek sposób pozwoli Lin się uspokoić.
- Proszę cię, powiedz mi co się stało - poprosiła po raz kolejny. Biedna dziewczyna kompletnie nie wiedziała, co powinna zrobić. Nie często miała do czynienia z pogrążonymi w histerii ludźmi. Zastanawiała się, czy może należałoby zadzwonić po wsparcie? Ale do kogo? Jedynym słusznym wyborem wydawała się Barbara Benson…
Kolejne pociągnięcie nosem, kolejny szloch. Ale, jakimś cudem, Lindsay wydawała się uspokajać. Może wsparcie jednak nie będzie potrzebne?
- Ja... Ja... - Zaczęła, ale równie szybko urwała. No to tyle, jeśli chodzi o uspokajanie się.
- Wszystko będzie dobrze, tylko powiedz, co się stało.
- Ja... Ja…
Wyglądało na to, że jakakolwiek rozmowa nie wchodziła w grę. I gdy Kayla straciła już nadzieję na postęp, usłyszała coś, co kompletnie ją zdezorientowało:
- Jestem w ciąży.
Biorąc pod uwagę wcześniejsze spekulacje Kay, dziewczyna nie była nawet bliska przewidzenia „problemu” siostry.
- Nie wiem, jak to się mogło stać – kontynuowała Lindsay zapłakanym głosem. - Przecież...
I znowu zaniosła się głośnym szlochem.
Coż, Kayla mogłaby wytłumaczyć młodszej siostrze, jak do tego mogło dojść. Szczególnie, że dzisiaj sama była bliska zrobienia czegoś, co teoretycznie prowadziło ku prokreacji.
- Przecież to niemożliwe! - Płakała dalej Lindsay.
- Czy ojciec dziecka wie? - Zapytała dość nieśmiało Kayla domyślając się, że może być to wrażliwy temat. I wcale się nie pomyliła.
Lindsay zaczęła płakać jeszcze głośniej, choć to wydawało się już niemożliwie. Swoją drogą, jak wiele łez człowiek jest w stanie z siebie wylać?
- Nie jesteście razem, prawda? - Zapytała, a kolejny szloch Lindsay był jednoznaczną odpowiedzią na zadane pytanie. Dlatego Kay kontynuowała swoje przesłuchanie, uznając, że pierwszą odpowiedź już dostała: - To była jednorazowa sprawa?
Lindsay pokręciła głową.
- Nie. - W końcu zmusiła się do odpowiedzi, wycierając nos w rękaw bluzki. Kay więc wstała na chwilę, by przynieść dziewczynie chusteczki. - Spotykaliśmy się przez pewien czas, ale nam nie wyszło.
- Jak dawno temu?
- Miesiąc? Nie wiem! - Płakała dalej, zupełnie nie mogąc się uspokoić. A kolejne pytania starszej Benson wprawiały ją jeszcze w gorszy nastrój.
- Zamierzasz mu powiedzieć?
Lindsay sięgnęła po chusteczkę i wysmarkała głośno nos.
- Nie wiem - powtórzyła się.
Zdaje się, że jedyną pewną informacją była tylko ciążka.
- Nie wiem, jak mam mu to powiedzieć - zajęczała po chwili. - Nie wiem, co on z tym zrobi...
No cóż, na to odpowiedzi nie znał nikt.
- Lindsay, jeśli będzie ci tylko dzięki temu łatwiej, mogę z nim porozmawiać. Albo po prostu być przy waszej rozmowie.
- Nie! - Płacz powrócił ze zdwojoną mocną. - Muszę sama załatwić sprawę. Sama zdecydować…
- Zdecydować? - Zapytała zdezorientowana Kay, marszcząc brwi. - Co masz na myśli?
- Jak to co? - Łzy wciąż ciekły strumieniami. Kayla nie sądziła, że tak długi płacz jest w ogóle możliwy. Czy to nie prowadziło czasem do odwodnienia?
- Lin, chyba nie zamierzasz usunąć tego dziecka, prawda?
I tym razem jedyną odpowiedzią był płacz kobiety.
- Nie podejmuj tej decyzji sama, porozmawiaj z tym facetem – zaczęła Kay. – Na Boga, Lindsay, o czym ty teraz myślisz?
Lin nie pokusiła się o żadną odpowiedź, dlatego starsza z sióstr kontynuowała:
- Kim jest ojciec dziecka? Znam go? - Pytała, ale była niemal w stu procentach pewna, że delikwent będzie jej zupełnie obcy. W końcu siostry nie miały wielu wspólnych znajomych. Poza faktem, że były spokrewnione, za wiele je nie łączyło.
- Tak... - Tyle, że w tym słowie zdawało się kryć drugie dno, które Kay momentalnie wyczuła. Zwłaszcza, że w zachowaniu Lin było coś dziwnego.
- Lindsay? Kim jest ten facet?
Młodsza Benson otarła rękawem bluzki łzy i spojrzała na siostrę z nieco przepraszającą miną.
- To Blake.
Z pewnością tego Kayla się nie spodziewała. Słowa siostry wydawały jej się dziwnie puste i może dlatego w pierwszej chwili do niej nie dotarły. Dopiero po dłuższym czasie, Benson otrzeźwiała.
- Blake? Blake, jak Blake Tylor? Jak Blake Tylor mój przyjaciel?
Lindsay bardzo wolno pokiwała głową, po czym dla potwierdzenia swoich gestów, cicho powiedziała:
- Tak.





8 komentarzy:

  1. Ten Blake? Ten Tylor? A może jejsię pomyliło? :O
    A tak serio to jestem ciekawa jak to teraz wyjdzie xd nie podejrzewałabym, że to on, bo jakoś mało razy występowali razem, no ale prosze xd mozna? Mozna :D
    Oby to sie dobrze skonczylo i Blake pomógl Lin, bo inaczej straci mój szacunek :<

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że jest w ciąży! Ale Blake? Tu mnie zaskoczyłaś. Czekam na ciąg dalszy, jak zwykle zresztą:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo... tego się nie spodziewałam. Coś mi tam chodziło po głowie ale nie ciąża i nie Blake. Jestem ciekawa jak się to dalej potoczy. I oczywiście czekam na rozwój wydarzeń między Ryanem i Kaylą

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto to jest Blake?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma to jak dramatyczny rozwój sytuacji. Nieźle wciągnął mnie ten rozdział. Cały czas zastanawiałam się, czego chce młodsza siostra Kay. W sumie to tego, co zawarłaś w tym rozdziale w ogóle się nie spodziewałam... Po prostu aż nie mogę doczekać się kolejnego. Zresztą jak zwykle!
    Ja wprost uwielbiam tę historię. No i jestem zachwycona reakcjami Ryana! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, właśnie skończyłam czytać "You're Toxic" i po prostu zakochałam się w tym opowiadaniu !
    Czytałam prawie całą noc i musiałam odsypiać w szkole
    Bardzo się ciesze, ze piszesz następne opowiadanie.
    Wierzę, że będzie równie świetne
    Lecę czytać "Figure you out"
    Życzę weny i powodzenia w pisaniu
    Gdybyś chciała i miała chwile, zostawiam jeszcze link do swojego opowiadania.
    S.
    http://my-story-of-one-direction-saga.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. http://wehavechoicetoliveortoexist.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń