W ciągu ostatniego tygodnia Kayla
wyjątkowo mocno pokochała swoją pracę. Zabawne, że to właśnie tam czuła się
zrelaksowana i świadoma swojej wartości. Doskonale wiedziała, na co może sobie
pozwolić i jak należy rozwiązywać nagłe problemy. Niestety sprawy w jej życiu
osobistym miały się zupełnie inaczej. Szczególnie ostatnio…
Biedna dziewczyna kompletnie nie
miała pojęcia, jak ma sobie z tym wszystkim poradzić. Głównie chodziło o sprawę
z Lindsay, w końcu od tego wszystko się zaczęło. Co prawda, ciężko było jej
nazywać ciążę siostry problemem, ale niestety tak przedstawiała się sytuacja.
Kay nadal była jedyną osobą,
której Lin wyjawiła prawdę. Jedyną, z którą mogła i chciała porozmawiać. I choć
niewątpliwie Benson powinna docenić fakt, że siostra darzyła ją tak wielkim
zaufaniem, to niestety kobieta dostrzegała w tym wszystkim pewne wady. Jedną z
nich był fakt, że Lindsay rozważała usunięcie ciąży, co stawiało Kay w zupełnie
niepożądanym położeniu. Ciemnowłosa nie uważała bowiem, żeby był to dobry
pomysł (szczególnie, że Lin nie porozmawiała jeszcze z ojcem dziecka), ale z
drugiej strony, nie mogła narzucić siostrze swojego zdania. Jakby nie patrzeć,
decyzja nie należała do dziewczyny.
Drugim (od pewnego czasu stale
obecnym w życiu) problemem był Ryan Walton. Kayla nie mogła uwierzyć, że
podczas rozmowy z Tyler'em instruktor nie stanął po jej stronie. Teoretycznie
nie była z Ryanem w żadnej zobowiązującej go do tego relacji, jednak to nie
wpłynęło na zmianę jej zdania. Bolało ją to, że jej nie poparł, a zdradziecki
przyjaciel nie raczył się wytłumaczyć. Broń Boże, Blake nie widział w swojej
postawie nic złego. Jakby fakt, że zataił coś przed swoją przyjaciółką był dla
niego zupełnie normalny.
Benson była zła na swoich bliskich
i zupełnie nie wiedziała, jak ma poradzić sobie z zaistniałą sytuacją.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że najbardziej chciała się wyładować na
Ryanie. Jakby to on był wszystkiemu winien. A przecież jedynie co zrobił, to
nie przyznał Kayli racji.
Pragnienie zamordowania instruktora
osiągnęło zenit w sobotni poranek. A więc w dzień treningu. Nie mogło być
lepiej.
Kayla nie miała, co prawda, ochoty
z nim rozmawiać ani na niego patrzeć, ale równocześnie odczuwała ogromną chęć
przywalenia mu. I doskonale zdawała sobie sprawę, że nie chodzi tu tylko i
wyłącznie o wieczór w barze Blake'a. Chodziło bowiem o... wszystko. O
podrywanie jej, a potem odwracanie kota ogonem. O dręczenie i ciągłe wysyłanie
sprzecznych sygnałów. Czy również zabieranie na randki, a potem ucinanie
wszystkiego pod głupimi pretekstami. Albo o spiskowanie z Barbarą. I o
wszystkie wymyślone przez niego gierki. Miała już serdecznie tego dość.
Chciała, by w końcu przestał się nią bawić i po prostu powiedział, o co w tym
wszystkim chodzi.
Może to pomogłoby jej zrozumieć,
czego sama chciała od Waltona.
Dlatego tego dnia Kayla wstała z
łóżka w bojowym nastawieniu i zaraz po wykonaniu wszystkich rutynowych
czynności ruszyła na trening. Nawet nie przeszkadzał jej fakt, że tym razem
musiała skorzystać z dobrodziejstw komunikacji miejskiej.
Gdy znalazła się już w centrum
sportu, którego właścicielem był obiekt jej frustracji, od razu pokierowała się
na odpowiednią salę. Nie przejmowała się wcześniejszym zaglądaniem do szatni. W
istocie bowiem nie przyszła tu wcale by cokolwiek ćwiczyć.
Z impetem otworzyła drzwi
prowadzące do sali i jeszcze głośniej zamknęła je za sobą. Zwykle Ryan już na
nią czekał. Tym razem jednak było inaczej. Pomieszczenie świeciło pustkami i to
jeszcze bardziej zdenerwowało Kaylę.
Wyszła więc z sali, znowu wchodząc
na korytarz. Kompletnie nie wiedziała, gdzie ma go szukać. Oczywiście,
domyślała się, iż mężczyzna z pewnością nie zapomniał o treningu i lada moment
pojawi się na sali, ale ani myślała na to czekać. Nie dzisiaj.
Zeszła więc z powrotem do
recepcji, spotykając tę samą „uprzejmą” kobietę, która nie tak dawno nie
chciała użyczyć jej telefonu, by Kayla mogła zadzwonić po pomoc do któregoś ze
swoich przyjaciół, gdy Bobby kategorycznie odmawiał współpracy ze swoją
właścicielką.
- Gdzie znajdę Ryana Waltona? - zapytała
bez zbędnych powitań.
W końcu Amy (czy jakkolwiek na
imię było tej dziewczynie) i tak już nie przepadała za Kay. Nie było sensu tego
zmieniać. Szczególnie, że Benson nie miała zamiaru wracać już tutaj na żadne
następne treningi.
- Dzień dobry - odpowiedziała
uszczypliwie blondynka. - Jaki jest problem?
- Wagi państwowej - odpowiedziała
Kay, wywracając teatralnie oczami. - Pytałam, gdzie znajdę Ryana Waltona?
- A w jakiej sprawie pani go
szuka? - Blondynka była równie nieustępliwa.
Ciemnowłosa zmarszczyła brwi. Nie
miała czasu, ani ochoty na żadne gierki.
- Mam mieć z nim trening, ale nie
pojawił się na sali. Gdzie, do diabła, go znajdę?
Kayla zwykle nie zachowywała się w
podobny sposób. Zawsze grzecznie i kulturalnie zwracała się do innych, bez
względu na to, czy ludzi znała, bądź czy darzyła ich sympatią. Niestety
ostatnie problemy i wciąż narastająca frustracja sprawiły, że Kay zapomniała o
wszystkich dobrych manierach. Chciała po prostu dostać to, po co tu przyszła.
- Proszę poczekać na sali, pan Walton
na pewno zaraz przyjdzie - odpowiedziała blondynka, uśmiechając się sztucznie.
- Pewnie jest jeszcze w swoim gabinecie i niedługo wyjdzie na zajęcia.
To nie była odpowiedź, jakiej Benson
oczekiwała.
- Gdzie jest więc jego gabinet?
Amy prychnęła. Już miała
odpowiedzieć coś zgryźliwego, gdy na horyzoncie pojawiła się pomoc.
- Kayla?
Dziewczyna momentalnie odwróciła
się w stronę męskiego głosu, nawołującego jej imię.
- Wszystko w porządku? - zapytał
Thomas, spokojnym krokiem podchodząc do biurka recepcji. Jak zawsze uśmiechał
się ciepło, tym samym sprawiając, że Amy momentalnie złagodniała. Nic dziwnego,
Tom był bardzo przystojnym mężczyzną.
Kayla westchnęła z ulgą.
- Tak - odpowiedziała, nie
zamierzając się z niczego tłumaczyć. - Możesz mi powiedzieć, gdzie jest gabinet
Ryana?
Thomas w przeciwieństwie do
recepcjonistki od razu popędził z odpowiedzią:
- Musisz iść do końca tego
korytarza. Walton jest w ostatnim pokoju. - Wskazał palcem w odpowiednim
kierunku.
Kayla skinęła głową.
- Dzięki - oznajmiła, po czym
wściekłym wzrokiem spojrzała w stronę blondynki. - Nie było to takie trudne,
co?
Nie czekając na żadną odpowiedź,
żwawym krokiem ruszyła w stronę gabinetu instruktorka.
Zapukała dwukrotnie i nie czekając
na żadne słowa zaproszenia, otworzyła drzwi.
I oto był. Siedział za wielkim
mahoniowym biurkiem, skrupulatnie wypełniając dokumenty. W pierwszej chwili
gniewnie spojrzał w stronę drzwi wejściowych, najwyraźniej mając zamiar
udzielić reprymendy osobie, która pojawiła się w progu bez jego zezwolenia.
Jednak, gdy tylko dostrzegł kim jest jego gość, zupełnie to sobie odpuścił.
Na twarzy mężczyzny malowało się
zaskoczenie. Prawdopodobnie nie spodziewał się nawet, że Kayla pojawi się na
dzisiejszym treningu, tak więc zobaczenie jej w gabinecie było dla niego - co
najmniej - dziwne.
- Kayla? - Wyglądało na to, że
musiał się upewnić, czy aby czasem nie ma omamów wzrokowych. Ich ostatnie
spotkanie zakończyło przecież się niezbyt optymistycznie. Kayla bowiem zupełnie
rozczarowana zachowaniem Ryana stwierdziła, że nie chce mieć z nim (i jego
zupełnie nieuzasadnioną stronniczością) nic wspólnego i do domu wróciła
taksówką. Broń Boże, nie miała zamiaru znaleźć się sam na sam z Waltonem w jego
samochodzie.
Dziewczyna jednak nie
odpowiedziała na jego „pytanie”. Owszem, zamknęła za sobą drzwi i było jasne, iż
przyszła, aby mu coś zakomunikować, ale wszystkie zarzuty, jakimi chciała
zaatakować trenera nagle wyleciały jej z głowy. Jakby momentalnie zapomniała, o
co tak naprawdę była zła.
- Nie sądziłem, że dzisiaj
pojawisz się na treningu - wyjaśnił. Spojrzał mimowolnie na zegarek,
dostrzegając, że w istocie do ich spotkania na sali zostało jeszcze kilka
minut. A to było całkiem niespodziewane, gdyż Kayla nigdy nie przychodziła się
tak wcześnie. Wręcz przeciwnie - zwykle się spóźniała.
- Jesteś dupkiem, wiesz? - zaczęła,
po czym oparła się o drzwi. Najwyraźniej nie była na tyle silna, aby ustać na
własnych nogach. Tak bliski kontakt z instruktorem nie po raz pierwszy
sprawiał, że czuła się niepewnie.
Ryan mimowolnie się uśmiechnął.
Zapowiadało się całkiem ciekawe spotkanie.
- Ja? - zapytał, udając
zaskoczonego.
Kaylę jednak to jeszcze bardziej
zirytowało. Po raz kolejny rozpoczynał jedną ze swoich gierek.
- Przestań! Mam już tego dość.
Ryan uniósł brwi w zaskoczeniu.
- Czego dokładnie masz dość?
- Boże! – jęknęła, odsuwając się
od drzwi. - Jesteś taki irytujący!
Walton wstał zza swojego burka, po
czym obszedł je i oparł się o jego blat, stając prosto przed Kaylą.
- I vice versa.
Ciemnowłosa jęknęła ponownie. Choć wcześniej
miała wszystko ułożone w głowie i dokładnie wiedziała, dlaczego jest na niego
zła, to teraz zupełnie nie potrafiła ubrać tego w słowa.
- Powiedz mi w końcu, o co w tym
wszystkim chodzi – poprosiła. - O co chodzi między nami? Czego ode mnie chcesz?
Ryan patrzył przez chwilę na kobietę,
zdając się ważyć odpowiedź.
- Powiedziałem ci już wcześniej -
oznajmił jedynie.
- To powtórz. Tylko bez żadnego
owijania w bawełnę. Kawa na ławę, Walton. Badź bezlitosny. I żadnych gierek!
Chcę znać prawdę.
Kayla założyła ręce na biodra,
przyjmując bardziej bojową postawę. I choć wyglądała na pewną swoich słów, to
tak naprawdę w środku cała drżała. Jakby oczekiwała na jakiegoś rodzaju
werdykt, który może odmienić jej życie.
Walton westchnął głęboko.
- Wydaje mi się, Kay, że problemem
nie jest to, czego ja chcę. Bo to całkiem oczywiste, nawet ślepy, by zauważył,
że chodzi mi tylko i wyłącznie o ciebie. Problemem jest to, czego ty chcesz.
Obawiam się tylko, że sama możesz tego nie wiedzieć.
- Wiem! - zaprzeczyła od razu.
Zupełnie niepotrzebnie. Ale cóż, wielu z nas robi to w pierwszym odruchu.
- Tak? - skrzyżował ręce na klatce
piersiowej, lekko się uśmiechając. - Czego więc chcesz, Kay?
Dziewczyna zagryzła dolną wargę,
walcząc sama ze sobą w poszukiwaniu odpowiedzi. Czego chciała? Przespania się z
trenerem, tak jak sugerowała to Christina? Posiadania obok siebie przystojnego,
odpowiedzialnego i dobrze usytuowanego mężczyzny, jak radziła Barbara? Czy może
chciała iść za radą Leanne i mieć obok siebie kogoś, z kim mogłaby stworzyć coś
fajnego? Ale czy to wszystko nie wiązało się z jednym?
- Nie przyszłam tu, żeby rozmawiać
o mnie, a o tobie - odpowiedziała zbulwersowana. - Jeśli nie chcesz
odpowiedzieć na moje pytanie, to łaski bez. W ogóle nie musimy ze sobą
rozmawiać.
Walton zmarszczył czoło, próbując
zrozumieć tę dziewczynę.
- Kayla – zaczął, chcąc ją
uspokoić. - Przed chwilą powiedziałem, że chcę ciebie. Czy to nie jest właśnie
odpowiedź na twoje pytanie?
- Nie tak to ubrałeś w słowa! - Awanturowała
się dalej, zupełnie nie dostrzegając rzeczywistej sytuacji. - Zamiast postawić
sprawę jasno dajesz mi jakieś głupie pouczenia. Oczywiście, że wiem, czego
chcę, ale tobie nic do tego.
- A właśnie, że coś mi do tego. Bo
jeśli chcesz mnie, to chyba powinienem o tym wiedzieć.
Kayla prychnęła.
- Czyli mnie nie chcesz? - kontynuował
Ryan.
- Tego nie powiedziałam. - Spojrzała
na niego z wyrzutem. - Znowu dopowiadasz sobie historię. Jesteś gorszy niż
baba!
- Och, czyli jednak chcesz?
Dziewczyna otworzyła usta, by
udzielić jakiejś odpowiedzi, ale w istocie nie powiedziała ani jednego słowa.
- To proste pytanie, Kay. Chcesz,
czy nie?
- Przestań na mnie naciskać!
- Powiedz mi więc, czego chcesz!
- No ciebie, do diabła!
Gdyby obok stała Amy, z pewnością
zrewanżowałaby się Benson, mówiąc „no i proszę, nie było takie trudne, co?”.
Co ciekawsze, mimo usilnego
naciskania na Kaylę, Walton wcale nie spodziewał się usłyszeć podobnego
wyznania. Słowa dziewczyny wprawiły go w niemałe zdziwienie.
- Mnie? - zapytał, tak w ramach
potwierdzenia.
- Ciebie, dupku.
I tyle mu wystarczyło. Oderwał się
od biurka, podszedł do Kay i bez zbędnych słów po prostu ją pocałował. Mocno i
zachłannie.
Nie trzeba chyba wyjaśniać, co
dzieje się z długo odkładanym napięciem
i pożądaniem? Cóż, dla tych którzy nie wiedzą, prędzej czy później ono
wybucha. I to nie z byle jaką mocą. A skoro nasza dwójka od długiego czasu
walczyła z pożądaniem, to chyba nie trzeba wyjaśniać, co zdarzyło się dalej?
Wiedziałam, że na Kay trzeba nacisnąć, żeby coś wyszło :D Świetnie napisane!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl:) I wreszcie Kayla to powiedziała:) Tylko co będzie potem?
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część, jak zwykle zresztą:)
M.
Ależ ja nie pogardzę jak wyjaśnisz co zdarzyło się dalej :3
OdpowiedzUsuń(: xoxo
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny xoxo :) mam nadzieję, że szybko pojawi się następny ! :)
OdpowiedzUsuńW końcu oboje przyznali się do swoich uczuć:) och ta Kay, żeby tylko za chwilę nie odkręcała tego co powiedziała:-P
OdpowiedzUsuńOjeeeej, jak pięknie! <3
OdpowiedzUsuńTylko mam wrażenie, że zaraz i tak coś się zepsuje... :o Oby nie... Tak bardzo chcę, żeby oni byli razem! :D
Jak to nie trzeba wyjaśniać, co zaszło dalej? Oczywiście, że należy to wyjaśnić! I to najlepiej jak najszybciej! :D Czekam z niecierpliwością, mam tylko nadzieję, że nie tak długo jak do tej pory ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiwam,
A.
Ja chyba jednak poproszę o wyjaśnienie. Co tam mogło się stać? ;) super rozdział.
OdpowiedzUsuńŚwietnie, teraz pójdzie z górki, mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńnuda100
Rewelacja! W końcu się doczekałam. Przyznaję Kay medal! Całkiem nieźle jej poszło, cała ta sytuacja była tak komiczna. Śmiać mi się chciało z Kayli. Fajnie to napisałaś :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że teraz ta sielanka chwilę potrwa, chociaż znając naszą narwaną bohaterkę może być różnie :)
Czekam na kolejny z wielką niecierpliwością.
Pozdrawiam Asiek
Hej! Trafiłam na Twojego bloga jakiś czas temu, ale trochę mi zajęło przeczytanie wszystkiego, więc dopiero teraz komentuję. Po pierwsze - rewelacyjnie mi się czyta Twoje opowiadanie :) Czuję się tak, jakbym czytała książkę, co w blogosferze zdarza mi się dość rzadko. Jeśli chodzi o fabułę - nic oklepanego, banalnego ani przewidywalnego, wręcz przeciwnie, co też było dla mnie miłym zaskoczeniem :) Świetne postacie, skomplikowane charaktery dwójki głównych bohaterów, ale chyba właśnie przez to Kayla i Ryan tak do siebie pasują. Uwielbiam mamę Kay, przypomina mi trochę mamę Bridget Jones :D Masz talent, dziewczyno!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie:
http://deszczowa-milosc.blogspot.com/ ;)
Dziękuję ślicznie za wspaniały komentarz! Cieszę się ogromnie, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
UsuńPozdrawiam gorąco i mam nadzieję, że nie zawiedziesz się dalszymi rozdziałami.
Genialnie napisany rozdział! Końcówka po prostu fantastyczna. Nie ma co, ale już zaczęłam go uważać za jeden z moich ulubionych u Ciebie. Tym bardziej, że Kay w końcu przyznała na głos, czego chce. Aż mnie rwie w środku, kiedy pomyślę, że znów trzeba czekać na ciąg dalszy. Eh... Weny! Weny! Weny! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń