Pomijając okropnego kaca, poniedziałek dla Kayli
rozpoczął się dość typowo. Gwałtowna pobudka, brak jakiegokolwiek zrozumienia
dla budzika i szybkie, wcale nie takie zdrowe śniadanie. Oczywiście, do
kompletu należy jeszcze dodać prysznic i wszystkie poranne czynności, a potem
obowiązkowy spacer z Bandziorem. I niestety, ku wielkiemu niezadowoleniu
Benson, na tym kończyły się rutynowe czynności. Zwykle po wykonaniu tego
wszystkiego dziewczyna pakowała swoje rzeczy do samochodu i ruszała do pracy.
Tym razem jednak nie miała takiej możliwości. Bobby nadal stał zaparkowany pod
domem jej rodziców, gdyż Kayla była wczoraj zbyt zajęta upijaniem się z
Christiną, by zadbać o swoje auto.
Wszystko sprowadzało się do tego, iż jej dzisiejszym
środkiem transportu stała się komunikacja miejska. I choć Bobby miał wiele wad,
Kayla tego dnia tęskniła za nim niewiarygodnie mocno. Znacznie bardziej odpowiadało
jej nagłe gaśnięcie samochodu na ruchliwych ulicach (i idące za tym
niezadowolenie innych kierowców) niżeli smród, przeciskanie się przez tłumy
walczących o miejsca ludzi i wieczne wpadanie na stojące obok niej osoby w
autobusie, gdy kierowca niespodziewanie zwalniał.
A gdyby tego było mało, przyjście do pracy okazało się
istnym koszmarem. Nie dość, że podstawowe czynności (przez kaca, naturalnie)
sprawiały jej problem, to dodatkowo miała znacznie więcej obowiązków, niżeli
zazwyczaj. Jakby niebiosa chciały ją za coś ukarać. Co wcale nie wydawało jej
się takim głupim podejrzeniem, zważywszy na wczorajszą rozmowę z Christiną.
Choć jeszcze kilka godzin temu pomysł Christy wydawał się genialny, to teraz
Kay nie potrafiła odnaleźć w nim zbyt wielu dobrych stron. Leanne - z którą
Kayla spotkała się niedługo później w przerwie na lunch - również nie widziała
w pomyśle blondynki żadnego przebłysku geniuszu.
- Najgłupszy pomysł, o jakim słyszałam – stwierdziła z
przekonaniem, jedząc sałatkę grecką, którą dla siebie zamówiła. Kayla natomiast
popijała jedynie wodę, gdyż jak twierdziła, po wczorajszych ekscesach z
alkoholem jej żołądek nie reagował optymistycznie na cokolwiek innego. – Czy ty
zdajesz sobie sprawę, iż plan Christy obejmuje złamanie instruktorkowi serca?
Benson jęknęła głośno. Nie była pewna, czy faktycznie
chciała rozmawiać teraz o Waltonie. Zdawało jej się, że nie była w pełni sił,
by mierzyć się z tym (bez dwóch zdań) skomplikowanym tematem.
- Od razu „złamać serce” – prychnęła. Zrobiła to
jednak bez żadnego przekonania, jakby sama nie była pewna, co teoretycznie
obejmował wymyślony przez Christinę Ellis plan.
- To że Christy pomyślała o czymś podobnym, to mnie
wcale nie dziwi. Ale ty Kayla? Oczekiwałam od ciebie czegoś więcej.
- Czego konkretnie? – Skrzywiła się, nieco zasmucona
słowami dziewczyny. – Że niby nie jestem na tyle dobra i przebojowa, by
ściągnąć na siebie uwagę faceta i go wykorzystać?
Leanne westchnęła głośno. Odgarnęła na bok swoje rude
włosy i spojrzała na Kaylę, by to jej - a nie sałatce - poświęcić teraz całą
uwagę.
- Nie to miałam na myśli – obroniła się. Rozsiadła się
wygodniej i pogłaskała z rozczuleniem swój brzuch. Minęła długa chwila zanim
kontynuowała: – Z początku sądziłam, że umawianie się z instruktorkiem to dobry
pomysł. Chciałam tego dla ciebie. Ale tylko i wyłącznie dlatego, bo myślałam,
że oczekujecie podobnych rzeczy. Przygoda z tym facetem miała być końcem
zdradzieckiego skurwysyna, a początkiem czegoś nowego, lepszego.
- Co więc się zmieniło? Nadal tak może być –
odpowiedziała ciemnowłosa, wzruszając ramionami.
- Nie, nie może – stwierdziła dobitnie Leanne,
krytycznie przyglądając się swojej przyjaciółce. – Nie jesteś taka, jak
Christy. A to, co chcesz zrobić jest złe.
Kayla roześmiała się cicho.
- To co chcę
zrobić - powtórzyła po przyjaciółce, kręcąc z rozbawieniem głową. - Wiesz
co tak naprawdę chcę zrobić? Przeżyć przygodę. Zachować się nierozsądnie. Choć
na chwilę przestać być nudną księgową. Czy to według ciebie jest złe?
Leanne prychnęła.
- Nie jesteś nudną księgową, a nierozsądny to był
związek z Joshem. I tak, to co chcesz zrobić jest złe.
Kayla westchnęła głośno. Z braku laku czegokolwiek do
powiedzenia i do zrobienia zaczęła bawić się szklanką wody. W głowie jednak
analizowała słowa przyjaciółki. Oczywiście, wiedziała, że Leanne ma racje. W
pewnym stopniu się z nią zgadzała. Złamanie serca instruktorowi nie było w porządku.
Ale nie była gotowa na to, co mężczyzna jej oferował. Ledwo wyszła z jednego
związku i nie miała zamiaru pakować się w następny. Bo chyba właśnie tego Ryan
oczekiwał, prawda? Czy „coś więcej” oznaczało dla niego związek?
- Jaki normalny facet nie korzysta z okazji, kiedy
podaje mu się ją na tacy? – Zapytała Kayla, kręcąc w bezsilności głową.
Czy Ryan nie mógł w żaden inny sposób wspomnieć jej o
swoich planach? Na przykład w momencie, kiedy następnego ranka obudziliby się
nadzy w jej łóżku? Ona dostałaby to, czego chciała (i wtedy mogłaby mu
podziękować za znajomość), a on teoretycznie nie wyszedłby z niczym.
- Ale może mu nie o to chodzi. – Leanne wzruszyła
ramionami i ponownie zajęła się konsumpcją swojej sałatki.
Kayla zmarszczyła brwi i popatrzyła na przyjaciółkę,
jakby ta powiedziała coś co najmniej niedorzecznego.
- Ale jeśli mu nie chodzi o seks, to o co? – Odchyliła
się na krześle i westchnęła głęboko. – Przecież on ledwo mnie zna. Nie może już
teraz myśleć o związku. To niedorzeczne.
Przez długą chwilę panowała cisza.
- Wiesz, przychodzi taki moment w życiu mężczyzny,
kiedy ten zaczyna rozmyślać o założeniu rodziny…
- Rodziny?! – Kayla omal nie spadła z krzesła.
Rudowłosa wzruszyła ramionami, uśmiechając się ledwie
widocznie. Nie była pewna, czy zachowanie Kay bardziej ją martwiło, czy
bawiło.
- W zasadzie, czemu nie? Jeszcze niedawno tego
chciałaś. Mówiłaś, że pragniecie z Joshem przejść do następnego etapu.
Kayla uderzyła się ostentacyjnie w czoło, sygnalizując
przyjaciółce, co o tym wszystkim myśli.
- Do zamieszkania razem! Nie do zakładania rodziny –
dodała ze słyszalnym w głosie przerażeniem.
Leanne zaśmiała
się cicho.
- Wyluzuj. Nie mówię, że na sto procent Walton właśnie
tego chce. Po prostu otwieram ci oczy na różne możliwości.
Kayla prychnęła, patrząc na kobietę z wyrzutem.
- Straszysz mnie, a nie otwierasz oczy.
Lea postanowiła tego w żaden sposób nie komentować. Co
pozwoliło Kayli wziąć głęboki oddech i w ciszy zastanowić się nad usłyszanymi
słowami.
- Istnieje też taka możliwość, że on ze mną pogrywa –
oznajmiła, kręcąc się na krześle. – Niemal każda kobieta chce stałego związku.
Da mi coś, co tylko w teorii będzie istnieć, a gdy on otrzyma to, o co grał,
porzuci mnie, jak każdy inny żądny przygód facet.
- Bzdura. Zapominasz, że niemal podałaś mu się na
tacy. Gdyby chciał seksu, to dzisiaj zamiast analizować jego tok myślenia, opowiadałabyś
mi pikantne szczegóły z sobotniej nocy.
Kayla jęknęła z bezsilności.
- Co więc twoim zdaniem powinnam zrobić? – Zapytała po
dłużej chwili.
Rudowłosa wzruszyła ramionami.
- Na pewno nie wykorzystywać – powiedziała, mierząc
widelcem w stronę Kay. – Nie łamać serca i nie porzucać.
- Trochę tego nie rozumiem – zaczęła Kay. – Kiedy
facet chce przygody na jedną noc, a co za tym idzie, próbuje wykorzystać
kobietę, to wszystko jest w porządku. A kiedy dziewczyna chce zrobić coś
podobnego, to nagle cały świat patrzy na nią, jak na jakiś szkodliwy
pierwiastek. A podobno mamy równouprawnienie.
- Żaden szkodliwy pierwiastek – zaśmiała się Lea. –
Nie zrozum mnie źle. Takie gierki są w stylu Christy, ale nie w twoim.
- A co jeśli chcę, by to było w moim stylu?
Rudowłosa westchnęła, uśmiechając się delikatnie.
- A ja zawsze chciałam nosić sztruksowe spódniczki.
Ale wiesz, one zupełnie do mnie nie pasują...
~*~
Po powrocie z przerwy na lunch Kayla miała jeszcze
więcej pracy, niż z samego rana. Jej szef, najwyraźniej działając we współpracy
z niebiańską siłą, postanowił dać jej popalić. I z pewnością był to jeden z
powodów, dla których dziewczyna nie odbierała telefonów od swojej matki. A
przynajmniej to miała zamiar wmawiać swojej rodzicielce, gdy w końcu raczy
odebrać któreś z przychodzących połączeń.
Dobrze wiedziała, jaki jest powód próby skontaktowania
się Barbary z córką. Kobieta niezaprzeczalnie chciała się dowiedzieć czegoś
więcej na temat tajemniczego instruktora, który w sobotni wieczór pojawił się w
rodzinnym domu Bensonów. I nie było w tym nic dziwnego, ani zaskakującego.
Barbara od zawsze słynęła z nadmiernej ciekawości. Była niczym typowa wścibska
sąsiadka, która wie wszystko o wszystkich i wcale się z tym nie kryje. Kayla
naturalnie zdołała się już przyzwyczaić do niezliczonej ilości pytań, jakie
zadawała jej matka. Dobrze wiedziała, że tym razem nie będzie inaczej. Tyle, że
nie była jaszcze gotowa stawić temu czoła.
Kilka godzin później sytuacja Kayli ani trochę się nie
zmieniła. Dziewczyna wciąż nie była gotowa na rozmowę z Barbarą, jednak ta w
żadnym razie nie ustępowała. Nieustannie próbowała dodzwonić się do swojej
pierworodnej. Aż w końcu Kay pękła. Nie była już w stanie odrzucać kolejnych
połączeń, gdyż zaczynały dopadać ją dziwne myśli. Nagle stwierdziła, że może
wcale nie chodziło o Waltmana. Może jej ojciec źle się poczuł? Albo Lindsay coś
się przydarzyło, a biedna Barbara próbuje się do niej dodzwonić, by przekazać
tę nieszczęśliwą informację, jak również dlatego, gdyż potrzebuje wsparcia
ukochanej córki...
- Tak, słucham? - Zapytała niepewnym głosem,
zmierzając ku wyjściu z pracy. W głowie rozważała najróżniejsze opcje.
- No w końcu! - Zawołała Barbara. I już teraz Kay
wiedziała, że popełniła błąd. Głos matki był zmartwiony, ale dało się również
usłyszeć oskarżycielski ton, który ciemnowłosa tak dobrze znała. Teraz już
wiedziała, że kobieta dzwoni, by podzielić się jakąś (dla niej) niezwykłą i
interesującą historią. - Gdzie tym razem podziałaś telefon?
- Miałam dużo pracy, mamo - wyjaśniła spokojnie,
stwierdzając, że takie nastawienie pomoże jej uniknąć niepotrzebnych nerwów.
Wtedy jednak nie wiedziała jeszcze, co Barbara ma zamiar jej przekazać.
- Oczywiście! - Prychnęła. - Wciąż ta praca. Tylko
praca, praca i praca. Ile razy mam ci mówić, że się przemęczasz? Potrzebujesz
trochę odpoczynku, Kay. Niedługo padniesz nam z nadmiaru obowiązków i co wtedy?
Czy musi stać się coś złego, byś zdała sobie sprawę, jak dużo zrzucasz sobie na
głowę?
Kayla mimowolnie przewróciła oczyma.
- Czy ty czasem nie przesadzasz? Pracuję tyle, co
każdy. Muszę przecież mieć na chleb i rachunki.
Barbara odpowiedziała coś niezrozumiałego pod nosem.
Ciemnowłosa jednak nie poprosiła o powtórzenie.
- Ach, Kayla! - Zawołała nagle, najwyraźniej
przypominając sobie o powodzie, dla którego w ogóle wykręciła numer córki. -
Nie uwierzysz, co się stało!
Kayla ponownie przewróciła oczyma.
- Istnieje takie prawdopodobieństwo - odpowiedziała,
poprawiając torbę na ramieniu. Otworzyła sobie drzwi wyjściowe z budynku, po
czym zaczęła zmierzać w stronę przystanku.
- Nie zgadniesz, kto dzisiaj do nas zadzwonił. No nie
zgadniesz! - Ekscytowała się dalej Barbara. - Sama byłam w szoku. Odebrałam i
po prostu nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje na prawdę.
- To czyli
co?
- Zabawne, bo chwilę wcześniej rozmawiałam o tym z
ojcem. Wspominałam urodziny twojej siostry i pojawienie się tego przystojniaka,
a tu masz ci los!
Kayla zatrzymała się gwałtownie, zupełnie zaskoczona
słowami kobiety.
- Do brzegu - zażądała.
Ale cóż, ona mogła mówić sobie, Barbara sobie.
- Swoją drogą musisz przyznać, że jest niesamowity!
Taki wysoki, muskularny, istny przystojniak. A do tego były wojskowy! Babcia
była pod ogromnym wrażeniem.
- Zdaje się, że nie tylko babcia.
- Nawet później przez chwilę o nim rozmawiałyśmy -
kontynuowała. - To jego smutne spojrzenie złapało nas za serce.
Kayla zmarszczyła brwi. Smutne spojrzenie?
- Mamo? Co tak właściwie usiłujesz mi powiedzieć?
- Ach, tak! - Zawołała, znowu tym rozchichotanym głosem.
- Razem z ojcem byliśmy wstrząśnięci. Wyobraź sobie, że siedzimy w salonie,
gawędzimy, a tu nagle dzwoni telefon. I wiesz kto dzwoni? No wiesz kto?
- Po tej całej historii, którą przedstawiłaś mam
pewien typ.
Kobieta zaśmiała się głośno.
- No, oczywiście! Muszę ci powiedzieć, że byłam
kompletnie wstrząśnięta! Otóż, pan Ryan
dzwonił! - Ponownie pisnęła. Kayla nie była pewna, jakim cudem udało jej się
wytrzymać z taką bombą energetyczną tyle lat i nie zwariować. - To była dopiero
niespodzianka!
Ciemnowłosa nabrała głośno powietrza, łapiąc się za
głowę. Wstrząśnięta usłyszanymi informacjami nie była w stanie zrobić ani
jednego kroku naprzód. A przecież za kilka minut miała autobus, który wcale nie
jeździł tak często, jakby tego pożądała.
- Czego chciał?
- A co ty taka naburmuszona? - Prychnęła Barbara.
Szybko jednak zmieniła nastawienie, gdyż najwyraźniej znowu przypomniał jej się
Walton. - Był taki uprzejmy. I pytał o ciebie!
- Co ty nie powiesz? A już myślałam, że o babcię
Maggie - zaśmiała się cicho Kayla, rozbawiona własnym żartem.
- Coś cię ugryzło, Kay? Nie możesz teraz rozmawiać?
Powinnam zadzwonić później?
Akurat. Młoda Benson dobrze znała swoją mamę i doskonale
wiedziała, że nie istnieje coś takiego jak „mogę zadzwonić później”. Chcąc, nie
chcąc musiała wysłuchać swojej rodzicielki. Ale tak się składało, że była na
tyle zaabsorbowana faktem, iż Walton dzwonił do jej domu (o czym Barbara z
pewnością dobrze wiedziała), dlatego postanowiła ugryźć się w język i słuchać
uważnie.
- Nie, skąd. Mów dalej, mamo. Czego chciał?
Kayla westchnęła głęboko. Uniosła głowę wyżej, stwierdzając,
że jest już gotowa, by dalej pokierować się w stronę przystanku autobusowego,
ale wtedy ponownie straciła panowanie nad swoim ciałem.
Jakieś pięćdziesiąt metrów dalej, przy wielkim Jeep'ie
stał nie kto inny, jak Ryan Walton. Ręce trzymał w kieszeni czarnej kurtki i
patrzył uważnie w stronę Kayli. Dziewczyna z tej odległości nie była w stanie
zobaczyć wyrazu jego twarzy, ale odniosła dziwne wrażenie, że się uśmiechał.
- Otóż, zadzwonił, by podziękować za gościnę, a potem
ucieliśmy sobie miłą pogawędkę o tobie i tak od słowa do słowa...
- Pytał gdzie dokładnie pracuję? - Przerwała kobiecie.
Barbara zachichotała.
- No, powiedzmy...
- Mamo? - Zapytała podejrzliwie.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe,
ale...
- Co zrobiłaś?
- Mogłam mu przypomnieć o tym, że nie masz samochodu i
dodać, że biedna, zmęczona musisz się przebijać przez te całe miasto, by
dotrzeć do tej obskurnej kamienicy, która jest, jakby nie patrzeć, usytuowana
w równie obskurnej okolicy. I cóż mogę powiedzieć, Kay? Sam się zaoferował! Nie
musiałam mu nic sugerować... Także jeśli nie rzuca słów na wiatr, to istnieje
pewna możliwość, że się dzisiaj spotkacie.
- Nie, absolutnie. Nic mu nie zasugerowałaś –
zajęczała ciemnowłosa, już teraz zastanawiając się, jak ma wybrnąć z tej
pokręconej sytuacji.
W bezsilności pokręciła głową, oczywiście, cały czas
patrząc prosto na Waltona.
- Wiesz co, mamo? - Zaczęła. - Zadzwonię do ciebie
później. Albo, o ile Blake będzie miał czas, podjadę nawet po Bobbiego. Teraz
jednak muszę kończyć.
- Ale, Kay -
- Do usłyszenia, mamo.
Barbara mogła poczekać. Teraz Benson miała do
załatwienia znacznie istotniejszą sprawę. A to już z pewnością musiała załatwić
od ręki.