Ojciec Ryana
zawsze powtarzał, że życie jest jak skomplikowany labirynt, z którego nie można
wyjść, a czym dalej wchodzisz, tym jest trudnej. Ale przecież istnieje pewna
prosta sztuczka, dzięki której można opuścić to błędne koło. Wystarczy przecież
trzymać dłoń na prawej ścianie labiryntu i iść przed siebie. I choć powrót
niewątpliwie zajmie nam trochę czasu, to zakończy się sukcesem. Dlatego też
Ryan nigdy nie traktował słów ojca poważnie i sądził, że zawsze można znaleźć
rozwiązanie swojego problemu. Jakkolwiek byłby skomplikowany.
A potem poznał
Kaylę Benson…
Prawdę mówiąc,
wcześniej zupełnie nie analizował swojej sytuacji. I choć myślał o Kay bardzo
często, to nie planował dalszych kroków. Wszystko działo się spontanicznie. Kto
wie, może to był jego podstawowy błąd, bo szalona księgowa zdawała się
rozmyślać więcej, niżeli powinna. Co
niestety, prowadziło ją do częstych zmian zdania. Ale nawet to z początku
wydawało się zabawne. Mało tego, Ryan nawet uważał to za urocze. Ale cóż, chyba
wszystko ma jakieś granice…
- Powinniśmy
się napić – oznajmiła z przekonaniem Elle.
Każdy z nas powinien
mieć chociaż jedną taką osobę, do której może zwrócić się z każdym kłopotem.
Dla Ryana taką bratnią duszą była Elle. Traktował ją jak siostrę. Znali się
niemal od zawsze i można powiedzieć, że razem wychowali. Nikomu nie ufał
bardziej, niż tej dziewczynie. Dlatego nie dziwne, że po wydarzeniach
dzisiejszego dnia zadzwonił właśnie do niej.
- Nie, najpierw
muszę wykombinować, jak otworzyć jej oczy – zaczął. W jego głosie dało się usłyszeć złość. – Tańczy tak, jak jej zagra. Jak można
być tak ślepym?
El przysiadła
na podłokietniku kanapy, na której siedział Walton. Położyła dłoń na ramieniu
mężczyzny.
- Ma dobre
serce i jest naiwna. W tej chwili niewiele możesz zrobić. Szczególnie, że nie
myślisz teraz jasno.
- I twoim
zdaniem doskonałym pomysłem będzie się nawalić?
Dziewczyna
uśmiechnęła się głupkowato.
- To jedyny
pomysł, jaki mam. Dlaczego by nie spróbować?
Blondynka
podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę progu pokoju. W mieszkaniu Waltona
czuła się, jak u siebie. Ściągnęła jego kurtkę z wieszaka i rzuciła nią w
stronę kanapy, trafiając prosto w mężczyznę.
- Ruszaj te
swoje boskie cztery litery i chodź ze mną. Nie będę się powtarzać.
Elle miała
wiele zalet. Jednak dla Waltona największą z nich była jej arbitralność (choć
zapewne większość uznałaby to za wadę). Przyjaźń z tą dziewczyną nie była
łatwa. Nie raz się kłócili, gdy każde z nich obstawało przy swoim. Ale jakimś
cudem to umocniło ich przyjaźń. Kochali się i niewątpliwie jedno za drugim
wskoczyłoby w ogień.
- Może
powinieneś o tym porozmawiać z Blake’iem? Zna Kalyę.
- I co twoim
zdaniem zrobi? – Zapytał Ryan. Wstał z kanapy, założył kurtkę i pokierował się
w stronę drzwi. Otworzył je przed swoją przyjaciółką, a potem zamknął na klucz,
by razem mogli pokierować się w stronę ulubionego baru.
- Z tego co
widziałam, tak samo jak ty nie lubi typa. Może razem weźmiecie go za fraki i
wywalicie na zbity pysk?
Ryan po raz
pierwszy tego dnia się uśmiechnął. Oczywiście, wiedział, że Elle jedynie sobie
żartuje, ale spodobał mu się ten pomysł. Nawet jeśli scenariusz tego wydarzenia
mógł rozegrać się tylko w jego głowie.
- Załatwię wam
alibi – kontynuowała. – Gdy Josh będzie próbował powiedzieć Kayli, co się
wydarzyło, wy będziecie zupełnie czyści. Facet zrobi z siebie idiotę.
Walton skinął
głową. Objął ramieniem przyjaciółkę, nie przerywając spaceru.
- Jest idiotą i
bez tego – stwierdził. – Wkurza mnie tylko, że Kayla tego nie widzi.
- Widzi. Po
prostu stara się przymknąć na to oko, bo chłopakowi zmarła mama. Dziwi mnie
tylko, jak szybko zapomniał o żałobie i skupił się na wykorzystaniu tej
sytuacji.
Ryan zamyślił się
na chwilę.
- Już raz
widziałem, jak Kayla kazała mu spadać. To nie tak, że nie potrafi się postawić.
- Laski są
dziwne - podsumowała. – Wiem, co mówię. W końcu z jakiegoś powodu jestem sama –
mimo starań, ostatnie zdanie wypowiedziała ze smutkiem.
Ryan objął ją
mocniej.
Elle
postanowiła ujawnić swoją orientację seksualną już w czasach liceum. Z początku
nie było jej łatwo. Szczególnie, że rodzice byli zagorzałymi katolikami i nie
postrzegali tego, jako coś normalnego. Uważali, że ich córka jest chora i
powinna się leczyć. Najwyraźniej homoseksualizm traktowali, jak przeziębienie.
Cały czas powtarzali, że jej przejdzie. Ale nie przeszło. I ku wielkiemu
rozczarowaniu córki, nie zaakceptowali tego. Sprawy sercowe dziewczyny były
więc tematem tabu i przy rodzinnych spotkaniach unikali go jak ognia. Elle
udawała, że jej to nie przeszkadzało, ale Ryan wiedział, jak było naprawdę.
A gdyby tego
było mało, ciężki charakter El nie ułatwiał jej odnalezienia drugiej połówki,
dlatego oprócz Ryana, Thomasa i Blake’a nie miała nikogo. Nie trzeba być wielce
uczonym, by wiedzieć, że doskwierała jej samotność.
- Kayla nie
jest głupia, prędzej czy później wywali go z domu – oznajmiła z przekonaniem,
pragnąc jak najszybciej powrócić do głównego tematu. Nie chciała, by teraz
skupiali się na jej problemach.
- Elle, mówiłem
ci, iż sęk w tym, że – urwał, zatrzymując się gwałtownie.
- Że? –
dopytywała się, spoglądając na przyjaciela ze zdziwieniem.
Walton jednak
nic nie odpowiedział, wlepiając swój wzrok w pub po drugiej stronie ulicy.
- Chcesz iść
tutaj, a nie do Blake’a? – spytała, źle odczytując jego zachowanie.
Mężczyzna nie zareagował
od razu. Zamiast tego wytężył swój wzrok. Ale wbrew pozorom nie patrzył wcale
na budynek. Przyglądał się psu, przywiązanemu do barierki. Buldog francuski
leżał pod ceglaną ścianą, dysząc.
- Wygląda jak
pies Kay – rzekł.
Elle
zdezorientowana rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś czworonoga.
- Ten tam? –
upewniła się.
Instruktor
skinął głową.
- Co Kayla by
tu robiła?
Dziewczyna
westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Boże, Ryan,
to po prostu jakiś tam pies. Rozumiem, że laska ci się podoba, ale jeżeli
wszystko wokół łączy się z nią, to już nie jest normalne. Wiesz, jak to się
nazywa?
Walton jednak
już nie słuchał swojej przyjaciółki. Zamiast tego rozejrzał się wokół i
szybszym krokiem zaczął zmierzać w stronę pubu.
- Ryan! – krzyknęła
za nim Elle. – Zwariowałeś?
Ale nie
czekając na potwierdzenie, ruszyła za nim.
- Bandzior! –
zawołał trener.
Pies, zupełnie
zaskakując pewną swoich racji El, podniósł łepek i spojrzał na nadbiegającego mężczyznę.
W ramach powitania i potwierdzenia, szczeknął radośnie.
Elle otworzyła
szeroko oczy, zupełnie nie rozumiejąc, jakim cudem Ryan poznał tego zwierzaka.
Dla niej wyglądał, jak każdy inny buldog francuski. Nie było w nim nic
wyjątkowego.
Mężczyzna przykucnął
i przywitał się z psem, głaszcząc go po pysku. Po chwili odwrócił się z
uśmiechem do swojej przyjaciółki.
- To chyba znak
– zaśmiał się. – Muszę porozmawiać z Kay, gdy nie ma tego idioty w pobliżu.
El wzruszyła
ramionami. Nie wierzyła w żadne „znaki”, ale skoro nadarzyła się taka okazja,
to zdecydowanie należało z niej skorzystać.
- Chodź –
zarządziła, podchodząc do drzwi wejściowych i gestem zapraszając Ryana do
środka.
Nie musiała mu
dwa razy powtarzać. Walton od razu się podniósł i szybko wszedł do środka,
szukając wzrokiem panny Benson. Jednak, ku swojemu wielkiemu rozczarowaniu,
nigdzie jej nie dostrzegł. Za to ktoś inny rzucił mu się w oczy.
- No przecież –
zaczął. – Kayla nie wzięłaby Bandziora na spacer do baru.
W jego głosie
dało się usłyszeć złość. Na sam widok Josha (bardziej znanego niektórym pod
pseudonimem zdradzieckiego skurwysyna) zacisnął mocno pięści.
- Ryan, to nie
jest dobry pomysł – powiedziała szybko Elle, kładąc dłoń na ramieniu
przyjaciela. Domyślała się bowiem, co chodziło trenerowi po głowie.
- Tylko z nim
pomówię. Skoro nie ma Kayli, to przynajmniej nie będzie udawał pokrzywdzonego
przez los.
Blondynka
pokręciła przecząco głową.
- To nie jest
dobry pomysł – powtórzyła. – Może lepiej po prostu zabierzmy psa. Za zgubienie
Bandziora na pewno wywali go na zbity pysk.
Zbity pysk.
Dłużej nie
musiała go namawiać.
Ryan nie
czekając na specjalne zaproszenie zbliżył się do stolika przy którym siedział
Josh. Mężczyźnie towarzyszył jakiś facet, ale Walton zupełnie się tym nie
przejął.
- Pierze,
sprząta, mówię ci, jest jak w bajce. Lada moment wrócimy do siebie –
kontynuował Josh, jeszcze nie zauważając nowo przybyłego.
- A to ciekawe
– wtrącił Walton, zwracając na siebie uwagę dwóch rozmówców.
Josh szybko
spojrzał na gościa. Co zabawne, momentalnie wstał od stołu, przypadkowo
przewracając z pośpiechu krzesło.
- Dobrze się
bawisz? – zapytał instruktor, wskazując stojące przed nim piwo. – Już po
żałobie?
Josh zacisnął zęby
ze złości.
- Śledzisz
mnie?
Walton
prychnął.
- Mam lepsze
rzeczy do roboty.
Zdradziecki skurwysyn
mimowolnie zerknął na stojącą za mężczyzną dziewczynę.
- Szybko
otrząsnąłeś się po porażce – powiedział z bezczelnym uśmiechem. Wydawało mu
się, że właśnie zdobył przewagę. Już wyobrażał sobie rozmowę z Kaylą. Kiedy to
niby przypadkiem wspomni, że podczas spaceru z Bandziorem (na który poszedł
żeby odciążyć Kay od jej domowych obowiązków, bo przecież jest takim
wspaniałomyślnym facetem) widział jej gogusia z inną panienką. Obściskiwali
się, oczywiście, bo najwyraźniej już zapomniał o Benson. Czas więc, by ona
zapomniała o nim.
Walton ponownie
prychnął.
- Jesteś
żałosny.
Josh pokręcił
przecząco głową. Zabawne, naprawdę wydawało mu się, że jest na wygranej
pozycji.
- Żałosny? –
zaśmiał się. – Nie sądzę. Szczególnie, że koniec końców to i tak ja będę
posuwał Kaylę.
Ryan był
cierpliwym facetem. Jeśli ktoś nie wierzy, wystarczy spojrzeć na jego perypetie
z Benson. Co jak co, ale przy tej kobiecie trzeba było wykazać się nie lada
opanowaniem. Jednak, jak wiadomo, wszystko ma swoje granice.
Nie wahając się
ani sekundy, Ryan wykonał jeden prosty ruch. Jego odpowiedzią na słowa faceta
był prawy sierpowy. Bezbłędny. Zwłaszcza, że po tym jednym ciosie Josh leżał na
podłodze i pojękiwał, jak mała dziewczynka.
Elle doskonale wiedziała, że „tylko z nim
pomówię” skończy się właśnie w ten sposób. Choć Ryan od czasu powrotu z wojska
i założenia centrum sportu nie wdawał się w żadne bójki, to ta jedna była
pewniakiem.
Dziewczyna
westchnęła ze zrezygnowaniem. Uwaga wszystkich w barze skupiła się na nich. Może
tylko kolega Josha starał się tego nie zauważać. Najwyraźniej w obawie, że
zaraz i jemu się dostanie.
- Porwanie Bandziora
było jednak lepszym pomysłem – powiedziała pod nosem.