Pozbycie się
Josha z mieszkania powinno wprawić Kaylę w cudowny nastrój. W końcu miała
święty spokój i nie musiała już nikomu usługiwać. Co więcej, tym razem odnosiła
nawet wrażenie, że uwolniła się od zdradzieckiego skurwysyna na dobre. W takiej
sytuacji powinna wyciągnąć butelkę dobrego wina i świętować.
Niestety jednak
daleko było jej do tego. Zamiast cieszyć się i oblewać zwycięstwo, Kay
wpatrywała się w telefon komórkowy, który trzymała w dłoni. Chciała zadzwonić
do Ryana i wszystko mu wytłumaczyć. Popełniła błąd, stając po stronie Josha.
Nie potrafiła zrozumieć tego, jak mogła być tak głupia, że po raz kolejny
zaufała byłemu. Uwierzyła w jego puste słowa i naiwnie starała się pomóc. Nie
chciała nawet myśleć o tym, co Christina powie, gdy dowie się o całej sytuacji.
Benson kilkakrotnie
wybierała numer Ryana, ale nim zdążył zabrzmieć sygnał połączenia szybko się
rozłączała. Co miała mu powiedzieć? Przeprosić? Ale jak?
Jęcząc głośno, położyła się na łóżku. Bandzior
wskoczył tuż za nią, doskonale wiedząc, że może wykorzystać sytuację i położyć
się obok swojej pani, chociaż zwykle mu tego zabraniała.
- Boże! –
zawołała, mimo że do osób wierzących nie należała. – Pomóż mi!
Nie trudno
sobie wyobrazić, jak bardzo była zaskoczona, gdy usłyszała dzwonek swojego telefonu.
Ryan – pomyślała w pierwszej chwili.
Dlatego też bez zbędnego sprawdzania wyświetlacza, nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Tak –
odebrała nieco zasapana.
- Czy to zawsze
ja muszę do ciebie dzwonić? – odpowiedział jej dobrze znany głos. – Nie masz rączek,
nie możesz wykręcić numeru do własnej matki?
Kayla poczuła
rozczarowanie. Jak widać, niestety nie rozmawiała z instruktorkiem.
- Przepraszam mamo, ostatnio dużo się dzieje.
Barbara Benson
westchnęła głośno.
- Domyślam się.
Wpadłam dzisiaj na Christinę. Wszystko mi powiedziała. Co ty najlepszego
wyprawiasz, Kayla? Mówiłaś, że sprawa z Joshem jest już skończona. Zaczęłaś przecież
spotykać się z panem Ryanem. Chcesz to zepsuć?
Kay skrzywiła
się mimowolnie. Ostatnie, czego teraz potrzebowała, to prawienie morałów.
Oczywiste było po czyjej stronie stoi jej matka. Barbara bowiem promieniała za
każdym razem, gdy poruszany był temat trenera samoobrony. Nic dziwnego, Ryan
potrafił zawrócić w głowie chyba każdej kobiecie. Niezależnie od tego, w jakim
wieku była. Najlepszym przykładem była babcia ciemnowłosej, która równie
szybko, jak mama naszej bohaterki, zapisała się do fan clubu Waltona.
- Kayla, jesteś
tam? Słyszysz co do ciebie mówię?
- Tak, mamo,
jestem – odpowiedziała po chwili zwłoki. – Nie masz jednak czym się martwić.
Pozbyłam się już Josha ze swojego życia.
- Tak? – w
głosie Barbary dało się usłyszeć ulgę.
- Tak, mamo. To
wszystko? Nie mam teraz czasu na -
- Cudownie! –
przerwała jej matka. – W takim razie może weźmiesz Ryana i przyjdziecie jutro
do nas na obiad? Próbuję dodzwonić się do twojej siostry, ale nie odbiera.
Chciałabym, żeby też przyszła. Fajnie by było mieć całą rodzinę w komplecie.
Kay już miała
zapytać, od kiedy Walton należy do rodziny, ale ostatecznie uznała, że nie ma
siły na kłótnie z Barbarą.
- Wiesz co się
dzieje z Lindsay? – kontynuowała kobieta. – Od kilku dni nie mam z nią
kontaktu. Zaczynam się martwić. To do niej niepodobne. Może powinnam pojechać
do Lin i sama to sprawdzić? Może –
Kayla poczuła
przyśpieszone bicie serca. Była jedyną osobą, która wiedziała o ciąży siostry
(chociaż kilka godzin temu jasno i wyraźnie dała znak Blake’owi, że coś jest na
rzeczy i powinien jak najszybciej skontaktować się z dziewczyną). Doskonale
zdawała sobie sprawę, że wizyta Barbary nie przyniesie Lindsay nic dobrego.
Musiała więc skutecznie temu zapobiec. Po pierwsze, konieczne było uspokojenie
kobiety. Po drugie (i niezwykle efektywne), należało odwrócić uwagę matki,
skupiając ją na nowym problemie.
- Rozmawiałam z
nią wczoraj. Wszystko jest w porządku, po prostu ma dużo pracy. Wiesz, jak to
Lindsay. Zawsze bierze dużo na siebie.
- Tak, Kay, ale
–
- Mamo, jeśli
chodzi o ten obiad – zaczęła, szybko zmieniając temat. – Ryan na pewno ze mną
nie przyjedzie.
Normalnie nie
poruszałaby w ogóle tej kwestii. Nie tłumaczyłaby mamie, czy przyjedzie sama,
czy z osobą towarzyszącą. Ale jeśli miało to w jakikolwiek sposób pomóc Lin, to
nie miała wyboru.
- Jak to?
Pracuje w tym czasie, tak? To może zamiast obiadu przyjdźcie na kolację? Tak,
kolacja to może nawet lepszy pomysł. Myślałam, żeby zrobić lasagne. Ryan lubi?
- Mamo, nie
słuchasz mnie. Ryan ze mną nie przyjedzie. W ogóle.
Nastąpiła długa
chwila ciszy. Kay przez chwilę myślała nawet, że coś przerwało połączenie. Milczenie
nie było bowiem w stylu Barbary Benson.
- Pokłóciliście
się? – zapytała w końcu.
Ciemnowłosa
westchnęła głęboko.
- Tak jakby.
Mogę ci to opowiedzieć jutro, jak przyjadę na kolację?
- Oczywiście,
kochanie. Ale nie przejmuj się, na pewno wszystko się ułoży.
Kay jednak nie
była tego taka pewna. Jak miało się ułożyć, skoro nawet nie potrafiła poczekać
do pierwszego sygnału po wykręceniu numeru Waltona?
- Pogadamy o
tym jutro. Jestem zmęczona, chyba położę się spać.
- Tak, tak.
Jutro wszystko się wyjaśni, zobaczysz.
Kilka minut
później, po zakończonej rozmowie z matką, Benson leżała na swoim łóżku, znowu
wpatrując się w telefon i zastanawiając się nad tym, co chciałaby powiedzieć
Waltonowi, gdyby jednak odważyła się z nim połączyć. Jednak żadna sensowna
wypowiedź nie przychodziła jej na myśl. Czuła się żałośnie.
A poczuła się
jeszcze gorzej, gdy kilka chwil później zadzwonił jej telefon, oznajmiając
przyjście nowej wiadomości.
„Jak mogłaś?
Obiecałaś, że nikomu nie powiesz” – napisała Lin.
Kayla zasłoniła
twarz dłońmi. Przecież nie powiedziała Tylerowi, jak wyglądała sytuacja.
Jedynie zasugerowała mu złożenie Lindsay wizyty. To, jak wiele Blake będzie
wiedział, zależało tylko i wyłącznie od najmłoszej Benson…
~*~
Nazajutrz Kayla
zapomniała o problemie związanym z Ryanem (a raczej, starała się po prostu o
tym nie myśleć) i skupiła się na swojej siostrze. Próbowała kilkakrotnie się do
niej dodzwonić i dowiedzieć, jak potoczyła się rozmowa z Tylerem, jednak
Lindsay nie odbierała telefonu. Za każdym razem włączała się poczta głosowa,
która doprowadzała naszą bohaterkę do szewskiej pasji.
Zdaje się, że
lista osób, które w najbliższym czasie Kay powinna przeprosić zaczynała się nieco
powiększać. Z tym że porozmawianie z siostrą wydawało się znacznie łatwiejsze,
niż proszenie o natępną szansę naszego instruktorka.
Kayla przez
cały dzień starała się przekonać samą siebie, że jest naprawdę bardzo zajęta i
nie może wykonać telefonu do Waltona. Musiała przecież przejrzeć papiery do
pracy (co, gdyby się tak nie ślamazarzyła, zajęłoby jej niecałą godzinę), wyjść
z Bandziorem na spacer, a później posprzątać (w tym dwa razy umyć podłogi, bo
przecież za pierwszym razem nie zrobiła tego wystarczająco dokładnie). Co
więcej, nawet gdyby znalazła pięć minut wolnego (choć NAPRAWDĘ nie było takiej
możliwości), to nie mogła nigdzie dzwonić. Czekała przecież na bardzo ważny
telefon od Lindsay. Zostawiła siostrze na poczcie głosowej tyle wiadomości, że
Lin musiała się w końcu nad nią zlitować i oddzwonić. Szczególnie, że ciemnowłosa
miała spotkać się dzisiaj ze swoją matką. Jeśli miała kłamać w sprawie siostry
i kryć ją przed rodzicami, to musiała najpierw wiedzieć, co ma mówić. Ustalić
jakąś wymówkę, którą Barbara byłaby w stanie zaakceptować.
Niestety jednak
czas leciał, a Kay wciąż nie dostała żadnej wiadomości od Lin. A gdy nadszedł
czas wyjścia z domu i pojechania do rodziców, Kayla złapała się ostatniej
możliwości. Zadzwoniła do Blake’a. Jeżeli Lindsay nie chciała odpowiedzieć jej
na żadne pytanie, musiał zrobić to Tyler.
- Halo?
- Blake? Bogu
dzięki! - zawołała z ulgą. – Byłeś u Lin
wczoraj? Cholera, musisz mi wszystko opowiedzieć. Próbuję się z nią skontaktować
i –
- Kay,
przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać.
- Słucham? Co
ty w ogóle pleciesz? Nie możesz się teraz rozłączyć! Powiedz mi, rozmawiałeś
wczoraj z Lindsay? Byłeś u niej? Co ci powiedziała?
Tyler chrząknął
znacząco.
- Jestem u niej. Zadzwonię później.
Kayla otworzyła
buzię szeroko ze zdziwienia. Nim jednak zdążyła odpowiedzieć przyjacielowi,
Tyler rozłączył się, zostawiając Kay z głową pełną pytań.
Zdaje się, że wizyta Blake’a musiała sporo
namieszać w sprawie, skoro mężczyzna został na noc. Albo przyjechał ponownie.
Ale Kay miała wrażenie, że ta pierwsza opcja jest znacznie bardziej
prawdopodobna.
Zostawiając tę
dwójkę w spokoju, Kay zabrała swoje rzeczy, zadzwoniła po taksówkę i pojechała
do rodziców. Wiedziała jednak, że tego wieczoru sobie nie odpocznie. Musiała
przygotować się na przesłuchanie Barbary nie tylko w sprawie siostry, ale
również Ryana. Co jak co, ale wiedziała, że matka nie odpuści tych dwóch spraw.
Oczywiście, nie
myliła się. Zaraz po tym, gdy przekroczyła próg domu rodzinnego i przywitała
się z obojgiem rodziców, Barbara przystąpiła do ataku.
- Rozmawiałaś
dzisiaj z siostrą? – zaczęła od razu.
- Nie, mamo,
nie rozmawiałam.
- A widzisz,
Robercie – zaczęła, zwracając się do swojego męża. - Mówiłam, coś tu nie gra.
Cały boży dzień do niej wydzwaniam. Włącza się ta cholerna poczta głosowa.
- Daj spokój,
kochanie – odpowiedział, siadając na kanapie w salonie. Wydawał się być trochę
zmęczony. Zapewne cały dzień musiał słuchać narzekań żony w tej sprawie. –
Lindsay jest dorosła, nie musi co pięć minut się meldować.
Barbara
parsknęła.
- Tak, tak,
oczywiście – powiedziała złośliwie. – My kobiety, Robercie, mamy intuicję. Taki
szósty zmysł. I doskonale wiem, gdy u moich dzieci coś się dzieje.
- Mamo, mówiłam
ci – wtrąciła się Kay. – Lin po prostu ma dużo pracy.
Barbara
zmarszczyła brwi.
- Może i ma.
Ale na pewno nie dlatego jestem przełączana na pocztę głosową – odpowiedziała z
przekonaniem, po czym niespodziewanie zmieniła temat: - Siadaj do stołu Kay,
zaparzę herbatę. Napijemy się i pogadamy zanim podam kolację. A tak się składa,
że mamy o czym. Musisz mi powiedzieć, co jest między tobą, a panem Ryanem. Bo
moim zdaniem doszukujesz się problemu tam, gdzie go nie ma.
Benson
westchnęła zrezygnowana. Zapowiadał się długi wieczór.
- Jeszcze nie
powiedziałam ci o co chodzi, a ty już wiesz, że problemu tak naprawdę nie ma? –
zajęczała najmłodsza z towarzystwa.
Barbara
uśmiechnęła się podstępnie.
- Mówiłam ci,
szósty zmysł.
Robert pokręcił
głową z dezaprobatą.
- Albo, co
wydaje się znacznie bardziej adekwatne w tej sprawie, wtykanie nosa w nie swoje
sprawy, Barbaro – powiedział z powagą.
Żona zbyła go machnięciem
ręki. Ta krótka wymiana zdań dała jednak Kay do myślenia.
- Mamo, co
zrobiłaś? – zapytała od razu.
- Ja? Skąd
pomysł, że cokolwiek zrobiłam?
Robert
parsknął.
- Mamo –
ponagliła ją ciemnowłosa.
Kobieta nadal
nie przestawała się uśmiechać.
- Cóż, Kay.
Powiedzmy, że odrobinkę ci pomogłam. Ale każdy wie, że czasami szczęściu trzeba
pomóc.
Kayla
kompletnie nie wiedziała, o czym kobieta mówiła. Ale wszystko stało się jasne,
gdy zabrzmiał dzwonek do drzwi…