poniedziałek, 3 października 2016

Epilog


Dźwięk dzwonka do drzwi sprawił, że Kay wpadła w panikę.
Znała swoją mamę naprawdę dobrze, jednak była tak skupiona na sobie, na Lindsay i wszelkich otaczających je problemach, że zupełnie zapomniała o tym, jak Barbara potrafi zaskoczyć. Kobieta nie po raz pierwszy działała za plecami swojej córki, dlatego Kay powinna to przewidzieć. Zwłaszcza, że pani Benson za wszelką cenę próbowała zeswatać ją z przystojnym instruktorkiem.
- Tato, powiedz mi, że to nie to, co myślę – zaczęła, szukając pomocy u głowy rodziny, podczas gdy Barbara zerwała się z miejsca i pobiegła otworzyć drzwi.
Robert bezsilnie wzruszył ramionami.
- Wiesz jak jest, gdy matka się na coś uprze.
Wstał z dotychczas zajmowanego miejsca i podszedł do córki. Poklepał ją po ramieniu, próbując dodać otuchy.
- Chciałem cię ostrzec – zaczął. – Ale gdybym to zrobił, spałbym do końca roku na kanapie. A wiesz, że mój kręgosłup nie byłby z tego zadowolony, prawda?
Ciemnowłosa westchnęła głośno. Miała już coś ojcu odpowiedzieć, gdy w progu pokoju pojawił się gość.
- Kayla – zawołała z zadowoleniem gospodyni. – Zobacz, kto nas odwiedził.
Dziewczyna przewróciła teatralnie oczyma.
- Cóż za niespodzianka – powiedziała pod nosem.
Ryan Walton w żadnym razie nie był zażenowany tą sytuacją, tak jak nasza bohaterka. Stał uśmiechnięty, wręczając Barbarze butelkę dobrego wina. Zachowywał się zupełnie naturalnie. Najwyraźniej towarzystwo matki Kay ani trochę go nie onieśmielało. Był tak samo pewny siebie, jak na sali treningowej, co nieco zirytowało Benson. Ona bowiem poczuła charakterystyczny uścisk w żołądku i do tego miała wrażenie, że jej policzki przybrały nieco więcej koloru, niżby tego chciała.
- Robercie, wyjmij kieliszki – zaćwierkotała radośnie intrygantka. – Ja pójdę do kuchni i skończę przygotowywać kolację. Myślę, że za dziesięć minut będzie gotowa. Ach Ryan, mam nadzieję, że lubisz lasagne?
Instruktor uśmiechnął się szeroko. Jeżeli do tej pory Barbara nie była jego największą fanką, to tym uśmiechem zdecydowanie ją miał. Niezaprzeczalnie mogła się mianować przewodniczącą klubu miłośniczek trenera.
- Oczywiście – odpowiedział grzecznie.
Barbara kazała mu zająć miejsce przy stole, a sama poszła do kuchni. W międzyczasie po salonie krzątał się tata Kay, szukając kieliszków. Przeszukał cały kredens, ale niestety nie znalazł odpowiednich.
- Robercie! – zawołała z kuchni kobieta. Jej głos zdawał się być nieco poirytowany. – Kieliszki do wina trzymamy w kuchni!
Mężczyzna zmarszczył brwi, zupełnie zaskoczony tą wiadomością.
- Od kiedy? – zapytał cichutko, jakby sam siebie, ale posłusznie pokierował się w stronę drugiego pomieszczenia, zostawiając dwójkę młodych ludzi samych.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Kayla z wielką uwagą przyglądała się swoim dłoniom, zupełnie nie martwiąc się tym, by zacząć jakąkolwiek konwersację. Zresztą, kompletnie nie miała pomysłu na to, co mogłaby mu powiedzieć.
Oczywiście, ostatnimi czasy niejednokrotnie myślała o spotkaniu z Waltonem i potrzebie rozmowy, ale gdy już do tego doszło, całkowicie nie wiedziała, jak ma się zachować. Szczególnie, że to nie ona zainicjowała całe zdarzenie.
Czuła się idiotycznie.
- Nie widziałem twojego samochodu przed domem. Dalej jest w naprawie? – zaczął Walton. Przynajmniej on nie bał się rozmowy. Nie żeby wyglądał na faceta, który boi się czegokolwiek.
- Tak, niestety – odpowiedziała krótko.
Nastąpiła kolejna, długa chwila ciszy.
Czasami ciężko jest nam podjąć jakiś temat. Często nie wiemy, jak ubrać coś w słowa, bądź po prostu brakuje nam odwagi. W przypadku Kayli oba powody wydawały się pasować. Z tym że nasza bohaterka miała jeszcze jeden problem. Bardzo, ale to bardzo nie lubiła niezręcznej ciszy. W takich sytuacjach zaczynała znacznie bardziej się stresować. A co za tym szło, plotła, co jej ślina na język przyniosła.
- Wykopałam Josha – powiedziała niespodziewanie.
Kąciki ust Ryana delikatnie drgnęły. Facet definitywnie walczył z tym, żeby się nie uśmiechnąć.
- Słyszałem. Twoja mama mi powiedziała.
Kayla zmarszczyła w zaskoczeniu brwi. Nie podobało jej się to, że Barbra zaprosiła Ryana bez jej wiedzy. Jednak jeszcze bardziej nie spodobał jej się fakt, że wszystko już wypaplała instruktorkowi.
- Co jeszcze ci powiedziała? – zapytała zirytowana.
Może by się dowiedziała, gdyby nie fakt, że Robert postanowił w końcu postawić kieliszki na stole. Następnie podszedł do kredensu i wyjął zastawę, przygotowując stół do kolacji. W salonie na nowo zapanowała cisza.
Ojciec po wykonaniu powierzonego mu zadania usiadł obok córki. Spokojnym ruchem sięgnął po wino, otworzył je przyszykowanym korkociągiem i rozlał do kieliszków. Co dziwne, zdawał się zupełnie nie zauważać nerwowego zachowania Kayli.
- Już się nie mogę doczekać tej kolacji – oznajmił ni stąd, ni zowąd. Po chwili dodał znacznie ciszej: – Wiesz Kay, twoja matka ostatnio ma fioła na punkcie zdrowego odżywiania. Non stop serwuje mi jakąś trawę z warzywami. Facet z moimi gabarytami długo nie pociągnie na takiej diecie. Dzisiejsza lasagne’a to dar z niebios. Musicie częściej nas odwiedzać.
Mężczyzna poklepał się po pokaźnym brzuchu z szerokim uśmiechem. Zdaje się, że oprócz Barbary była również jeszcze jedna osoba, która cieszyła się na wspólną kolację.
- Nie przesadzaj, Robercie – odezwała się niespodziewanie Barbara. Wyszła z kuchni niosąc dwa naczynia. Chwilę później postawiła je na stole. Gospodarz westchnął z niezadowoleniem, gdy dojrzał, że w środku znajduje się dużo zielonego. – Masz więcej niż kilka zbędnych kilogramów. A że jedyny sport, jaki uprawiasz, to przełączanie kanałów, muszę ratować cię dietą.
Mężczyzna stęknął.
- Kiedy to nie ma smaku!
Barbara przewróciła teatralnie oczyma, po czym wróciła do kuchni, by zaraz podać danie główne. Robertowi aż świeciły się oczy.
- Co się tak cieszysz? – zapytała męża. – Dla ciebie jest sałatka.
Rob jednak nie miał zamiaru słuchać żony w tej kwestii. Gdy gospodyni zasiadła już do stołu i nakazała wszystkim się częstować, facet od razu sięgnął do mięsnego dania, nakładając sobie sporą porcję. Kobieta mogła jedynie przewrócić na to oczami.
- Powinieneś zapisać się na treningi do naszego Ryana – oznajmiła z przekonaniem. – Dobrze by ci to zrobiło.
Naszego Ryana – pomyślała uszczypliwie Kay. – Instruktorek niezaprzeczalnie był dla pani Benson najlepszym materiałem na zięcia. Już traktowała go jak członka rodziny.
W czasie, gdy Barbara zagadywała Waltona, telefon Kay zawibrował. Dziewczyna szybko sprawdziła wyświetlacz. Dostała wiadomość od siostry. Lindsay jednak nie rozpisała się zbytnio, ale krótkie „Dziękuję za pomoc. J” zdawało się być bardzo wymowne. Wyglądało na to, że przybycie Blake’a musiało wiele zmienić.
Przy stole nikt oczywiście nie zauważył, że Kayla chwilowo zajęła się czymś innym. Może dlatego, że w tym czasie Barbara skupiła się na wypytywaniu Waltona o dość prywatne rzeczy. Co ciekawe, mężczyzna nie miał żadnych oporów przed udzielaniem odpowiedzi. Zdawał się czuć w towarzystwie rodziców Benson bardzo komfortowo.
- Kochani, przygotowałam jeszcze deser – powiedziała radośnie Barbara, zaczynając wstawać od stołu. – Mam nadzieję, że macie jeszcze trochę miejsca w brzuchach. Robercie, pomożesz mi w kuchni?
 Mężczyzna ochoczo pokiwał głową. Pewnie jeszcze przed przyjściem córki ustalili, że będą co jakiś czas wymykać się z pokoju, by dać młodym ludziom szansę na rozmowę w cztery oczy. Nie oznaczało to jednak, że dodatkowa para uszu nie przysłuchuje się wszystkiemu z kuchni.
- Nie byłaś na ostatnich zajęciach z samoobrony – odezwał się Ryan, po raz drugi zaczynając rozmowę.
- Wiesz, ostatnio sporo się działo – wyjaśniła, sama nie będąc przekonana do swojej wymówki. Szczególnie, że „sporo się działo” oznaczało po prostu ponowną obecność Josha w jej życiu i bezsensowną opiekę nad nim przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- W porządku. Po prostu chciałem ci powiedzieć, że powinnaś to nadrobić. Ostatnie zajęcia to zaliczenie. Wszystkie dziewczyny poza tobą dostały dyplom.
Oczywiście, otrzymanie dyplomu z samoobrony nie było dla Kayli żadnym znaczącym osiągnięciem, ani tym bardziej szczytem marzeń, ale dobrze wiedziała, że te zajęcia mogą jej pomóc w naprawieniu relacji z Waltonem. Ostatnimi czasy zastanawiała się nad rozwiązaniem tej skomplikowanej sytuacji, dlatego propozycja trenera wydała jej się bardzo miłą niespodzianką. Wyglądało na to, że nie będą mili przed sobą żadnych niezręcznych spotkań pod tytułem „wyjaśnijmy sobie wszystko raz na zawsze”. Zamiast tego zwykły trening, który mógłby im pomóc wrócić na właściwą ścieżkę.
- To faktycznie, powinnam nadrobić te zajęcia – powiedziała z nieco nadmiernym zaangażowaniem. – Daj znać, kiedy mogę to zaliczyć. Przyjdę. Na pewno.
Ryan uśmiechnął się szeroko, ciesząc się, że Kayla połknęła haczyk.
Przesunął nieco krzesło, odwracając się całym ciałem w stronę dziewczyny.
- To dość zabawne, że nie potrafisz normalnie przyznać się do błędu.
- Słucham? – spytała, zupełnie zaskoczona słowami instruktora.
Westchnął głośno.
- Cały czas wokół tego krążymy. Od początku naszej znajomości, Kay. Nie mówisz niczego wprost, wszystkiego każesz mi się domyślać. A gdy coś spierniczysz, nigdy nie przyznajesz się do błędu. Czekasz, aż wszystko samo się wyjaśni i ułoży.
Kayla zmarszczyła brwi, nie ukrywając zdumienia nagłym atakiem mężczyzny.
- Zachowujesz się tak, jakbyś sama nie wiedziała, czego chcesz. Przy tobie niczego człowiek nie może być pewny, bo co chwilę zmieniasz zdanie – kontynuował. – A na domiar złego, nigdy nie przepraszasz. Zawsze to ty jesteś poszkodowana. I co najlepsze, zawsze czekasz na czyjś ruch. Kayla, kiedy w końcu ty przejmiesz inicjatywę?
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Na tę chwilę nie była w stanie zrobić nic więcej. Słowa ugrzęzły jej w gardle. Nie dlatego, że nie wiedziała, jak się ratować przed atakiem trenera, a dlatego, że zdawała sobie sprawę, iż Ryan ma rację.
Minęła naprawdę długa chwila zanim się odezwała.
- Dobra, faktycznie, spaprałam kilka rzeczy.
Ryan zaśmiał się cicho.
- Myślałem, że po tym, co wydarzyło się w moim gabinecie wszystko stanie się znacznie łatwiejsze. W końcu oboje przyznaliśmy, czego od siebie chcemy. Ale gdy pojawił się Josh, chyba o tym zapomniałaś.
- To nie tak, że zapomniałam.
- A jak, do diabła? Rozumiem, że nie znamy się długo, ale gdy dziewczyna wybiera swojego byłego, zamiast –
- Nie wybrałam Josha! – zaprotestowała szybko.
- Z mojej perspektywy wyglądało to trochę inaczej.
- To źle patrzyłeś – oburzyła się.
Ryan ponownie się zaśmiał.
- No tak, przecież. Ty jesteś bez winy – zakpił.
Kayla była coraz bardziej zirytowana.
- Dobra, niech ci będzie – zaczęła. – Może faktycznie z twojej perspektywy nie wyglądało to za ciekawie. Ale przysięgam, to była tylko przyjacielska pomoc. Naprawdę, chciałam go tylko wesprzeć po stracie matki. Nie chciałam, by przez to coś spaprało się między nami. Szczególnie, że zanim pojawił się Josh wszystko zaczęło się naprawdę układać.
Nastała krótka chwila ciszy. Trochę niezręcznej. Więc domyślacie się pewnie, że Kayla nie mogła zbyt długo milczeć?
- Dobra, mam propozycję. Oczywiście, jeśli ci się nie spodoba, to zrozumiem. Ja bym, na przykład, na twoim miejscu naprawdę się zastanowiła, czy –
- Kayla – przerwał jej. – Do brzegu.
Dziewczyna westchnęła głęboko.
- Myślisz, że jest szansa, byśmy mogli wrócić do tamtego dnia po wyjściu z twojego gabinetu i zapomnieć o całej sprawie z Joshem?
Ryan, ku wielkiemu niezadowoleniu dziewczyny, długo milczał.
- Nie, nie sądzę – powiedział w końcu.
Na chwilę Kay straciła oddech.
- Myślę, że powinniśmy cofnąć się trochę bardziej i zacząć po prostu od nowa.
Uwaga, uwaga, oddech powrócił.
- Co ty na to?
Kayla pokiwała głową.
- Czyli znowu zaczynamy od pierwszej randki? – zapytała z delikatnym, bardzo dziewczęcym uśmiechem. – Brzmi nieźle. Może pójdzie nam trochę lepiej niż ostatnio i dasz zaprosić się do środka...
Ryan uśmiechnął się szeroko.
- Nie ma mowy – odpowiedział. – Nie jestem pewien, czy na pierwszej randce nawet można się całować.
Kayla otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Nabijasz się ze mnie, prawda?
Ryan jednak nie miał szansy odpowiedzieć, gdyż w progu pokoju pojawiła się Barbara. Cóż za niesamowite wyczucie czasu!
Na osłodzenie tej chwili, gospodyni podała swój popisowy deser. Z twarzy ani na chwilę nie schodził jej uśmiech. Ale czy można jej się dziwić? Właśnie, dzięki swojemu podstępowi, doprowadziła do szczęśliwego zakończenia.
Wiecie, czasem szczęściu trzeba pomóc. Dlatego nie unośmy się dumną i chwyćmy pomocną dłoń, gdy ktoś ją do nas wyciąga. Jak widać, to może przynieść naprawdę dobre zakończenie.