W czwartkowy
wieczór Kayla położyła się do łóżka z głową pełną myśli. Większość z nich,
oczywiście, skupiała się na tym, jak będzie przebiegał jej jutrzejszy dzień.
Naturalnie, nie chodziło tu, broń Boże, o nudny poranek w pracy. Ani nawet o
spotkanie z przyjaciółką, która miała pomóc jej w wyborze urodzinowego prezentu
dla siostry. W myślach panny Benson główną rolę odgrywał zdecydowanie Ryan
Walton. A dokładniej – randka z nim.
Dziewczyna
próbowała przewidzieć scenariusz ich spotkania. Było to jednak niezwykle
trudne, bowiem nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie mężczyzna ją zabierze.
Pojadą do kina, czy na kolację do jakiejś klimatycznej restauracji? Weźmie ją
na spacer po parku, czy fantazyjną wystawę w muzeum sztuki? A może zabierze ją
z powrotem na salę treningową, by dokończyli to, co przerwali ostatnio?
Gdy pomysły na
ich miejsca spotkań się kończyły, Kayla zaczynała analizować tematy rozmów. W
końcu, o czym, do diabła, miała rozmawiać z Ryanem Waltonem? Nie wiedziała
nawet, jak może się do owej rozmowy przygotować. O Waltmanie wiedziała tyle, że
był właścicielem klubu sportowego i (co jedynie podejrzewała) byłym wojskowym.
A przecież nie mogła przez ich całe spotkanie wypytywać się o sprawy związane z
zajęciami samoobrony. Prawda?
Te myśli przez
długi czas nie pozwalały biednej dziewczynie zasnąć. I choć Kayla usilnie
próbowała odsunąć od siebie te wszystkie wizje niedalekiego spotkania z
instruktorem, to nie potrafiła. Wracały do jej głowy, niczym bumerang. Co
więcej, za każdym razem przyprowadzały ze sobą masę nowych kolegów. Myśli,
które sprawiały, że Kayla zaczynała trząść się ze zdenerwowania. Pozostawało
jej tylko mieć nadzieję, że złote rady
Leanne (bardziej doświadczonej koleżanki) zdziałają cuda i sprawią, że spięta
Kayla zamieni się w wyluzowaną i pragnącą dobrej zabawy dziewczynę.
Szkoda tylko,
że popołudniowe spotkanie po pracy z przyjaciółką wcale nie zrelaksowało panny
Benson.
- Wyluzuj –
zawołała roześmiana rudowłosa, sięgając ze sklepowej półki jeden z ładnie
zapakowanych zestawów kosmetyków. – Co złego niby może się stać na tej randce?
Kayla jęknęła,
zakładając ręce na piersi. Misję znalezienia prezentu dla swojej siostry
chwilowo posłała w zapomnienie, skupiając się na znacznie istotniejszym w tym
momencie temacie.
- Co złego może
się stać? – Powtórzyła z prychnięciem. – A jak będzie drętwo, bo nie będziemy
mieli o czym gadać? Co jeśli zrobię z siebie idiotkę? Albo lepiej, co jeśli
Waltman okaże się jakimś psychopatą? Boże, wtedy już nigdy więcej nie pokażę
się w tym diabelskim klubie...
Leanne
zmarszczyła brwi. Odłożyła zestaw kosmetyków na półkę i sięgnęła po następny.
Mimochodem zerknęła na Kaylę, kręcąc z dezaprobatą głową.
- Po pierwsze,
wydaje mi się, że to właśnie dlatego Walton odwlekał zaproszenie cię gdzieś.
Najwyraźniej zdawał sobie sprawę z tego, że będziesz panikować, a ta panika
okaże się wspaniałą wymówką do porzucenia jego zajęć - oznajmiła, zupełnie nie
patrząc w stronę swojej rozmówczyni. Była zbyt zajęta oglądaniem trzymanego w
rękach produktu. - A po drugie, przez tego zdradzieckiego skurwysyna wyszłaś z
wprawy – dodała surowym głosem. – Przypomnij sobie, jak to było przed nim.
Przecież kiedyś randkowałaś.
Kayla
roześmiała się głośno. Nie był to jednak radosny dźwięk.
- To było na
początku studiów – westchnęła. – I proszę cię, spotykałyśmy się wtedy z
facetami na imprezach. Oni byli
pijani, my byłyśmy pijane. Kogo obchodziło wtedy, o czym będziemy rozmawiać?
Leanne
wzruszyła ramionami, po czym odwróciła się do Benson z szerokim uśmiechem.
- Jeśli nie
chcesz, to wcale nie musisz z nim rozmawiać – powiedziała, poruszając zabawnie
brwiami.
Tym razem Kayla
roześmiała się szczerze.
- W ogóle, w co
ja powinnam się ubrać? – Zapytała po chwili, odnajdując kolejny powód, by
natychmiast zadzwonić do Ryana i odwołać ich spotkanie. Była nawet w stanie
wymyślić dla siebie co najmniej kilka realistycznych wymówek. „Złapała mnie
jakaś grypa” albo „muszę zostać dłużej w pracy” znajdowało się na szczycie
mentalnej listy i zdecydowanie mogło załatwić za nią sprawę.
- Normalnie –
westchnęła rudowłosa. – Trochę lepiej niż na co dzień, ale też nie za bardzo
elegancko.
Kayla skrzywiła
się, kompletnie nic z tego nie rozumiejąc. Wiedziała jednak, że dalsze drążenie
tego tematu tylko sprawi, że ochota na odwołanie spotkania niebezpiecznie się
powiększy.
- Weź ten.
Benson zmarszczyła
brwi.
- Słucham?
- Weź ten. – Leanne wskazała na trzymany w
rękach zestaw kosmetyków. – Prezent dla Lindsay? Coś ci świta?
- A tak,
dzięki.
Harris wybuchła
głośnym śmiechem.
- Uwielbiam
instruktorka za to, że tak bardzo zakręcił ci w głowie.
- Wcale nie
zakręcił!
- Ta, jasne.
Leanne oplotła
Kaylę ramieniem, kierując się z przyjaciółką w stronę kasy, by w końcu skreślić
z listy zakupów prezent dla młodszej Bensonówny.
- Będzie
dobrze, zobaczysz – powiedziała z uśmiechem rudowłosa. – Co mogłoby pójść nie
tak?
Właśnie. Co mogłoby pójść nie tak?
~*~
Kilka minut
przed godziną dwudziestą Kayla była na skraju załamania nerwowego. Biegała po
całym mieszkaniu, starając się sprzątnąć porozrzucane przez nią i przez
Bandziora rzeczy. Jej pies, naturalnie, biegał tuż za nią. Z tą różnicą, że
wcale nie pomagał dziewczynie. Wręcz przeciwnie - wciąż rozrzucał wszędzie
swoje zabawki.
Najgorzej
wyglądała sypialnia Banson, gdyż całkiem sporo ciuchów zamiast leżeć w szafie,
teraz znajdowało się na łóżku dziewczyny. Dobre tyle, że Kay w końcu znalazła
odpowiedni strój na wyjście. A przynajmniej taki, który wydawał jej się
właściwy. I chociaż nie było w nim nic wyszukanego (bo co może być wyszukanego
w czarnych obcisłych spodniach, luźnej białej koszuli i czarnej marynarce?), to
Benson czuła się w tych ubraniach wystarczająco dobrze, by nie chcieć wrócić
myślami do sporządzania wymówek, które mogłyby jej pomóc w odwołaniu randki.
Szczególnie, że za kilka minut miała spodziewać się przyjścia Waltmana.
Kayla
odetchnęła z ulgą, gdy sprzątnęła z widoku wszystkie porozrzucane rzeczy.
Ciuchy były z powrotem na swoich miejscach w szafie, a zabawki Bandziora nie
walały się już dłużej po mieszkaniu.
Jeszcze raz
rzuciła okiem na swój strój i gdy miała już stwierdzić, że jest gotowa,
uświadomiła sobie coś strasznego. Na jej stopach znajdowały się kapcie z
wystającą głową żyrafy.
- Zupełnie nieseksownie – powiedziała na głos. I
już miała zdjąć buty, a później schować je w bezpieczne miejsce (z daleka od
wzroku instruktora), gdy zabrzęczał domofon.
Dziewczyna
szybko się wyprostowała, napinając wszystkie możliwe mięśnie ze zdenerwowania.
Momentalnie rozejrzała się wokół siebie, sprawdzając jeszcze raz, czy rzeczy
aby na pewno są na swoich miejscach, po czym podbiegła do drzwi. Podniosła
słuchawkę, ale ta - jak na złość - wysunęła się z jej ręki, obijając o ścianę.
- Cholera –
zajęczała, próbując złapać przedmiot na kablu. W końcu, na szczęście, jej się
to udało. – Kto tam? – Zapytała, starając się brzmieć na dość wyluzowaną.
- Ryan. –
Wahanie w jego głosie wyraźnie mówiło o tym, że dobrze słyszał każde uderzenie
słuchawki o ścianę.
- O, cześć –
odpowiedziała, po czym momentalnie skarciła się w myślach za swoje słowa.
Dlaczego, do diabła, udawała zaskoczoną? Przecież umówiła się z nim dokładnie
na godzinę dwudziestą. Kogo innego mogła się spodziewać? – Wchodź.
Przycisnęła
odpowiedni guzik, wpuszczając Ryana na górę. Uchyliła lekko drzwi wejściowe, po
czym starając się wygrać z czasem skopała swoje kapcie ze stóp. Ale gdy
schylała się, żeby je podnieść, wyprzedził ją ktoś inny.
- Bandzior! –
Zawołała ze złością, gdy zobaczyła, jak pies szybko zagarnia buta do swojego
pyska i biegnie do innego pokoju. – Wracaj tu, ty paskudo!
Pies jednak nie
miał zamiaru się zatrzymać. W te pędy pobiegł do sypialni dziewczyny. Dlatego
Kayla nie miała innej możliwości, jak tylko ruszyć za psem. Tyle że, gdy weszła
do sypialni zorientowała się, że sprytny zwierzak wbiegł prosto pod jej łóżko.
- Wyłaź
stamtąd! Ale to już! – Zażądała. – I nie udawaj, że mnie nie słyszysz.
Nie chciała
nawet myśleć, co pies robił tam z jej ulubionym kapciem.
- Bandzior! –
Zawołała ponownie. – Chodź tu, no. Głupku, wyłaź spod tego łóżka.
- Kayla?
Nagle wszystkie
słowa, jakie dalej chciała kierować do swojego psa, stanęły jej w gardle.
Dziewczyna odwróciła się, po czym zrobiła kilka kroków w stronę drzwi sypialni.
Gdy się zza nich wychyliła, ujrzała dość zdezorientowanego instruktora.
Mężczyzna stał w progu jej mieszkania, a jego mina była co najmniej ciekawa.
- Cześć –
powiedziała szybko, uśmiechając się przepraszająco.
- Wszystko w
porządku? – Zapytał.
Dziewczyna
nagle postanowiła zignorować przeprowadzaną do tej pory akcję ratunkową dla
swojego kapcia i ruszyła w stronę Ryana.
- Oczywiście –
odpowiedziała, wzruszając ramionami. – Przepraszam, po prostu mój –
I jak na
zawołanie z pokoju wyłonił się Bandzior. W pysku niósł żółto-różowego pantofla.
Ale, ku wielkiemu zaskoczeniu swojej właścicielki, wypuścił go z pyska, układając
tuż przed dwójką ludzi. Niestety, kapeć nie wyglądał już tak samo, jak kiedyś.
Zaraz po tym, jak upadł na ziemię, Kayla dostrzegła, że głowa żyrafy wisi już
tylko na kilku nitkach.
- Bandzior! –
Zawołała surowo, po czym pogroziła mu palcem. – Niegrzeczny pies. Coś ty
zrobił? Fe! Nieładnie.
Ryan z całych
sił próbował powstrzymać śmiech. Ale - wbrew pozorom - nie dlatego, że zwierzak
wyglądał wprost uroczo, siedząc przed puchowym przedmiotem i wyglądając na
całkiem dumnego ze swojej roboty. Śmiał się, ponieważ Kayla brzmiała dość
zabawnie, karcąc tego zwierzaka.
- Zepsuł
kolejną zabawkę? – Zagaił.
Kay przewróciła
teatralnie oczyma.
- Swoich
zabawek nie gryzie tak bardzo, jak tych kapci.
- Tak bardzo je
lubi?
- Wręcz
przeciwnie – prychnęła Benson. – Nienawidzi.
Dostałam je w prezencie od byłego
chłopaka. Bandzior za nim nie przepada i coś mi się wydaje, że już od dawna
starał się wyładować swoją frustrację na tych kapciach.
Gdy słowa
wyszły z ust Kay, ta dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała.
Jęknęła w
duchu. Jak mogła już na początku randki powiedzieć coś na temat swojego byłego?
Czy tematy poprzednich partnerów przypadkiem nie należały do tych drażliwych,
które porusza się znacznie później (albo najlepiej wcale)?
Na chwilę
zapadła cisza. Kayla, starając się nieco rozluźnić sytuację, odwróciła się w
stronę Waltona. Jednak to w żaden sposób jej nie pomogło. Mężczyzna bowiem nie
patrzył na nią. Zamiast tego kucał przy jej zwierzaku, głaszcząc go po pysku.
Nic nie mówił. W żaden sposób nie skomentował wzmianki o Josh’u. Ale może to i
lepiej?
- Założę tylko
buty i możemy iść – powiedziała, starając się, by jej głos zabrzmiał spokojnie.
Ryan na chwilę
oderwał spojrzenie od psa. Uśmiechnął się do Kay, po czym skinął głową. W
porównaniu do panny Benson wyglądał na całkowicie wyluzowanego. Czarne spodnie,
ciemna koszulka i rozpinana na ekspres cienka kurtka. Do wszystkiego dopasował
ciężkie buty, a spod rękawa wystawał mu zegarek na skórzanym pasku. Wyglądał
całkowicie apetycznie. I gdy Kayla myślała, że nie może być już lepiej, Walton
podniósł się, odwracając swoją uwagę od czworonoga i zrobił krok w stronę
Kayli. Zza pleców wyjął bukiet różowych tulipanów.
~*~
- Powiesz mi w
końcu, gdzie jedziemy? - jęknęła Kay, wiercąc się na fotelu pasażera. Chociaż
nie denerwowała się już tak bardzo, jak przed przyjściem Waltona, to niepewność
nadal dawała o sobie znać. Szczególnie, że Ryan do tej pory nie zdradził celu
ich podróży.
- To
niespodzianka - oznajmił. Na chwilę oderwał swój wzrok od drogi, by spojrzeć na
Kaylę. Zanim jednak powrócił spojrzeniem do przedniej szyby, puścił Benson
oczko.
Oczko!
Kayla naprawdę
nie sądziła się, że kiedykolwiek mrugnięcie jednym okiem będzie mogła uznać za
seksowne, ale wyglądało na to, że przy tym facecie wiele się zmieniało.
- Nie lubię
niespodzianek – westchnęła.
- Niemożliwe.
Ponownie
jęknęła.
- Zróbmy tak -
zaczęła. - Sama zgadnę, dokąd mnie zabierasz. Ale jeśli trafię, to będziesz
musiał mi o tym powiedzieć.
Ryan wzruszył
ramionami.
- Niech będzie.
Masz trzy szanse.
Kay zastanowiła
się przez chwilę. Chociaż ostatnią noc spędziła nad wyobrażaniem sobie ich
dzisiejszego spotkania, to była pewna, że nie może zdradzić przed Waltmanem
więcej, jak połowy swoich pomysłów.
- Jakaś
restauracja - odpowiedziała z przekonaniem.
Ryan prychnął,
co Kay wzięła za jednoznaczną odpowiedź.
- W takim razie
jedziemy do kina - stwierdziła.
Mężczyzna
pokręcił przecząco głową. Mimochodem spojrzał na Kaylę, po czym ponownie
odwrócił wzrok w stronę przedniej szyby.
- Została ci ostatnia
szansa, Benson. Nie zmarnuj jej.
Kayla nabrała
głośno powietrza, analizując w głowie kilka pomysłów. Teatr? Muzeum? Park? A
może po prostu szli gdzieś na kawę? Jak wiele było miejsc, gdzie mogli pójść na
pierwszą randkę? Chyba, że Walton zabierał ją do swojego mieszkania? Może od
razu chciał przejść do rzeczy? Co zaskakujące, zdała sobie sprawę, że nawet nie
miałaby nic przeciwko. Szczególnie, że, jak się domyślała, to był właśnie
główny powód ich spotkania. Słowo randka
było jedynie kamuflażem dla idziemy do łóżka.
- Poddaję się -
jęknęła. Wolała siedzieć cicho, niż powiedzieć coś głośno na temat jednego ze
swoich pomysłów, który zagwarantowałby jej zrobienie z siebie idiotki.
- Nadal więc
zostajemy przy niespodziance - podsumował Walton.
Kayla jednak
nie musiała długo czekać, by rozwikłać tę zagadkę. Zaledwie kilka minut później
samochód Waltmana zatrzymał się na parkingu przed jakimś starym budynkiem z
czerwonej cegły.
- To tutaj? -
Zapytała dziewczyna.
Ryan
odpowiedział skinieniem głowy, po czym szybko wyskoczył z samochodu. Przeszedł
do drzwi Kayli, otwierając je przed dziewczyną i pomógł jej wyjść.
- To wciąż mi
nic nie mówi - odpowiedziała, śmiejąc się z samej siebie. - Gdzie tak właściwie
jesteśmy?
- Nie
wytrzymasz jeszcze tej jednej minuty, by przekonać się sama?
- Chyba nie
dajesz mi innego wyboru - powiedziała, poprawiając małą, czarną torebeczkę,
którą miała przełożoną przez ramię.
Mężczyzna
zamknął samochód i schował kluczyki do kieszeni kurtki. Teraz już wolną ręką
sięgnął po dłoń Kayli, po czym zaczął kierować się z dziewczyną w odpowiednim
kierunku.
Kay z pewnością
nie mogła uważać się za speca od związków, randek, ani po prostu relacji
damsko-męskich. Na swoim koncie miała jeden długi związek i może dwie, trzy
randki z innymi mężczyznami niż Josh. Niemniej to znikome doświadczenie
nauczyło ją jednej rzeczy. W każdej relacji przychodził odpowiedni czas na
pewne rzeczy. Uścisk, pocałunek, seks, a nawet zwykłe trzymanie się za ręce. I
z wymienionych rzeczy do tej pory na pierwszej randce robiła tylko jedną -
ściskała na pożegnanie faceta. Nigdy, ale to nigdy nie całowała się przy
pierwszym spotkaniu, nie uprawiała seksu, ani nawet nie trzymała się z
chłopakiem za ręce. I choć mogła zupełnie zignorować przy Waltmanie zasadę nie
całowania się i nie uprawiania seksu, to trzymanie się za ręce wydawało jej się
już nieco za dużym pośpiechem. Zresztą, nie była do tego przyzwyczajona. Josh,
broń Boże, nigdy nie trzymał jej dłoni, idąc ulicą. Zawsze uważał, że to nic nieznaczące
gesty, które są tylko głupim przedstawieniem dla innych ludzi. Tyle że idąc
ramię w ramię z Waltonem jakoś nie miała wrażenia, że facet gra przed
kimkolwiek. Co więcej, ten gest wydał jej się tak naturalny, że aż trudno było
jej uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
- Jesteśmy na
miejscu - powiedział Ryan, zatrzymując się przed wejściem do wielkiego budynku,
na którym widniał ogromny szyld z nazwą miejsca. I chociaż ta nazwa nic Benson
nie mówiła, to bardzo pomocny okazał się napis, który znajdował się tuż pod
nią.Klub muzyczny.
Kayla
roześmiała się głośno.
- Jak mogłam na
to nie wpaść? - zapytała samą siebie, gdy Ryan otwierał przed nią ogromne
drzwi.
Waltman
wzruszył ramionami, a na jego ustach malował się czarujący uśmiech. Przez tą
krótką chwilę zupełnie nie przypominał pełnego profesjonalizmu trenera, ani
byłego wojskowego. Na chwilę po prostu był młodym chłopakiem.
- Przecież
powiedziałem, że poprawię twoją świadomość muzyczną - oznajmił, nie przestając
się uśmiechać. - A ja zawsze dotrzymuję danego słowa.
Gdy szli przez niewielki
korytarz klubu i mijali szatnię dla klientów Ryan już dłużej nie trzymał Kay za
rękę. Jego dłoń spoczywała teraz na jej ramieniu i kierowała dziewczyną w
odpowiednim kierunku.
Wnętrze klubu
było dość klimatyczne. Ściany z czerwonej cegły dodawały temu miejscu uroku,
ale to scena pełna instrumentów przyciągała największą uwagę. Stoliki
znajdowały się zarówno prawie pod samą sceną, jak i również w sporej odległości
od niej, gdzie teoretycznie ludzie mogli przebywać z dala od hałasu. Jednak Kay nie rozumiała, po co
przychodzić do klubu muzycznego, skoro wybiera się miejsce z dala od sceny?
Ryan najwyraźniej miał podobne zdanie, ponieważ pokierował Kay do jednego z
nielicznych wolnych stolików, które znajdowały się prawie pod samą sceną. Odsunął
dla niej krzesło, pomagając dziewczynie usiąść.
- Czego się
napijesz? - Zapytał z uśmiechem.
- Wina -
odpowiedziała, splatając dłonie pod stołem. - Czerwonego, pół-słodkiego.
Najwyraźniej
miała nadzieję, że alkohol pozwoli jej odrobinę się rozluźnić.
Walton skinął
głową, po czym pokierował się w stronę dużego baru. Kayla obserwowała jego
oddalającą się postać. Co prawda, stał do niej tyłem i nie widziała jego
przystojnej twarzy, ale jakimś cudem i tak nie potrafiła oderwać od niego
wzroku. Nie mogła wyjść z podziwu dla jego pewnych siebie ruchów. Zazdrościła
mu tego. Podczas gdy on był w pełni świadomy swojego ciała i zupełnie się go
nie wstydził, Kay kurczyła się w sobie na samą myśl o jej niedoskonałościach.
Jej uwagę od
Waltona odwrócił zespół, który pojawił się na scenie. Kilku młodych mężczyzn
zajęło swoje miejsca przy instrumentach. Wokalista - jak się dziewczyna
domyślała - stanął przy mikrofonie, zwracając się do publiczności. Podziękował
wszystkim za przybycie i wymienił kilka piosenek, które mieli zaśpiewać. Ze
wszystkich tytułów Kay niestety kojarzyła tylko dwa, góra trzy, i nie była z
tego powodu zadowolona.
Chwilę później,
gdy zespół już zaczął grać, wrócił do niej Ryan. Postawił przed nią kieliszek
wina, a sam zajął miejsce na krześle obok, stawiając na blacie stołu szklankę z
wodą.
- Na występy w
tym klubie mogą zgłosić się wszyscy - zaczął, wskazując brodą w stronę sceny -
ale w piątek i sobotę klub sam zaprasza zespoły lub wokalistów.
Kay skinęła
głową.
- Czyli
przyszliśmy tutaj konkretnie na ten występ?
Waltman sięgnął
po szklankę wody i upił z niej łyk. Dopiero, gdy odstawił ją z powrotem na
blat, zerknął w stronę Kay.
- Nie. Tak
naprawdę jesteśmy zainteresowani występem następnego zespołu - wyjaśnił z
delikatnym uśmiechem.
Kay, zupełnie mimowolnie,
zaczęła w głowie odliczać czas.
- Jak długo tu
zostaniemy?
Dochodziła już
godzina dwudziesta pierwsza. Biorąc pod uwagę, że mieli przed sobą występy
dwóch zespołów, a każdy z występujących nie śpiewał po jednej piosence, ale
kilka, Kay mogła się domyślać, że wyjdą stąd dopiero za jakieś dwie i pół
godziny godziny. Co oznaczało, że w jej domu będą około północy.
- A masz
jeszcze jakieś plany na dzisiaj? - Zapytał, marszcząc brwi.
Nie miała. Ale,
jak dobrze wiedziała, Ryan pracował w soboty. Skoro mieli po powrocie do niej
znaleźć czas jeszcze na pewną rzecz i pozwolić Waltonowi się wyspać, by jutro w
pracy nie zachowywał się, jak zombie, a naprawdę uczył kobiety samoobrony, to
lepiej by było, gdyby wyszli zaraz po występie pierwszego zespołu. Naturalnie,
nie miała zamiaru mu o tym wszystkim mówić. Nie chciała wyjść na jakąś
desperatkę, myślącą tylko o jednym.
- Spokojnie,
Kopciuszku - zaczął, zanim Kay zdążyła odpowiedzieć. Uśmiechał się przy tym
delikatnie. - Odwiozę cię do domu przed północą, coby twój pies za bardzo się
nie martwił.
- Bardzo
śmieszne - odpowiedziała. Po czym, zupełnie się zapominając, pokazała mu język.
Oczywiście, zaraz, gdy to zrobiła uświadomiła sobie, jak wielkim błędem to było
i jak idiotycznie musiało wyglądać. Do diabła, znajdowała się na randce z Ryanem Waltonem, a zachowywała się, jak
pięcioletnia dziewczynka.
Ku jej
wielkiemu zaskoczeniu, Ryan nic na to nie odpowiedział. Zamiast tego roześmiał
się promiennie.
Zespół zaczął
grać kolejną piosenkę. Jednak muzyka nie była na tyle głośna, by zakłócała
przebieg ich rozmowy. Niemniej, Kay stwierdziła, że jest to wprost idealne
miejsce na pierwszą randkę. Zawsze, gdy zabraknie tematów do rozmów można
udawać niezwykle zasłuchanego i rozpływać się nad talentem muzyków. Jakby nie
patrzeć, było to dobre wyjście z sytuacji. Tyle że w ich przypadku (a
przynajmniej na razie) Benson nie potrzebowała tego rodzaju ucieczki. Ryan co
chwilę zadawał zupełnie luźne pytania, czy też opowiadał o klubie, muzykach,
czy śpiewanych przez nich piosenkach. Zapytał nawet o składankę, którą nagrał
dla Kayli (chociaż ta, oczywiście, nie przyznała się do tego, że słucha jej
kilka razy dziennie lub, że zna już wszystkie utwory na pamięć). Wszystko
wydawało się iść w dobrym kierunku i Benson była naprawdę zadowolona z
przebiegu ich spotkania, gdy nagle poczuła wibracje swojego telefonu.
Dziewczyna
sięgnęła po małą torebeczkę, która leżała na krześle, tuż za jej plecami i
wyjęła z jej wnętrza komórkę. Mimowolnie jęknęła, spoglądając na wyświetlacz.
Josh.
Jej były
chłopak przez ostatnie dni kilkakrotnie próbował się z nią skontaktować, jednak
Kayla dzielnie za każdym razem odrzucała połączenie. Tak zrobiła i teraz. Nie
miała na razie ochoty rozmawiać z Joshem. A tym bardziej, gdy była na randce z
Waltmanem.
- Wszystko w
porządku? - Zapytał Ryan, patrząc na rysujący się na twarzy Kay grymas.
Dziewczyna
machnęła lekceważąco ręką i schowała telefon do torebki, zupełnie ignorując
fakt, że zaczął znowu wibrować.
- Wyglądałaś na
zmartwioną - kontynuował.
- Daj spokój. -
Uśmiechnęła się do niego radośnie (a przynajmniej miała nadzieję, że właśnie
tak wyglądał ten uśmiech). - Porozmawiajmy o czymś bardziej interesującym, niż
mój telefon.
Waltman skinął
głową.
- W takim
razie, opowiedz mi coś o sobie.
Kayli opadły
ręce.
- Właśnie
dlatego nie lubię chodzić na randki - powiedziała do niego z wyrzutem. Tyle że
Ryan zamiast wyglądać na zaskoczonego jej słowami, uśmiechał się. Był zupełnie
rozbawiony jej reakcją.
- Co ty nie
powiesz?
- A było tak
dobrze - jęknęła. - Musiałeś to zepsuć?
Mężczyzna ani
na chwilę nie tracił dobrego humoru, co jeszcze bardziej rozdrażniło Kaylę.
- Co cię tak
bawi?
- Nic,
absolutnie nic. Po prostu uważam, że jesteś urocza.
Urocza?
Skrzywiła się.
Nie lubiła tego
określenia. Ciotka Abby zawsze powtarzała jej, że jest uroczą, małą dziewczynką, albo, gdy już przypominała sobie, że
Kayla ma dwadzieścia sześć lat dziewczynkę
wymieniała na kobitkę. Nie chciała,
by Waltman widział ją tak, jak widzi starsza ciotka ze strony ojca.
Zdecydowanie wolała, by używał takich słów, jak cudowna, czy (co było zdecydowanie najlepszą wersją, ale i również
jedynie marzeniem) seksowna. W tym
momencie rozumiała facetów, którzy burzyli się, gdy kobiety po seksie mówiły,
że było miło.
- Uważasz, że
jestem urocza, bo nie chcę zanudzać cię swoim nudnym życiem?
Naprawdę nie
chciała. Podczas gdy większość ludzi godzinami mogło rozwodzić się o swoich
pasjach i zainteresowaniach, Kay nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Była
księgową i w sumie to samo w sobie wydawało się po prostu nudne. I chociaż
lubiła swoją pracę, to przecież nie miała na ten temat wiele do powiedzenia. To
było nic w porównaniu z prowadzeniem klubu sportowego.
Co oprócz tego
działo się w jej życiu? Cóż, Kay miała dwie, naprawdę cudowne przyjaciółki. Ale
przecież Waltman zdążył poznać już Christinę na treningach, a Leanne została mu
przedstawiona w barze Blake'a po tym, jak pokazywała trenera palcem i ten,
chcąc nie chcąc, musiał podejść do ich stolika.
O problemach z
Bobbym, jej ukochanym samochodem, Ryan również już się dowiedział. Szczególnie,
że był tym, który po awarii Chevroleta zawiózł ją do domu.
Wiedział
również, że niedawno zakończyła poważny związek, bo przecież jej były chłopak
musiał się pokazać w barze Blake'a, gdy wraz ze znajomymi instruktora spędzali
miło czas, popijając drinki.
Jedyną ciekawą
rzeczą w jej życiu był fakt, że cholernie przystojny instruktor zaprosił ją na
randkę i była między nimi ogromna chemia. Ale, hej, przecież nie powie tego
Ryanowi.
- Na pewno nie
jest nudne - powiedział z pewnością siebie kogoś, kto zna Kay lepiej niż ona
sama. Co było jedną, wielką bzdurą.
Bogu dzięki,
przyszedł ratunek. Zespół, dotąd znajdujący się na scenie, podziękował
publiczności i, z towarzyszącym temu głośnym aplauzem, opuścił podwyższenie
robiąc miejsce innym muzykom.
- Czas na twój
zespół - powiedziała Kay, zmieniając temat.
Zanim jednak
muzycy ustawili się na scenie i przygotowali swoje instrumenty, Ryan poszedł do
baru i przyniósł dziewczynie kolejną lampkę wina, a sobie wodę.
- 3 Doors Down When I'm gone - powiedział nachylając
się do Kayli. Mówił wprost do jej ucha. I Benson (zaraz oczywiście po
wspaniałej muzyce), najbardziej w występie tego zespołu polubiła fakt, że Ryan
za każdym razem nachylał się do niej, by szetać do jej ucha tytuły granych piosenek.
Przez te krótkie chwile byli tak blisko siebie, że Kayla za każdym razem
dostawała gęsiej skórki. I to, że w pomieszczeniu było naprawdę gorąco nie
miało najmniejszego znaczenia.
Zdaje się, że
po raz pierwszy reakcje jej ciała na to, co robił Walton wcale jej nie
przerażały. Uwielbiała je. Nie wspominając już o tym, że jej podniecenie z
każdą sekundą rosło. Nie mogła się już doczekać tego, co stanie się w jej
mieszkaniu. Teraz jeszcze nie miała na tyle odwagi, by bezkarnie dotykać tego
faceta, ale sądziła, że już niedługo to się zmieni. Nie mogła powstrzymać się
od myśli na temat ciała Ryana. Dlatego, dwie ostatnie piosenki minęły jej na
rozmarzaniu o mięśniach trenera, widocznych nawet przez materiał koszulki.
- Jak ci się
podobało? - Zapytał Walton, gdy opuścili klub muzyczny. Zmierzali prosto do
jego samochodu. Mężczyzna, oczywiście, otworzył przed Kaylą drzwi i pomógł
zająć miejsce w swoim Jeep'ie.
Gdy sam usiadł
na fotelu kierowcy, Kay była gotowa by odpowiedzieć.
- Byli
niesamowici.
- To materiał
na twoją następną składankę - powiedział z uśmiechem.
Biedne serce
Kay było gotowe, by wyskoczyć z piersi. Jak to możliwe, że ten ogromny,
umięśniony facet był tak... uroczy?
- Przed nami
jakieś dwadzieścia minut drogi - zagaiła Kay, zmieniając temat. Desperacko
potrzebowała jakiś informacji, które pomogą jej wymazać słowo uroczy z listy określeń, jakimi mogła
definiować trenera. - Skoro ja nie mam nic ciekawego do powiedzenia, to może ty
opowiesz coś o sobie.
Ryan prychnął.
Szybko jednak zmienił swoje nastawienie.
- Co chcesz
wiedzieć?
Wszystko.
- Nie wiem. -
Wzruszyła ramionami. - Cokolwiek. Domyślam się, że byłeś w wojsku - zaczęła,
chcąc w końcu rozwikłać chociaż tę jedną zagadkę.
Mężczyzna
skinął głową.
- Dwa lata temu
skończyłem służbę -wyjaśnił.
- Jakiego
rodzaju służba?
- Wojska
lądowe.
Kay
zdecydowanie nie lubiła ciągać ludzi za język. A Walton w tym przypadku nie
wydawał się zbyt gadatliwy. Do tego wszystkiego, Kay kończyły się pytania.
- Dlaczego
zakończyłeś służbę?
- Wydaje mi
się, że cztery lata to wystarczający czas.
Skinęła głową.
Kay postanowiła
zmienić temat, zanim rozmowa stanie się co najmniej niezręczna.
- Wróciłeś i
postanowiłeś założyć klub samoobrony?
Ryan pokręcił
przecząco głową.
- To nie jest
klub samoobrony, Kay, a centrum sportu. Głównie uczę jujutsu, samoobrona to
tylko dodatek.
A to ci
niespodzianka.
- Może po
skończonym kursie pomyślę więc nad nauką jujutsu - zaśmiała się, zupełnie
niświdomie rozładowując napięcie.
- O ile tylko
zapiszesz się na indywidualne lekcje - stwierdził. Po czym na chwilę odwrócił
spojrzenie od drogi, by posłać Kay kompletnie obezwładniający uśmiech. Ten
facet nie był po prostu przystojny. On był... piękny.
- Czy w tym
sporcie często schodzi się do parteru? - Zapytała, nie potrafiąc powstrzymać szerokiego
uśmiechu. Nigdy nie sądziła, że będzie potrafiła tak flirtować, ale przy Ryanie
to wszystko działo się poza jej kontrolą.
Walton przełknął
głośno ślinę.
- T-tak -
odpowiedział, nieznacznie poprawiając się na fotelu.
- Świetnie. W
takim razie możne naprawdę się zapiszę.
Naprawdę
zabawnie było obeserwować, jak Ryan unosi rękę do twarzy pocierając nią swoje
policzki, jakby to miało pomóc mu w pozbyciu się jakiś myśli.
- Jesteś
jedynym trenerem jujutsu w klubie?
Mężczyzna
szybko oderwał wzrok od przedniej szyby, by zerknąć na Kaylę. Zmarszczył brwi,
po czym wrócił spojrzeniem do drogi. Ale potem z powrotem zerknął na Benson.
- Nie. Znaczy
tak - odpowiedział. - Dla ciebie tak.
Kay nie mogła
powstrzymać chichotu. I teraz nawet jej nie przeszkadzał fakt, że w
towarzystwie tego faceta pozwoliła sobie na coś tak mało seksownego, jak
chichot.
- Wiesz, po
prostu chciałam mieć pewność, że uczy mnie najlepszy. - Nie miała pojęcia,
dlaczego, ale po prostu nie mogła się temu oprzeć. Zdała sobie sprawę, że
drażnienie się z Waltmanem może stać się jej hobby.
Ryan znowu
spojrzał w jej stronę, by następnie pokręcić z rozbawieniem głową.
- Uważaj sobie
- zaśmiał się, żartobliwie grożąc jej palcem.
Przez radosną
atmosferę dziewczyna nawet nie zauważyła momentu, w którym podjechali pod jej
dom. Zdecydowanie to wszystko działo się zbyt szybko.
- Odprowadzę
cię do drzwi - zaproponował, po czym wyskoczył z samochodu, by pomóc jej wyjść
z Jeep'a.
Kay zmarszczyła
brwi.
Odprowadzi ją do drzwi? A co, przepraszam,
nie miał zamiaru wchodzić do środka?
Z głową pełną
sprzecznych myśli, Benson podała dłoń Ryanowi, pozwalając na pomoc w wyjściu z
samochodu. Gdy Walton zamknął swój samochód, nadal trzymał jej rękę i, co już
teraz nie zaskakiwało Kay, nie puścił dopóki nie weszli do klatki schodowej.
Przytrzymał
drzwi, puszczając Kay przodem, po czym położył rękę na jej ramieniu, kierując
się za nią schodami na odpowiednie piętro.
- To był
naprawdę miły wieczór - zaczął.
Kayla znowu
zmarszczyła brwi.
Dlaczego, do diabła, wyskakiwał z pożegnalną
gadką?
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to
powtórzymy - kontynuował.
Kayla odwróciła
głowę, by spojrzeć na jego twarz. Miała nadzieję, że w jego minie doszuka się
jakiejś dwuznaczności, mówiącej o tym, że jego słowa są jedynie wstępem do
dalszej części wieczoru, a nie żadnym pożegnaniem.
- To dlatego
nie odbierałaś moich telefonów? - Uwagę dziewczyny od trenera oderwał dobrze
znany jej głos. Momentalnie odwróciła spojrzenie od przystojnej twarzy Waltona,
by spojrzeć w stronę drzwi swojego mieszkania.
Kilka kroków
dalej, u szczytu schodów stał Josh. W ręku trzymał bukiet kwiatów - czerwonych
anturium. Ulubionych jego mamy, ale znienawidzonych przez Kaylę. Zabawne, że w
ciągu trzyletniego związku nie zdobył wystarczającej wiedzy, by to zrozumieć. Ubrany
był w niebieską koszulę i jeansy, a więc typowy zestaw ciuchów, który zakładał
na każdą nieco ważniejszą okazję. Także wniosek był jeden - Josh przyszedł
dzisiaj do niej, by się pogodzić.
Kayla nagle
otrzymała odpowiedź na wcześniej zadane przez Leanne pytanie.
Co mogłoby
pójść nie tak na tej randce?