niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 12


W czwartkowy wieczór Kayla położyła się do łóżka z głową pełną myśli. Większość z nich, oczywiście, skupiała się na tym, jak będzie przebiegał jej jutrzejszy dzień. Naturalnie, nie chodziło tu, broń Boże, o nudny poranek w pracy. Ani nawet o spotkanie z przyjaciółką, która miała pomóc jej w wyborze urodzinowego prezentu dla siostry. W myślach panny Benson główną rolę odgrywał zdecydowanie Ryan Walton. A dokładniej – randka z nim.
Dziewczyna próbowała przewidzieć scenariusz ich spotkania. Było to jednak niezwykle trudne, bowiem nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie mężczyzna ją zabierze. Pojadą do kina, czy na kolację do jakiejś klimatycznej restauracji? Weźmie ją na spacer po parku, czy fantazyjną wystawę w muzeum sztuki? A może zabierze ją z powrotem na salę treningową, by dokończyli to, co przerwali ostatnio?
Gdy pomysły na ich miejsca spotkań się kończyły, Kayla zaczynała analizować tematy rozmów. W końcu, o czym, do diabła, miała rozmawiać z Ryanem Waltonem? Nie wiedziała nawet, jak może się do owej rozmowy przygotować. O Waltmanie wiedziała tyle, że był właścicielem klubu sportowego i (co jedynie podejrzewała) byłym wojskowym. A przecież nie mogła przez ich całe spotkanie wypytywać się o sprawy związane z zajęciami samoobrony. Prawda?
Te myśli przez długi czas nie pozwalały biednej dziewczynie zasnąć. I choć Kayla usilnie próbowała odsunąć od siebie te wszystkie wizje niedalekiego spotkania z instruktorem, to nie potrafiła. Wracały do jej głowy, niczym bumerang. Co więcej, za każdym razem przyprowadzały ze sobą masę nowych kolegów. Myśli, które sprawiały, że Kayla zaczynała trząść się ze zdenerwowania. Pozostawało jej tylko mieć  nadzieję, że złote rady Leanne (bardziej doświadczonej koleżanki) zdziałają cuda i sprawią, że spięta Kayla zamieni się w wyluzowaną i pragnącą dobrej zabawy dziewczynę.
Szkoda tylko, że popołudniowe spotkanie po pracy z przyjaciółką wcale nie zrelaksowało panny Benson.
- Wyluzuj – zawołała roześmiana rudowłosa, sięgając ze sklepowej półki jeden z ładnie zapakowanych zestawów kosmetyków. – Co złego niby może się stać na tej randce?
Kayla jęknęła, zakładając ręce na piersi. Misję znalezienia prezentu dla swojej siostry chwilowo posłała w zapomnienie, skupiając się na znacznie istotniejszym w tym momencie temacie.
- Co złego może się stać? – Powtórzyła z prychnięciem. – A jak będzie drętwo, bo nie będziemy mieli o czym gadać? Co jeśli zrobię z siebie idiotkę? Albo lepiej, co jeśli Waltman okaże się jakimś psychopatą? Boże, wtedy już nigdy więcej nie pokażę się w tym diabelskim klubie...
Leanne zmarszczyła brwi. Odłożyła zestaw kosmetyków na półkę i sięgnęła po następny. Mimochodem zerknęła na Kaylę, kręcąc z dezaprobatą głową.
- Po pierwsze, wydaje mi się, że to właśnie dlatego Walton odwlekał zaproszenie cię gdzieś. Najwyraźniej zdawał sobie sprawę z tego, że będziesz panikować, a ta panika okaże się wspaniałą wymówką do porzucenia jego zajęć - oznajmiła, zupełnie nie patrząc w stronę swojej rozmówczyni. Była zbyt zajęta oglądaniem trzymanego w rękach produktu. - A po drugie, przez tego zdradzieckiego skurwysyna wyszłaś z wprawy – dodała surowym głosem. – Przypomnij sobie, jak to było przed nim. Przecież kiedyś randkowałaś.
Kayla roześmiała się głośno. Nie był to jednak radosny dźwięk.
- To było na początku studiów – westchnęła. – I proszę cię, spotykałyśmy się wtedy z facetami na imprezach. Oni byli pijani, my byłyśmy pijane. Kogo obchodziło wtedy, o czym będziemy rozmawiać?
Leanne wzruszyła ramionami, po czym odwróciła się do Benson z szerokim uśmiechem.
- Jeśli nie chcesz, to wcale nie musisz z nim rozmawiać – powiedziała, poruszając zabawnie brwiami.
Tym razem Kayla roześmiała się szczerze.
- W ogóle, w co ja powinnam się ubrać? – Zapytała po chwili, odnajdując kolejny powód, by natychmiast zadzwonić do Ryana i odwołać ich spotkanie. Była nawet w stanie wymyślić dla siebie co najmniej kilka realistycznych wymówek. „Złapała mnie jakaś grypa” albo „muszę zostać dłużej w pracy” znajdowało się na szczycie mentalnej listy i zdecydowanie mogło załatwić za nią sprawę.
- Normalnie – westchnęła rudowłosa. – Trochę lepiej niż na co dzień, ale też nie za bardzo elegancko.
Kayla skrzywiła się, kompletnie nic z tego nie rozumiejąc. Wiedziała jednak, że dalsze drążenie tego tematu tylko sprawi, że ochota na odwołanie spotkania niebezpiecznie się powiększy.
- Weź ten.
Benson zmarszczyła brwi.
- Słucham?
- Weź ten. – Leanne wskazała na trzymany w rękach zestaw kosmetyków. – Prezent dla Lindsay? Coś ci świta?
- A tak, dzięki.
Harris wybuchła głośnym śmiechem.
- Uwielbiam instruktorka za to, że tak bardzo zakręcił ci w głowie.
- Wcale nie zakręcił!
- Ta, jasne.
Leanne oplotła Kaylę ramieniem, kierując się z przyjaciółką w stronę kasy, by w końcu skreślić z listy zakupów prezent dla młodszej Bensonówny.
- Będzie dobrze, zobaczysz – powiedziała z uśmiechem rudowłosa. – Co mogłoby pójść nie tak?
Właśnie. Co mogłoby pójść nie tak?

~*~

Kilka minut przed godziną dwudziestą Kayla była na skraju załamania nerwowego. Biegała po całym mieszkaniu, starając się sprzątnąć porozrzucane przez nią i przez Bandziora rzeczy. Jej pies, naturalnie, biegał tuż za nią. Z tą różnicą, że wcale nie pomagał dziewczynie. Wręcz przeciwnie - wciąż rozrzucał wszędzie swoje zabawki.
Najgorzej wyglądała sypialnia Banson, gdyż całkiem sporo ciuchów zamiast leżeć w szafie, teraz znajdowało się na łóżku dziewczyny. Dobre tyle, że Kay w końcu znalazła odpowiedni strój na wyjście. A przynajmniej taki, który wydawał jej się właściwy. I chociaż nie było w nim nic wyszukanego (bo co może być wyszukanego w czarnych obcisłych spodniach, luźnej białej koszuli i czarnej marynarce?), to Benson czuła się w tych ubraniach wystarczająco dobrze, by nie chcieć wrócić myślami do sporządzania wymówek, które mogłyby jej pomóc w odwołaniu randki. Szczególnie, że za kilka minut miała spodziewać się przyjścia Waltmana.
Kayla odetchnęła z ulgą, gdy sprzątnęła z widoku wszystkie porozrzucane rzeczy. Ciuchy były z powrotem na swoich miejscach w szafie, a zabawki Bandziora nie walały się już dłużej po mieszkaniu.
Jeszcze raz rzuciła okiem na swój strój i gdy miała już stwierdzić, że jest gotowa, uświadomiła sobie coś strasznego. Na jej stopach znajdowały się kapcie z wystającą głową żyrafy.
- Zupełnie nieseksownie – powiedziała na głos. I już miała zdjąć buty, a później schować je w bezpieczne miejsce (z daleka od wzroku instruktora), gdy zabrzęczał domofon.
Dziewczyna szybko się wyprostowała, napinając wszystkie możliwe mięśnie ze zdenerwowania. Momentalnie rozejrzała się wokół siebie, sprawdzając jeszcze raz, czy rzeczy aby na pewno są na swoich miejscach, po czym podbiegła do drzwi. Podniosła słuchawkę, ale ta - jak na złość - wysunęła się z jej ręki, obijając o ścianę.
- Cholera – zajęczała, próbując złapać przedmiot na kablu. W końcu, na szczęście, jej się to udało. – Kto tam? – Zapytała, starając się brzmieć na dość wyluzowaną.
- Ryan. – Wahanie w jego głosie wyraźnie mówiło o tym, że dobrze słyszał każde uderzenie słuchawki o ścianę.
- O, cześć – odpowiedziała, po czym momentalnie skarciła się w myślach za swoje słowa. Dlaczego, do diabła, udawała zaskoczoną? Przecież umówiła się z nim dokładnie na godzinę dwudziestą. Kogo innego mogła się spodziewać? – Wchodź.
Przycisnęła odpowiedni guzik, wpuszczając Ryana na górę. Uchyliła lekko drzwi wejściowe, po czym starając się wygrać z czasem skopała swoje kapcie ze stóp. Ale gdy schylała się, żeby je podnieść, wyprzedził ją ktoś inny.
- Bandzior! – Zawołała ze złością, gdy zobaczyła, jak pies szybko zagarnia buta do swojego pyska i biegnie do innego pokoju. – Wracaj tu, ty paskudo!
Pies jednak nie miał zamiaru się zatrzymać. W te pędy pobiegł do sypialni dziewczyny. Dlatego Kayla nie miała innej możliwości, jak tylko ruszyć za psem. Tyle że, gdy weszła do sypialni zorientowała się, że sprytny zwierzak wbiegł prosto pod jej łóżko.
- Wyłaź stamtąd! Ale to już! – Zażądała. – I nie udawaj, że mnie nie słyszysz.
Nie chciała nawet myśleć, co pies robił tam z jej ulubionym kapciem.
- Bandzior! – Zawołała ponownie. – Chodź tu, no. Głupku, wyłaź spod tego łóżka.
- Kayla?
Nagle wszystkie słowa, jakie dalej chciała kierować do swojego psa, stanęły jej w gardle. Dziewczyna odwróciła się, po czym zrobiła kilka kroków w stronę drzwi sypialni. Gdy się zza nich wychyliła, ujrzała dość zdezorientowanego instruktora. Mężczyzna stał w progu jej mieszkania, a jego mina była co najmniej ciekawa.
- Cześć – powiedziała szybko, uśmiechając się przepraszająco.
- Wszystko w porządku? – Zapytał.
Dziewczyna nagle postanowiła zignorować przeprowadzaną do tej pory akcję ratunkową dla swojego kapcia i ruszyła w stronę Ryana.
- Oczywiście – odpowiedziała, wzruszając ramionami. – Przepraszam, po prostu mój –
I jak na zawołanie z pokoju wyłonił się Bandzior. W pysku niósł żółto-różowego pantofla. Ale, ku wielkiemu zaskoczeniu swojej właścicielki, wypuścił go z pyska, układając tuż przed dwójką ludzi. Niestety, kapeć nie wyglądał już tak samo, jak kiedyś. Zaraz po tym, jak upadł na ziemię, Kayla dostrzegła, że głowa żyrafy wisi już tylko na kilku nitkach.
- Bandzior! – Zawołała surowo, po czym pogroziła mu palcem. – Niegrzeczny pies. Coś ty zrobił? Fe! Nieładnie.
Ryan z całych sił próbował powstrzymać śmiech. Ale - wbrew pozorom - nie dlatego, że zwierzak wyglądał wprost uroczo, siedząc przed puchowym przedmiotem i wyglądając na całkiem dumnego ze swojej roboty. Śmiał się, ponieważ Kayla brzmiała dość zabawnie, karcąc tego zwierzaka.
- Zepsuł kolejną zabawkę? – Zagaił.
Kay przewróciła teatralnie oczyma.
- Swoich zabawek nie gryzie tak bardzo, jak tych kapci.
- Tak bardzo je lubi?
- Wręcz przeciwnie – prychnęła Benson. – Nienawidzi. Dostałam je w prezencie od  byłego chłopaka. Bandzior za nim nie przepada i coś mi się wydaje, że już od dawna starał się wyładować swoją frustrację na tych kapciach.
Gdy słowa wyszły z ust Kay, ta dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała.
Jęknęła w duchu. Jak mogła już na początku randki powiedzieć coś na temat swojego byłego? Czy tematy poprzednich partnerów przypadkiem nie należały do tych drażliwych, które porusza się znacznie później (albo najlepiej wcale)?
Na chwilę zapadła cisza. Kayla, starając się nieco rozluźnić sytuację, odwróciła się w stronę Waltona. Jednak to w żaden sposób jej nie pomogło. Mężczyzna bowiem nie patrzył na nią. Zamiast tego kucał przy jej zwierzaku, głaszcząc go po pysku. Nic nie mówił. W żaden sposób nie skomentował wzmianki o Josh’u. Ale może to i lepiej?
- Założę tylko buty i możemy iść – powiedziała, starając się, by jej głos zabrzmiał spokojnie.
Ryan na chwilę oderwał spojrzenie od psa. Uśmiechnął się do Kay, po czym skinął głową. W porównaniu do panny Benson wyglądał na całkowicie wyluzowanego. Czarne spodnie, ciemna koszulka i rozpinana na ekspres cienka kurtka. Do wszystkiego dopasował ciężkie buty, a spod rękawa wystawał mu zegarek na skórzanym pasku. Wyglądał całkowicie apetycznie. I gdy Kayla myślała, że nie może być już lepiej, Walton podniósł się, odwracając swoją uwagę od czworonoga i zrobił krok w stronę Kayli. Zza pleców wyjął bukiet różowych tulipanów.

~*~

- Powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy? - jęknęła Kay, wiercąc się na fotelu pasażera. Chociaż nie denerwowała się już tak bardzo, jak przed przyjściem Waltona, to niepewność nadal dawała o sobie znać. Szczególnie, że Ryan do tej pory nie zdradził celu ich podróży.
- To niespodzianka - oznajmił. Na chwilę oderwał swój wzrok od drogi, by spojrzeć na Kaylę. Zanim jednak powrócił spojrzeniem do przedniej szyby, puścił Benson oczko.
Oczko!
Kayla naprawdę nie sądziła się, że kiedykolwiek mrugnięcie jednym okiem będzie mogła uznać za seksowne, ale wyglądało na to, że przy tym facecie wiele się zmieniało.
- Nie lubię niespodzianek – westchnęła.
- Niemożliwe.
Ponownie jęknęła.
- Zróbmy tak - zaczęła. - Sama zgadnę, dokąd mnie zabierasz. Ale jeśli trafię, to będziesz musiał mi o tym powiedzieć.
Ryan wzruszył ramionami.
- Niech będzie. Masz trzy szanse.
Kay zastanowiła się przez chwilę. Chociaż ostatnią noc spędziła nad wyobrażaniem sobie ich dzisiejszego spotkania, to była pewna, że nie może zdradzić przed Waltmanem więcej, jak połowy swoich pomysłów.
- Jakaś restauracja - odpowiedziała z przekonaniem.
Ryan prychnął, co Kay wzięła za jednoznaczną odpowiedź.
- W takim razie jedziemy do kina - stwierdziła.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową. Mimochodem spojrzał na Kaylę, po czym ponownie odwrócił wzrok w stronę przedniej szyby.
- Została ci ostatnia szansa, Benson. Nie zmarnuj jej.
Kayla nabrała głośno powietrza, analizując w głowie kilka pomysłów. Teatr? Muzeum? Park? A może po prostu szli gdzieś na kawę? Jak wiele było miejsc, gdzie mogli pójść na pierwszą randkę? Chyba, że Walton zabierał ją do swojego mieszkania? Może od razu chciał przejść do rzeczy? Co zaskakujące, zdała sobie sprawę, że nawet nie miałaby nic przeciwko. Szczególnie, że, jak się domyślała, to był właśnie główny powód ich spotkania. Słowo randka było jedynie kamuflażem dla idziemy do łóżka.
- Poddaję się - jęknęła. Wolała siedzieć cicho, niż powiedzieć coś głośno na temat jednego ze swoich pomysłów, który zagwarantowałby jej zrobienie z siebie idiotki.
- Nadal więc zostajemy przy niespodziance - podsumował Walton.
Kayla jednak nie musiała długo czekać, by rozwikłać tę zagadkę. Zaledwie kilka minut później samochód Waltmana zatrzymał się na parkingu przed jakimś starym budynkiem z czerwonej cegły.
- To tutaj? - Zapytała dziewczyna.
Ryan odpowiedział skinieniem głowy, po czym szybko wyskoczył z samochodu. Przeszedł do drzwi Kayli, otwierając je przed dziewczyną i pomógł jej wyjść.
- To wciąż mi nic nie mówi - odpowiedziała, śmiejąc się z samej siebie. - Gdzie tak właściwie jesteśmy?
- Nie wytrzymasz jeszcze tej jednej minuty, by przekonać się sama?
- Chyba nie dajesz mi innego wyboru - powiedziała, poprawiając małą, czarną torebeczkę, którą miała przełożoną przez ramię.
Mężczyzna zamknął samochód i schował kluczyki do kieszeni kurtki. Teraz już wolną ręką sięgnął po dłoń Kayli, po czym zaczął kierować się z dziewczyną w odpowiednim kierunku.
Kay z pewnością nie mogła uważać się za speca od związków, randek, ani po prostu relacji damsko-męskich. Na swoim koncie miała jeden długi związek i może dwie, trzy randki z innymi mężczyznami niż Josh. Niemniej to znikome doświadczenie nauczyło ją jednej rzeczy. W każdej relacji przychodził odpowiedni czas na pewne rzeczy. Uścisk, pocałunek, seks, a nawet zwykłe trzymanie się za ręce. I z wymienionych rzeczy do tej pory na pierwszej randce robiła tylko jedną - ściskała na pożegnanie faceta. Nigdy, ale to nigdy nie całowała się przy pierwszym spotkaniu, nie uprawiała seksu, ani nawet nie trzymała się z chłopakiem za ręce. I choć mogła zupełnie zignorować przy Waltmanie zasadę nie całowania się i nie uprawiania seksu, to trzymanie się za ręce wydawało jej się już nieco za dużym pośpiechem. Zresztą, nie była do tego przyzwyczajona. Josh, broń Boże, nigdy nie trzymał jej dłoni, idąc ulicą. Zawsze uważał, że to nic nieznaczące gesty, które są tylko głupim przedstawieniem dla innych ludzi. Tyle że idąc ramię w ramię z Waltonem jakoś nie miała wrażenia, że facet gra przed kimkolwiek. Co więcej, ten gest wydał jej się tak naturalny, że aż trudno było jej uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Ryan, zatrzymując się przed wejściem do wielkiego budynku, na którym widniał ogromny szyld z nazwą miejsca. I chociaż ta nazwa nic Benson nie mówiła, to bardzo pomocny okazał się napis, który znajdował się tuż pod nią.Klub muzyczny.
Kayla roześmiała się głośno.
- Jak mogłam na to nie wpaść? - zapytała samą siebie, gdy Ryan otwierał przed nią ogromne drzwi.
Waltman wzruszył ramionami, a na jego ustach malował się czarujący uśmiech. Przez tą krótką chwilę zupełnie nie przypominał pełnego profesjonalizmu trenera, ani byłego wojskowego. Na chwilę po prostu był młodym chłopakiem.
- Przecież powiedziałem, że poprawię twoją świadomość muzyczną - oznajmił, nie przestając się uśmiechać. - A ja zawsze dotrzymuję danego słowa.
Gdy szli przez niewielki korytarz klubu i mijali szatnię dla klientów Ryan już dłużej nie trzymał Kay za rękę. Jego dłoń spoczywała teraz na jej ramieniu i kierowała dziewczyną w odpowiednim kierunku.
Wnętrze klubu było dość klimatyczne. Ściany z czerwonej cegły dodawały temu miejscu uroku, ale to scena pełna instrumentów przyciągała największą uwagę. Stoliki znajdowały się zarówno prawie pod samą sceną, jak i również w sporej odległości od niej, gdzie teoretycznie ludzie mogli przebywać z dala od hałasu. Jednak Kay nie rozumiała, po co przychodzić do klubu muzycznego, skoro wybiera się miejsce z dala od sceny? Ryan najwyraźniej miał podobne zdanie, ponieważ pokierował Kay do jednego z nielicznych wolnych stolików, które znajdowały się prawie pod samą sceną. Odsunął dla niej krzesło, pomagając dziewczynie usiąść.
- Czego się napijesz? - Zapytał z uśmiechem.
- Wina - odpowiedziała, splatając dłonie pod stołem. - Czerwonego, pół-słodkiego.
Najwyraźniej miała nadzieję, że alkohol pozwoli jej odrobinę się rozluźnić.
Walton skinął głową, po czym pokierował się w stronę dużego baru. Kayla obserwowała jego oddalającą się postać. Co prawda, stał do niej tyłem i nie widziała jego przystojnej twarzy, ale jakimś cudem i tak nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Nie mogła wyjść z podziwu dla jego pewnych siebie ruchów. Zazdrościła mu tego. Podczas gdy on był w pełni świadomy swojego ciała i zupełnie się go nie wstydził, Kay kurczyła się w sobie na samą myśl o jej niedoskonałościach.
Jej uwagę od Waltona odwrócił zespół, który pojawił się na scenie. Kilku młodych mężczyzn zajęło swoje miejsca przy instrumentach. Wokalista - jak się dziewczyna domyślała - stanął przy mikrofonie, zwracając się do publiczności. Podziękował wszystkim za przybycie i wymienił kilka piosenek, które mieli zaśpiewać. Ze wszystkich tytułów Kay niestety kojarzyła tylko dwa, góra trzy, i nie była z tego powodu zadowolona.
Chwilę później, gdy zespół już zaczął grać, wrócił do niej Ryan. Postawił przed nią kieliszek wina, a sam zajął miejsce na krześle obok, stawiając na blacie stołu szklankę z wodą.
- Na występy w tym klubie mogą zgłosić się wszyscy - zaczął, wskazując brodą w stronę sceny - ale w piątek i sobotę klub sam zaprasza zespoły lub wokalistów.
Kay skinęła głową.
- Czyli przyszliśmy tutaj konkretnie na ten występ?
Waltman sięgnął po szklankę wody i upił z niej łyk. Dopiero, gdy odstawił ją z powrotem na blat, zerknął w stronę Kay.
- Nie. Tak naprawdę jesteśmy zainteresowani występem następnego zespołu - wyjaśnił z delikatnym uśmiechem.
Kay, zupełnie mimowolnie, zaczęła w głowie odliczać czas.
- Jak długo tu zostaniemy?
Dochodziła już godzina dwudziesta pierwsza. Biorąc pod uwagę, że mieli przed sobą występy dwóch zespołów, a każdy z występujących nie śpiewał po jednej piosence, ale kilka, Kay mogła się domyślać, że wyjdą stąd dopiero za jakieś dwie i pół godziny godziny. Co oznaczało, że w jej domu będą około północy.
- A masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj? - Zapytał, marszcząc brwi.
Nie miała. Ale, jak dobrze wiedziała, Ryan pracował w soboty. Skoro mieli po powrocie do niej znaleźć czas jeszcze na pewną rzecz i pozwolić Waltonowi się wyspać, by jutro w pracy nie zachowywał się, jak zombie, a naprawdę uczył kobiety samoobrony, to lepiej by było, gdyby wyszli zaraz po występie pierwszego zespołu. Naturalnie, nie miała zamiaru mu o tym wszystkim mówić. Nie chciała wyjść na jakąś desperatkę, myślącą tylko o jednym.
- Spokojnie, Kopciuszku - zaczął, zanim Kay zdążyła odpowiedzieć. Uśmiechał się przy tym delikatnie. - Odwiozę cię do domu przed północą, coby twój pies za bardzo się nie martwił.
- Bardzo śmieszne - odpowiedziała. Po czym, zupełnie się zapominając, pokazała mu język. Oczywiście, zaraz, gdy to zrobiła uświadomiła sobie, jak wielkim błędem to było i jak idiotycznie musiało wyglądać. Do diabła, znajdowała się na randce z Ryanem Waltonem, a zachowywała się, jak pięcioletnia dziewczynka.
Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, Ryan nic na to nie odpowiedział. Zamiast tego roześmiał się promiennie.
Zespół zaczął grać kolejną piosenkę. Jednak muzyka nie była na tyle głośna, by zakłócała przebieg ich rozmowy. Niemniej, Kay stwierdziła, że jest to wprost idealne miejsce na pierwszą randkę. Zawsze, gdy zabraknie tematów do rozmów można udawać niezwykle zasłuchanego i rozpływać się nad talentem muzyków. Jakby nie patrzeć, było to dobre wyjście z sytuacji. Tyle że w ich przypadku (a przynajmniej na razie) Benson nie potrzebowała tego rodzaju ucieczki. Ryan co chwilę zadawał zupełnie luźne pytania, czy też opowiadał o klubie, muzykach, czy śpiewanych przez nich piosenkach. Zapytał nawet o składankę, którą nagrał dla Kayli (chociaż ta, oczywiście, nie przyznała się do tego, że słucha jej kilka razy dziennie lub, że zna już wszystkie utwory na pamięć). Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku i Benson była naprawdę zadowolona z przebiegu ich spotkania, gdy nagle poczuła wibracje swojego telefonu.
Dziewczyna sięgnęła po małą torebeczkę, która leżała na krześle, tuż za jej plecami i wyjęła z jej wnętrza komórkę. Mimowolnie jęknęła, spoglądając na wyświetlacz.
Josh.
Jej były chłopak przez ostatnie dni kilkakrotnie próbował się z nią skontaktować, jednak Kayla dzielnie za każdym razem odrzucała połączenie. Tak zrobiła i teraz. Nie miała na razie ochoty rozmawiać z Joshem. A tym bardziej, gdy była na randce z Waltmanem.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Ryan, patrząc na rysujący się na twarzy Kay grymas.
Dziewczyna machnęła lekceważąco ręką i schowała telefon do torebki, zupełnie ignorując fakt, że zaczął znowu wibrować.
- Wyglądałaś na zmartwioną - kontynuował.
- Daj spokój. - Uśmiechnęła się do niego radośnie (a przynajmniej miała nadzieję, że właśnie tak wyglądał ten uśmiech). - Porozmawiajmy o czymś bardziej interesującym, niż mój telefon.
Waltman skinął głową.
- W takim razie, opowiedz mi coś o sobie.
Kayli opadły ręce.
- Właśnie dlatego nie lubię chodzić na randki - powiedziała do niego z wyrzutem. Tyle że Ryan zamiast wyglądać na zaskoczonego jej słowami, uśmiechał się. Był zupełnie rozbawiony jej reakcją.
- Co ty nie powiesz?
- A było tak dobrze - jęknęła. - Musiałeś to zepsuć?
Mężczyzna ani na chwilę nie tracił dobrego humoru, co jeszcze bardziej rozdrażniło Kaylę.
- Co cię tak bawi?
- Nic, absolutnie nic. Po prostu uważam, że jesteś urocza.
Urocza?
Skrzywiła się.
Nie lubiła tego określenia. Ciotka Abby zawsze powtarzała jej, że jest uroczą, małą dziewczynką, albo, gdy już przypominała sobie, że Kayla ma dwadzieścia sześć lat dziewczynkę wymieniała na kobitkę. Nie chciała, by Waltman widział ją tak, jak widzi starsza ciotka ze strony ojca. Zdecydowanie wolała, by używał takich słów, jak cudowna, czy (co było zdecydowanie najlepszą wersją, ale i również jedynie marzeniem) seksowna. W tym momencie rozumiała facetów, którzy burzyli się, gdy kobiety po seksie mówiły, że było miło.
- Uważasz, że jestem urocza, bo nie chcę zanudzać cię swoim nudnym życiem?
Naprawdę nie chciała. Podczas gdy większość ludzi godzinami mogło rozwodzić się o swoich pasjach i zainteresowaniach, Kay nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Była księgową i w sumie to samo w sobie wydawało się po prostu nudne. I chociaż lubiła swoją pracę, to przecież nie miała na ten temat wiele do powiedzenia. To było nic w porównaniu z prowadzeniem klubu sportowego.
Co oprócz tego działo się w jej życiu? Cóż, Kay miała dwie, naprawdę cudowne przyjaciółki. Ale przecież Waltman zdążył poznać już Christinę na treningach, a Leanne została mu przedstawiona w barze Blake'a po tym, jak pokazywała trenera palcem i ten, chcąc nie chcąc, musiał podejść do ich stolika.
O problemach z Bobbym, jej ukochanym samochodem, Ryan również już się dowiedział. Szczególnie, że był tym, który po awarii Chevroleta zawiózł ją do domu.
Wiedział również, że niedawno zakończyła poważny związek, bo przecież jej były chłopak musiał się pokazać w barze Blake'a, gdy wraz ze znajomymi instruktora spędzali miło czas, popijając drinki.
Jedyną ciekawą rzeczą w jej życiu był fakt, że cholernie przystojny instruktor zaprosił ją na randkę i była między nimi ogromna chemia. Ale, hej, przecież nie powie tego Ryanowi.
- Na pewno nie jest nudne - powiedział z pewnością siebie kogoś, kto zna Kay lepiej niż ona sama. Co było jedną, wielką bzdurą.
Bogu dzięki, przyszedł ratunek. Zespół, dotąd znajdujący się na scenie, podziękował publiczności i, z towarzyszącym temu głośnym aplauzem, opuścił podwyższenie robiąc miejsce innym muzykom.
- Czas na twój zespół - powiedziała Kay, zmieniając temat.
Zanim jednak muzycy ustawili się na scenie i przygotowali swoje instrumenty, Ryan poszedł do baru i przyniósł dziewczynie kolejną lampkę wina, a sobie wodę.
- 3 Doors Down When I'm gone - powiedział nachylając się do Kayli. Mówił wprost do jej ucha. I Benson (zaraz oczywiście po wspaniałej muzyce), najbardziej w występie tego zespołu polubiła fakt, że Ryan za każdym razem nachylał się do niej, by szetać do jej ucha tytuły granych piosenek. Przez te krótkie chwile byli tak blisko siebie, że Kayla za każdym razem dostawała gęsiej skórki. I to, że w pomieszczeniu było naprawdę gorąco nie miało najmniejszego znaczenia.
Zdaje się, że po raz pierwszy reakcje jej ciała na to, co robił Walton wcale jej nie przerażały. Uwielbiała je. Nie wspominając już o tym, że jej podniecenie z każdą sekundą rosło. Nie mogła się już doczekać tego, co stanie się w jej mieszkaniu. Teraz jeszcze nie miała na tyle odwagi, by bezkarnie dotykać tego faceta, ale sądziła, że już niedługo to się zmieni. Nie mogła powstrzymać się od myśli na temat ciała Ryana. Dlatego, dwie ostatnie piosenki minęły jej na rozmarzaniu o mięśniach trenera, widocznych nawet przez materiał koszulki.
- Jak ci się podobało? - Zapytał Walton, gdy opuścili klub muzyczny. Zmierzali prosto do jego samochodu. Mężczyzna, oczywiście, otworzył przed Kaylą drzwi i pomógł zająć miejsce w swoim Jeep'ie.
Gdy sam usiadł na fotelu kierowcy, Kay była gotowa by odpowiedzieć.
- Byli niesamowici.
- To materiał na twoją następną składankę - powiedział z uśmiechem.
Biedne serce Kay było gotowe, by wyskoczyć z piersi. Jak to możliwe, że ten ogromny, umięśniony facet był tak... uroczy?
- Przed nami jakieś dwadzieścia minut drogi - zagaiła Kay, zmieniając temat. Desperacko potrzebowała jakiś informacji, które pomogą jej wymazać słowo uroczy z listy określeń, jakimi mogła definiować trenera. - Skoro ja nie mam nic ciekawego do powiedzenia, to może ty opowiesz coś o sobie.
Ryan prychnął. Szybko jednak zmienił swoje nastawienie.
- Co chcesz wiedzieć?
Wszystko.
- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami. - Cokolwiek. Domyślam się, że byłeś w wojsku - zaczęła, chcąc w końcu rozwikłać chociaż tę jedną zagadkę.
Mężczyzna skinął głową.
- Dwa lata temu skończyłem służbę -wyjaśnił.
- Jakiego rodzaju służba?
- Wojska lądowe.
Kay zdecydowanie nie lubiła ciągać ludzi za język. A Walton w tym przypadku nie wydawał się zbyt gadatliwy. Do tego wszystkiego, Kay kończyły się pytania.
- Dlaczego zakończyłeś służbę?
- Wydaje mi się, że cztery lata to wystarczający czas.
Skinęła głową.
Kay postanowiła zmienić temat, zanim rozmowa stanie się co najmniej niezręczna.
- Wróciłeś i postanowiłeś założyć klub samoobrony?
Ryan pokręcił przecząco głową.
- To nie jest klub samoobrony, Kay, a centrum sportu. Głównie uczę jujutsu, samoobrona to tylko dodatek.
A to ci niespodzianka.
- Może po skończonym kursie pomyślę więc nad nauką jujutsu - zaśmiała się, zupełnie niświdomie rozładowując napięcie.
- O ile tylko zapiszesz się na indywidualne lekcje - stwierdził. Po czym na chwilę odwrócił spojrzenie od drogi, by posłać Kay kompletnie obezwładniający uśmiech. Ten facet nie był po prostu przystojny. On był... piękny.
- Czy w tym sporcie często schodzi się do parteru? - Zapytała, nie potrafiąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Nigdy nie sądziła, że będzie potrafiła tak flirtować, ale przy Ryanie to wszystko działo się poza jej kontrolą.
Walton przełknął głośno ślinę.
- T-tak - odpowiedział, nieznacznie poprawiając się na fotelu.
- Świetnie. W takim razie możne naprawdę się zapiszę.
Naprawdę zabawnie było obeserwować, jak Ryan unosi rękę do twarzy pocierając nią swoje policzki, jakby to miało pomóc mu w pozbyciu się jakiś myśli.
- Jesteś jedynym trenerem jujutsu w klubie?
Mężczyzna szybko oderwał wzrok od przedniej szyby, by zerknąć na Kaylę. Zmarszczył brwi, po czym wrócił spojrzeniem do drogi. Ale potem z powrotem zerknął na Benson.
- Nie. Znaczy tak - odpowiedział. - Dla ciebie tak.
Kay nie mogła powstrzymać chichotu. I teraz nawet jej nie przeszkadzał fakt, że w towarzystwie tego faceta pozwoliła sobie na coś tak mało seksownego, jak chichot.
- Wiesz, po prostu chciałam mieć pewność, że uczy mnie najlepszy. - Nie miała pojęcia, dlaczego, ale po prostu nie mogła się temu oprzeć. Zdała sobie sprawę, że drażnienie się z Waltmanem może stać się jej hobby.
Ryan znowu spojrzał w jej stronę, by następnie pokręcić z rozbawieniem głową.
- Uważaj sobie - zaśmiał się, żartobliwie grożąc jej palcem.
Przez radosną atmosferę dziewczyna nawet nie zauważyła momentu, w którym podjechali pod jej dom. Zdecydowanie to wszystko działo się zbyt szybko.
- Odprowadzę cię do drzwi - zaproponował, po czym wyskoczył z samochodu, by pomóc jej wyjść z Jeep'a.
Kay zmarszczyła brwi.
Odprowadzi ją do drzwi? A co, przepraszam, nie miał zamiaru wchodzić do środka?
Z głową pełną sprzecznych myśli, Benson podała dłoń Ryanowi, pozwalając na pomoc w wyjściu z samochodu. Gdy Walton zamknął swój samochód, nadal trzymał jej rękę i, co już teraz nie zaskakiwało Kay, nie puścił dopóki nie weszli do klatki schodowej.
Przytrzymał drzwi, puszczając Kay przodem, po czym położył rękę na jej ramieniu, kierując się za nią schodami na odpowiednie piętro.
- To był naprawdę miły wieczór - zaczął.
Kayla znowu zmarszczyła brwi.
Dlaczego, do diabła, wyskakiwał z pożegnalną gadką?
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy - kontynuował.
Kayla odwróciła głowę, by spojrzeć na jego twarz. Miała nadzieję, że w jego minie doszuka się jakiejś dwuznaczności, mówiącej o tym, że jego słowa są jedynie wstępem do dalszej części wieczoru, a nie żadnym pożegnaniem.
- To dlatego nie odbierałaś moich telefonów? - Uwagę dziewczyny od trenera oderwał dobrze znany jej głos. Momentalnie odwróciła spojrzenie od przystojnej twarzy Waltona, by spojrzeć w stronę drzwi swojego mieszkania.
Kilka kroków dalej, u szczytu schodów stał Josh. W ręku trzymał bukiet kwiatów - czerwonych anturium. Ulubionych jego mamy, ale znienawidzonych przez Kaylę. Zabawne, że w ciągu trzyletniego związku nie zdobył wystarczającej wiedzy, by to zrozumieć. Ubrany był w niebieską koszulę i jeansy, a więc typowy zestaw ciuchów, który zakładał na każdą nieco ważniejszą okazję. Także wniosek był jeden - Josh przyszedł dzisiaj do niej, by się pogodzić.
Kayla nagle otrzymała odpowiedź na wcześniej zadane przez Leanne pytanie.
Co mogłoby pójść nie tak na tej randce?
Cóż, zdaje się, że była taka jedna rzecz...



niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 11


Są w życiu  takie chwile, kiedy kompletnie nie wiemy, jak powinniśmy się zachować. Co zrobić, co powiedzieć, a nawet, jak spojrzeć na naszego rozmówcę, który ewidentnie czeka na jakąkolwiek odpowiedź.
Kayla była w pełni świadoma wzroku instruktora na sobie. Wpatrywał się w nią intensywnie, czekając na to, co ciemnowłosa miała do powiedzenia. W końcu, jakby nie było, coś jej zaproponował, a ta wciąż w żaden sposób się do tego nie odniosła. Zamiast tego gapiła się na biednego, niecierpliwego Ryana, który nie miał najmniejszego pojęcia, co działo się w głowie jego rozmówczyni.
A działo się wiele.
Kayla najpierw przeszła przez fazę „zaprzeczania”. Znała podobne sytuacje z wielu książek, czy filmów i jakimś cudem miała wrażenie, że Walton wcale nie zaproponował tego jej, Kayli Benson. Przecież tyle razy spotykała się na ekranie, czy na papierze z tym, że rozanielona bohaterka, pełna dobrej nadziei i kompletnie niezrozumiałego optymizmu, kroczyła drogą, zmierzając prosto w stronę, z której nadchodził jej „książę z bajki”, wyśniony ideał, który - rzecz jasna - wcale jej nie zauważał. I oto, nadszedł moment, kiedy patrząc w jej stronę on w końcu mówi zwykłe, proste „cześć”. I gdy bohaterka ma już odpowiedzieć, zza jej pleców wyłania się cycata panienka, która wiesza się jej ideałowi na szyi, po czym całują się namiętnie. Dlatego, choć było to z pewnością głupie i niepotrzebne, bo przecież na sali znajdowali się tylko we dwoje, Kayla obejrzała się za siebie. Pustka, jaką ujrzała była równocześnie wielką ulgą, ale i powodem jej dalszego zdenerwowania. Bo choć wyjaśniło się, że mówił do niej, to Kay wciąż nie miała pojęcia, co powinna odpowiedzieć.
Nadszedł więc czas na fazę drugą.
W końcu! - Zdawała się krzyczeć. Oczywiście, niejednokrotnie rozmyślała o tym momencie. Leżąc w łóżku, czy siedząc za biurkiem w pracy do jej głowy wpadały irracjonalne myśli. A przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Nie sądziła bowiem, że rzeczywistość może okazać się tak kompatybilna z jej marzeniami, a Walton niczym jej wyimaginowany bohater zaprosi ją na randkę. Wciąż jednak nie mogła wyzbyć się wrażenia, że ta cała sytuacja była co najmniej dziwna. Przecież mowa o Waltonie! Mężczyźnie onieśmielającym, pełnym profesjonalizmu, ale przede wszystkim będącym kompletną niewiadomą. Nie raz próbowała przekonać samą siebie, że każde jego dwuznaczne słowo, jakie padło poza granicami sali gimnastycznej było wytworem jej wyobraźni. Zwłaszcza, że gdy przychodził czas na trening Ryan nie dawał po sobie nic poznać. Jakby na sali był zupełnie innym mężczyzną. Ale teraz, siedzieli na podłodze wyłożonej materacami, gdzie chwilę wcześniej przeżyli niezaprzeczalnie namiętną chwilę i Kay nie mogła uwierzyć, że patrzy na tego samego mężczyznę.
Także te myśli zdecydowanie były początkiem fazy trzeciej.
Benson zaczęła panikować. Nagle ją oświeciło. Zdała sobie sprawę, że Ryan nie zaprosił jej na randkę, dlatego, że Kay mu się podobała. O nie. On zapraszał ją tylko i wyłącznie dlatego, że chwilę wcześniej obściskiwali się na podłodze, a on po prostu chciał dokończyć sprawę. Tyle że w innym miejscu. Gdzieś, gdzie nie zostaliby przez nikogo przyłapani. Na przykład w jej łóżku. I tu wcale nie chodziło o żadne bliższe poznanie, czy jakąkolwiek inną bzdurę, która miała bardziej romantyczny scenariusz. Waltonowi chodziło tylko o seks.
Ale czy w tym było coś złego?
Cichy głosik w jej głowie podpowiadał, że nie. Ale to pewnie dlatego, że barwa tego głosu do znudzenia przypominała barwę Christiny Ellis.
Oczywiście, rozmyślania Kayli trwały zaledwie kilka sekund, ale to wystarczyło, by Walton stracił cierpliwość.
Mężczyzna wstał z podłogi, mimochodem poprawiając swoje bawełniane spodnie (Kayla wcale, ale to wcale nie zauważyła znaczącej wypukłości, którą najwyraźniej chciał zamaskować), po czym wyciągnął rękę w stronę Benson. Dziewczyna w pierwszej chwili była nieco zaskoczona jego ruchem. Może spodziewała się, że jeszcze przez jakiś czas będzie mogła poćwiczyć z nim w parterze?
- No chodź - ponaglił ją.
Kayla w końcu wyciągnęła do niego dłoń, pozwalając by pomógł jej wstać. Zamiast jednak kontynuować w tym miejscu rozmowę, Walton przeszedł kilka kroków w stronę parapetu, gdzie znajdowały się jego rzeczy. Sięgnął po małą butelkę wody, odkręcił ją i wyciągnął w stronę Kay.
- Nie mów, że się tego nie spodziewałaś - odezwał się po chwili, nawiązując do swojej wcześniejszej propozycji.
Kayla, starając się grać na zwłokę, wzięła od niego butelkę. Zanim odpowiedziała upiła łyk wody.
- Sądzisz więc, że powinnam to przewidzieć?
Ryan wzruszył ramionami. Na chwilę przerwał ich kontakt wzrokowy, ale zaraz potem wrócił spojrzeniem do twarzy dziewczyny.
- Miałem zamiar jeszcze trochę z tym poczekać. Już za trzy tygodnie kończy się kurs.
Kayla zmarszczyła brwi.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie jesteśmy w liceum, ani w college'u i nie ma tu żadnej reguły, mówiącej o zakazie spotykania się ze swoim nauczycielem?
Dziewczyna była z siebie dumna. Mimo szoku, jakiego doznała przez propozycję mężczyzny, była w stanie zbudować całkiem rozwinięte zdanie.
- Nie chciałem byś czuła się niezręcznie.
Aby nie zrobić z siebie jeszcze większej idiotki, tym razem Kayla pozwoliła sobie tylko na wewnętrzne westchnienie.
Och.
Dając sobie chwilę na przemyślenie odpowiedzi, Benson wyciągnęła w jego stronę butelkę z wodą, dziękując skinieniem głowy. I gdy już zbierała się w sobie, by w końcu się odezwać, Ryan ponownie sprawił, że ją zatkało.
Uniósł butelkę do góry, po czym sam upił z niej duży łyk. Naturalnie, nie było to zapewne nic nadzwyczajnego (szczególnie, że napój należał do niego), ale Kayla nie mogła powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Pili z jednej butelki.
Ryan mimowolnie spojrzał na zegarek.
- Za kilka minut rozpoczyna się drugi trening - oznajmił ze słyszalnym niezadowoleniem. Tym samym dał Kay do zrozumienia, że wcale nie śpieszy mu się do przerywania ich chwili tylko we dwoje. - Pójdę się ogarnąć - dodał, a Kayla z trudem powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem. Przez „ogarnąć” miał na myśli fakt, że zajmie się swoją erekcją, prawda? Cóż, zdecydowanie był to powód do uśmiechu. - Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
Kay posłusznie skinęła głową.
A gdy tylko wyszli z sali treningowej i kilka sekund później Ryan zniknął z jej pola widzenia, Benson w te pędy pobiegła do szatni, by sprawdzić, czy jej przyjaciółka już przyszła. Gdy nie zobaczyła tam Christiny, w równie szybkim tempie zbiegła schodami na parter i wyszła przed budynek, czekając na przyjazd panny Ellis.
- Wreszcie! - Zawołała, widząc zmierzająca w jej stronę blondynkę. Christina, jak zawsze, prezentowała się perfekcyjnie. Piękna, elegancka sukienka, buty na niebotycznie wysokich obcasach, dizajnerska torebka. Już na pierwszy rzut oka wyglądała na typową, dobrze ubraną modelkę. Chyba nie trzeba było wspominać, że te wszystkie rzeczy były prosto z najnowszych kolekcji od wysoko cenionych projektantów?
- Co to za mina, Benson, nowa grupa ci się nie spodobała? – Droczyła się Christy, a więc zaczęła od tego, co lubiła robić najbardziej.
- Oj, cicho - odpowiedziała zdenerwowana Kayla, przystępując z nogi na nogę. Już dawno nie była tak pełna sprzecznych emocji. - Nie było żadnej grupy! Woltman mnie wrobił!
Christina zmarszczyła brwi, ukazując tym samym swoje zdezorientowanie. I prawdopodobnie Kayla cieszyłaby się ogromnie z tego, że udało jej się czymś zaskoczyć pannę Ellis, gdyby nie była tak pochłonięta rozmyślaniami o tym „co ona, do diabła, powinna teraz zrobić”.
- Co?

~*~

- Powtórzmy to jeszcze raz - zarządziła Christina, zmierzając z Kay przez korytarze klubu sportowego. Były już po treningu, który teoretycznie miał dać Kay czas do namysłu. Zaraz po lekcji z Waltonem Benson miała ponownie porozmawiać ze swoim trenerem na temat wcześniej wspomnianej przez niego randki. Tak się jednak złożyło, że po zakończonym treningu Ryan został otoczony przez grupkę wiernych fanek. Jego uczennice, na czele z Hanną były tak zaabsorbowane jego osobą, że najwyraźniej nie chciały dać biednemu Ryanowi chwili spokoju. Kay, oczywiście, nie miała zamiaru dołączać do tego szalonego grona. Nie chciała robić z siebie idiotki i czekać na niego, jak jakaś desperatka. Co to, to nie. Dlatego, zaraz po zakończonym treningu opuściła salę, przebrała się w szatni i wraz z Christy pomaszerowała do wyjścia.
- Jak to możliwe, że Walton zaprasza cię na randkę, a ty nie masz pojęcia, co odpowiedzieć? Myślałam, że istnieje tylko jedna możliwa i prawidłowa odpowiedź – kontynuowała Christina. - Rozczarowujesz mnie, Benson.
- Nie odpowiedziałam tylko dlatego, że dokładnie wiedziałam, o co mu chodziło. On wcale nie chce randki. On chce się tylko dostać do moich majtek.
Christina jęknęła głośno, po czym pchnęła drzwi wyjściowe i razem z Kaylą wyszła na świeże powietrze.
- I? Jaki jest twój problem, Kay? Myślałam, że właśnie tego chcesz. Do diabła, pozwól mu zedrzeć z ciebie te cholerne majtki. Na co ty czekasz, dziewczyno?
Ciemnowłosa pokręciła głową z dezaprobatą. Jak to możliwie, że jednocześnie kochała i nienawidziła swojej przyjaciółki za tę bezpośredniość?
- Sama już nie wiem – wyznała. – Chyba trochę mnie to rozczarowało. Jakaś część mnie myślała, że interesuje się mną, a nie tylko... moją bielizną.
Christy prychnęła głośno.
- Benson, ależ ty jesteś naiwna! Gdyby chodziło mu tylko i wyłącznie o seks, to przeleciałby cię na tamtej podłodze i nie martwił się o nic. A jak obie wiemy, nie zrobił tego. Co więcej, zaproponował ci randkę. Bang! Ja ci mówię, z tego będą jeszcze dzieci.
- Jesteś niemożliwa. - Kayla zasłoniła twarz dłońmi, jęcząc przy tym głośno.
- Mówię, jak jest. – Christina uniosła ręce do góry w obronnym geście. – Nawiasem mówiąc i tak jestem w szoku, że wyszedł z tym dopiero teraz. Pożera cię wzrokiem od pierwszego treningu. Z wzajemnością zresztą.
- Nie pożerałam go wzrokiem – oburzyła się Kayla, szybko odsuwając dłonie od twarzy, by spojrzeć na przyjaciółkę surowym wzrokiem.
- Pożerałaś – powiedziała dobitnie Ellis, a z jej twarzy ani na sekundę nie schodził tryumfalny uśmiech. – Nie żebym się dziwiła, czy coś.
- Skoro tak ci się podoba, to może się z nim umówisz?
Blondynka roześmiała się głośno.
- Obawiam się, że jego serce należy już do innej kobiety – jęknęła, teatralnie usuwając nieistniejąca łzę z policzka. Po głośnym westchnieniu kontynuowała już normalnym głosem: – Poza tym, Leanne by mnie zabiła. Jest wielką fanką waszej historii miłosnej. Czeka na jakiś łóżkowy happy end, więc nie zawiedź jej, dziewczyno. Umów się z instruktorkiem. Co masz do stracenia?
- Jesteś niemożliwa – powtórzyła Kayla, usilnie próbując sobie przypomnieć, co ją podkusiło w momencie, kiedy zaczęła się przyjaźnić z tą kobietą. Na pewno nie myślała wtedy trzeźwo.
Dziewczyny stanęły przy samochodzie Kayli, mierząc się spojrzeniami. I wtedy Benson przypomniała sobie o jeszcze jednej rzeczy.
- Josh znowu napisał.
Christina mimowolnie się skrzywiła.
- Słucham? Jak? Kiedy? Dlaczego? – Rzuciła surowym głosem. - Myślałam już, że ten zdradziecki skurwysyn dał sobie w końcu spokój. Czego tym razem chciał?
Kayla oparła się o swój samochód.
- Chce się dzisiaj spotkać – wyjaśniła, wzruszając ramionami. – Na razie nic mu nie odpisałam.
- Na razie? – Prychnęła Christy. – A masz zamiar?
Ponownie wzruszyła ramionami.
- Rano nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo śpieszyłam się na trening – odpowiedziała nieco wymijająco.
Christina przeklęła pod nosem, zakładając ręce na piersi. Zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną.
- Nie mam pojęcia, co siedzi w twojej głowie, ale Kayla, zastanów się dziesięć razy zanim zrobisz cokolwiek. Dobrze wiesz, jak to się skończy, kiedy dasz mu kolejną szansę. Ten zdradzie –
- Josh – przerwała jej. – On ma na imię Josh.
- Nieważne, jak ma na imię. Istotne jest tylko to, że na ciebie nie zasługuje. Takie jest moje zdanie. Leanne uważa dokładnie tak samo, Blake na pewno też. I gdybyś zapytała każdą inną osobę, to odpowiedziały na pewno podobnie. Jesteś dla niego za dobra, Kay.
Ciemnowłosa westchnęła głośno. Już miała coś odpowiedzieć, gdy nagle jej uwagę przyciągnęło coś zupełnie innego. A raczej ktoś.
Drzwi klubu sportowego się otworzyły, a w ich progu stanął nie kto inny, jak Ryan Walton. Mężczyzna rozejrzał się szybko po parkingu, najwyraźniej czegoś szukając. I wydawało się, że znalazł, gdy jego wzrok spoczął na dwóch przyjaciółkach, stojących przy starym Chevrolecie Kayli.
Facet najwyraźniej nie chciał tracić ani chwili czasu, gdyż szybkim krokiem skierował się w stronę kobiet. Nadal miał na sobie szare dresowe spodnie i podkoszulek z napisem „ARMY”. Emanował pewnością siebie, a jego ciało sprawiało, że biedna Benson traciła zdolność logicznego myślenia. Co istotne, Kayla miała świadomość, że nie tylko jego ciało było interesujące. Wydawało jej się, że jego wnętrze kryło coś więcej. Były żołnierz zdecydowanie widział wiele, co pozwalało jej myśleć, że znał życie trochę lepiej, niż przeciętny człowiek. Do tego wszystkiego był enigmatyczny. A bez wątpienia jego tajemniczość przyciągała Kay, jak magnes.
Mężczyzna zatrzymał się metr przed Kaylą. Jego szare oczy bacznie ją obserwowały. Dziewczyna miała świadomość, że nigdy wcześniej nikt tak intensywnie jej się nie przyglądał. Patrzył na nią z góry, a ona – naturalnie – wobec jego pierwotnej, męskiej siły czuła się malutka.
- Nie odpowiedziałaś – oznajmił w ramach powitania.
Kayla nie musiała prosić Waltona, o rozwinięcie swojej wypowiedzi, gdyż doskonale wiedziała, o co mu chodziło. Nie musiała również patrzeć w stronę Christy, by wiedzieć, że ta szeroko się uśmiechała (za to postanowiła, że wyzwie ją od małp nieco później, gdy Ryan nie będzie im się już przysłuchiwał).
- Byłeś trochę zajęty – oznajmiła Kayla, wybierając prawdopodobnie najbardziej idiotyczną wymówkę. – Nie chciałam rozczarować twoich fanów – dodała, ale gdy  tylko usłyszała samą siebie, była gotowa uderzyć się w twarz. Czy przypadkiem nie zabrzmiała, jak jakaś zazdrośnica?
- Nie na tyle, bym nie mógł ich na chwilę przeprosić, aby z tobą porozmawiać. Mogę w końcu usłyszeć, co masz mi do powiedzenia?
Dobry Boże, Kayla nie była przyzwyczajona do tak silnych emocji. Nawet kłótnie z Joshem nie sprawiały, że jej serce z tak wielką siłą obijało się o żebra, a oddech niebezpiecznie przyśpieszał. Do diabła, przez zwykłą rozmowę z trenerem nawet zaczynało jej się kręcić w głowie. Co więcej, nie miała w sobie tyle siły, by nakazać swoim ustom się poruszyć. Dlatego stała nieruchomo, dalej wpatrując się w Ryana. W szorstkiego, onieśmielającego i z pewnością władczego mężczyznę, który był przyczyną niekontrolowanych reakcji jej ciała.
- Masz niesamowite wyczucie czasu – zaczęła niespodziewanie Christina. – Kayla właśnie mi powiedziała, że miała ci przekazać po treningu, że się zgadza.  
Ryan na chwilę oderwał swój wzrok od Kay, by spojrzeć na pannę Ellis. Trwało to zaledwie jakieś trzy sekundy, ale przynajmniej pozwoliło Benson wziąć głęboki oddech. I, naturalnie, zanotować w głowie na wyimaginowanej liście, że później musi zamordować swoją przyjaciółkę.
Walton ponowie spojrzał na ciemnowłosą, która zdecydowanie straciła kontrolę nad całą sytuacją. Nie żeby kiedykolwiek ją miała.
- Tak? – Zmarszczył czoło, szukając w kontakcie wzrokowym z Kaylą jakiegokolwiek potwierdzenia.
- Dokładnie tak – odpowiedziała Christy. Ryan jednak kompletnie zignorował jej odpowiedź, czekając, aż w końcu Kay się odezwie.
Cóż, wyglądało na to, że Benson nie miała już innej możliwości, jak tylko powiedzieć:
- Dokładnie tak.