Działanie pod wpływem impulsu z pewnością ma wiele zalet. Co
jednak istotne (i całkiem logiczne) ma również wiele wad. Na
przykład, kiedy Kayla wpadła na „genialny” pomysł odegrania
się na Ryanie Waltonie i postanowiła udawać, że łączy ich tylko
przyjaźń, nie wzięła pod uwagę tego, że jej nieprzemyślane
kłamstwa mogą szybko wyjść na jaw. Jednak… Od czego ma się
przyjaciół?
- O tak, ja już ci zorganizuję randkę! – Oznajmiła z
przekonaniem Christina, gdy następnego dnia Kayla postanowiła
zwierzyć się dziewczynie przez telefon ze swoich problemów. Po
wczorajszym powrocie do domu było już za późno, by telefonować
do kogokolwiek, dlatego Kay musiała zostawić to na następny dzień.
A jako, że Bobby wciąż nie wrócił do łask, Kayla podczas
porannej podróży do pracy miała wystarczającą ilość czasu, by
to wszystko nadrobić.
- Nie chcę żadnych randek – obroniła się szybko. –
Powiedziałam to, by go sprowokować. Nie mam zamiaru nikogo szukać.
Zresztą, nawet jeśli bym chciała, to nie ma możliwości, że
znajdę kogoś na dzisiejszy wieczór. W pracy otaczają mnie sami
kretyni. Może stroją się w garnitury i klepią w klawiatury, jak
poparzeni, ale jedyne, co robią, to stwarzają pozory. Nie mają za
grosz rozumu. Nie pójdę z nikim takim na randkę. Nie poświęcę
się… nawet dla Waltona.
Christina roześmiała się promiennie. Jej radosny nastrój zupełnie
nie pasował do wagi problemu Kay.
- Benson, kochanie, to żaden problem. Bądź gotowa na dwudziestą,
ja już ci kogoś znajdę.
W to akurat Kay nie wątpiła.
- Nie musisz nikogo szukać. Już ci powiedziałam, dlaczego to
zrobiłam. Gdy Walton mnie zapyta o randkę, powiem, że bawiłam się
świetnie i, kto wie, może coś z tego będzie. Mam nadzieję, że
to zadziała na niego i chłopak się obudzi.
Christy ponownie się roześmiała. Tym razem jednak drwiąco.
- W takim razie po co mu mówiłaś, że skoczysz z tym kolesiem do
knajpy Blake’a? Jak podpyta Taylera, to wszystko się wyda.
Cóż, to właśnie był jeden z minusów spontanicznego działania.
Kayla była na tyle pochłonięta genialnością swojego pomysłu, że
zabrnęła ciut za daleko. Otóż, zupełnie niepotrzebnie wspomniała
o kilku kwestiach. Na przykład o tym, że będzie to luźna ranka.
Skoczą na piwo, pewnie nawet do knajpy jej przyjaciela, zrelaksują
się, pogadają, a potem, jeśli dobrze pójdzie, to kto wie, może
umówią się na drugie spotkanie.
- Chciałam, żeby to zabrzmiało wiarygodnie.
- No domyślam się. Ale fantazja cię trochę poniosła, Benson. Tak
się starałaś, żeby to brzmiało wiarygodnie, że nieco
przedobrzyłaś. Ja na miejscu Waltona nabrałabym podejrzeń. Za
dużo szczegółów, kochanie.
Kay jęknęła przeciągle.
- To co twoim zdaniem powinnam teraz zrobić? – Zapytała z lekką
obawą w głosie. Co oczywiście, biorąc pod uwagę historię
pomysłów Christy, było w pełni uzasadnione.
- Pójdziesz z podstawionym przeze mnie kolesiem na randkę i
przynajmniej nie będziesz musiała dalej kłamać. Sorry, Kay, ale w
zmyślaniu historyjek jesteś beznadziejna.
Benson mogła mieć tylko nadzieję, że Walton nie pomyślał
wczoraj podobnie.
- A gdy instruktorek zapyta o twoją randkę Blake’a –
kontynuowała – to ten potwierdzi naszą wersję. A znając naszego
przyjaciela, zupełnie nieumyślnie podburzy trochę instruktorka. No
ale, odrobina zazdrości jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda?
Kayla zastanowiła się przez chwilę. Miała wątpliwości, co do
powodzenia tego planu, ale niestety nie pozostawiła sobie innego
wyjścia. Ale skoro jej działania mogły zakończyć się tylko na
jednym kłamstwie, to dlaczego miałaby nie skorzystać? Szczególnie,
że wspomniane kłamstwo miało szanse stać się tego wieczora
prawdą, a co za tym idzie, w jakimś stopniu wymazać winę i
wyrzuty sumienia ciemnowłosej.
Cóż w tej sytuacji mogła powiedzieć?
- Dobra. Będę gotowa na dwudziestą.
~*~
Teoretycznie, idąc na randkę z facetem, na którym tak naprawdę
nie trzeba zrobić dobrego wrażenia, bo przecież nie to jest celem
spotkania, Kayla nie powinna się denerwować. Powinna w zupełnie
luzacki sposób podejść do sprawy i kompletnie nie martwić się
tym, jak wypadnie. Ale cóż, to tylko teoretycznie. W praktyce
dziewczyna była zestresowana. Kilkakrotnie zmieniała zestawy
ciuchów, zupełnie nie wiedząc, co powinna założyć. Bo przecież
nie może wystroić się za bardzo, żeby facet sobie za dużo nie
pomyślał. Ale z drugiej strony, nie może pokazać się tak, jakby
jej na niczym nie zależało. Musiała bowiem stwarzać pozory.
Najbardziej stresujący był fakt, że Kayla nie miała pojęcia, kim
będzie jej „wybranek”. Naturalnie, w gust Christiny nie miała
co wątpić, ale bądź co bądź, była to randka w ciemno. Brak
jakichkolwiek informacji o mężczyźnie nieco ją irytował. Nie
mogła nawet ułożyć sobie w głowie listy tematów do rozmowy.
Wraz z wybiciem godziny dwudziestej zadzwonił domofon. Tym razem
jednak Kay nie wpuściła kandydata (jak w przypadku Waltona) do
siebie na górę. Poprosiła, by mężczyzna poczekał na dole, a ona
miała zaraz do niego zejść. Tak było bezpieczniej. W końcu nie
znała tego kolesia, nie chciała na dzień dobry testować, czy jest
seryjnym mordercą. Choć Christy nigdy nie spotykała się z tego
rodzaju przestępcą, ani nie opowiadała o żadnym, to jednak
przezorny zawsze ubezpieczony.
Na lekko chwiejnych nogach – za co po części winiła wysokie
obcasy, a po części po prostu stres – wyszła z klatki schodowej,
zmierzając prosto przed siebie.
Przy srebrnej Toyocie Corolli z 2005 stał średniego wzrostu szatyn.
Włosy postawione na żel, okulary korekcyjne i szeroki uśmiech.
Niebieska koszula wciągnięta w jeansy była starannie wyprasowana,
a jej elegancki wygląd nieco kłócił się z dobranymi do stroju
adidasami.
- Ty musisz być Kayla! – Zawołał radośnie. Szeroki uśmiech ani
na chwilę nie opuścił jego twarzy, co od razu wprawiło Benson w
poczucie winy. Jakby nie patrzeć, dzisiaj miała wykorzystać tego
miłego faceta do swoich celów. Nie dziwne więc, że miała ochotę
wmówić mu, że żadnej Kayli nie zna, a ona po prostu odwiedzała
babcie w tej kamienicy. Na szczęście (czy też nie) w porę się
powstrzymała przed tą ucieczką.
- Tak, to ja. A ty to pewnie…
Niestety jego wygląd nic jej nie mówił. Nie wydawało jej się, by
znała tego mężczyznę z jakichkolwiek opowieści swojej
przyjaciółki.
- David O’Connor – przedstawił się, wyciągając dłoń w
stronę dziewczyny. – Christina sporo mi o tobie opowiadała.
Tym bardziej, Kay zupełnie nie rozumiała, jakim cudem nigdy nie
słyszała o żadnym Davidzie.
- Brzmi groźnie – odpowiedziała, śmiejąc się nerwowo.
- Spokojnie, mówiła same dobre rzeczy.
David, z tym samym szerokim uśmiechem, podszedł bliżej drzwi od
strony pasażera, po czym otworzył je szeroko dla Kay.
- Zapraszam. Christy mówiła, że chcesz pojechać w jakieś
konkretne miejsce...
- Tak, mój przyjaciel prowadzi fajny bar niedaleko. Myślę, że to
idealne miejsce, by spokojnie pogadać.
Czy bar Blake’a Tylera był „fajny”? Z pewnością tak, biorąc
pod uwagę jego popularność w Denver. Jednak czy był „idealnym
miejscem, by spokojnie pogadać”? Cóż, można uznać, że skoro
ta randka de facto prawdziwą randką nie była, to naprawdę nie
trzeba odpowiadać na to pytanie. Bo chociaż był wtorek, a
większość ludzi teoretycznie miała jutro iść do pracy, Kay i
David mieli problem ze znalezieniem w środku wolnego miejsca. Co
więcej, było na tyle głośno, że musieli zrezygnować z siedzenia
naprzeciwko siebie i usiąść obok, gdyż w innym razie zupełnie by
się nie słyszeli.
- Przyjemne miejsce – powiedział David, gdy złożyli pierwsze
zamówienie. Pina colada dla Kayli i sok pomarańczowy dla jej
towarzysza (w końcu przyjechał samochodem).
Benson miała pełną świadomość tego, że mężczyzna kłamie,
jednak nie zlitowała się nad nim i nie zaproponowała zmiany
miejsca.
- Jest tu trochę tłoczno – oznajmiła ze słyszalną skruchą –
ale tylko tutaj czuję się naprawdę swobodnie.
- Oczywiście – zaśmiał się – pracuje tu twój przyjaciel. W
razie niepowodzenia zawsze może cię uratować.
Wyrzuty sumienia Kay w tym momencie urosły jeszcze bardziej. W końcu
skoro David pomyślał o jakimkolwiek ratunku dla niej, to oznaczało,
że myśli o tej randce poważnie. A więc Christy najprawdopodobniej
nie wtajemniczyła go w żaden plan…
- Co to za zbolała mina? Powiedziałem coś nie tak?
Teoretycznie nie.
- Słuchaj David – zaczęła. Najwyraźniej w końcu zrozumiała,
że kłamstwa to nie najlepszy sposób na rozpoczęcie znajomości
(którą jeszcze tego dnia chciała zakończyć). Nie miała zamiaru
ranić tego biednego faceta. – Myślałam, że Christina da ci
znać, o co w tym wszystkim chodzi.
- Ależ dała! – Przerwał jej szybko. – Mamy iść do udawaną
randkę. Ale to chyba nie znaczy, że musimy również udawać, że
dobrze się bawimy, prawda?
Kayla uśmiechnęła się przepraszająco do swojego towarzysza. Choć
teraz niby nie miała ku temu żadnych powodów, to ponownie poczuła
narastające wyrzuty sumienia.
- Co to za facet? – Zapytał David, sięgając po swój napój
pomarańczowy. – Chodzi o tego właściciela baru? Tego twojego
przyjaciela? Pewnie tak, w końcu nie bez powodu tutaj przyszliśmy…
Kayla już miała zaprzeczyć, wyprowadzając swojego towarzysza z
błędu, jednak stało się coś, czego w żadnym razie nie
oczekiwała. W zasięgu jej wzroku pojawił się facet, którego z
pewnością nie spodziewała się tutaj zobaczyć.
Przy barze, sącząc jakiś napój, siedział Ryan Walton. Jedna z
sióstr bliźniaczek, będąca tutejszą barmanką, zabawiała go
rozmową i niewątpliwie zabierała całą jego uwagę. Instruktorek
nawet na sekundę nie zerkał w stronę Kay. Za to szeroko się
uśmiechał i co chwilę wybuchał śmiechem, prawdopodobnie
uradowany jakimś żartem.
Do diabła, to Kay tutaj przyszła, by wzbudzić w nim zazdrość -
nie odwrotnie. Bo chociaż Walton nie miał teraz potencjalnej
randki, to jakimś cudem w Benson uderzyła fala zazdrości. Nie
mogła teraz patrzeć na pracowniczkę baru inaczej, niżeli na
rywalkę. Szczególnie, że Ryan był tak skupiony na blondynce, że
zupełnie nie zauważał siedzącej kilka kroków dalej Kay. A
przynajmniej na to wyglądało.
- Kayla?
Biedna dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że odpłynęła na tak
długą chwilę dopóki, dopóty nie poczuła ręki Davida na swoim
ramieniu.
- Przepraszam. Mówiłeś coś?
- Tak – zaśmiał się przyjaźnie, zupełnie nieurażony
zachowaniem dziewczyny. – Pytałem czym się zajmujesz.
- Och. – Nie po raz pierwszy uśmiechnęła się do niego
przepraszająco. – Jestem księgową. Nie jest to najciekawszy
zawód świata, więc może dla twojego dobra nie będę ci o tym
odpowiadać. – Zaśmiała się nerwowo. Nikt nigdy nie chciał
słuchać o jej nudnej pracy za biurkiem.
- Dlaczego? – Zapytał zdziwiony David. – Pracuję w banku.
Również zajmuję się cyferkami.
Kay zmarszczyła brwi.
Oczywiście, że Christina podesłała jej kogoś takiego. W końcu
Kayla nigdy nie dogadywała się z tymi wymuskanymi przystojniakami,
z którymi prowadzała się jej przyjaciółka. I choć David nie
pasował do tego opisu, Kay nie potrafiła zrozumieć, dlaczego od
razu o tym nie pomyślała. Ten facet prawdopodobnie (według jej
najlepszej przyjaciółki) był po prostu męską wersją panny
Benson.
Kayla momentalnie się rozluźniła.
- Gdzie dokładnie pracujesz? – Zapytał, kontynuując swoje
przesłuchanie.
Teraz już wiedziała, że nie ma się czego bać. David był miłym
facetem, który nie oczekiwał niczego więcej, jak tylko miło
spędzonego wieczoru. I dodatkowo, tak samo jak ona, znał się na
cyferkach. Co oznaczało po prostu wiele wspólnych tematów do
rozmów.
Kayla zaczęła więc swoją opowieść. Powiedziała mu o pracy,
szefie (którego de facto David okazał się znać) i kilku
problemowych przypadkach. Co chwilę jednak zerkała w stronę baru i
za każdym razem traciła wątek, widząc, jak cudowna barmanka
rozśmiesza jej mężczyznę. Znaczy, nie dokładnie jej, ale
kto by tam dbał o szczegóły.
Tyle że niedługo później, gdy Kayla wypiła już dwa kolejne
drinki, zdawała się już nie przejmować obecnością Waltona.
Usadowiła się bowiem tak, że odwracanie głowy w stronę trenera
było naprawdę uciążliwe i sprawiało jej spory problem. Co
więcej, było bardzo niegrzeczne w stosunku do Davida, bo choć nie
była to prawdziwa randka, to nie mogła przecież dziesięć razy na
minutę zerkać w inną stronę i tracić wątek. Szczególnie, że
David nie okazał się żadnym nudziarzem. Znał wielu cenionych w
ich branży ludzi, miał do opowiedzenia mnóstwo zabawnych, czy też
po prostu ciekawych sytuacji, które przytrafiły mu się podczas
pracy w banku i był naprawdę sympatyczny.
Tak, sympatyczny.
Prawdopodobnie nie jest to coś, co chciałby usłyszeć facet na
randce (udawanej, czy też nie), ale Kay nie potrafiła znaleźć
innego, bardziej odpowiedniego słowa. W końcu David był po prostu
sympatyczny. Mogła z nim przegadać cały wieczór, pożartować,
wymienić się zabawnymi anegdotami. I na tym koniec. Nie był
materiałem na faceta dla niej. A przynajmniej tak to sobie
tłumaczyła.
- Przepraszam na chwilę, muszę skorzystać z toalety –
powiedziała z uśmiechem Kay. Wstała więc od stolika i
pomaszerowała w stronę odpowiedniego korytarza, prowadzącego do
toalet. Co jednak w tym istotne, ani na sekundę nie spojrzała w
stronę baru. Nie wiedziała nawet, czy Walton tam jeszcze siedzi,
czy nie. Próbowała nawet sobie wmówić, że wcale ją to nie
interesuje. Ale nie była jeszcze na tyle pijana, by w to uwierzyć.
Weszła do toalety, załatwiła swoją potrzebę, a potem podeszła
do umywalki. Gdy wycierała mokre ręce, drzwi do pomieszczenie się
otworzyły. A potem głośno trzasnęły, zwracając uwagę
dziewczyny. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by się domyślić
kto pojawił się w pomieszczeniu.
- Do damska toaleta – powiedziała na wstępie Kay, nie kłopocząc
się żadnym powitaniem.
Walton w odpowiedzi lekko się odwrócił, po czym sięgnął do
klamki. W żadnym razie jednak za nią nie pociągnął. Ku wielkiemu
zaskoczeniu Kay, mężczyzna przekręcił tylko zamek w drzwiach.
- Dobrze się bawisz? – Zapytał. Ton jego głosu był spokojny.
Dlatego niewiarygodnie kłócił się z wściekłością w jego
oczach.
- Do tej pory bawiłam się świetnie – prychnęła, zupełnie
niepewna tego, co tak właściwie się tutaj rozgrywa. Owszem, po
zobaczeniu Waltona przy barze w jej głowie rodziło się mnóstwo
różnych scenariuszy na to, co się stanie, gdy to on ją zobaczy.
Podejdzie? Przywita się? A może wcale nie zareaguje? Szkoda tylko,
że wcześniej nie wzięła pod uwagę spotkania w łazience. Może
jakoś by się na to przygotowała.
- Co to za goguś?
Kayla mimowolnie się uśmiechnęła. W jego głosie dało się
usłyszeć nutę zazdrości. Czyżby osiągnęła swój cel?
- Mówiłam ci wczoraj. Mam randkę.
Walton prychnął głośno.
- Kay, to nie facet dla ciebie.
O tak, zdecydowanie ta misja miała szanse zakończyć się sukcesem.
- Dlaczego tak mówisz? David to bardzo…
Niestety (albo i stety) nie dane było jej dokończyć to zdanie.
Walton nagle znalazł się tuż przy niej. Szybkim i stanowczym
ruchem przygwoździł ją do blatu, w którym znajdowała się
umywalka.
Ich ciała były nagle naprawdę blisko siebie. Kayla miała
świadomość, że nie byli tak blisko od długiego czasu. Ciągłe
gry i zachowywanie dystansu jednak zupełnie nie przygotowały jej na
to zbliżenie. Kompletnie straciła głowę. Już nawet nie
pamiętała, kim jest David.
Jaki David, do diaska?
- Bardzo?... – Dopytywał Ryan. – No jaki jest?...
Kayla nie była w stanie odpowiedzieć. Stała w końcu naprzeciwko
mężczyzny, który sprawiał, że zdolność logicznego myślenia
odchodziła w zapomnienie. Można więc tym tłumaczyć fakt, że
Benson nie kontrolowała dalszych swoich poczynań.
Na przykład tego, że jej ręce momentalnie przesunęły się po
jego klatce piersiowej, zatrzymując na ramionach, a potem otaczając
kark. Albo tego, że stanęła na palcach i mocno przysunęła swoje
ciało do jego ciała. Jak odpowiednim ruchem skłoniła go do tego,
by się lekko schylił. A już na pewno nie tego, gdy go całowała...
I wtedy wszystko potoczyło się szybko. Nagle siedziała na blacie,
otaczając nogami jego pas. Dłonie błądziły po całym ciele,
przyciągając mężczyznę jeszcze bliżej siebie. Pocałunki
stawały się coraz bardziej zachłanne, pragnienie coraz silniejsze.
Każde z nich chciało więcej. Najwyraźniej czas gierek i udawania,
że na wszystko przyjdzie odpowiedni moment się skończył.
Kayla nigdy nie należała do tych kobiet, które obściskują się
po kątach w miejscach publicznych. W tym momencie jednak to nie
miało żadnego znaczenia. Od dawna nikogo tak bardzo nie pragnęła,
jak Ryana. A wszystko stało się jeszcze bardziej intensywne, gdy
poczuła jego dłoń na piersiach, a niedługo potem na miejscu
intymnym, gdy masował je przez spodnie.
Zawsze przy Waltonie czuła się wyjątkowo, jednak tym razem to
wszystko wydawało się jeszcze bardziej spotęgowane. Nagle wierzyła
w siebie. W to, że ktoś może uważać ją za piękną kobietę.
Wierzyła, że ktoś może jej naprawdę pragnąć.
Kto wie, jakby to się skończyło, gdyby wybrali męską łazienkę.
W tej zawsze jakoś spokojniej...
- Halo! Kto tam jest? – Dotarł do nich żeński głos zza drzwi. A
potem szereg mocnych uderzeń. – Otwierać! To nie jest
jednoosobowe pomieszczenie! Nie wolno się zamykać!
Kayla momentalnie oprzytomniała. Zresztą tak samo, jak Ryan, który
zaraz po tym, jak się upewnił, że Kayla może siedzieć o własnych
siłach, nieco się od niej odsunął. Wybrzuszenie na jego dżinsach
jasno mówiło, że ta łazienkowa schadzka miała szanse zakończyć
się inaczej.
- Wszystko w porządku? – Zapytał. Musiał jednak odchrząknąć,
by wrócić do naturalnego tonu swojego głosu.
Kayla jednak nie była w stanie odpowiedzieć, dlatego zamiast tego
po prostu skinęła głową.
Ryan pomógł jej wstać i gdy upewnił się, że faktycznie Kayla
może stać o własnych siłach wskazał na drzwi.
- Powinniśmy ją wpuścić.
Co dziwne, Kay miała gdzieś, jak to będzie wyglądało. Nie
interesowało ją to, co kobieta sobie pomyśli. Wyjątkowo nie.
- Pójdę pierwsza- odezwała się w końcu.
Nie czekając na reakcje Waltona, pokierowała się w stronę drzwi.
Przekręciła zamek i nie odwracając się za siebie, ani nie
spoglądając na czekającą pod drzwiami kobietę, pokierowała się
w stronę zajmowanego przez Davida miejsca.
- Przepraszam, że tak długo. W damskich toaletach zawsze jest ta
niekończąca się kolejka – powiedziała, przewracając oczami.
Nie brzmiała zbyt wiarygodnie, ale i teraz zupełnie się tym nie
przejmowała.
- W porządku.
- Wiesz, David? Jestem już trochę zmęczona. Nie miałbyś nic
przeciwko, gdybyśmy już wyszli?
Mężczyzna uśmiechnął się serdecznie.
- Nie, skąd. Już proszę o rachunek.
Kilka minut później Kay zmierzała już w stronę drzwi
wyjściowych u boku swojej dzisiejszej randki. Zanim jednak wyszła,
odwróciła się na chwilę, by zerknąć w stronę baru.
Walton stał zwrócony twarzą do niej, lecz jego mina nie zdradzała
żadnych myśli. Nie pierwszy raz był dla niej zagadką.
Nim jednak zdążyła dojść do samochodu Davida jej telefon
zawibrował, oznajmiając przyjście nowej wiadomości.
Nie wytrzymam do soboty. Musimy spotkać się wcześniej.
Kayla uśmiechnęła się mimowolnie.