Dwa lata później.
Kayla zdołała przyzwyczaić się już do wielu rzeczy. Między innymi do
swojego nieznośnego szefa, czy okropnej kawy, jaką serwowali pracownikom biura.
Przywykła nawet do codziennych rozmów z dozorcą jej kamienicy, kiedy śpieszyła
się do pracy. Albo do tego, że jej ukochany samochód strajkował co najmniej raz
w tygodniu, przez co musiała jeździć metrem, albo wykorzystywać uprzejmość
swoich sąsiadów i przyjaciół. Jednak była jedna rzecz, do której - choć
naprawdę próbowała - nie potrafiła się przyzwyczaić. Cholernego wiercenia w
ścianach, które budziło ją każdej soboty.
W kamienicy obok odbywał się remont i od dobrych trzech miesięcy (w każdą
sobotę!) o godzinie ósmej rano sąsiedzi kontynuowali wiercenie. Kayla nie miała
najmniejszego pojęcia, w co, do diabła, można wiercić od trzech miesięcy, ale w
to nie wnikała. Zresztą, niewiele miała w tej kwestii do powiedzenia.
Szczególnie, że o tej godzinie cisza nocna już nie obowiązywała, a fakt, że był
to weekend i w końcu miała okazję się wyspać musiała posłać w zapomnienie.
Z głośnym jękiem podniosła się z łóżka i niczym najprawdziwszy zombie poczłapała do kuchni. Od razu włączyła ekspres do kawy, nasypała karmy swojemu
psu i zrobiła wszystkie rutynowe rzeczy, które robi każdego ranka, kiedy idzie
do pracy. Z tą różnicą, że dzisiaj była sobota.
Tyle że w tej sobocie było coś wyjątkowego. Po pierwsze, Kayla miała kaca
i potrzebowała snu znacznie bardziej, niż w każdy typowy weekend. Po drugie,
dzisiaj był jej pierwszy dzień bycia singlem od... od ostatniego czasu, kiedy
Josh z nią zerwał. Nie ma się czym ekscytować, w ciągu (łącznie) trzyletniego
związku zrywali ze sobą jakieś dwadzieścia razy. Mniej więcej. Kto by liczył?
Kłócili się, rozstawali, a potem schodzili ponownie, bo jak oboje
twierdzili - kilka dni osobno dobrze im robiło. Kayla wiedziała, że i tym razem
będzie podobnie. Mogła zacząć odliczać czas do momentu, kiedy Josh pojawi się
pod jej drzwiami z bukietem kwiatów. Czerwonych anturium. Akurat tych, których
najbardziej nie znosiła. Momentalnie kojarzyły jej się z pogrzebami. Nie miała
jednak serca mówić o tym Joshowi. Zwłaszcza, że były to ulubione kwiaty jego
matki. Nie chciała robić mu przykrości, bo przecież się starał, prawda? Co
więcej, dobrze wiedziała, że zwrócenie mu uwagi nie skończyłoby się dobrze.
Taki właśnie był Josh. Wszystko wiedział najlepiej i nie przejmował się zdaniem
innych. Cholerny pępek świata.
- Bandzior! - Zawołała, rozglądając się wokół siebie w poszukiwaniu
swojego małego, czworonogiego przyjaciela. Ten jednak dopiero po długiej chwili
wyłonił się ze swojej kryjówki. - Gdzieś ty łaził? - Dodała oskarżycielskim
tonem, jakby w rzeczywistości spodziewała się usłyszeć jakąś odpowiedź.
Zwierzak mieszkał z Kaylą od niespełna dwóch lat i oboje zdołali się już
do siebie przyzwyczaić. Z początku było im dość trudno, ponieważ Bandzior – jak
samo imię wskazuje – był wielkim rozrabiaką. Uwielbiał podgryzać meble, buty i
wszystko, co tylko było w zasięgu jego mordki. Ten buldog francuski nie rozbił
zbyt dobrej reklamy swojej rasie. I choć z czasem udało się go oduczyć
gryzienia wszelkich przedmiotów w domu, to i tak dawał się swojej właścicielce
we znaki.
Głośne pukanie do drzwi oderwało Kaylę od jej porannych zajęć.
- Benson, do diabła, otwieraj te cholerne drzwi!
Dziewczyna westchnęła głośno, gdyż od razu rozpoznała ten głos. Dlatego
też porzuciła wszelkie rozpoczęte czynności i pobiegła do drzwi.
- Pali się, czy co? - Zapytała, witając swoją przyjaciółkę.
- Nie jesteś jeszcze gotowa? - Christina kompletnie zignorowała pytanie,
zadając własne. By wyglądać bardziej surowo, zdjęła swoje przeciwsłoneczne
okulary z nosa i założyła ręce na biodra.
Choć Christy towarzyszyła wczoraj Kayli na imprezie i teoretycznie
powinna przechodzić teraz przez to samo, co panna Benson, dziewczyna nie
wydawała się mieć najmniejszych oznak kaca. Promieniała dobrą energią, a do
tego wyglądała fantastycznie. Jej jasne blond włosy były związane w
eleganckiego koka, malinowe usta zachęcały uśmiechem, a niebieskie oczy
świeciły typowym dla Christiny blaskiem. Wszystko wydawało się być w idealnym
porządku.
- Dlaczego miałabym być gotowa? - Zdziwiła się Kayla. Nie przypominała
sobie, by umawiała się na cokolwiek ze swoją przyjaciółką. Między innymi
dlatego, że planowała dzisiejszy dzień spędzić w łóżku z pilotem w ręku,
oglądając powtórki Jerry’ego Springera.
W jakiś sposób przecież musiała poprawić sobie samopoczucie, prawda? A
oglądanie ludzi, którzy robią z siebie idiotów na wizji wydawało się do tego
odpowiednie.
- Czy ty mnie kiedykolwiek słuchasz? - Zapytała Christy, wzdychając ostentacyjnie.
- Mówiłam ci wczoraj, że zabieram cię do pewnego, magicznego miejsca.
- Magicznego miejsca?
Christy pokiwała energicznie głową. Przynajmniej ona jedna była
podekscytowana.
- Bardzo magicznego. Jestem pewna, że tam zapomnisz o tym zdradzieckim skurwysynie.
Kayla mimowolnie się skrzywiła. Obie jej przyjaciółki zgodnie wymyśliły
ksywkę dla jej chłopaka (eks-chłopaka, w gwoli ścisłości). Z początku Kayla
myślała, że to tylko chwilowe, ale wyglądało na to, że się przeliczyła, gdyż
Christy i Leanne już zapomniały, iż zdradziecki
skurwysyn w istocie miał na imię Josh.
- Błagam, powiedz, że to nie jest klub ze striptizem - jęknęła
ciemnowłosa. Dobrze znała swoją przyjaciółkę i doskonale wiedziała, czego można
się po niej spodziewać. I choć oglądanie półnagich mężczyzn z pewnością było
dobrą rozrywką, Kay nie miała na to dzisiaj ochoty.
Blondynka momentalnie spoważniała.
- Cholercia, o tym nie pomyślałam.
I niech Cię za to Bóg błogosławi
- dodała w myślach Kayla.
- Co to za miejsce? - Kontynuowała swoje przesłuchanie.
- Zobaczysz. – Głos blondynki wciąż był przesiąknięty podekscytowaniem.
Zdaje się, że biedna Kayla nie miała innego wyjścia, jak po prostu dać za
wygraną. Zresztą, w innym razie nie pozbyłaby się Christy ze swojego
mieszkania, a co za tym szło, nadal nie mogłaby obejrzeć powtórek jej
ulubionego programu rozrywkowego. Tak czy siak – Christina Ellis miała
przewagę.
Pół godziny później Kayla była już gotowa, by zmierzyć się ze światem. A
przynajmniej z magicznym miejscem, do jakiego prowadziła ją Christy. Krótki
prysznic zmył z niej zapach dymu papierosowego, jaki wyniosła ze sobą wczoraj z
pubu, a delikatny makijaż zamaskował zmęczenie. Teraz – podobnie jak jej
jasnowłosa przyjaciółka - mogła udawać, że nie ma żadnego kaca.
Jaki kac, przepraszam bardzo?
Musieli mnie państwo z kimś pomylić.
- Weź ze sobą jakiś wygodny dresik - zaznaczyła Christy, gdy wróciły z
krótkiego spaceru z Bandziorem. Uśmiechała się przy tym szeroko, podczas gdy
Kayla obrzucała ją uważnym spojrzeniem.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że idziemy na siłownię, co? - Jęknęła.
- Jeśli to jest to twoje magiczne miejsce, to ja się wypisuję. Myślisz, że
bieganiem rozwiążesz mój problem? Nie ma mowy, zostaję w domu. Nie mam zamiaru
być, jak te wszystkie przewrażliwione panienki i robić brzuszki, by spodobać
się jakiemuś obleśnemu facetowi. Poza tym, mam już Josha.
Christina westchnęła przeciągle.
- Skończyłaś już?
Kayla w ramach odpowiedzi założyła ręce na biodra. Łudziła się, że dzięki
temu będzie wyglądać odrobinę poważniej, a Christy potraktuje ją, jak godnego
sobie przeciwnika. Nie żeby o coś naprawdę walczyły.
- Super - kontynuowała blondynka.- Także, zabieraj stąd swój boski
tyłek i idź weź ten cholerny strój. - Ruchem ręki wskazała na drzwi sypialni
Kay.
Po krótkiej chwili mierzenia się wzrokiem Kayla poszła do swojej
sypialni. Wyjęła z szafy ulubiony, bladoróżowy dres i wygodne trampki. To
wszystko spakowała do torby, wciąż nie mając pojęcia, do czego tak właściwe
będzie jej to potrzebne. Po drodze zgarnęła jeszcze klucze i nie patrząc na
Christy, otworzyła drzwi wyjściowe z mieszkania.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, iż pomyślałaś, że chcę zabrać cię na siłownię.
Przecież wiesz, że ćwiczę tylko, gdy jestem sama. Naprawdę nie potrzebuję, by
ktokolwiek patrzył na mnie, jak ledwo radzę sobie z brzuszkami – westchnęła
jasnowłosa, wydając się być urażoną wcześniejszym oskarżeniem swojej
przyjaciółki.
Kayla przemilczała tę kwestię. Panna Ellis miała wspaniałe ciało i
wyglądała, jakby nie miała najmniejszego problemu z jakimikolwiek ćwiczeniami.
Była przecież modelką. To powinno mówić samo za siebie.
- Dzięki Bogu - powiedziała cicho ciemnowłosa. - Wyglądałabym przy tobie
żałośnie.
Kay nie była miłośniczką sportów. Zdecydowanie preferowała spędzanie
czasu w bardziej wygodny sposób, czego idealnym potwierdzeniem było
zaplanowanie dzisiejszego poranka w towarzystwie Jerry’ego Springera. Ale wbrew pozorom i temu, co sama mówiła o
sobie, miała naprawdę dobrą figurę. W porządku, może i miała lekko ponad metr
sześćdziesiąt wzrostu, jednak była szczupła. Chodziło po prostu o to, że obok
Christy, mającej prawie metr osiemdziesiąt, czuła się dość pokracznie.
Szczególnie, że blondynka, mimo swojego wzrostu była miłośniczką
butów na wysokich obcasach.
Obie panie wsiadły do samochodu Christiny i chwilę później ruszyły w
drogę do wspomnianego przez blondynkę magicznego
miejsca.
~*~
Kayla po raz kolejny rozejrzała się po wielkiej sali, szukając możliwości
ucieczki. Niestety taka opcja wydawała się naprawdę odległa. I wbrew pozorom
nie tylko dlatego, że Christina stała tuż obok i w razie potrzeby była gotowa
trzymać swoją przyjaciółkę za rękę, byleby tylko ta została u jej boku.
- To gorsze niż siłownia – jęknęła Kay. – Wolałabym już wylewać ostatnie
poty na bieżni. Albo jeździć rowerkiem. Kto wie, może nawet zdecydowałabym się
na brzuszki?
- Przestań histeryzować – upomniała ją towarzyska. – Zobaczysz, będzie
fajnie.
Kayla mimowolnie się skrzywiła. Nie sądziła, że kiedykolwiek wyląduje na
zajęciach z samoobrony. Czuła się przecież całkiem pewnie na ulicach, wiedząc,
że w torebce ma gaz pieprzowy. A jeszcze pewniej czuła się na spacerach ze
swoim buldogiem, doskonale pamiętając o jego upodobaniu do gryzienia. W żadnym
razie nie twierdziła, aby takowe zajęcia miałyby jej w czymś pomóc.
- Wiesz, że tego nie potrzebujemy – kontynuowała Benson, mając nadzieję,
że jakimś cudem uda jej się przekonać jasnowłosą do zmiany zdania. – Zresztą,
zobacz jak tu dużo ludzi. Tylko marnujemy swój czas.
- Zmienisz spojrzenie na ten temat, gdy zobaczysz naszego instruktora –
oznajmiła dumnie Christy, mrugając porozumiewawczo do ciemnowłosej. Ale nawet
to nie przemawiało do Kay. Zwłaszcza, że ona już miała chłopaka. Chwilowo byłego chłopaka, ale wiedziała, że ten
status zmieni się już za parę dni, kiedy Josh wróci do niej z przeprosinami i
bukietem znienawidzonych przez nią kwiatów.
W dużej sali gimnastycznej, której podłoga w całości była wyścielona
grubym niebiesko-żółtym materacem znajdowało się jakieś dwanaście kobiet.
Większość z nich była w podobnym nastroju, co Christy, a oznaczało to tyle, że
również przybyły tu dla pewnego instruktora. Prawie każda z nich była ubrana w
ciasny sportowy strój, albo ciuchy, które miały go imitować. Nie przyszły, by
nauczyć się kilku chwytów, czy kopniaków, a po prostu chciały nacieszyć oczy.
Albo zaliczyć tajemniczego instruktora.
- Nie dąsaj się – oznajmiła Christina, widząc minę swojej przyjaciółki. –
Wiesz jak długo musiałam czekać na wolne miejsca na tym kursie?
Dalsze uwagi Kayla zostawiła dla siebie. Nie chciała sprawiać swojej
przyjaciółce przykrości. Zwłaszcza, że jasnowłosa zapłaciła zarówno za swój,
jak i kurs Kay. Podobno miał być to prezent z okazji zerwania z Joshem, ale
Benson dobrze wiedziała, że w tym wszystkim chodziło raczej o dotrzymanie
towarzystwa, a nie świętowanie czegokolwiek.
- Idzie – syknęła Christy, zwracając uwagę ciemnowłosej na wejście do
sali.
Wszystkie kobiety, które stały porozrzucane po całym pomieszczeniu,
również spojrzały na wchodzącego mężczyznę. Kay od razu zauważyła, jak
większość z nich poprawia swoje stroje, czy włosy, chcąc wyglądać, jak
najlepiej. Nawet nie próbowała ukryć, jak bardzo ją to rozbawiło.
- Witam serdecznie wszystkie panie – powiedział radośnie mężczyzna,
stając na środku pomieszczenia. Ruchem ręki poprosił osoby stojące za nim, by
przeszły na drugą stronę sali, a one od razu, bez najmniejszego zawahania
spełniły tę prośbę.
Kay poświęciła chwilę, by przyjrzeć się nowo przybyłemu i, oczywiście, od
razu zauważyła to, jak bardzo był przystojny. Czarne włosy, wyrazisty kolor
oczu i pełne, zmysłowe usta. Wysoki, umięśniony i zabójczo pewny siebie. Był
typowym przystojniakiem, ale nie robił na niej takiego wrażenia, jak na
pozostałych paniach. Może dlatego, że był zbyt idealny? Przez to wydawał się
nieco nierzeczywisty. Co więcej, Kayla miała wrażenie, że idealne ciało,
perfekcyjna fryzura i uśmiech numer pięć zamiast dodawać mu męskości, to nieco
ją odbieraja.
- Ciacho, co? – Christina poruszała zabawnie brwiami, uśmiechając się
szeroko do przyjaciółki, po czym powróciła do swojego obiektu westchnień.
- Nazywam się Thomas Gibbs i będę waszym instruktorem – zaczął. – A
przynajmniej części z was.
- Części? – Zapytała jedna z kobiet. Kayla już na odległość mogła wyczuć
jej nagłą panikę. Nie była, broń Boże, żadnym potworem cieszącym się z
niezadowolenia innych, ale na jej ustach momentalnie pojawił się cień uśmiechu.
- Tak, części – przyznał. – Dzisiaj zostaniecie podzielone na dwie grupy.
Dwanaście osób w jednej, to stanowczo za dużo. A przecież chodzi o to, by jak
najlepiej nauczyć was samoobrony.
Kayla dała się ponieść własnym myślom, podczas gdy Thomas opowiadał o
kilku podstawowych zasadach, jakie miały obowiązywać na tej sali gimnastycznej.
Ku wielkiemu rozczarowaniu niektórych kobiet chodziło przede wszystkim o brak
jakiejkolwiek biżuterii, czy obowiązek wiązania włosów. Obowiązywał również
strój sportowy i kilka innych rzeczy, ale Kay już dalej nie słuchała.
Niespodziewanie jej uwagę przyciągnął ktoś inny.
W progu pomieszczenia, oparty o framugę drzwi, stał mężczyzna. On również
nie słuchał wykładu. Zamiast tego patrzył prosto na Kay. Spojrzenie jego
wyraziście niebieskich oczu było skupione tylko i wyłącznie na dziewczynie.
Benson nie wiedząc czemu poczuła przez to dziwne, zupełnie niespodziewane i
niezrozumiałe dreszcze. Wydawało jej się, że lada moment ten mężczyzna za
sprawą jednego spojrzenia pozna jej wszystkie sekrety. Jednak wbrew pozorom nie
to było w tym wszystkim najdziwniejsze. Pod jego badawczym wzrokiem Kayla
poczuła się zupełnie tak, jakby przyłapał ją na gorącym uczynku. Ale przecież
nie robiła nic złego. Po prostu stała w ogromnej sali wśród innych kobiet,
udając, że to, co mówi Thomas interesuje ją tak samo mocno, jak inne panie.
Ale nie interesowało. Znacznie bardziej fascynujący wydał się tajemniczy
mężczyzna, który ani na sekundę nie spuścił z niej wzroku. A ona nie chciała
być tą, która polegnie jako pierwsza i odwróci spojrzenie. Nieświadomie
rozpoczęli grę i żadne z nich nie miało zamiaru przegrać.
Zamiast tego wolała wykorzystać sytuację i znacznie dokładniej przyjrzeć
się mężczyźnie.
Już z daleka widziała, że był wysoki. Jakiś niecały metr
dziewięćdziesiąt. Wiedziała także, że mężczyzna może pochwalić się całkiem
dobrze wyrobionymi mięśniami, co można było dojrzeć nawet przez koszulkę, którą
nosił. Znakomicie opinała jego tors. Niebieskie oczy, dwudniowy zarost i krótko ścięte włosy. Bez wątpienia znacznie
bardziej wpadł Kay w oko niż Thomas, którym tak zachwycały się inne panie.
- Ryan?
Głos instruktora spowodował, że stojący w progu mężczyzna odwrócił swój
wzrok od panny Benson. A zrobił to wyjątkowo niechętnie.
- Tak? – Odpowiedział. I nawet to krótkie słowo sprawiło, że Kayla cała
zadrżała. I nie miała najmniejszego pojęcia, co do cholery, się z nią działo.
Nie była bowiem przyzwyczajona do takich irracjonalnych reakcji.
Thomas podrapał się po karku, zdając się być dość zmieszany zachowaniem
swojego kolegi.
- Właśnie powiedziałem, że będziesz prowadził drugą grupę – kontynuował.
– Jest coś, co chciałbyś dodać?
- Nie – odpowiedział krótko, po czym przeszedł kilka kroków w głąb sali,
stając u boku instruktora. – Myślę, że już wszystko zostało powiedziane. Są
może jakieś pytania?
W tym momencie na liście Kayli znajdowało się jakieś tysiące pytań. I
każde z nich dotyczyło tajemniczego mężczyzny, który – jak się właśnie okazało
– miał na imię Ryan i również prowadził zajęcia z samoobrony.
Kilka kobiet, zupełnie jakby były na lekcjach w szkole, podniosło rękę
do góry, sygnalizując pytanie. Miny instruktorów, gdy to zobaczyli, były co
najmniej śmieszne.
- Na jakiej podstawie zostaniemy przydzielone do grupy? – Zapytała jedna
z nich.
Ryan był nieco wyższy od swojego kolegi, ale to nie tłumaczyło tego,
dlaczego Kayla nie mogła oderwać od niego wzroku.
- Nie ma żadnego kryterium – wyjaśnił Thomas z uśmiechem.
- I z pewnością nie ma przegranych – szepnęła Christy, nachylając się do
swojej przyjaciółki. – Nie mogę się zdecydować, z którym z nich bardziej chcę
się przespać.
Cóż, przynajmniej Kayla nie miała w tej kwestii wątpliwości.
- Jeżeli sobie tego życzycie, to sami przydzielimy was do grup, ale
najprościej będzie, jeśli same to zrobicie – kontynuował Thomas. – Dlatego po
prostu podejdźcie do któregoś z nas i będziemy mieli to już za sobą.
- Dla ciebie wybór jest chyba prosty, co Benson? – Drażniła się Christy.
- Co? Niby dlaczego?
Jasnowłosa roześmiała się głośno, zwracając tym samym na nie nieco więcej
uwagi, niż by Kayla sobie tego życzyła.
- Nie jestem ślepa. Widzę, jak pożerasz go wzrokiem. On zresztą nie
pozostaje ci dłużny.
- Nikogo nie pożeram!
- Masz rację. Ty go połykasz w całości.
- Nieprawda!
Christy w odpowiedzi jedynie się uśmiechnęła.
- I wcale nie miałam zamiaru go wybierać. Bardziej podoba mi się Thomas –
powiedziała Kay ściszonym głosem.
- Jasne – zakpiła blondynka.
- Ten cały Ryan nie robi na
mnie żadnego wrażenia – wyznała, ale nie miała pojęcia, czy bardziej zależy jej
na przekonaniu przyjaciółki, czy samej siebie.
- Udowodnij. – Christina rzuciła wyzwanie.
Być może zachowywały się, jak siedmiolatki rzucając sobie wyzwanie, na
które trzeba odpowiedzieć jedynie po to, by wyjść z przepychanki obronną ręką,
ale Kayla miała to gdzieś.
- Ależ proszę cię bardzo – prychnęła. – Zresztą, mam Josha i żaden
dryblas nie jest mi do szczęścia potrzebny.
Aby nie słuchać odpowiedzi przyjaciółki, w której na pewno Christina nie
omieszkałaby nazwać byłego chłopaka Kay zaborczym
skurwysynem, Benson ruszyła przed siebie, zajmując miejsce obok Ryana. Całą
siłą woli powstrzymywała się od tego, by tylko na niego nie spojrzeć. Chociaż jakaś część jej pragnęła przyjrzeć mu
się z bliska, dziewczyna pozostała nieugięta.
- Kiedyś mi za to podziękujesz – powiedziała Christy, zajmując ostatnie
wolne miejsce obok Ryana.
- Tak, na pewno – odparła drwiąco Kayla, chwilowo przeklinając dzień, w
którym postanowiła zaprzyjaźnić się z tą blondynką.