Czasem, gdy czegoś naprawdę bardzo chcemy, to musimy na
to niewiarygodnie długo czekać. Co więcej, wtedy okres oczekiwania dłuży nam
się w nieskończoność. Jakby moment, kiedy to dostaniemy był niesamowicie
odległy, niemal abstrakcyjny.
Ale co jeśli odwrócimy sytuację?
Co jeśli desperacko nie chcemy, żeby pewien dzień
nadszedł?
Zdaje
się, że to już wyższa szkoła jazdy...
Kayla w ostatnim czasie nie miała zbyt wygórowanych
marzeń. Nie wyczekiwała awansu w pracy, nie śniła o wygranej na loterii, ani
też nie rozprawiała o księciu na białym rumaku. Jej marzenie było proste.
Szkoda tylko, że równie nierealne. Dziewczyna bowiem z całych sił próbowała
powstrzymać nadejście środy. Nie żeby w tej kwestii miała wiele do powiedzenia.
Tak, czy siak - niechciany dzień w końcu nadszedł. A co za
tym szkło, Kayla musiała się przygotować na drugie zajęcia z samoobrony.
Pozostawało jej jedynie przeklinać Christinę za to, że ta
zdecydowała się zapisać je na ten zupełnie nikomu niepotrzebny kurs. I to
nie raz, a dwa razy w tygodniu.
Biedna dziewczyna była skłonna podjąć nawet bardzo
desperackie kroki. Tego dnia była już gotowa zostać dłużej w pracy i po raz
kolejny przejrzeć wszystkie papiery, które znajdowały się na jej biurku. Wszystko,
byleby tylko nie musieć zmierzyć się ze swoim instruktorem. W końcu była
przekonana, iż przez niedzielny wieczór mężczyzna stracił o niej resztki
dobrego zdania.
- Nie przesadzaj - zaczęła Christina, gdy spotkały się
przed wejściem do budynku.
Kayla przyjechała tutaj prosto z pracy i chociaż nie
planowała się spóźniać, to lada moment mogło do tego dojść. Dziewczynom zostało
bowiem dosłownie dziesięć minut, by się przebrać i wejść do sali przed
trenerem. Nie trzeba chyba zaznaczać, że Kay nie uśmiechało się żadne filmowe „wielkie
wejście”. Wolała w ciszy zająć swoje miejsce na końcu sali i udawać, że jej tam
nie ma.
Tyle że to nie była jej wina, iż Bobby, czyli ukochany samochód, zarządził sobie krótka przerwę na pewnym skrzyżowaniu.
- Nie przesadzam – odburknęła Benson, wchodząc do budynku.
Razem z przyjaciółką pokierowała się prosto do damskiej
szatni, która znajdowała się na tym samym piętrze, co sala treningowa. Obie
dziewczyny pilnowały drogi, nie chcąc się zgubić gdzieś między korytarzami.
Jakby nie patrzeć, ten budynek był ogromny. Oprócz ich zajęć odbywały się tutaj
również treningi karate, czy jujitsu. Można było nawet zapisać się na fitness. A
jedno z pięter w całości zajmowała siłownia.
- Przecież już cię przeprosiłyśmy – kontynuowała
Christina. – Jak długo będziesz się na nas jeszcze gniewać?
- Nie gniewam się na was! – Zaprotestowała Kay. – Zrozum
Christy, tu nie chodzi o ciebie. Ten facet mnie po prostu przeraża. Jest dla
mnie nieuprzejmy.
- Nieuprzejmy? – Zakpiła blondynka. – Bzdura!
Benson westchnęła głośno. Nie miała zamiaru wchodzić z
przyjaciółką w dalszą dyskusję na temat instruktora. Wiedziała swoje i tego
chciała się trzymać. Nie jej wina, że zachowania - a przede wszystkim surowy
wzrok mężczyzny - odbierała akurat w ten sposób.
Chwilę później dziewczyny weszły już do szatni. Przebrały
się w swoje dresy, a pozostałe rzeczy zamknęły w szafce. Nim jednak zdążyły
wyjść z pomieszczenia rozbrzmiał głośny śmiech Christy.
- A gdzie twój różowy dresik? – Nabijała się.
Kay poprawiła swoje czarne leginsy i obcisłą bluzkę,
uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Zniknął – wyznała, jakby opowiadała o czymś magicznym.
– Teraz już nasz pan instruktor będzie musiał się zwracać do mnie po imieniu.
- Zachowujesz się tak, jakbyś była w przedszkolu –
kontynuowała Christina. Wzięła swoją przyjaciółkę pod rękę i nachyliła się do
niej, by szepnąć coś na ucho. – Kiedy w końcu zrozumiesz, że on po prostu
na ciebie leci?
Kay jęknęła, odpychając od siebie dziewczynę. Stanęły tuż
przed wejściem do sali treningowej.
- Wygląda na to, że jestem kosmitą – powiedziała Kayla z
największą powagą, na jaką było ją tylko stać. – Wy ziemianie jesteście jacyś
dziwni. Kompletnie was nie rozumiem. Dlaczego wszędzie szukacie podtekstów? –
Dodała, przewracając teatralnie oczyma.
- Daj spokój – śmiała się dalej Christy.
- Nie, to prawda. Wszystkie dowody wskazują na to, że
jestem kosmitką.
- Dobrze, Kosmitko.
– Szkoda tylko, że nie odpowiedział jej głos Christy. – Zanim odlecisz na swoją
planetę, zrób mi tę przyjemność i wejdź do sali.
Instruktor niespodziewanie przeszedł obok, by otworzyć
przed nimi drzwi do pomieszczenia, gdzie odbywały się jego zajęcia. Oczywiście,
usłyszał tylko ostatnią część rozmowy, ale to w żadnym razie nie poprawiało Kay
humoru.
Próbując nie dać po sobie tego poznać, weszła do sali,
kierując się na sam koniec pomieszczenia. Obok niej stanęła Christy,
uśmiechając się przy tym naprawdę szeroko. Wydawała się niezmiernie zadowolona
z zaistniałej sytuacji, dlatego Kayla momentalnie nabrała podejrzeń. Coś czuła,
że jej przyjaciółka dobrze widziała zmierzającego w ich stronę instruktora, ale
oczywiście nic na ten temat nie powiedziała.
- Mogłaś mnie uprzedzić, że idzie – westchnęła cicho
Benson.
- Ach, tak. Rzeczywiście – zaśmiała się. – Mogłam to
zrobić.
Kayla odwróciła wzrok od blondynki i mimowolnie
przyjrzała się Ryanowi. Tym razem, podobnie jak ona, miał na sobie zupełnie
inny strój sportowy. Ubrany był w krótkie, szare, bawełniane spodenki i tego
samego koloru koszulkę z czarnym napisem „ARMY”. Dziewczyna nie chciała wysuwać
pochopnych wniosków, ale od teraz mogła zakładać, że ten mężczyzna należał kiedyś
do wojska. I, patrząc po budowie jego ciała oraz postawie, mogła być to prawda.
- Cokolwiek planujesz, to i tak ci się nie uda –
uprzedziła Kayla swoją towarzyszkę, mając nadzieję, że to oświadczenie coś
zmieni.
- Kiedy ja nic nie planuję – odparła szybko Christy.
Wydawała się być naprawdę niewinna. I może Kay faktycznie by w to uwierzyła,
gdyby nie fakt, że zaledwie kilka sekund później blondynka udawała, że jest
niezwykle zainteresowana słowami instruktora. Z równie wielkim zapałem
przystąpiła do rozgrzewki. Było w tym zdecydowanie za dużo gry aktorskiej.
Ciemnowłosej natomiast brakowało zapału Christiny, ale z całych
sił próbowała wykrzesać z siebie jakąkolwiek energię. Nie chciała odstawać od
grupy, a co za tym szło, narażać się instruktorowi. Wolała, by nie zwracał na
nią uwagi.
- Dzisiaj nauczymy się kilku podstawowych kopnięć –
wyjaśnił po zakończonej rozgrzewce. - To nie czas, by używać skomplikowanych
ruchów, takich jak kopnięcia obrotowe, obszerne podcięcia, czy wyskoki. Samoobrona
to nie turniej: tutaj nikt nie da ci punktów za ładne techniki. Używając ich
narażasz się za to na atak.
Spojrzał po twarzach wszystkich, jakby upewniając się, że
jego słowa zostały dobrze zrozumiane, po czym pokierował się na koniec sali,
gdzie leżał odpowiedni sprzęt do ćwiczeń. Wyciągnął trzy tarcze treningowe, na
których zapewne mieli trenować kopnięcia. Potem kolejno przesunął dwa worki
treningowe po ich torze na suficie, umieszczając je mniej więcej na środku
sali.
Stanął z powrotem na swoim miejscu.
- Dzisiaj podstawowe kopnięcia. Piszczel, kolano i
krocze. – Ponownie rozejrzał się po twarzach zgromadzonych kobiet. – Któraś
chętna do pomocy?
Najwyraźniej szukał naiwniaka, który pomoże mu w drobnym
pokazie, mającym za zadanie przedstawić pozostałym technikę kopnięć. I, co
zaskakujące, znalazł dokładnie takich pięciu. Wszystkie, poza Kaylą oczywiście,
podniosły ręce do góry, zgłaszając się na ochotnika.
Ryan skinął głową na jedną z kobiet, zapraszając ją do
siebie. Hanna, bo tak miała na imię ochotniczka, wydawała się być niesamowicie
zadowolona z jego wyboru. Dlatego też z wielkim zapałem przystąpiła do
wykonywania jego poleceń. Stała dokładnie tam, gdzie jej kazał i robiła
wszystko, co polecał. Do tego, co jakiś czas zadawała bardzo dla niej istotne
pytanie – „Czy robię to dobrze”? Było to z lekka niepotrzebne, bo jedynym jej
zadaniem było po prostu stanie w jednym miejscu, podczas gdy Ryan na podstawie
jej ciała pokazywał, które mięśnie należy zaangażować do tego zadania i jakie
wykonywać ruchy. Na koniec, już bez niezbędnej
pomocy Hanny, zademonstrował pełne kopnięcie na worku treningowym. Worku, który
za sprawą tego uderzenia momentalnie przesunął się o kilka centymetrów do tyłu.
- Wszystko jasne? – Zapytał, rozglądając się po sali. –
Zapraszam więc bliżej – dodał, wskazując na worki.
Dziewczyny kolejno, jedna po drugiej, podchodziły do
zadania z wielką powagą, próbując pokazać trenerowi, że naprawdę uważnie
słuchały jego poleceń i robią wszystko dokładnie tak, jak nakazał. Wyglądało na
to, że trudno było znaleźć na tym świecie coś bardziej oczywistego niż fakt, że
większość kobiet z tego kursu za cel postawiła sobie pieprzenie instruktora.
Kayla, jako ostatnia stanęła przed workiem i
prawdopodobnie była jedyną osobą, która nie do końca wiedziała, jak się za to
wszystko zabrać. Ale w żadnym razie nie miała zamiaru pytać Ryana o jakiekolwiek
wskazówki.
Nabrała głośno powietrza, powtarzając sobie w głowie, że
da radę, po czym kopnęła w teoretyczny piszczel przeciwnika. I gdy myślała, że
zrobiła to naprawdę dobrze, tuż obok niej zabrzmiał męski głos:
- Zdajesz sobie sprawę, że twój przeciwnik nawet tego nie
poczuł? – Powiedział do niej.
Ryan stał tuż obok worka treningowego z założonymi na
klatce piersiowej rękoma i wyglądał na naprawdę niezadowolonego. Szkoda tylko,
ze po raz kolejny swoją uwagę poświęcał pannie Benson.
- Przecież kopnęłam mocno – oburzyła się. Dobrze
wiedziała, że kopniak był silny, ponieważ czuła lekkie mrowienie w miejscu,
gdzie skóra zderzyła się z workiem.
- Chodź tutaj, mała Kosmitko – zachęcił ją, stając przed
workiem. Jego głos nie brzmiał jednak tak ciepło, jakby wskazywały na to słowa.
Nadal był surowy. A Kayla, zamiast skupić się na tym, że zrobiła coś źle,
zaczęła rozważać, czy przypadkiem nie woli, by mężczyzna pozostał przy Różowym dresiku. Kosmitka wcale nie była taka super.
- Tutaj – powtórzył, wskazując miejsce obok siebie. –
Pomogę ci dobrze wyprowadzić ten ruch.
Teoretycznie jego słowa nie brzmiały groźnie. W końcu
mężczyzna oferował swoją pomoc. Tylko dlaczego dziewczyna poczuła nagłe
dreszcze na całym jej ciele, w momencie gdy tylko zdała sobie sprawę, że będzie
musiała stanąć zaledwie kilka centymetrów dalej od instruktora?
Próbując nie dać po sobie niczego poznać, podeszła do mężczyzny.
A on w tym czasie zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewała...
Stanął za nią, kładąc swoje dłonie na jej ramionach.
Przesunął Kay tak, by znalazła się pod odpowiednim kątem do worka, a szybkim,
zwinnym ruchem stopy lekko rozchylił jej nogi. Zaraz po tym jedna jego dłoń
wylądowała na jej biodrze, zaś druga instruowała ruchy nogi.
- Jesteś malutka i masz prawdopodobnie mniej siły niż
sześcioletni chłopak, dlatego musisz pracować całym ciałem i włożyć w ten jeden
ruch trochę więcej energii – zaczął w momencie, gdy Kayla nakazywała w myślach
swojemu ciału, by nie wykonywało żadnych zdradzieckich ruchów.
Przez chwilę chciała zaprzeczyć, mówiąc mu, że nie jest
wcale taka malutka, jednak zdała sobie sprawę, że zabrzmiałoby to dość dziwnie.
Stał przecież za nią mężczyzna, który był przynajmniej o głowę od niej wyższy. Sięgała
mu zaledwie do ramienia, więc wszelkie sprzeciwy musiała odłożyć na bok.
Z pomocą Ryana wykonała w końcu kopnięcie, które
mężczyzna określił mianem „przyzwoitego”, podczas gdy pozostałe dziewczyny
dostały „świetnie” i „tak trzymaj”. To było naprawdę smutne.
Reszta zajęć przebiegła przyjemnie. Dla
wszystkich poza Kay, naturalnie. Dziewczyna czuła się bowiem jak ostatnie nieszczęście.
Ryan co chwilę zwracał jej uwagę i próbował korygować błędy. Oczywiście,
podczas całej godziny zajęć inne dziewczyny także dostały jakieś drobne
pouczenie, a ruchy Christiny zostały nawet nazwane „śmiesznymi", co nieco poprawiło
Kayli humor, ale i tak bez wątpienia była najsłabszym ogniwem z całej szóstki.
- Wyjeżdżam na weekend do Nowego Jorku - powiedziała panna
Ellis, gdy wraz z Kay wychodziły z wielkiego budynku po zakończonym treningu.
- Kolejny pokaz? - Dopytywała się ciemnowłosa.
Pokierowały się do samochodu Christiny. Tym razem to Benson
postanowiła ją odprowadzić.
- Tak. Będę w domu w poniedziałek, więc wtedy umówimy się
na jakąś kawę i wszystko ci opowiem.
Kayla pokiwała głową z uśmiechem, jednak jej dobry
nastrój minął w momencie, gdy przypomniała sobie o pewnej kwestii.
- Chwila, czy to znaczy, że nie będzie cię na sobotnim
treningu? - Jej głos był przesiąknięty paniką.
Christy uśmiechnęła się szeroko. Nie wyglądało na to, że obawy
Kay choć w najmniejszym stopniu ją martwią.
- Dasz sobie radę - powiedziała wesoło, otwierając swój
samochód. Wrzuciła torby na siedzenie, po czym ponownie wróciła wzrokiem do
swojej przyjaciółki.
- Nie idę - zajęczała Benson. - Jak raz nie pójdę, to przecież
nic złego się nie stanie, prawda?
- Idziesz - odpowiedziała dobitnie Christy. - Nie rób z
siebie sierotki. Sama powiedziałaś, że ten facet zupełnie na ciebie nie działa.
Skoro tak jest, to nie masz się czego obawiać. Ze mną, czy beze mnie, dasz
sobie radę.
Kayla jęknęła głośno.
- Nienawidzę cię!
- Kochasz mnie - zaśmiała się blondynka, wchodząc do
swojego auta. W ramach pożegnania pomachała do dziewczyny, która zmierzała już do
swojego samochodu, zaparkowanego zaledwie kilka metrów dalej.
Kayla próbując odwrócić swoje myśli od soboty - która
zapewne miała nadejść szybciej, niżby tego chciała - wyjęła ze swojej torebki komórkę.
Szybko odblokowała telefon, zauważając, że jedynymi osobami, które chciały się
z nią skontaktować byli jej rodzice. Zdaje się, że nadopiekuńczość to cecha,
jakiej nie łatwo się pozbyć.
Nie czekając ani chwili dłużej, Kay wybrała numer swojej
matki i zanim kobieta zdążyła odebrać połączenie, ciemnowłosa otworzyła swój
samochód i zajęła miejsce na fotelu kierowcy, rzucając torbę na siedzenie
obok.
- Kayla! - Zawołała radośnie Barbara Benson, krzycząc do
urządzenia. Do tej pory nie przyjęła do wiadomości faktu, że nawet gdyby
szeptała, to Kay wyraźnie usłyszałaby ją po drugie stronie słuchawki. - Już się
zaczynałam martwić. Dlaczego nie odbierałaś?
- Byłam na zajęciach.
- Zajęciach? Jakich znowu zajęciach? - W obawie o swój
słuch Kayla nieco odsunęła telefon od ucha. - Nie masz wystarczająco dużo pracy?
Ile razy ci mówiłam, żebyś się niepotrzebnie nie przemęczała. A ty, oczywiście,
znowu swoje.
- To kurs samoobrony, mamo. To taka wersja rozrywki -
powiedziała, kłamiąc jak z nut. Ale przecież nie mogła wyznać kobiecie, że w
rzeczywistości była przez czas zajęć dość zestresowana. Barbara pewnie pojawiłaby
się zaraz, by porozmawiać z Ryanem na temat jego sposobów nauczania i tego, jak
traktuje swoje podopieczne. A przecież, gdyby się tak dłużej nad tym zastanowić,
instruktor był jak najbardziej w porządku. To wyobraźnia Kay płatała jej figla.
- Robercie! - Zawołała kobieta po drugiej stronie słuchawki.
To było dość typowe, że Barbara Benson w każdą rozmowę z córką angażowała
swojego męża. - Kayla zapisała się na kurs samoobrony - przekazała dalej takim
tonem, jakby zdradzała niesamowicie ważną informację.
- Ale to chyba nie znaczy, że ma zamiar wyjąć gaz
pieprzowy ze swojej torebki? Przekaż naszej córce, Barbaro, że kategorycznie jej
tego odradzam. Kapsaicyna alkalidowa powinna znajdować się w torebce każdej
kobiety.
Kay spuściła głowę, układając ją na kierownicy. Kochała
swojego tatę - nauczyciela chemii w liceum - który dosłownie wszędzie potrafił
zaszczepić pierwiastek swojej wiedzy i pokazać, że chemia jest wspaniałą i niezwykle
praktyczną nauką. Do tego wszystkiego, podobnie jak jego żona, był niesamowicie
nadopiekuńczy. Kayla, co prawda, wiedziała, że powodem tego jest między innymi fakt,
że ją - a potem jej siostrę - państwo Benson mieli w dość późnym wieku, ale i tak czasem
trudno było jej się pogodzić z ciągłą uwagą rodziców. Jakby nie patrzeć, miała
już dwadzieścia sześć lat. Ale teraz przynajmniej wiedziała, że nie bez powodu
może nazywać się Kosmitką. Najwyraźniej inność
w jej rodzinie przechodziła w genach.
- Przekaż tacie, że go nie wyjęłam i nie zamierzam.
- Mówi, że ma go cały czas w torebce.
- Bardzo dobrze. Oczywiście, mam nadzieję, że nie będzie
jej nigdy potrzebny, ale lepiej dmuchać na zimne. Niech tylko sprawdzi datę
ważności, by się przypadkiem nie okazało, że w sytuacji krytycznej nawet
kapsaicyna alkalidowa jej nie pomoże.
- Tata mówi -
- Słyszałam, mamo. Naprawdę, nie musisz tego powtarzać -
westchnęła cicho. - Tak właściwie, dlaczego dzwoniłaś?
- Ach, tak! O mało zapomniałam, a przecież prawie spadłam
z krzesła, jak się o tym dowidziałam.
- Barbaro, byliśmy wtedy w sklepie i, jeśli dobrze
pamiętam, nigdzie wtedy nie siedziałaś - wtrącił Robert, mimowolnie sprawiając,
że Kayla uśmiechnęła się pod nosem.
- Daj spokój, Robercie, tak się tylko mówi.
- Rozumiem, po prostu wydawało mi się słusznym, by ci o
tym przypomnieć.
- Mamo - jęknęła Kay, wiedząc, że jeśli im teraz nie przerwie,
to zapewne będą spierać się o to w nieskończoność. - Do brzegu.
- Oczywiście! - Kontynuowała. - Razem z twoim tatą wybraliśmy
się na zakupy do tego pobliskiego sklepu. Wiesz, tego gdzie kupujemy owoce. Właścicielką
jest bodajże żona syna wujka Harrego.
Kayla wewnętrznie jęknęła. Zapowiadał się całkiem długi
monolog.
- I spotkaliśmy tam Jolene. No wiesz, mamę twojego Josha!
I wiesz czego się od niej dowiedzieliśmy? Och, jestem pewna, że wiesz.
Dziewczyna przetarła dłonią oczy, zdając sobie sprawę, że
wpadła jak śliwka w kompot.
- Przepraszam - westchnęła. - Zapomniałam wam powiedzieć.
- Mówi, że zapomniała nam powiedzieć - oznajmiła Barbara,
najwyraźniej od razu relacjonując wszystko swojemu mężowi. - Myślałam, że z
ojcem odrobinę lepiej cię wychowaliśmy. No doprawy. Jak mogłaś nawet nam nie
wspomnieć, że się rozstaliście? Czy ja naprawdę muszę się dowiadywać takich
rzeczy od Jolene, a nie od własnej córki?
- Już powiedziałam: zapomniałam.
- Daj jej spokój, Barbaro - wtrącił Robert.
Podczas gdy jej matka wygłaszała kolejny monolog, komórka
Kay zapiszczała, informując, że postało jej jedynie cztery procent baterii. Co
oznaczało po prostu tyle, że za kilka sekund się rozładuje.
- Telefon mi pada, mamo. Zadzwonię do was później.
- Później, to znaczy kiedy? - Dopytywała się Barbara. Nie
uzyskała jednak żadnej odpowiedzi, gdyż komórka ciemnowłosej nagle zgasła. Dziewczyna
oczami wyobraźni widziała swoją matkę, wciąż przemawiającą do słuchawki i nie mogła
nic poradzić na nagły wybuch śmiechu.
- Szlag by cię trafił, Jolene - prychnęła pod nosem,
wkładając kluczki do stacyjki. Wymyślając wszelakie przezwiska na swoją
niedoszłą teściową, która nawiasem mówiąc naprawdę nie lubiła panny Benson, Kay
przekręciła kluczyk w stacyjce.
Szkoda tylko, że odpowiedział jej złowrogi dźwięk.
- Nie, Bobby! Błagam, nie rób mi tego. Nie tutaj! Nie pod
tym piekielnym budynkiem!
Dziewczyna podjęła kolejną próbę. I jeszcze jedną. A
potem odczekała chwilę, jakby to w rzeczywistości miało coś zmienić i spróbowała
jeszcze raz. I potem pięć następnych.
- Bobby, skarbeńku - zaczęła, kolejny raz przemawiając do
swojego samochodu. Zdecydowanie miała nadzieję, że czułe słówka coś tutaj zmienią.
- Rusz, błagam cię, rusz swoje piękne cztery koła i zabierz nas do domu!
Ale Bobby milczał.
Kayla, szukając pomocy, sięgnęła po swój telefon. Szybko
jednak sobie przypomniała, że raczej ten już jej dzisiaj nie pomoże. W końcu, zaledwie
chwilę temu się rozładował.
Jęcząc, rozejrzała się za jakimkolwiek ratunkiem. Nie znała
dobrze tej okolicy, więc nawet nie wiedziała, w którą stronę należy iść, by dojść
do najbliższego przystanku autobusowego. Nie miała nawet jak zadzwonić po Christy, by ta zawróciła
i ją stąd zabrała. Albo po Blake’a, by pomógł jej z Bobbym.
Jedynym możliwym ratunkiem był powrót do budynku. Stamtąd
mogła zadzwonić do przyjaciół, jak również zapytać o drogę na przystanek. I wyglądało
na to, że nie miała w tej sprawie żadnego wyboru. Musiała wrócić.
Rozdział jak zwykle świetny! Biedna pewnie będzie musiała przyjąć pomoc od Ryana. Romasik się zagęszcza ;3
OdpowiedzUsuńP.S czytalam juz wywiad bo to ja cię poleciłam. Uważam że świetnie piszesz i zasłuhujesz na wyróżnienie :)
Dziękuję, kochana! Zdecydowanie moje serce urosło właśnie o jakieś dwa rozmiary.
UsuńCieszę się ogromnie, że tak uważasz. ♥
Buziaki!!
Świetny rozdział :* Ciekawe co będzie dalej. Życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Weronika
Zacznę od tego, że czytałam sobie "The One That Got Away". A tu nagle na TT pojawił się nowy tweet, a w nim informacja o nowym rozdziale, więc rzuciłam wszystko i zaczęłam czytać.
OdpowiedzUsuńI, och! Kolejne przezwisko! Kocham Cię!
Wspomniałaś o chemii :)
Widzę, że masz sentyment/lubisz nazwisko Ellis. Tyle wspomnień.
Nadal nie przekonuję mnie postać Christiny. Nie wiem dlaczego. Nie potrafię jej polubić. Może kiedyś.
Coś czuję, że ten rozdział jest jakimś przedsmakiem czegoś wielkiego! (i nie mam na myśli podtekstu erotycznego!)
Ten Bobby! On to zrobił specjalnie! Już kocham ten samochód!
Kochana, lecę czytać wywiad z Tobą. Dlaczego teraz dopiero się o tym dowiaduję? Przeto jesteśmy małżeństwem!
Kocham i życzę weny, moja Droga.
Haha, cieszę się ogromnie, że w ten sposób zareagowałaś na nowy rozdział! I, oczywiście, dziękuję ślicznie za wspaniały komentarz. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz się na następnych rozdziałach. A co do Bobby'iego. Cóż, to stary spryciarz... Chociaż teoretycznie to tylko samochód. :P
UsuńPozdrawiam ciepło i wysyłam miliony buziaków!!! ♥
super !!
OdpowiedzUsuńCharlie, znów odrywasz mnie od ciężkiej nauki haha!
OdpowiedzUsuńRozdział super, jednak jakoś nie mogę się chyba przekonać do Christiny. Rodzice Kayli są świetni, oczyma wyobraźni widziałam ich domek i to, jak rozmawiają. Po prostu świetni.
Kosmitka Kayla i Ryan wojskowy chyba zostaną moim otp!!!
Ah wywiad z tobą jest wspaniały! Mogę ci zadać pytanko? Co zamierzasz robić po analityce chemicznej?
buziaki ♥
Chciałabym pracować w laboratorium kryminalistycznym. :)
UsuńKochana, wybacz, że i tym razem odrywam Cię od książek. Nie mogę niestety obiecać, że to się już nie powtórzy. :D Haha.
Dziękuję ślicznie za komentarz! ♥
Już koniec? ;c
OdpowiedzUsuńMówię Ci, gdyby to była książka, przeczytałabym ją w jeden wieczór :D
Kosmitka, hah xD Twoje przezwiska są po prostu genialne :)
Bardzo lubię Kaylę. Jest taka urocza i wręcz nie da się jej nie lubić. A jej rodzice są zabawni ;)
Za to Ryan... Ach, Ryan...
Jestem strasznie ciekawa, co się stanie w następnym rozdziale. Po Tobie można się spodziewać wszystkiego ;p
Uwielbiam Twój styl pisania, kocham, czekam (oby jak najkrócej) :)
Cieszę się ogromnie, że rozdział Ci się spodobał. Mam nadzieję, że nie zawiedzesz się na następnych. Dziękuję ślicznie za komentarz i ciepłe słowa!
UsuńRozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńNa początek pozwolę sobie na wytknięcie dwóch niewielkich błędów:
OdpowiedzUsuń"Przesunął Kay tak, by znalazła się pod odpowiednim kontem do worka" - no zdecydowanie kątem, oraz
"Wydawała się być niezmiernie zadowolona", "Wydawała się być naprawdę niewinna", "wydawała się być niesamowicie zadowolona" - bez tego "być", po prostu - "wydawała się niezmiernie zadowolona", na przykład.
Haha, no trochę zaspokojona została moja chęć większej ilości Ryana ;> ale tylko trochę, ostrzegam od razu xd podobała mi się ta scena, w której Ryan pokazywał Kay, jak powinna uderzać. Była słodka;) no i już bardzo lubię ojca Kay, jest taki sympatycznie zwariowany z tym nazywaniem gazu pieprzowego "kapsaicyną alkalidową" i tym podobnymi zapewne. Wydaje mi się, że mimo to jest całkiem spoko tatą, ale może mi się tylko wydaje, nie będę jeszcze ostatecznie decydować;)
Nadal czekam na Josha ;>
Czekam na więcej i całuję!
Dziękuję ślicznie za zwrócenie uwagi. Już zabieram się za poprawianie błędów. Niemniej i tak palę się ze wstydu.
UsuńDziękuję również za cudowny komentarz.
Buziaki!
Super:-)
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym pracować w laboratorium kryminalistycznym:-P
Genialne :)
OdpowiedzUsuńNiesamowity! Czekam na kolejny;)
OdpowiedzUsuńOOOOOO, czuję że będzie spotkanie.... :D miałam się uczuć na chemię, matmę i historię ale skutecznie to wyparłaś i na dodatek jeszcze ten wywiad w którym się dowiedziałam że nie przeczytałam twoich dwóch opowiadań. o biłaś mnie tym xd. W końcu wyjdzie że się w ogóle nię będę uczuć i nie doczytam lektury do końca. Plany zawsze polegną.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny jak zawsze. I ta nowa ksywka, na jej miejscu wolałabym chyba kosmitkę niż różowy dresik.
nuda100
Haha. Przepraszam za odwracanie Twojej uwagi od nauki. Nie mogę jednak obiecać, że nic podobnego już więcej się nie wydarzy. :p
UsuńDziękuję za komentarz, kochana. Buziaki!!!
mam już od rana włączone twoje opowiadanie, zeby pamietac, ze mam skomentowac;d
OdpowiedzUsuńi tak to czeka i czeka;d
no i masz;d
uwielbiam postac ryana!
kocham go po prostu!
jest cudowny!
zabawny i ma swietne podejscie do Kay;d
bede tylko czekac na wiecej;d
/xoxlittlelady
Zauważyłam, że Christy nie cieszy się zbyt dużą sympatią wśród czytelników i już wiem dlaczego! Przypomina moją skromną osobę! xD
OdpowiedzUsuńWracając do meritum. Wchodzę sobie tutaj, czytam powoli rozdział, śmieję się do siebie. Świetnie.
Kolejne udane przezwisko! Muszę jednak powiedzieć, że Kayla sama sobie szkodzi xD Dostarcza Ryanowi powodów do żartów. Sytuacja przy worku była komiczna! Chcę pójść z Tobą na taki kurs i to zobaczyć haha!
Rozmowa z mamą, a raczej z rodzicami to genialny punkt tego rozdziału, wiesz? Takie konwersacje zdarzają się często, ale nikt się do tego nie przyznaje. Mamusie i tatusiowie potrafią być irytujący xD
Och no i na koniec Bobby. Ty przebiegły cwaniaku! Uwielbiam Cię za to, że Kay musiała wrócić przez Ciebie do budynku, wpadnij do mnie na kielonka benzyny xD Modlę się o następną przezabawną konfrontację na linii Kayla-Ryan.
Świetne poczucie humoru pana instruktora, to powód, dla którego go polubiłam!
Całuję słoneczko <3
@Gattino_1D
Tak, zdecydowanie Kay sama sobie szkodzi. I myślę, że w następnych rozdziałach jej nieprzemyślana "taktyka" się nie zmieni.
UsuńNa kurs samoobrony chętnie się wybiorę. Już od dłuższego czasu miałam to w planach, ale jakoś brak mi motywacji, by w końcu zebrać się w sobie. Ale może wystarczającą zachętą będzie perspektywa spotkania takie Ryana. Zdecydowanie takim instruktorem to bym nie pogardziła. :D
Ślicznie dziękuję za komentarz!
Buziaki!
Zdecydowanie podzielam gust Kay, choć nie mogę przeboleć dlaczego taka mądra, dość trzeźwo myśląca dziewczyna straciła tak wiele czasu na idiotę imieniem Josh. To jest coś, czego nie potrafię zrozumieć w przypadku każdej dziewczyny, dlatego też jestem w stu procentach za jej przyjaciółkami, popychającymi ją w ramiona Ryana. Czemu się nie dziwię, bo, cóż, nieziemski z niego facet (i uwierz, wystarczył mi jego opis, zdjęcie dojrzałam dopiero później). Nie przepadam zbytnio za gładkimi facetami jak Thomas, ponieważ zawsze mam wrażenie, że jakby przyszło co do czego to przed jakimkolwiek wyjściem spędzaliby więcej czasu w łazience niż ja (co z drugiej strony wcale takie trudne nie jest) i mieliby o wiele lepsze wyczucie stylu ode mnie, nieustannie biegającej od rana do wieczora w trampach i dżinsach. Poza tym, jest coś w facetach, którzy są jednoczesnie pewni siebie, swojego ciała i całej reszty, nie starając się przy tym wyglądać niczym model z najnowszej rozkładkówki. I ten dwudniowy zarost, tajemniczy uśmiech oraz zwroty jakimi ją raczy. Na jej miejscu wcale bym się nie obrażała za różowy dresik albo kosmitkę. To urocze. Nieco irytujące na dłuższą metę, ale jednak urocze.
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie mogę się doczekać jak potoczy się ich wspólny wątek, ponieważ coś mi mówi, że Ryan doskonale pamięta Kay z dnia, w który wrócił do Denver. Poza tym, jak ktoś tak na siebie oddziałuje, to nie ma bata, c o ś musi z tego wyjść ;)
I naprawdę przepadłam, gdy przytoczyłaś rozmowę z jej rodzicami. Nadopiekuńczość jest wkurzająca, zwłaszcza, gdy ma się dwadzieścia sześć lat, ale jej rodzice naprawdę są świetni. Zwłaszcza tata, który ciągle wtrąca chemiczne zwroty w rozmowę. :) Podoba mi się to, że ich relacja nie jest jakaś drastyczna, jak bywa w większości historii, gdzie jedno albo drugie z rodziców jest tym wyrodnym, nie chcącym znać dziecka, zdradzieckim wykolejeńcem albo nie żyje/odszedł/zniknął/porwany przez kosmitów i zjawia się po iluś tam latach, chcąc na nowo odbudować (nieistniejącą w zasadzie) więź z dorosłynm już dzieckiem.
Poza tym – Bobby. To naprawdę pasuje do Kay, nadawanie przedmiotom imiona.
Dobra, rozpisałam się, jak zwykle nie na temat, choć głównie chciałam napisać, że naprawdę świetna historiia, która wciągnęła mnie od samego początku i czekam na więcej, o. I to zdjęcie w szablonie *_*
Pozdrawiam.
Ja również podzielam gust Kay. Ryanem w żadnym razie bym nie pogardziła, jest całkowicie w moim typie. Za to Thomas mi nie leży. Jest za bardzo "wymuskany", przez co - moim skromnym zdaniem - nieco traci na męskości.
UsuńRozmowę z rodzicami wplotłam dość spontanicznie. Wcale nie miałam tego w planach. Ale bardzo się cieszę, że Ci się spodobała łącząca ich relacja. Nie chciałam popadać w schematy. Zdecydowanie za dużo jest opowiadań, gdzie bohaterka jest albo sierotą, albo półsierotą, czy też cokolwiek innego, co tylko łączy się z nieszczęśliwym dzieciństwem.
Dziękuję za wspaniały komentarz (wcale nie pisałaś nie na temat!)
Pozdrawiam i wysyłam miliony buziaków! ♥
Rozdziały mają w sobie coś wciągającego. Dostrzegłam kilka błędów w rozdziałach, ale nie ma będę się czekać. :) Masz dobry styl pisania, naprawdę mi się podoba. Postacie mają swoje odmienne charaktery i chyba właśnie to nas do nich przyciąga. Dodaję do listy "Czytam". Pozdrawiam :>
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga: klaus-and-caroline-love.blogspot.com
*ale nie będę się czepiać
UsuńKochana, nie mam nic przeciwko czepianiu się. Wręcz przeciwnie. Szczególnie, że ten rozdział pisałam na tablecie i miałam kilka problemów z autokorektą (poprawiała nie to, co powinna). Zdaję sobie sprawę, że nie zdołałam sama wyłapać wszystkich błędów, więc gdy tylko coś zauważysz, możesz od razu dać mi znać. Będę naprawdę wdzięczna.
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz i pozdrawiam serdecznie! ♥
Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się to opowiadanie. Jednak nie tylko fabuła mnie do niego przyciąga. Piszesz wprost genialnie. Tak, że aż chce się czytać. W takim wypadku trochę tak żałuję, że miałam do dyspozycji przeczytanie tylko trzech rozdziałów, ale przynajmniej od tego momentu mogę być na bieżąco. W sumie to mam nadzieję, że niedługo pojawi się ciąg dalszy, Jestem ciekawa dalszy przygód Kay, jak również jej nowych przezwisk. Jak widać ona nie może się od nich uwolnić. Jakby się tak zastanowić to sama nie wiem, które bardziej mi się podoba: różowy dresik, czy kosmitka? Cóż może kolejne jakoś się wybije spośród tych dwóch, chociaż różowy dresik brzmiał całkiem uroczo.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, jak potoczy się dalsza akcja. Bobby daje bohaterce w kość, ale może akurat jego sprzeciw przeciwko jeżdżeniu przyniesie jakieś pozytywne skutki? W końcu kto został się w tym budynku, kto mógłby jej pomóc? Oczywiście jako pierwszy na myśl przychodzi mi Ryan. Fakt jest duże prawdopodobieństwo, że dziewczyna na niego nie wpadnie, ale z jej szczęściem... No dobra mam nadzieję, że to właśnie on będzie osobą, która uratuję ją z tej opresji. Tak, tak mam na ten temat dosyć konkretne wyobrażenia, ale cóż poradzić, że tak samo jak przyjaciółki Kay wolę znacznie bardziej jego niż tego całego Josha. Fakt nie poznałam go jeszcze "osobiście", ale te całe opowieści wcale nie wróżą nic dobrego na temat tego chłopaka. Jego matka zresztą też nie wydaje się jakąś pozytywną postacią...
Jestem zdecydowanie ciekawa, co wydarzy się dalej! Zaintrygowałaś mnie tą historią i coś mi się wydaje, że będę do niej wracać. Mam nadzieję, że rozdziały będą pojawiać się dosyć często, bo już z chęcią sięgnęłabym po kolejny. Cóż tymczasem pozostaje mi czekanie... W takim wypadku życzę ci dużo weny i wolnego czasu, który zawsze się przydaję. A i w wolnej chwili zapraszam do mnie, gdybyś miała taką ochotę... Pozdrawiam! :)
Dziękuję ślicznie za ten przecudowny komentarz i tyle ciepłych słów!
UsuńRozdziały staram się dodawać regularnie, dlatego następny pojawi się już w ten weekend. Postaram się go opublikować dzisiaj, ale nie jestem pewna, czy wyrobię się w czasie.
Niemniej, mam ogromną nadzieję, że nie zawiedziesz się nowym poście i tym, jak zostanie rozwiązany problem Kay.
Jeszcze raz dziękuję.
Pozdrawiam ciepło i wysyłam miliony buziaków!
Już w ten weekend? Według mnie to bardzo dobra wiadomość. Z miłą chęcią przeczytałabym go jeszcze dzisiaj, tak więc jestem jak najbardziej na tak i postaram się na niego cierpliwie poczekać.
UsuńMyślę, że nie zawiodę się na nowym poście, ale rzeczywistą opinię będę mogła dać dopiero po jego przeczytaniu :)