niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 14


Kayla z czystym sumieniem mogła uznać, że jej sobota rozpoczęła się całkiem nieźle. I, oczywiście, nie chodziło tu o fakt, że zadbała o swoje ciało, dostarczając mu odpowiednią dawkę wysiłku fizycznego. Naturalnie, zdrowie było bardzo ważne, ale gdyby przy porannym spotkaniu na sali treningowej nie towarzyszył jej pewien mężczyzna, to Kay na pewno zupełnie inaczej patrzyłaby na tę sprawę. Nie była przecież typem sportowca. Zdrowe śniadania, poranny jogging, czy jakiekolwiek ćwiczenia były jej zupełnie obce. Gdyby nie Christina w życiu sama nie zapisałaby się na coś takiego, jak kurs samoobrony. W pełni jej przecież wystarczał gaz pieprzowy, który miała w torebce.
Teraz jednak nie narzekała. Zresztą, dlaczego miałaby to robić? Dzięki dzisiejszej wizycie na sali treningowej zyskała coś, czego z pewnością pragnęły inne kursantki.
Do tej pory nie mogła uwierzyć, że zdobyła się na odwagę i zrobiła dokładnie to, co kazała jej Christy. Oczywiście, nie wliczając w to czegoś tak głupiego, jak stwierdzenie, że tym razem wybiorą się na „randkę w stylu Kayli Benson”. Teraz już tylko musiała wymyślić, jak taka randka miałaby wyglądać.
Na obmyślenie planu działania miała jakieś sześć godzin, gdyż umówiła się z Ryanem dokładnie na dwudziestą. Mogła jedynie liczyć, że niebiosa się nad nią zlitują i nagle wpadnie jej do głowy jakiś genialny, ale niebanalny pomysł. Marzenia.
Choć perspektywa niedalekiej randki mocno utkwiła jej w głowie, teraz Kay musiała się skupić na czymś zupełnie innym. Niby drogę do rodzinnego domu znała bardzo dobrze, jednak tego dnia już kilkakrotnie pomyliła skręty i wjechała w nie te ulice. Co więcej, naraziła się nawet innym kierowcom, którzy jasno dali jej do zrozumienia, że nie umie jeździć. Naturalnie, winę za to wszystko ponosił Ryan Walton. No i ten jego cholerny, bezczelny uśmieszek.
Dzięki Bogu, rodzice Kayli nie mieszkali na tyle daleko, by mogła dodać do swojego konta znacznie więcej nieprzyjemnych drogowych sytuacji. Niemniej, gdy tylko dotarła na miejsce odetchnęła z ulgą. Podobnie, jak Bobby, który wraz z zaparkowaniem przed posesją rodziców zawarczał głośno i zanim Kay zdążyła zgasić silnik, ten zrobił to za nią. Dlatego, nim Benson wysiadła z samochodu, szybko sprawdziła, czy protest Bobby’iego był tylko chwilowy, czy też auto ogłosiło jakiś dłuższy strajk. Na szczęście, ku jej niemałemu zdziwieniu, wszystko było w porządku. By jednak uniknąć późniejszego rozczarowania, Kayla zmówiła szybką modlitwę do jakiegoś bóstwa samochodowego, prosząc o opiekę nad Bobbym i dopiero wtedy ruszyła na spotkanie z bliskimi.

~*~

W jej rodzinie niezwykle ważnym świętem były urodziny któregokolwiek z członków. Wtedy wszyscy najbliżsi spotykali się na obiedzie, który zwykle trwał jeszcze przez kolację, a goście rozchodzili się dopiero około północy, gdy zdążyli posmakować już wszystkich nalewek babci. Kay miała świadomość, że będzie musiała się wymknąć z rodzinnego spotkania znacznie wcześniej, jednak wciąż nie wymyśliła, jakiej wymówki użyje. Nie mogła przecież powiedzieć rodzicom, że wychodzi na randkę. Jej ciekawska matka z pewnością nie porzuciłaby tak łatwo tematu. Co więcej, mogłaby mieć pretensje o to, iż Kay nie zabrała delikwenta ze sobą. Z drugiej strony, była zaraz po rozstaniu z Joshem. Nie chciała podjudzać babci i starej ciotki Doris, dając im dodatkowy temat do plotkowania.
Kay poprawiła swoją czarną, elegancką sukienkę i ruszyła przez posesję rodziców. Gdy w końcu dotarła do drzwi, bez pukania weszła do środka. W holu, naturalnie, było już słychać rozmowy dochodzące z jadalni. W żadnym razie jej to nie zaskoczyło. Chociaż obiad umówiony był na piętnastą, wszystkie ciotki zjeżdżały się znacznie wcześniej, by pomóc gospodyni w przygotowaniach. Kay na pewno również byłaby przed wyznaczoną porą, gdyby nie fakt, że wyjątkowo pomyliła drogę.
Jeszcze raz poprawiła kreację, po czym przeszła przez próg pokoju. Oczywiście, jej pojawienie się nikomu nie umknęło.
- Kayla! - Pisnęła ciotka Sylvie. Kobieta miała wyjątkowo skrzeczący głos, jednak wszyscy (poza biedną Kay) wydawali się już do tego przyzwyczaić. Kolejną rzeczą, zdecydowanie charakteryzującą tę kobietę była jej tusza. Pulchna (trzykrotna) wdowa była pociechą rodziny. Miłośniczka kotów została jednogłośnie okrzyknięta przez najbliższych duszą towarzystwa. - Wyczekiwaliśmy już tylko ciebie! - Dodała. I chociaż prawdopodobnie Kayla mogła potraktować to jako zarzut, ciotka Sylvie, broń Boże, nie miała tego na myśli.
- Podejdź tu, moja droga, i szybko uściskaj babcie! - Zawołała siedząca obok niej kobieta, uśmiechając się szeroko.
Chociaż babcia Maggie miała już osiemdziesiąt lat, to wciąż niezwykle dbała o swój wygląd. Siwe (i nieco już rzadkie włosy) wciąż układała na wałki, a usta malowała czerwoną pomadką. Ubierała się w najróżniejsze garsonki, które idealnie pasowały do jej eleganckiego stylu bycia. Dlatego Kay wciąż trudno było uwierzyć, że ta cudowna kobieta, nawet teraz pijąca herbatę z najlepszej filiżanki, znajdującej się w domu państwa Bensonów, w rzeczywistości hobbystycznie zajmuje się sporządzaniem nalewek. Nalewek, które oczywiście zawsze przynosiła na każde rodzinne spotkanie. I, oczywiście, to wcale nie były żadne delikatne trunki. Kayli tata, będąc dość rosłym facetem, po wypiciu kilku kieliszków często miał problem z podniesieniem się z krzesła Jakimś cudem te owocowe smakołyki sprawiały, że nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Nie tylko Robertowi zresztą.
Kayla uściskała kolejno babcię i wszystkie siedzące obok niej ciotki. Przeszła potem na drugą stronę pokoju, gdzie siedzieli mężczyźni, rozmawiając o najnowszych osiągnięciach ulubionych drużyn sportowych. Przerywając im pełną emocji rozmowę przywitała się z każdym, po czym wyszła do kuchni, gdzie, jak się domyślała, byli pozostali.
- Potrzebujecie pomocy? - Zapytała, przechodząc przez próg pomieszczenia.
W kuchni, ku zaskoczeniu Kay znajdowali się tylko jej rodzice i siostra. Kobiety nakładały na talerze porcje jedzenia, a ojciec, zamiast pomagać wciąż tylko pakował coś do ust. Zaprzestał jednak podjadania w momencie, gdy ujrzał swoją córkę.
- Zaczynałem się martwić - powiedział, przytulając ją do siebie. Niebieskie oczy mężczyzny świeciły zdrowym blaskiem, odciągając uwagę od lekkiej łysiny na głowie. - Bałem się, że ten twój facet znowu nawalił. - Zachichotał tak, jakby w rzeczywistości powiedział bardzo zabawny żart.
- Robercie - jęknęła Barbara, kręcąc z dezaprobatą głową - wiesz przecież, że Kayla skończyła już z Joshem! Matko święta, cóż za nietakt!
Rob odpowiedział głośnym prychnięciem. Starał się wyglądać surowo, jednak na jego twarzy igrał delikatny uśmieszek.
- Dlaczego wtrącasz się do mojej rozmowy z córką? Czy nawet we własnym domu nie można mieć odrobiny swobody? - Narzekał. Proszę nie myśleć jednak, że w jego głosie była choć odrobina złości. Robert jedynie droczył się ze swoją żoną.
- Mówiłem o Bobbym, a nie o tym zakłamanym gadzie - dodał, pozwalając Kay odejść na chwilę i przywitać się z matką, a później z siostrą, której od razu złożyła życzenia.
Christina i Leanne nazywały Josha zdradzieckim skurwysynem, a Robert Benson zakłamanym gadem. Zdaje się, że nikt (oprócz Kay) nie lubił zwracać się do tego chłopaka po imieniu.
- Co tak długo? - Tym razem odezwała się mama. Barbara, jak zawsze wyglądała perfekcyjnie. Idealnie skrojona sukienka, włosy uczesane w eleganckiego koka, paznokcie pomalowane czerwonym lakierem i delikatny makijaż (bardzo delikatny, bo jej mąż nie lubił, gdy za bardzo się malowała).
Kayla wzruszyła ramionami.
- Trening samoobrony się przedłużył - powiedziała na odczepne. Nie sądziła jednak, że ten temat zainteresuje jej siostrę.
- Czyżbyś uczyła się, jak skopać komuś tyłek? Masz jakiegoś konkretnego gościa na celowniku? - Lindsay poruszyła zabawnie brwiami. I chociaż nie powiedziała o kogo jej chodziło, chyba nie było osoby, która by się tego nie domyśliła.
- Nie - prychnęła Kay. - Chodzę tam tylko dlatego, że Christina potrzebowała kompana. Nie chciała iść sama, więc poprosiła mnie o dotrzymanie jej towarzystwa.
Była to częściowa prawda. Chociaż nawet mniej niż częściowa. Otóż, Christina podstępem zmusiła swoją przyjaciółkę do wybrania się na kurs. A jedynym powodem, dla którego Kayla wciąż z niego nie zrezygnowała był... No, nieważne.
Lindsay pokiwała głową, ale wcale nie była usatysfakcjonowana taką odpowiedzią.
Siostra Kayli była niesłychanie podobna do Barbary. Nie dość, że miały takie same rysy twarzy, to jeszcze podobnie się ubierały. Gdyby tego było mało, obie były niezwykle ciekawskie, podstępne i nieco irytujące. Nie zmieniało to jednak faktu, że Kayla nie zamieniłaby tej dwójki na żaden inny model.
- Jak w pracy? - Zapytał Robert, wracając do podjadania i przesłuchiwania córki.
Kayla wzruszyła ramionami.
- Po staremu. - Usiadła na krześle, od razu przyłączając się do taty. Przystawki bowiem wyglądały naprawdę kusząco. - Zmienili mi tylko godziny pracy.
Zanim jednak udało jej się sięgnąć po kolejną przekąskę, mama zabrała jej talerz sprzed nosa.
- A umyłaś ręce, młoda damo?
To, że Kayla miała już dwadzieścia sześć lat, ani trochę nie przeszkadzało Barbarze w udzielaniu córce reprymend.
- Tak też myślałam. - Kobieta odpowiedziała na własne pytanie, kręcąc z dezaprobatą głową. - Zmykaj do łazienki, a potem pomożesz nam to wszystko zanieść do jadalni. A ty, Robercie? Co tu jeszcze robisz? Goście mają zabawiać się sami? Wstydziłbyś się, naprawdę.
Kayla opuściła kuchnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie przyjeżdżała ostatnio zbyt często do domu rodziców, ale za każdym razem, gdy w nim była cieszyła ją jedna myśl. Tutaj nic się nie zmieniało.

~*~

Dwie godziny godziny później Kayla była zdecydowanie bardziej zainteresowana wymyślaniem dla siebie wymówek, które pozwoliłyby jej spokojnie opuścić dom rodzinny, niżeli rozmową z ciotką Sylvie. Miała mnóstwo pomysłów. Jedne głupsze od drugich. W końcu jednak była bliska zdecydowanie się na coś, co choć było oklepane, miało otworzyć przed nią drogę ewakuacyjną i zaprowadzić prosto do jej mieszkania. Miejsca, gdzie miała spotkać się z Ryanem. Nie było to jednak coś, co ją choć odrobinę odprężało. Dziewczyna była przerażona faktem, że spotkanie z trenerem zbliża się nieubłaganie, a ona wciąż nie wie, gdzie mogłaby go zabrać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak ciężko mają faceci, od których wymaga się kreatywności i tego, by wciąż zaskakiwali swoje kobiety.
- Wszystko w porządku? - Zapytała Lindsay, przysuwając się ze swoim krzesłem bliżej Kay. Wyglądała na zatroskaną, ale jej spojrzenie jednocześnie mówiło, że wcale nie jest zaskoczona rozkojarzeniem siostry.
Kayla pokiwała energicznie głową, jednak zamiast potwierdzić to również słowami, zapytała:
- Jak wyglądała twoja najlepsza randka?
Lindsay zamrugała kilkakrotnie powiekami, lekko potrząsając przy tym głową.
- Słucham? - Zapytała, nagle zdezorientowana.
- Gdzie byłaś na swojej najlepszej randce? - Powtórzyła Kayla. Niezwykle cieszył ją fakt, że jadalnia była pełna ludzi i wśród gwaru wielu rozmów nikt poza Lindsay nie mógł usłyszeć ich wymiany zdań.
- Dlaczego pytasz?
- Dlaczego nie odpowiadasz?
Młodsza z sióstr westchnęła głośno. Poprawiła materiał swojej sukienki, rozejrzała się po jadalni, sięgnęła po szklankę soku i upiła z niej jeden łyk, a potem szybko następny. Zastanowiła się jeszcze przez chwilę i potem znowu spojrzała na swoją towarzyszkę.
- To było w college'u. Przyjechał po mnie w środku nocy i powiedział, że mam pięć minut, by się wyszykować. Pojechaliśmy na plażę.
Kayla wydymała usta, niezadowolona z dwóch rzeczy. Tego, że właśnie po raz pierwszy słyszała tę historię, jak również z tego, że w żadnym razie nie mogła czegoś podobnego dzisiaj zrobić z Ryanem.
- Dlaczego pytasz? - Zapytała ponownie młodsza z kobiet.
Kay westchnęła, jeszcze bardziej przybliżając się do siostry. Naprawdę nie chciała, by ktokolwiek z pozostałych osób znajdujących się w jadalni usłyszał tę rozmowę.
- Mam dzisiaj randkę - powiedziała szeptem.
Lindsay momentalnie uśmiechnęła się szeroko. Nie musiała mówić, jak bardzo była z tego powodu zadowolona. To było po prostu wypisane na jej twarzy.
- Rozumiem więc, że Josha wybiłaś już sobie z głowy?
Kay przytaknęła. Ona z pewnością wybiła sobie tego faceta z głowy, ale raczej nie działało to w drugą stronę.
- Kim jest ten koleś, z którym wychodzisz?
Kayla na chwilę spuściła głowę, wahając się z udzieleniem odpowiedzi.
- Mój trener samoobrony - powiedziała bardzo cicho. Jakby fakt, że Lindsay ledwo ją usłyszy miał działać na korzyść Kay.
- Wiedziałam! - Zaśmiała się dziewczyna, zacierając z podekscytowania ręce. - Coś mi tu nie pasowało. Ty i dobrowolne uprawianie sportu w sobotni poranek? Przecież to się wzajemnie wyklucza.
Kay przewróciła teatralnie oczyma.
- Nie przesadzaj, nie jestem takim obibokiem.
Lindsay ponownie zachichotała.
- Ależ jesteś.
Starsza siostra postanowiła nie odpowiadać na ten zarzut. Wiedziała przecież, że nie wygra. Zresztą, rozdmuchiwanie tego z pewnością nie miało teraz żadnego sensu. Jedynie zwróciłaby na siebie niepotrzebnie uwagę pozostałych członków rodziny. A tego przecież nie chciała.
- Gdzie idziecie?
Kay wzruszyła ramionami z kwaśną miną.
- To właśnie jest mój problem. Zaproponowałam mu „randkę w moim stylu”. A ja przecież nie mam własnego stylu randkowania.
Rozmówczyni Kay uśmiechnęła się współczująco, tym samym przyznając jej racje.
- Co masz więc zamiar zrobić?
Ciemnowłosa wzruszyła ramionami.
- Nie wiem - zaczęła. - Może zabiorę go na kręgle?
Lindsay się skrzywiła.
- Czyli masz zamiar dzisiaj zrobić z siebie ofiarę losu? O ile pamiętam nie jesteś najlepsza w te klocki.
Kayla jęknęła.
- W takim razie będę musiała odwołać nasze spotkanie. Nie mam żadnego innego pomysłu!
Lindsay poklepała siostrę po ramieniu.
- Dlaczego nie zostaniesz z nim u siebie w mieszkaniu? Obejrzycie jakiś film, pogadacie i do tego będziecie tylko we dwoje.
Kay uśmiechnęła się mimowolnie. Powód ich ranki był oczywisty. Dziewczyna miała zaciągnąć Waltona do łóżka. Czy przypadkiem ciągłe przebywanie w jej mieszkaniu nie było w takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem? I dlaczego nie pomyślała o tym od razu? W końcu, jakby nie patrzeć, taka randka wydawała się być, jak najbardziej „w stylu Kayli Benson”.
- Doskonały pomysł - powiedziała Kay z uśmiechem. Jej mina jednak szybko zrzedła.- Teraz więc został już tylko jeden problem do rozwiązania.
- Jaki? - Lindsay zmarszczyła brwi.
Ciemnowłosa zerknęła w stronę swojej mamy. Kobieta była teraz pogrążona w rozmowie z ciotką Doris.
- Jakim cudem się stąd wydostanę?

~*~

Już pół godziny później Kayla wprowadzała w życie swój doskonały plan ucieczki. Wymyślony, co prawda, przez jej młodszą siostrę. Najlepsze było to, że to wcale nie Kayla powiadomiła swoją mamę, że będzie zmuszona opuścić przyjęcie. Lindsay doskonale wiedziała, jak fatalnym kłamcą była jej siostra, dlatego pozwoliła dziewczynie oszczędzać energię, by potem spożytkować ją na coś zupełnie innego.
Według zmyślonej historyjki Lindsay, Kay musiała, jak najszybciej wrócić do klubu sportowego, w którym dzisiaj odbywały się jej zajęcia z samoobrony, gdyż przez własną nieuwagę zostawiła tam jakieś ważne dokumenty. Prawdopodobnie musiały wylecieć jej z torebki. Benson, oczywiście, dostała telefon od tamtejszych pracowników, którzy poprosili ją, by zgłosiła się po odbiór rzeczy najlepiej jeszcze tego wieczora. A ona - naturalnie - powiedziała, że zaraz tam będzie. Musiała jednak zdążyć przed zamknięciem klubu, a więc zostało jej naprawdę niewiele czasu.
Takim oto sposobem dziewczyna z pełnym poparciem swojej matki opuściła przyjęcie urodzinowe siostry. Uprzednio dziękując Lindsay, wsiadła do swojego ukochanego samochodu i zerknęła na tarczę zegarka, oddychając z ulgą. Dochodziła godzina osiemnasta, a więc Kayla miała jakieś dwie godziny na podjechanie do swojej ulubionej restauracji i zamówienie czegoś na wynos, jak również szybkie posprzątanie swojego mieszkania i przygotowanie się do randki. Była jednak pewna, że ze wszystkim zdąży.
Wsadziła kluczyk do stacyjki i po chwili go przekręciła, by pobudzić do życia swój samochód. I Bobby faktycznie zareagował. Szkoda tylko, że zaraz potem zgasł.
Kayla z niemałym przerażeniem powtórzyła wykonaną przed chwilą czynność, ale tym razem było jeszcze gorzej. Bobby nawet nie zapalił.
- Hej, książę, pobudka! - Zawołała dziewczyna, mając nadzieję, że jej słowa jakimś cudem sprawią, że sytuacja lada moment się odwróci i wszystko wróci do starego porządku.
Tyle że samochód nie reagował. I nie był to pierwszy raz, gdy coś podobnego miało miejsce.
Benson ponownie zerknęła na tarczę zegarka. Jednak już teraz nie było w dziewczynie żadnego optymizmu.
Zdaje się, że to tyle, jeśli chodziłoby o randkę w stylu Kayli Benson.
Dziewczyna jęknęła, uderzając ciałem o oparcie fotela.
- Wygląda na to, Bobby, że będziesz jedynym facetem w moim życiu - powiedziała z przekąsem, po czym schowała twarz w dłoniach, myśląc o tym, co teraz powinna zrobić.
Szkoda, że ta sytuacja miała tylko jedno rozwiązanie. Nikt ze zgromadzonych osób w domu nie znał się na naprawie samochodów, więc nie miała co liczyć na podobną pomoc. Do tego, wszyscy teraz rozkoszowali się nalewkami babci Maggie i zapewne jedyne, co mogliby powiedzieć Kay w takiej sytuacji to, by wracała do domu i z powrotem usiadła z nimi przy stole. W końcu, równie dobrze może i jutro odebrać „zaginione dokumenty”.
Benson sięgnęła po swoją torebkę i wyjęła z niej telefon komórkowy. Odblokowała urządzenie i szybko przeszła do wyboru kontaktów. Odszukała numer Ryana Waltona i po chwili wcisnęła zieloną słuchawkę. Nie dość, że była zestresowana faktem, że będzie musiała odwołać ich randkę, to do tego dochodziła jeszcze jedna rzecz - nigdy wcześniej nie rozmawiała ze swoim trenerem przez telefon. Oczywiście, nie była to wielka sprawa, ale jakimś cudem sprawiła, że Kay mocno zacisnęła wolną dłoń na swoim kolanie.
- Dlaczego mam wrażenie, że to, co zaraz powiesz wcale mi się nie spodoba? - Po drugiej stronie słuchawki rozbrzmiał dobrze jej znany głos. I chociaż Waltman nie znajdował się obok Benson, to ta i tak poczuła, jak przez jej ciało przechodzą przyjemne dreszcze. Serce niebezpiecznie przyśpieszyło, a dłonie zaczęły się trząść. Czy taka reakcja była normalna?
- Jesteś pewien, że nie minąłeś się z przeznaczeniem, Wróżbito? Chyba powinieneś zmienić profesję.
Kayla miała nadzieję, iż humorystyczny akcent sprawi, że ta rozmowa wyda się bardziej przyjacielska. Niestety Ryan wcale się nie zaśmiał.
Ciemnowłosa westchnęła głośno.
- Utknęłam na przyjęciu rodzinnym.
- Nie możesz urwać się wcześniej?
- Próbuję, ale Bobby mi nie pozwala - kontynuowała. - Znaczy, mój samochód mi na to nie pozwala. Nie chce odpalić.
Nastała chwila ciszy. Kay w tym czasie zdążyła nawet kilka razy otworzyć usta, by dodać coś jeszcze, ale w porę się powstrzymywała.
- Podaj adres - odezwał się w końcu.
- Słucham?
- Podaj adres. Przyjadę po ciebie.
Kayla znowu usiłowała coś powiedzieć, ale jej usta raczej nie współpracowały teraz z umysłem.
- Kay?
Dziewczyna wiedziała, że jeśli Walton przyjedzie po nią, to Barbara domyśli się, iż Kay i Lindsay ją oszukały. Z drugiej strony, jeśli się nie zgodzi na propozycję Ryana, będzie to oznaczało, że wcale nie ma problemów z Bobbym, a po prostu chce się wymigać od randki.
- J-jasne. Zaraz wyślę ci go w wiadomości.
Cóż można rzec?
Stało się.


czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 13


Związek Kayli i Josha trwał łącznie jakieś trzy lata. W ciągu tego, jakby nie patrzeć, dość długiego czasu spędzonego razem, Kay zdążyła naprawdę dobrze poznać swojego chłopaka. W odróżnieniu do niego, oczywiście, gdyż jej były partner niestety nie potrafił pochwalić się zbyt dużą wiedzą na temat panny Benson.
Mając do dyspozycji te wszystkie rzeczy, jakie Kayla wiedziała o swoim eks, stojąc na klatce schodowej usilnie próbowała sobie przypomnieć tę (chociaż) jedną, dzięki której postanowiła się z nim związać. Oczywiście, swojego czasu Josh zwykł zapraszać ją na randki. Wypady do kina, czy kolacje w restauracjach podczas pierwszego roku ich związku zdarzały się naprawdę często. Ale wtedy Josh był inny. A jego inność polegała przede wszystkim na tym, że jeszcze wtedy był pozbawionym jakichkolwiek zmartwień studentem. Niestety, gdy tylko zdobył upragnione zatrudnienie, które okazało się nie spełniać jego oczekiwań, zaczął wyładowywać swoje frustracje na niewinnej Kayli.
Jednak, co sprawiło, że Benson postanowiła wejść z Josh’em w tak poważny związek?
Z pewnością nie jego poczucie humoru. Do diabła, jedyne żarty, jakie zwykł opowiadać dotyczyły wizyt baby u lekarza i naprawdę nie były śmieszne.
Nie mieli również wspólnych zainteresowań. Podczas gdy on zachwycał się swoimi ukochanymi rozgrywkami golfa, to Benosn umierała z nudów. A gdy słuchał ulubionej muzyki, dziewczyna modliła się o to, by płyta nagle się zacięła lub niespodziewanie rozpłynęła w powietrzu. Nie lubiła nawet oglądać z nim telewizji. Nic nie drażniło jej bardziej niż fakt, że Josh co pięć sekund zmieniał program telewizyjny, narzekając na – mniej więcej - wszystko.
Co prawda, skończyli podobne studia, ale to wcale nie oznaczało, że jej eks miał ochotę słuchać o pracy Kay w księgowości.
Siląc się na jakiś pozytywny aspekt, Kay stwierdziła, że Josh był przecież przystojny. Może nie tak onieśmielająco przystojny, jak Ryan, ale z pewnością zwracał na siebie uwagę płci przeciwnej. Naprawdę. A najbardziej urzekające były jego słodkie dołeczki w policzkach. Sprawiały, że Kayla mogła wybaczyć mu wszystko. Oczywiście, aby pokazały się dołeczki, Josh musiał się najpierw uśmiechnąć. A to z kolei nie był wcale tak częsty widok.
- Ogłuchłaś?
Ponowne zabranie głosu przez Josha sprawiło, że poszukiwanie pozytywów w tym mężczyźnie przestało mieć jakikolwiek sens.
Kayla zdawała sobie sprawę, że przyszedł idealny moment na to, by się odezwać. Odpowiedzieć na jedno z jego pytań, nakrzyczeć, albo po prostu zignorować i przepchać się do swojego mieszkania. Niestety jednak nie była w stanie zrobić żadnej z wymienionych rzeczy.
- Czy ty mnie, do cholery, słyszysz? - Przynajmniej Josh nie zapomniał języka w gębie. - Kim jest ten facet? I gdzie ty w ogóle byłaś?
Benson poczuła, jak ciało stojącego minimetry od niej Ryana tężeje. Wiedziała, że wielka awantura wisi na włosku i koniecznie musiała coś z tym zrobić. Nie chciała przecież, by wszyscy sąsiedzi przysłuchiwali się kłótni jej kochanków (w tym jednego byłego i jednego niedoszłego).
- Co ty tutaj robisz? - Zapytała w końcu. Nie liczyło się to, że doskonale znała odpowiedź na zadane pytanie.
- Jak to co? - Prychnął. - Przyszedłem pogadać! Wiedziałabyś, że tu będę, gdybyś odbierała ten cholerny telefon. Po co ci komórka skoro i tak z niej nie korzystasz?
Kayla pokręciła głową z rozbawieniem (tak, z rozbawieniem!). Niesłuchanie zabawny bowiem wydał jej się fakt, że Josh po raz kolejny próbuje się wymądrzać. Prawienie morałów i chęć udowodnienia Kay, że wszystko robi źle było czymś, do czego zdołała się już przyzwyczaić.
Typowy Josh.
- Zważaj na słowa - warknął Ryan. I Kay, gdyby nie była tak bardzo rozbawiona, z pewnością sama by się przestraszyła jego surowego tonu głosu. Szczególnie, że takiego go jeszcze nie słyszała. Bo chociaż były to trzy zwykłe słowa, to w połączeniu z siłą Ryana i jego pewnością siebie, mogły zabrzmieć groźnie. Do tego wyobraźnia Kayli poszła o krok dalej i dziewczyna już wyobrażała sobie, jak Walton, będący instruktorem nie tylko na kursie samoobrony, ale również na zajęciach jujitsu, podchodzi do rozeźlonego Josha i kilkoma prostymi ruchami powala go na ziemię.
Ale nie to było teraz najważniejsze. Z pewnością znacznie ciekawsza była reakcja Kayli. Być może była zasługą wcześniej wypitego wina? Kto wie. Niemniej, cokolwiek to było, spowodowało, że Kay przez chwilę nie mogła powstrzymać śmiechu. Śmiała się głośno i zupełnie niekontrolowanie. I z pewnością wprowadziła w osłupienie nie tylko Josha, ale i stojącego przy niej Ryana.
- Kay?
- Wiesz co, Josh? - Odezwała się w końcu. - Spadaj.
- Słucham?
- Spadaj - powtórzyła. Co prawda, przestała się śmiać, ale uśmiech w żadnym razie nie zniknął z jej twarzy. - Spadaj na drzewo, do wulkanu, albo i do kanału. Gdziekolwiek chcesz. Po prostu spadaj.
Przynajmniej już teraz wiedziała, że do jej małego wybuchu przyczyniło się wypite wino. Ale kto by zwracał na to uwagę? Na pewno nie ona. I na pewno nie teraz. Szczególnie, że odczuwała ogromną satysfakcję z wypowiedzianych słów. W końcu miała odwagę, by powiedzieć coś takiego głośno do swojego byłego chłopaka. Przy wcześniejszych awanturach z Joshem zawsze siedziała grzecznie i kiwała głową na niemal każde jego słowo.
Weszła kilka schodków wyżej, stając przed wejściem do swojego mieszkania. Wyciągnęła z torebki klucze i otworzyła drzwi. Zaprosiła Ryana do środka, a Joshowi pomachała na pożegnanie, po czym zamknęła za sobą drzwi. Z niemałym trzaskiem. I już teraz na samo wspomnienie malującej się na twarzy byłego faceta dezorientacji nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Wszystko w porządku? - Zapytał zaskoczony Ryan. Stał kilka kroków od niej, a pomiędzy jego nogami kręcił się Bandzior. Pies witanie nowo przybyłych, ku wielkiemu zaskoczeniu Kay, zaczął od Waltona.
- Zdecydowanie tak - odpowiedziała, posyłając mu szeroki uśmiech. Jakaś cząstka niej wiedziała, że powinna przeprosić Ryana za nieprzyjemną sytuację. Jednak, wiedziała również, że gdy to zrobi, nagle zaatakują ją wyrzuty sumienia. A dzisiaj przecież nie chciała mieć z nimi do czynienia.
- Napijesz się czegoś? – Zapytała po chwili, chcąc wrócić na odpowiedni tor, a więc do głównego powodu ich dzisiejszego spotkania
Walton lekko uniósł rękę do góry, by spojrzeć na tarczę swojego zegarka.
- Niestety nie – odpowiedział ze słyszalnym smutkiem. – Właściwie to będę wychodził. Jest już po północy, a oboje potrzebujemy snu.
Kayla opadła szczęka.
Oczywiście, każdy człowiek potrzebuje snu. To dość oczywiste. Mniej oczywiste było jednak to, że Walton odrzucił jej zaproszenie. Podczas gdy ona wyraźnie chciała kontynuować ich spotkanie (w wiadomym celu), to on wyjeżdżał z jakąś irracjonalną gadką. Przecież mniej snu jednej nocy nie wyrządzi mu krzywdy.
- Och, jasne. – Z całych sił starała się grać niewzruszoną jego zachowaniem. Dlatego machnęła lekceważąco ręką, a potem wzruszyła jeszcze ramionami. – Jak chcesz.
- Zobaczymy się jutro – dodał z uśmiechem, podchodząc do niej bliżej. – Lepiej się wyśpij, bo zamierzam dać ci jutro na treningu niezły wycisk.
Gdy dzieliły ich już tylko nieliczne centymetry, położył swoją dużą dłoń na karku dziewczyny, nieco przykucnął, po czym ucałował jej czoło.
A potem wyszedł.
- Co do diabła? – Zapytała samą siebie, patrząc z niedowierzaniem na drzwi wyjściowe.


~*~

Tym razem Kayla nie spóźniła się na trening. Co więcej, do klubu sportowego przyjechała piętnaście minut wcześniej. Przebierała się w szatni w swój dres i, podobnie jak ostatnio, przysłuchiwała się rozmowie dziewcząt z grupy, która właśnie skończyła zajęcia z Thomasem. Tym razem jednak żarty kobiet nie poprawiły jej humoru. Cały czas myślami była przy wczorajszej randce z Ryanem. Próbowała zrozumieć, co poszło nie tak. Gdzie popełniła błąd? Czy była naprawdę tak beznadziejna, że nie potrafiła zaciągnąć faceta do łóżka? No jasne, miała w tej kwestii znikome doświadczenie, jednak Christy zawsze powtarzała, że każdy facet chce tylko jednego. Dlaczego więc Walton wczoraj nie chciał?
Na sali treningowej pojawiła się pięć minut przed czasem. Waltman już na nią czekał.
Niestety, ku jej wielkiemu rozczarowaniu, zrobił dokładnie to, co obiecał jej wczoraj. Dał jej niezły wycisk.
Kay nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak wykończona. I - co tym razem wcale nie poprawiało jej humoru – zdawała sobie sprawę, że czekał ją tego dnia jeszcze jeden trening.
Ryan przez cały czas zachowywał się zupełnie niewinnie. Uśmiechał się, żartował, pomagał jej niemal we wszystkich ćwiczeniach. Tyle że ani słowem nie wspomniał o wczorajszej randce.
Dlatego, podobnie jak w poprzednim tygodniu, zaraz po zakończonym treningu, Kayla pobiegła do szatni, by sprawdzić, czy jej przyjaciółka już przyjechała. Gdy jej tam nie zastała, rzuciła się biegiem przez klub sportowy, by dotrzeć do drzwi wejściowych budynku.
- Gdzie tak pędzisz? – Krzyknęła do niej Christina, która zmierzała właśnie korytarzem w stronę klatki schodowej, by wejść na odpowiednie piętro. Uśmiechała się szeroko, będąc zupełnie nieświadomą tego, co zaraz może usłyszeć. – Czyżbyś wczoraj nie zużyła z Waltmanem całej swojej energii?
Kay dobiegła do niej prędko.
- Wiedziałam, że ty mnie zrozumiesz! – Westchnęła, oddychając z ulga. Była tak zaabsorbowana sytuacją z Ryanem, że nawet nie dostrzegła nutki humoru w słowach przyjaciółki. – Powiedz, Christy, czy ze mną jest coś nie tak?
Panna Ellis zmarszczyła brwi, zatrzymując się niespodziewanie. Poprawiła swoją elegancką sukienkę, a ulubioną torbę, zarzuciła na ramię, by móc swobodnie położyć ręce na biodrach.
- Słucham? – Skrzywiła się. – O czym ty mówisz?
- Tylko szczerze – uprzedziła ją Kayla. – Spójrz na mnie i powiedz, czy nie widzisz czegoś dziwnego.
Christy prychnęła, po czym pokręciła głową z rozbawieniem.
- Musiał wczoraj nieźle zatrząść twoim światem w łóżku, bo całkiem poprzewracało ci się w głowie – oznajmiła, z powrotem ruszając w stronę schodów.
- Właśnie o to chodzi! – Jęknęła Kayla. – Nie zrobił tego. Nie zatrząsł moim światem.
Christina znowu się zatrzymała. Odwróciła się twarzą do przyjaciółki, otwierając szeroko usta ze zdziwienia. Chwilę potem wybuchła głośnym śmiechem.
- No nie wierzę – mówiła, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. – Ryan Walton ma małego. Kto by pomyślał?
Kayla jęknęła po raz kolejny.
- Nie! To nie tak!
Christina przestała się śmiać.
- A jak? – Zapytała. A potem nagle doznała olśnienia. – No proszę, proszę. Czyżby nie miał pojęcia, co robić w łóżku ze swoim sprzętem? Jejku! A wygląda na takiego pewnego siebie. Skurczysyn, nieźle się kamufluje. W życiu bym nie pomyślała.
Benson schowała twarz w dłoniach.
- Nie. Nie. Nie – westchnęła. – Christy, problem polega na tym, że nie spaliśmy ze sobą.
Co dziwne, to zaskoczyło pannę Ellis znacznie bardziej niżeli jej wcześniejsze spekulacje.
- Dlaczego od razu nie powiedziałaś?
Kayla przewróciła oczyma, odpuszczając sobie udzielenie odpowiedzi na to pytanie. Zamiast tego skupiła się na streszczeniu przebiegu ich randki, a w szczególności końcówki spotkania. Łudziła się, że doświadczenie Christy z mężczyznami pozwoli jej zrozumieć, co, do diabła, poszło nie tak. Bo przecież musiało być jakieś logiczne wytłumaczenie na zachowanie Waltmana.

~*~

Morderczy trening numer dwa trwał w najlepsze. Liczne ćwiczenia jednak nie sprawiły, że Christina Ellis porzuciła swoją misję i przestała szukać powodu niespodziewanego zakończenia randki swojej najlepszej przyjaciółki. Co więcej, gdyby nie błagalne słowa Kayli, Christy już dawno stałaby u boku Waltmana, sama go przesłuchując.
- Ja ci mówię – zaczęła, kopiąc, tak jak pozostałe dziewczyny, w niewidzialną przestrzeń przed sobą. – Temu facetowi chodzi o coś więcej. Może on nie chce jednorazowej przygody i szybkiego zapomnienia twojego imienia.
- Bredzisz.
- Nie, mówię, co widzę. A uwierz, nie potrzebuję okularów, by dostrzec, jak się na ciebie gapi. Nawet teraz.
- Christy, przestań – zażądała ostro Kay, resztkami silnej wolni, zmuszając się, by nie spojrzeć w stronę instruktora. A trzeba wspomnieć, że było to nie lada wyzwanie. Pan instruktor bowiem miał dzisiaj na sobie cudownie opinającą jego mięśnie koszulkę i sięgające przed kolano czarne szorty. Gdyby tego było mało; ćwiczył boso. Naturalnie, niezwykle angażował się w wykonywane z kursantkami ćwiczenia i wyglądał przy tym absolutnie rozkosznie.
- Może on stara się coś ci udowodnić? – Zapytała Christina, robiąc sobie krótką przerwę. Położyła dłonie na biodrach, badawczo przyglądając się swojej przyjaciółce.
- Niby co takiego pragnie mi udowodnić?
- Może to, że nie tylko on chce z tego coś więcej, niż tylko seks.
Kayla zakrztusiła się powietrzem.
- Poważnie, Christy. Zaczynam się martwić o twoje zdrowie psychiczne.
Ellis uśmiechnęła się szeroko.
- Już się tak przed nim nie wzbraniaj – zaczęła. – Nic mu przecież nie brakuje. Dobrze wygląda, ma poczucie humoru, mądry z niego facet, a do tego rozwija swoje pasje i zaraża nimi innych. I, co najważniejsze, ma fioła na twoim punkcie. Dobry materiał na chłopaka.
- Nie ma żadnego fioła – jęknęła Kay. Zdecydowanie zaczynała żałować, że powiedziała o wszystkim swojej przyjaciółce. Christina miała bowiem niezwykły talent do ubarwiania najróżniejszych sytuacji. Wprost uwielbiała dodawać każdej historii nieco pikanterii. A już szczególnie wtedy, gdy dobrze znała zaangażowane w wydarzenia osoby. – Gdyby miał „fioła”, to skorzystałby wczoraj z mojego zaproszenia. Czyż nie?
Christina z westchnieniem wróciła do wykonywania zadanych przez instruktora ćwiczeń. W żadnym jednak razie nie przestała zastanawiać się nad „problemem” przyjaciółki. Z wielkim zapałem obmyślała nowe hipotezy i plany działania, które w jakimś stopniu mogłyby im pomóc.
- Wiem! – Zawołała niespodziewanie, oczywiście, niepotrzebnie zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych na sali osób. Nie żeby się tym przejęła. Tak jak zawsze, to Kayla była odpowiedzialna za przesłanie im przepraszających spojrzeń i zachęcenia uśmiechem do powrotu do wcześniej przerwanego zajęcia.
- Co takiego wiesz? – Zapytała, gdy wszyscy pozostali z powrotem skupili się na sobie.
- Teraz przyszła twoja kolej na wykonanie ruchu.
Kayla zmarszczyła brwi.
- Przecież już ci mówiłam, co wczoraj zrobiłam. Wykonałam ruch. Zaprosiłam go przecież do siebie.
Christy pokręciła głową z dezaprobatą.
- Nie o to chodzi, głuptasie. Przecież powiedziałam, że Waltonowi nie chodzi o seks – wyjaśniła. – Teraz ty musisz zaprosić go na randkę. Wykaż się inicjatywą. On czeka na twój krok.
Benson prychnęła.
- To facet powinien zapraszać na randki, nie kobieta.
Christina jęknęła, przeklinając w myślach. Po chwili jednak wzięła głęboki oddech, by ze stoickim spokojem przemówić.
- Uwierz mi, on na to czeka.
Kay nie była tego taka pewna.
- Co więcej – zaczęła Christy, klaszcząc z podekscytowaniem w dłonie – zaprosisz go zaraz po treningu.
Szeroki uśmiech Christiny wyraźnie mówił, że nie wyjdą stąd, dopóki jej przyjaciółka tego nie zrobi.

~*~

Kayla czuła się, jak największy głupek. Zupełnie nie była przekonana do pomysłu panny Ellis. Oczywiście, chciała spotkać się z Waltonem i już sama nie do końca wiedziała, czy chodzi w tym tylko i wyłącznie o seks, jednak nie mogła przecież ot tak do niego podejść i zapytać, czy gdzieś nie wyskoczą. To nie było w jej stylu. Tyle, że dzisiaj ten fakt był nieistotny, a Kay miała po prostu wykonać powierzone jej zadanie. Przejąć inicjatywę i nie zastanawiać się, na jak wielką idiotkę wyjdzie przed Ryanem. Zresztą, co miała do stracenia? Do końca kursu została już znikoma liczba treningów, więc w razie gdyby coś poszło nie tak, mogła po prostu zrezygnować i do końca życia chować się przez Ryanem Waltonem. Po prostu.
Christina poczekała razem z Kaylą, aż wszystkie pozostałe uczestniczki kursu wyjdą z pomieszczenia i dopiero wtedy sama opuściła salę. Przed wyjściem posłała jeszcze w stronę Benson pokrzepiający uśmiech i zamknęła za sobą drzwi. Ale Kay wcale nie zdziwiłaby się, gdyby Ellis nadal pod nimi stała i nadsłuchiwała, chcąc się upewnić, czy jej przyjaciółka robi to, co zostało jej nakazane.
Ryan nachylał się nad parapetem, zapisując coś w leżącym przed nim notesie. Wyglądał tak, jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że jeszcze ktoś został z nim w pomieszczeniu. Był w pełni zrelaksowany.
 - Masz jakieś pytanie, Kay? – Odezwał się po chwili, wciąż wlepiając swoje spojrzenie w kartki zeszytu. I chociaż nawet na sekundę nie zerknął w stronę dziewczyny, to jakimś cudem doskonale wiedział, z kim ma do czynienia.  
- Tak – odpowiedziała w końcu. Jej głos brzmiał jednak tak niepewnie, że musiała odchrząknąć.
Ryan dopiero teraz skupił swoją uwagę na ciemnowłosej. Odłożył trzymany w dłoni długopis i zamknął notes. Wyprostował się, a potem wlepił swoje intensywne spojrzenie w i tak już zestresowaną Kaylę. Ta natomiast przez długą chwilę nie mogła się przemóc, by powiedzieć coś więcej.
- Kay – zaczął, marszcząc brwi. – Możesz już mówić.
Benson nie była w stu procentach pewna, ale wydawało jej się, że w kącikach ust Waltona igrał uśmiech.
Drań.
Nabrała głośno powietrza, powtarzając w myślach jedno, dość pokrzepiające zdanie.
Do diabła, raz się żyje!
- Co powiesz na randkę w stylu Kayli Benson? – Wypaliła w końcu.
Naprawdę nie planowała zadać tak dziwnego pytania. Miała po prostu zapytać, czy z nią gdzieś nie wyjdzie. Kto, do jasnej anielki, kazał jej dopowiadać resztę zdania? Przecież nie było czegoś takiego, jak „randka w stylu Kayli Benson”.
Walton uśmiechnął się tajemniczo.
- Myślałem, że już nigdy nie zapytasz.




SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! ♥