Kayla z czystym sumieniem mogła uznać, że jej sobota rozpoczęła się całkiem
nieźle. I, oczywiście, nie chodziło tu o fakt, że zadbała o swoje ciało,
dostarczając mu odpowiednią dawkę wysiłku fizycznego. Naturalnie, zdrowie było
bardzo ważne, ale gdyby przy porannym spotkaniu na sali treningowej nie
towarzyszył jej pewien mężczyzna, to Kay na pewno zupełnie inaczej patrzyłaby
na tę sprawę. Nie była przecież typem sportowca. Zdrowe śniadania, poranny
jogging, czy jakiekolwiek ćwiczenia były jej zupełnie obce. Gdyby nie Christina
w życiu sama nie zapisałaby się na coś takiego, jak kurs samoobrony. W pełni
jej przecież wystarczał gaz pieprzowy, który miała w torebce.
Teraz jednak nie narzekała. Zresztą, dlaczego miałaby to robić? Dzięki
dzisiejszej wizycie na sali treningowej zyskała coś, czego z pewnością pragnęły
inne kursantki.
Do tej pory nie mogła uwierzyć, że zdobyła się na odwagę i zrobiła
dokładnie to, co kazała jej Christy. Oczywiście, nie wliczając w to czegoś tak
głupiego, jak stwierdzenie, że tym razem wybiorą się na „randkę w stylu Kayli
Benson”. Teraz już tylko musiała wymyślić, jak taka randka miałaby wyglądać.
Na obmyślenie planu działania miała jakieś sześć godzin, gdyż umówiła się z
Ryanem dokładnie na dwudziestą. Mogła jedynie liczyć, że niebiosa się nad nią
zlitują i nagle wpadnie jej do głowy jakiś genialny, ale niebanalny pomysł. Marzenia.
Choć perspektywa niedalekiej randki mocno utkwiła jej w głowie, teraz Kay
musiała się skupić na czymś zupełnie innym. Niby drogę do rodzinnego domu znała
bardzo dobrze, jednak tego dnia już kilkakrotnie pomyliła skręty i wjechała w
nie te ulice. Co więcej, naraziła się nawet innym kierowcom, którzy jasno dali
jej do zrozumienia, że nie umie jeździć. Naturalnie, winę za to wszystko
ponosił Ryan Walton. No i ten jego cholerny, bezczelny uśmieszek.
Dzięki Bogu, rodzice Kayli nie mieszkali na tyle daleko, by mogła dodać do
swojego konta znacznie więcej nieprzyjemnych drogowych sytuacji. Niemniej, gdy
tylko dotarła na miejsce odetchnęła z ulgą. Podobnie, jak Bobby, który wraz z
zaparkowaniem przed posesją rodziców zawarczał głośno i zanim Kay zdążyła
zgasić silnik, ten zrobił to za nią. Dlatego, nim Benson wysiadła z samochodu,
szybko sprawdziła, czy protest Bobby’iego był tylko chwilowy, czy też auto
ogłosiło jakiś dłuższy strajk. Na szczęście, ku jej niemałemu zdziwieniu,
wszystko było w porządku. By jednak uniknąć późniejszego rozczarowania, Kayla
zmówiła szybką modlitwę do jakiegoś bóstwa samochodowego, prosząc o opiekę nad
Bobbym i dopiero wtedy ruszyła na spotkanie z bliskimi.
~*~
W jej rodzinie niezwykle ważnym świętem były urodziny któregokolwiek z
członków. Wtedy wszyscy najbliżsi spotykali się na obiedzie, który zwykle trwał
jeszcze przez kolację, a goście rozchodzili się dopiero około północy, gdy
zdążyli posmakować już wszystkich nalewek babci. Kay miała świadomość, że
będzie musiała się wymknąć z rodzinnego spotkania znacznie wcześniej, jednak
wciąż nie wymyśliła, jakiej wymówki użyje. Nie mogła przecież powiedzieć
rodzicom, że wychodzi na randkę. Jej ciekawska matka z pewnością nie
porzuciłaby tak łatwo tematu. Co więcej, mogłaby mieć pretensje o to, iż Kay
nie zabrała delikwenta ze sobą. Z drugiej strony, była zaraz po rozstaniu z
Joshem. Nie chciała podjudzać babci i starej ciotki Doris, dając im dodatkowy
temat do plotkowania.
Kay poprawiła swoją czarną, elegancką sukienkę i ruszyła przez posesję
rodziców. Gdy w końcu dotarła do drzwi, bez pukania weszła do środka. W holu,
naturalnie, było już słychać rozmowy dochodzące z jadalni. W żadnym razie jej
to nie zaskoczyło. Chociaż obiad umówiony był na piętnastą, wszystkie ciotki
zjeżdżały się znacznie wcześniej, by pomóc gospodyni w przygotowaniach. Kay na
pewno również byłaby przed wyznaczoną porą, gdyby nie fakt, że wyjątkowo
pomyliła drogę.
Jeszcze raz poprawiła kreację, po czym przeszła przez próg pokoju.
Oczywiście, jej pojawienie się nikomu nie umknęło.
- Kayla! - Pisnęła ciotka Sylvie. Kobieta miała wyjątkowo skrzeczący głos,
jednak wszyscy (poza biedną Kay) wydawali się już do tego przyzwyczaić. Kolejną
rzeczą, zdecydowanie charakteryzującą tę kobietę była jej tusza. Pulchna
(trzykrotna) wdowa była pociechą rodziny. Miłośniczka kotów została
jednogłośnie okrzyknięta przez najbliższych duszą towarzystwa. - Wyczekiwaliśmy
już tylko ciebie! - Dodała. I chociaż prawdopodobnie Kayla mogła potraktować to
jako zarzut, ciotka Sylvie, broń Boże, nie miała tego na myśli.
- Podejdź tu, moja droga, i szybko uściskaj babcie! - Zawołała siedząca
obok niej kobieta, uśmiechając się szeroko.
Chociaż babcia Maggie miała już osiemdziesiąt lat, to wciąż niezwykle dbała
o swój wygląd. Siwe (i nieco już rzadkie włosy) wciąż układała na wałki, a usta
malowała czerwoną pomadką. Ubierała się w najróżniejsze garsonki, które idealnie
pasowały do jej eleganckiego stylu bycia. Dlatego Kay wciąż trudno było
uwierzyć, że ta cudowna kobieta, nawet teraz pijąca herbatę z najlepszej
filiżanki, znajdującej się w domu państwa Bensonów, w rzeczywistości
hobbystycznie zajmuje się sporządzaniem nalewek. Nalewek, które oczywiście
zawsze przynosiła na każde rodzinne spotkanie. I, oczywiście, to wcale nie były
żadne delikatne trunki. Kayli tata, będąc dość rosłym facetem, po wypiciu kilku
kieliszków często miał problem z podniesieniem się z krzesła Jakimś cudem te
owocowe smakołyki sprawiały, że nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Nie tylko
Robertowi zresztą.
Kayla uściskała kolejno babcię i wszystkie siedzące obok niej ciotki.
Przeszła potem na drugą stronę pokoju, gdzie siedzieli mężczyźni, rozmawiając o
najnowszych osiągnięciach ulubionych drużyn sportowych. Przerywając im pełną
emocji rozmowę przywitała się z każdym, po czym wyszła do kuchni, gdzie, jak
się domyślała, byli pozostali.
- Potrzebujecie pomocy? - Zapytała, przechodząc przez próg pomieszczenia.
W kuchni, ku zaskoczeniu Kay znajdowali się tylko jej rodzice i siostra.
Kobiety nakładały na talerze porcje jedzenia, a ojciec, zamiast pomagać wciąż
tylko pakował coś do ust. Zaprzestał jednak podjadania w momencie, gdy ujrzał
swoją córkę.
- Zaczynałem się martwić - powiedział, przytulając ją do siebie. Niebieskie
oczy mężczyzny świeciły zdrowym blaskiem, odciągając uwagę od lekkiej łysiny na
głowie. - Bałem się, że ten twój facet znowu nawalił. - Zachichotał tak, jakby
w rzeczywistości powiedział bardzo zabawny żart.
- Robercie - jęknęła Barbara, kręcąc z dezaprobatą głową - wiesz przecież,
że Kayla skończyła już z Joshem! Matko święta, cóż za nietakt!
Rob odpowiedział głośnym prychnięciem. Starał się wyglądać surowo, jednak
na jego twarzy igrał delikatny uśmieszek.
- Dlaczego wtrącasz się do mojej rozmowy z córką? Czy nawet we własnym domu
nie można mieć odrobiny swobody? - Narzekał. Proszę nie myśleć jednak, że w
jego głosie była choć odrobina złości. Robert jedynie droczył się ze swoją
żoną.
- Mówiłem o Bobbym, a nie o tym zakłamanym gadzie - dodał, pozwalając Kay
odejść na chwilę i przywitać się z matką, a później z siostrą, której od razu
złożyła życzenia.
Christina i Leanne nazywały Josha zdradzieckim
skurwysynem, a Robert Benson zakłamanym
gadem. Zdaje się, że nikt (oprócz Kay) nie lubił zwracać się do tego
chłopaka po imieniu.
- Co tak długo? - Tym razem odezwała się mama. Barbara, jak zawsze
wyglądała perfekcyjnie. Idealnie skrojona sukienka, włosy uczesane w
eleganckiego koka, paznokcie pomalowane czerwonym lakierem i delikatny makijaż
(bardzo delikatny, bo jej mąż nie lubił, gdy za bardzo się malowała).
Kayla wzruszyła ramionami.
- Trening samoobrony się przedłużył - powiedziała na odczepne. Nie sądziła
jednak, że ten temat zainteresuje jej siostrę.
- Czyżbyś uczyła się, jak skopać komuś tyłek? Masz jakiegoś konkretnego
gościa na celowniku? - Lindsay poruszyła zabawnie brwiami. I chociaż nie
powiedziała o kogo jej chodziło, chyba nie było osoby, która by się tego nie
domyśliła.
- Nie - prychnęła Kay. - Chodzę tam tylko dlatego, że Christina
potrzebowała kompana. Nie chciała iść sama, więc poprosiła mnie o dotrzymanie
jej towarzystwa.
Była to częściowa prawda. Chociaż nawet mniej niż częściowa. Otóż,
Christina podstępem zmusiła swoją przyjaciółkę do wybrania się na kurs. A
jedynym powodem, dla którego Kayla wciąż z niego nie zrezygnowała był... No, nieważne.
Lindsay pokiwała głową, ale wcale nie była usatysfakcjonowana taką
odpowiedzią.
Siostra Kayli była niesłychanie podobna do Barbary. Nie dość, że miały
takie same rysy twarzy, to jeszcze podobnie się ubierały. Gdyby tego było mało,
obie były niezwykle ciekawskie, podstępne i nieco irytujące. Nie zmieniało to
jednak faktu, że Kayla nie zamieniłaby tej dwójki na żaden inny model.
- Jak w pracy? - Zapytał Robert, wracając do podjadania i przesłuchiwania
córki.
Kayla wzruszyła ramionami.
- Po staremu. - Usiadła na krześle, od razu przyłączając się do taty.
Przystawki bowiem wyglądały naprawdę kusząco. - Zmienili mi tylko godziny
pracy.
Zanim jednak udało jej się sięgnąć po kolejną przekąskę, mama zabrała jej
talerz sprzed nosa.
- A umyłaś ręce, młoda damo?
To, że Kayla miała już dwadzieścia sześć lat, ani trochę nie przeszkadzało
Barbarze w udzielaniu córce reprymend.
- Tak też myślałam. - Kobieta odpowiedziała na własne pytanie, kręcąc z
dezaprobatą głową. - Zmykaj do łazienki, a potem pomożesz nam to wszystko
zanieść do jadalni. A ty, Robercie? Co tu jeszcze robisz? Goście mają zabawiać
się sami? Wstydziłbyś się, naprawdę.
Kayla opuściła kuchnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie przyjeżdżała
ostatnio zbyt często do domu rodziców, ale za każdym razem, gdy w nim była
cieszyła ją jedna myśl. Tutaj nic się nie
zmieniało.
~*~
Dwie godziny godziny później Kayla była zdecydowanie bardziej
zainteresowana wymyślaniem dla siebie wymówek, które pozwoliłyby jej spokojnie
opuścić dom rodzinny, niżeli rozmową z ciotką Sylvie. Miała mnóstwo pomysłów.
Jedne głupsze od drugich. W końcu jednak była bliska zdecydowanie się na coś,
co choć było oklepane, miało otworzyć przed nią drogę ewakuacyjną i zaprowadzić
prosto do jej mieszkania. Miejsca, gdzie miała spotkać się z Ryanem. Nie było
to jednak coś, co ją choć odrobinę odprężało. Dziewczyna była przerażona
faktem, że spotkanie z trenerem zbliża się nieubłaganie, a ona wciąż nie wie,
gdzie mogłaby go zabrać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak ciężko mają
faceci, od których wymaga się kreatywności i tego, by wciąż zaskakiwali swoje
kobiety.
- Wszystko w porządku? - Zapytała Lindsay, przysuwając się ze swoim krzesłem
bliżej Kay. Wyglądała na zatroskaną, ale jej spojrzenie jednocześnie mówiło, że
wcale nie jest zaskoczona rozkojarzeniem siostry.
Kayla pokiwała energicznie głową, jednak zamiast potwierdzić to również
słowami, zapytała:
- Jak wyglądała twoja najlepsza randka?
Lindsay zamrugała kilkakrotnie powiekami, lekko potrząsając przy tym głową.
- Słucham? - Zapytała, nagle zdezorientowana.
- Gdzie byłaś na swojej najlepszej randce? - Powtórzyła Kayla. Niezwykle
cieszył ją fakt, że jadalnia była pełna ludzi i wśród gwaru wielu rozmów nikt
poza Lindsay nie mógł usłyszeć ich wymiany zdań.
- Dlaczego pytasz?
- Dlaczego nie odpowiadasz?
Młodsza z sióstr westchnęła głośno. Poprawiła materiał swojej sukienki,
rozejrzała się po jadalni, sięgnęła po szklankę soku i upiła z niej jeden łyk,
a potem szybko następny. Zastanowiła się jeszcze przez chwilę i potem znowu
spojrzała na swoją towarzyszkę.
- To było w college'u. Przyjechał po mnie w środku nocy i powiedział, że
mam pięć minut, by się wyszykować. Pojechaliśmy na plażę.
Kayla wydymała usta, niezadowolona z dwóch rzeczy. Tego, że właśnie po raz
pierwszy słyszała tę historię, jak również z tego, że w żadnym razie nie mogła
czegoś podobnego dzisiaj zrobić z Ryanem.
- Dlaczego pytasz? - Zapytała ponownie młodsza z kobiet.
Kay westchnęła, jeszcze bardziej przybliżając się do siostry. Naprawdę nie
chciała, by ktokolwiek z pozostałych osób znajdujących się w jadalni usłyszał
tę rozmowę.
- Mam dzisiaj randkę - powiedziała szeptem.
Lindsay momentalnie uśmiechnęła się szeroko. Nie musiała mówić, jak bardzo
była z tego powodu zadowolona. To było po prostu wypisane na jej twarzy.
- Rozumiem więc, że Josha wybiłaś już sobie z głowy?
Kay przytaknęła. Ona z pewnością wybiła sobie tego faceta z głowy, ale
raczej nie działało to w drugą stronę.
- Kim jest ten koleś, z którym wychodzisz?
Kayla na chwilę spuściła głowę, wahając się z udzieleniem odpowiedzi.
- Mój trener samoobrony - powiedziała bardzo cicho. Jakby fakt, że Lindsay
ledwo ją usłyszy miał działać na korzyść Kay.
- Wiedziałam! - Zaśmiała się dziewczyna, zacierając z podekscytowania ręce.
- Coś mi tu nie pasowało. Ty i dobrowolne uprawianie sportu w sobotni poranek?
Przecież to się wzajemnie wyklucza.
Kay przewróciła teatralnie oczyma.
- Nie przesadzaj, nie jestem takim obibokiem.
Lindsay ponownie zachichotała.
- Ależ jesteś.
Starsza siostra postanowiła nie odpowiadać na ten zarzut. Wiedziała
przecież, że nie wygra. Zresztą, rozdmuchiwanie tego z pewnością nie miało
teraz żadnego sensu. Jedynie zwróciłaby na siebie niepotrzebnie uwagę
pozostałych członków rodziny. A tego przecież nie chciała.
- Gdzie idziecie?
Kay wzruszyła ramionami z kwaśną miną.
- To właśnie jest mój problem. Zaproponowałam mu „randkę w moim stylu”. A
ja przecież nie mam własnego stylu randkowania.
Rozmówczyni Kay uśmiechnęła się współczująco, tym samym przyznając jej
racje.
- Co masz więc zamiar zrobić?
Ciemnowłosa wzruszyła ramionami.
- Nie wiem - zaczęła. - Może zabiorę go na kręgle?
Lindsay się skrzywiła.
- Czyli masz zamiar dzisiaj zrobić z siebie ofiarę losu? O ile pamiętam nie
jesteś najlepsza w te klocki.
Kayla jęknęła.
- W takim razie będę musiała odwołać nasze spotkanie. Nie mam żadnego
innego pomysłu!
Lindsay poklepała siostrę po ramieniu.
- Dlaczego nie zostaniesz z nim u siebie w mieszkaniu? Obejrzycie jakiś
film, pogadacie i do tego będziecie tylko we dwoje.
Kay uśmiechnęła się mimowolnie. Powód ich ranki był oczywisty. Dziewczyna
miała zaciągnąć Waltona do łóżka. Czy przypadkiem ciągłe przebywanie w jej
mieszkaniu nie było w takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem? I dlaczego nie
pomyślała o tym od razu? W końcu, jakby nie patrzeć, taka randka wydawała się
być, jak najbardziej „w stylu Kayli Benson”.
- Doskonały pomysł - powiedziała Kay z uśmiechem. Jej mina jednak szybko
zrzedła.- Teraz więc został już tylko jeden problem do rozwiązania.
- Jaki? - Lindsay zmarszczyła brwi.
Ciemnowłosa zerknęła w stronę swojej mamy. Kobieta była teraz pogrążona w
rozmowie z ciotką Doris.
- Jakim cudem się stąd wydostanę?
~*~
Już pół godziny później Kayla wprowadzała w życie swój doskonały plan
ucieczki. Wymyślony, co prawda, przez jej młodszą siostrę. Najlepsze było to,
że to wcale nie Kayla powiadomiła swoją mamę, że będzie zmuszona opuścić
przyjęcie. Lindsay doskonale wiedziała, jak fatalnym kłamcą była jej siostra,
dlatego pozwoliła dziewczynie oszczędzać energię, by potem spożytkować ją na
coś zupełnie innego.
Według zmyślonej historyjki Lindsay, Kay musiała, jak najszybciej wrócić do
klubu sportowego, w którym dzisiaj odbywały się jej zajęcia z samoobrony, gdyż
przez własną nieuwagę zostawiła tam jakieś ważne dokumenty. Prawdopodobnie
musiały wylecieć jej z torebki. Benson, oczywiście, dostała telefon od
tamtejszych pracowników, którzy poprosili ją, by zgłosiła się po odbiór rzeczy
najlepiej jeszcze tego wieczora. A ona - naturalnie - powiedziała, że zaraz tam
będzie. Musiała jednak zdążyć przed zamknięciem klubu, a więc zostało jej
naprawdę niewiele czasu.
Takim oto sposobem dziewczyna z pełnym poparciem swojej matki opuściła
przyjęcie urodzinowe siostry. Uprzednio dziękując Lindsay, wsiadła do swojego
ukochanego samochodu i zerknęła na tarczę zegarka, oddychając z ulgą.
Dochodziła godzina osiemnasta, a więc Kayla miała jakieś dwie godziny na
podjechanie do swojej ulubionej restauracji i zamówienie czegoś na wynos, jak
również szybkie posprzątanie swojego mieszkania i przygotowanie się do randki.
Była jednak pewna, że ze wszystkim zdąży.
Wsadziła kluczyk do stacyjki i po chwili go przekręciła, by pobudzić do
życia swój samochód. I Bobby faktycznie zareagował. Szkoda tylko, że zaraz
potem zgasł.
Kayla z niemałym przerażeniem powtórzyła wykonaną przed chwilą czynność,
ale tym razem było jeszcze gorzej. Bobby nawet nie zapalił.
- Hej, książę, pobudka! - Zawołała dziewczyna, mając nadzieję, że jej słowa
jakimś cudem sprawią, że sytuacja lada moment się odwróci i wszystko wróci do
starego porządku.
Tyle że samochód nie reagował. I nie był to pierwszy raz, gdy coś podobnego
miało miejsce.
Benson ponownie zerknęła na tarczę zegarka. Jednak już teraz nie było w
dziewczynie żadnego optymizmu.
Zdaje się, że to tyle, jeśli chodziłoby
o randkę w stylu Kayli Benson.
Dziewczyna jęknęła, uderzając ciałem o oparcie fotela.
- Wygląda na to, Bobby, że będziesz jedynym facetem w moim życiu -
powiedziała z przekąsem, po czym schowała twarz w dłoniach, myśląc o tym, co
teraz powinna zrobić.
Szkoda, że ta sytuacja miała tylko jedno rozwiązanie. Nikt ze zgromadzonych
osób w domu nie znał się na naprawie samochodów, więc nie miała co liczyć na
podobną pomoc. Do tego, wszyscy teraz rozkoszowali się nalewkami babci Maggie i
zapewne jedyne, co mogliby powiedzieć Kay w takiej sytuacji to, by wracała do
domu i z powrotem usiadła z nimi przy stole. W końcu, równie dobrze może i
jutro odebrać „zaginione dokumenty”.
Benson sięgnęła po swoją torebkę i wyjęła z niej telefon komórkowy.
Odblokowała urządzenie i szybko przeszła do wyboru kontaktów. Odszukała numer
Ryana Waltona i po chwili wcisnęła zieloną słuchawkę. Nie dość, że była
zestresowana faktem, że będzie musiała odwołać ich randkę, to do tego
dochodziła jeszcze jedna rzecz - nigdy wcześniej nie rozmawiała ze swoim
trenerem przez telefon. Oczywiście, nie była to wielka sprawa, ale jakimś cudem
sprawiła, że Kay mocno zacisnęła wolną dłoń na swoim kolanie.
- Dlaczego mam wrażenie, że to, co zaraz powiesz wcale mi się nie spodoba?
- Po drugiej stronie słuchawki rozbrzmiał dobrze jej znany głos. I chociaż
Waltman nie znajdował się obok Benson, to ta i tak poczuła, jak przez jej ciało
przechodzą przyjemne dreszcze. Serce niebezpiecznie przyśpieszyło, a dłonie zaczęły
się trząść. Czy taka reakcja była normalna?
- Jesteś pewien, że nie minąłeś się z przeznaczeniem, Wróżbito? Chyba
powinieneś zmienić profesję.
Kayla miała nadzieję, iż humorystyczny akcent sprawi, że ta rozmowa wyda
się bardziej przyjacielska. Niestety Ryan wcale się nie zaśmiał.
Ciemnowłosa westchnęła głośno.
- Utknęłam na przyjęciu rodzinnym.
- Nie możesz urwać się wcześniej?
- Próbuję, ale Bobby mi nie pozwala - kontynuowała. - Znaczy, mój samochód mi na to nie pozwala. Nie chce
odpalić.
Nastała chwila ciszy. Kay w tym czasie zdążyła nawet kilka razy otworzyć
usta, by dodać coś jeszcze, ale w porę się powstrzymywała.
- Podaj adres - odezwał się w końcu.
- Słucham?
- Podaj adres. Przyjadę po ciebie.
Kayla znowu usiłowała coś powiedzieć, ale jej usta raczej nie
współpracowały teraz z umysłem.
- Kay?
Dziewczyna wiedziała, że jeśli Walton przyjedzie po nią, to Barbara domyśli
się, iż Kay i Lindsay ją oszukały. Z drugiej strony, jeśli się nie zgodzi na
propozycję Ryana, będzie to oznaczało, że wcale nie ma problemów z Bobbym, a po
prostu chce się wymigać od randki.
- J-jasne. Zaraz wyślę ci go w wiadomości.
Cóż można rzec?
Stało się.