Kayla z czystym sumieniem mogła uznać, że jej sobota rozpoczęła się całkiem
nieźle. I, oczywiście, nie chodziło tu o fakt, że zadbała o swoje ciało,
dostarczając mu odpowiednią dawkę wysiłku fizycznego. Naturalnie, zdrowie było
bardzo ważne, ale gdyby przy porannym spotkaniu na sali treningowej nie
towarzyszył jej pewien mężczyzna, to Kay na pewno zupełnie inaczej patrzyłaby
na tę sprawę. Nie była przecież typem sportowca. Zdrowe śniadania, poranny
jogging, czy jakiekolwiek ćwiczenia były jej zupełnie obce. Gdyby nie Christina
w życiu sama nie zapisałaby się na coś takiego, jak kurs samoobrony. W pełni
jej przecież wystarczał gaz pieprzowy, który miała w torebce.
Teraz jednak nie narzekała. Zresztą, dlaczego miałaby to robić? Dzięki
dzisiejszej wizycie na sali treningowej zyskała coś, czego z pewnością pragnęły
inne kursantki.
Do tej pory nie mogła uwierzyć, że zdobyła się na odwagę i zrobiła
dokładnie to, co kazała jej Christy. Oczywiście, nie wliczając w to czegoś tak
głupiego, jak stwierdzenie, że tym razem wybiorą się na „randkę w stylu Kayli
Benson”. Teraz już tylko musiała wymyślić, jak taka randka miałaby wyglądać.
Na obmyślenie planu działania miała jakieś sześć godzin, gdyż umówiła się z
Ryanem dokładnie na dwudziestą. Mogła jedynie liczyć, że niebiosa się nad nią
zlitują i nagle wpadnie jej do głowy jakiś genialny, ale niebanalny pomysł. Marzenia.
Choć perspektywa niedalekiej randki mocno utkwiła jej w głowie, teraz Kay
musiała się skupić na czymś zupełnie innym. Niby drogę do rodzinnego domu znała
bardzo dobrze, jednak tego dnia już kilkakrotnie pomyliła skręty i wjechała w
nie te ulice. Co więcej, naraziła się nawet innym kierowcom, którzy jasno dali
jej do zrozumienia, że nie umie jeździć. Naturalnie, winę za to wszystko
ponosił Ryan Walton. No i ten jego cholerny, bezczelny uśmieszek.
Dzięki Bogu, rodzice Kayli nie mieszkali na tyle daleko, by mogła dodać do
swojego konta znacznie więcej nieprzyjemnych drogowych sytuacji. Niemniej, gdy
tylko dotarła na miejsce odetchnęła z ulgą. Podobnie, jak Bobby, który wraz z
zaparkowaniem przed posesją rodziców zawarczał głośno i zanim Kay zdążyła
zgasić silnik, ten zrobił to za nią. Dlatego, nim Benson wysiadła z samochodu,
szybko sprawdziła, czy protest Bobby’iego był tylko chwilowy, czy też auto
ogłosiło jakiś dłuższy strajk. Na szczęście, ku jej niemałemu zdziwieniu,
wszystko było w porządku. By jednak uniknąć późniejszego rozczarowania, Kayla
zmówiła szybką modlitwę do jakiegoś bóstwa samochodowego, prosząc o opiekę nad
Bobbym i dopiero wtedy ruszyła na spotkanie z bliskimi.
~*~
W jej rodzinie niezwykle ważnym świętem były urodziny któregokolwiek z
członków. Wtedy wszyscy najbliżsi spotykali się na obiedzie, który zwykle trwał
jeszcze przez kolację, a goście rozchodzili się dopiero około północy, gdy
zdążyli posmakować już wszystkich nalewek babci. Kay miała świadomość, że
będzie musiała się wymknąć z rodzinnego spotkania znacznie wcześniej, jednak
wciąż nie wymyśliła, jakiej wymówki użyje. Nie mogła przecież powiedzieć
rodzicom, że wychodzi na randkę. Jej ciekawska matka z pewnością nie
porzuciłaby tak łatwo tematu. Co więcej, mogłaby mieć pretensje o to, iż Kay
nie zabrała delikwenta ze sobą. Z drugiej strony, była zaraz po rozstaniu z
Joshem. Nie chciała podjudzać babci i starej ciotki Doris, dając im dodatkowy
temat do plotkowania.
Kay poprawiła swoją czarną, elegancką sukienkę i ruszyła przez posesję
rodziców. Gdy w końcu dotarła do drzwi, bez pukania weszła do środka. W holu,
naturalnie, było już słychać rozmowy dochodzące z jadalni. W żadnym razie jej
to nie zaskoczyło. Chociaż obiad umówiony był na piętnastą, wszystkie ciotki
zjeżdżały się znacznie wcześniej, by pomóc gospodyni w przygotowaniach. Kay na
pewno również byłaby przed wyznaczoną porą, gdyby nie fakt, że wyjątkowo
pomyliła drogę.
Jeszcze raz poprawiła kreację, po czym przeszła przez próg pokoju.
Oczywiście, jej pojawienie się nikomu nie umknęło.
- Kayla! - Pisnęła ciotka Sylvie. Kobieta miała wyjątkowo skrzeczący głos,
jednak wszyscy (poza biedną Kay) wydawali się już do tego przyzwyczaić. Kolejną
rzeczą, zdecydowanie charakteryzującą tę kobietę była jej tusza. Pulchna
(trzykrotna) wdowa była pociechą rodziny. Miłośniczka kotów została
jednogłośnie okrzyknięta przez najbliższych duszą towarzystwa. - Wyczekiwaliśmy
już tylko ciebie! - Dodała. I chociaż prawdopodobnie Kayla mogła potraktować to
jako zarzut, ciotka Sylvie, broń Boże, nie miała tego na myśli.
- Podejdź tu, moja droga, i szybko uściskaj babcie! - Zawołała siedząca
obok niej kobieta, uśmiechając się szeroko.
Chociaż babcia Maggie miała już osiemdziesiąt lat, to wciąż niezwykle dbała
o swój wygląd. Siwe (i nieco już rzadkie włosy) wciąż układała na wałki, a usta
malowała czerwoną pomadką. Ubierała się w najróżniejsze garsonki, które idealnie
pasowały do jej eleganckiego stylu bycia. Dlatego Kay wciąż trudno było
uwierzyć, że ta cudowna kobieta, nawet teraz pijąca herbatę z najlepszej
filiżanki, znajdującej się w domu państwa Bensonów, w rzeczywistości
hobbystycznie zajmuje się sporządzaniem nalewek. Nalewek, które oczywiście
zawsze przynosiła na każde rodzinne spotkanie. I, oczywiście, to wcale nie były
żadne delikatne trunki. Kayli tata, będąc dość rosłym facetem, po wypiciu kilku
kieliszków często miał problem z podniesieniem się z krzesła Jakimś cudem te
owocowe smakołyki sprawiały, że nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Nie tylko
Robertowi zresztą.
Kayla uściskała kolejno babcię i wszystkie siedzące obok niej ciotki.
Przeszła potem na drugą stronę pokoju, gdzie siedzieli mężczyźni, rozmawiając o
najnowszych osiągnięciach ulubionych drużyn sportowych. Przerywając im pełną
emocji rozmowę przywitała się z każdym, po czym wyszła do kuchni, gdzie, jak
się domyślała, byli pozostali.
- Potrzebujecie pomocy? - Zapytała, przechodząc przez próg pomieszczenia.
W kuchni, ku zaskoczeniu Kay znajdowali się tylko jej rodzice i siostra.
Kobiety nakładały na talerze porcje jedzenia, a ojciec, zamiast pomagać wciąż
tylko pakował coś do ust. Zaprzestał jednak podjadania w momencie, gdy ujrzał
swoją córkę.
- Zaczynałem się martwić - powiedział, przytulając ją do siebie. Niebieskie
oczy mężczyzny świeciły zdrowym blaskiem, odciągając uwagę od lekkiej łysiny na
głowie. - Bałem się, że ten twój facet znowu nawalił. - Zachichotał tak, jakby
w rzeczywistości powiedział bardzo zabawny żart.
- Robercie - jęknęła Barbara, kręcąc z dezaprobatą głową - wiesz przecież,
że Kayla skończyła już z Joshem! Matko święta, cóż za nietakt!
Rob odpowiedział głośnym prychnięciem. Starał się wyglądać surowo, jednak
na jego twarzy igrał delikatny uśmieszek.
- Dlaczego wtrącasz się do mojej rozmowy z córką? Czy nawet we własnym domu
nie można mieć odrobiny swobody? - Narzekał. Proszę nie myśleć jednak, że w
jego głosie była choć odrobina złości. Robert jedynie droczył się ze swoją
żoną.
- Mówiłem o Bobbym, a nie o tym zakłamanym gadzie - dodał, pozwalając Kay
odejść na chwilę i przywitać się z matką, a później z siostrą, której od razu
złożyła życzenia.
Christina i Leanne nazywały Josha zdradzieckim
skurwysynem, a Robert Benson zakłamanym
gadem. Zdaje się, że nikt (oprócz Kay) nie lubił zwracać się do tego
chłopaka po imieniu.
- Co tak długo? - Tym razem odezwała się mama. Barbara, jak zawsze
wyglądała perfekcyjnie. Idealnie skrojona sukienka, włosy uczesane w
eleganckiego koka, paznokcie pomalowane czerwonym lakierem i delikatny makijaż
(bardzo delikatny, bo jej mąż nie lubił, gdy za bardzo się malowała).
Kayla wzruszyła ramionami.
- Trening samoobrony się przedłużył - powiedziała na odczepne. Nie sądziła
jednak, że ten temat zainteresuje jej siostrę.
- Czyżbyś uczyła się, jak skopać komuś tyłek? Masz jakiegoś konkretnego
gościa na celowniku? - Lindsay poruszyła zabawnie brwiami. I chociaż nie
powiedziała o kogo jej chodziło, chyba nie było osoby, która by się tego nie
domyśliła.
- Nie - prychnęła Kay. - Chodzę tam tylko dlatego, że Christina
potrzebowała kompana. Nie chciała iść sama, więc poprosiła mnie o dotrzymanie
jej towarzystwa.
Była to częściowa prawda. Chociaż nawet mniej niż częściowa. Otóż,
Christina podstępem zmusiła swoją przyjaciółkę do wybrania się na kurs. A
jedynym powodem, dla którego Kayla wciąż z niego nie zrezygnowała był... No, nieważne.
Lindsay pokiwała głową, ale wcale nie była usatysfakcjonowana taką
odpowiedzią.
Siostra Kayli była niesłychanie podobna do Barbary. Nie dość, że miały
takie same rysy twarzy, to jeszcze podobnie się ubierały. Gdyby tego było mało,
obie były niezwykle ciekawskie, podstępne i nieco irytujące. Nie zmieniało to
jednak faktu, że Kayla nie zamieniłaby tej dwójki na żaden inny model.
- Jak w pracy? - Zapytał Robert, wracając do podjadania i przesłuchiwania
córki.
Kayla wzruszyła ramionami.
- Po staremu. - Usiadła na krześle, od razu przyłączając się do taty.
Przystawki bowiem wyglądały naprawdę kusząco. - Zmienili mi tylko godziny
pracy.
Zanim jednak udało jej się sięgnąć po kolejną przekąskę, mama zabrała jej
talerz sprzed nosa.
- A umyłaś ręce, młoda damo?
To, że Kayla miała już dwadzieścia sześć lat, ani trochę nie przeszkadzało
Barbarze w udzielaniu córce reprymend.
- Tak też myślałam. - Kobieta odpowiedziała na własne pytanie, kręcąc z
dezaprobatą głową. - Zmykaj do łazienki, a potem pomożesz nam to wszystko
zanieść do jadalni. A ty, Robercie? Co tu jeszcze robisz? Goście mają zabawiać
się sami? Wstydziłbyś się, naprawdę.
Kayla opuściła kuchnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie przyjeżdżała
ostatnio zbyt często do domu rodziców, ale za każdym razem, gdy w nim była
cieszyła ją jedna myśl. Tutaj nic się nie
zmieniało.
~*~
Dwie godziny godziny później Kayla była zdecydowanie bardziej
zainteresowana wymyślaniem dla siebie wymówek, które pozwoliłyby jej spokojnie
opuścić dom rodzinny, niżeli rozmową z ciotką Sylvie. Miała mnóstwo pomysłów.
Jedne głupsze od drugich. W końcu jednak była bliska zdecydowanie się na coś,
co choć było oklepane, miało otworzyć przed nią drogę ewakuacyjną i zaprowadzić
prosto do jej mieszkania. Miejsca, gdzie miała spotkać się z Ryanem. Nie było
to jednak coś, co ją choć odrobinę odprężało. Dziewczyna była przerażona
faktem, że spotkanie z trenerem zbliża się nieubłaganie, a ona wciąż nie wie,
gdzie mogłaby go zabrać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak ciężko mają
faceci, od których wymaga się kreatywności i tego, by wciąż zaskakiwali swoje
kobiety.
- Wszystko w porządku? - Zapytała Lindsay, przysuwając się ze swoim krzesłem
bliżej Kay. Wyglądała na zatroskaną, ale jej spojrzenie jednocześnie mówiło, że
wcale nie jest zaskoczona rozkojarzeniem siostry.
Kayla pokiwała energicznie głową, jednak zamiast potwierdzić to również
słowami, zapytała:
- Jak wyglądała twoja najlepsza randka?
Lindsay zamrugała kilkakrotnie powiekami, lekko potrząsając przy tym głową.
- Słucham? - Zapytała, nagle zdezorientowana.
- Gdzie byłaś na swojej najlepszej randce? - Powtórzyła Kayla. Niezwykle
cieszył ją fakt, że jadalnia była pełna ludzi i wśród gwaru wielu rozmów nikt
poza Lindsay nie mógł usłyszeć ich wymiany zdań.
- Dlaczego pytasz?
- Dlaczego nie odpowiadasz?
Młodsza z sióstr westchnęła głośno. Poprawiła materiał swojej sukienki,
rozejrzała się po jadalni, sięgnęła po szklankę soku i upiła z niej jeden łyk,
a potem szybko następny. Zastanowiła się jeszcze przez chwilę i potem znowu
spojrzała na swoją towarzyszkę.
- To było w college'u. Przyjechał po mnie w środku nocy i powiedział, że
mam pięć minut, by się wyszykować. Pojechaliśmy na plażę.
Kayla wydymała usta, niezadowolona z dwóch rzeczy. Tego, że właśnie po raz
pierwszy słyszała tę historię, jak również z tego, że w żadnym razie nie mogła
czegoś podobnego dzisiaj zrobić z Ryanem.
- Dlaczego pytasz? - Zapytała ponownie młodsza z kobiet.
Kay westchnęła, jeszcze bardziej przybliżając się do siostry. Naprawdę nie
chciała, by ktokolwiek z pozostałych osób znajdujących się w jadalni usłyszał
tę rozmowę.
- Mam dzisiaj randkę - powiedziała szeptem.
Lindsay momentalnie uśmiechnęła się szeroko. Nie musiała mówić, jak bardzo
była z tego powodu zadowolona. To było po prostu wypisane na jej twarzy.
- Rozumiem więc, że Josha wybiłaś już sobie z głowy?
Kay przytaknęła. Ona z pewnością wybiła sobie tego faceta z głowy, ale
raczej nie działało to w drugą stronę.
- Kim jest ten koleś, z którym wychodzisz?
Kayla na chwilę spuściła głowę, wahając się z udzieleniem odpowiedzi.
- Mój trener samoobrony - powiedziała bardzo cicho. Jakby fakt, że Lindsay
ledwo ją usłyszy miał działać na korzyść Kay.
- Wiedziałam! - Zaśmiała się dziewczyna, zacierając z podekscytowania ręce.
- Coś mi tu nie pasowało. Ty i dobrowolne uprawianie sportu w sobotni poranek?
Przecież to się wzajemnie wyklucza.
Kay przewróciła teatralnie oczyma.
- Nie przesadzaj, nie jestem takim obibokiem.
Lindsay ponownie zachichotała.
- Ależ jesteś.
Starsza siostra postanowiła nie odpowiadać na ten zarzut. Wiedziała
przecież, że nie wygra. Zresztą, rozdmuchiwanie tego z pewnością nie miało
teraz żadnego sensu. Jedynie zwróciłaby na siebie niepotrzebnie uwagę
pozostałych członków rodziny. A tego przecież nie chciała.
- Gdzie idziecie?
Kay wzruszyła ramionami z kwaśną miną.
- To właśnie jest mój problem. Zaproponowałam mu „randkę w moim stylu”. A
ja przecież nie mam własnego stylu randkowania.
Rozmówczyni Kay uśmiechnęła się współczująco, tym samym przyznając jej
racje.
- Co masz więc zamiar zrobić?
Ciemnowłosa wzruszyła ramionami.
- Nie wiem - zaczęła. - Może zabiorę go na kręgle?
Lindsay się skrzywiła.
- Czyli masz zamiar dzisiaj zrobić z siebie ofiarę losu? O ile pamiętam nie
jesteś najlepsza w te klocki.
Kayla jęknęła.
- W takim razie będę musiała odwołać nasze spotkanie. Nie mam żadnego
innego pomysłu!
Lindsay poklepała siostrę po ramieniu.
- Dlaczego nie zostaniesz z nim u siebie w mieszkaniu? Obejrzycie jakiś
film, pogadacie i do tego będziecie tylko we dwoje.
Kay uśmiechnęła się mimowolnie. Powód ich ranki był oczywisty. Dziewczyna
miała zaciągnąć Waltona do łóżka. Czy przypadkiem ciągłe przebywanie w jej
mieszkaniu nie było w takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem? I dlaczego nie
pomyślała o tym od razu? W końcu, jakby nie patrzeć, taka randka wydawała się
być, jak najbardziej „w stylu Kayli Benson”.
- Doskonały pomysł - powiedziała Kay z uśmiechem. Jej mina jednak szybko
zrzedła.- Teraz więc został już tylko jeden problem do rozwiązania.
- Jaki? - Lindsay zmarszczyła brwi.
Ciemnowłosa zerknęła w stronę swojej mamy. Kobieta była teraz pogrążona w
rozmowie z ciotką Doris.
- Jakim cudem się stąd wydostanę?
~*~
Już pół godziny później Kayla wprowadzała w życie swój doskonały plan
ucieczki. Wymyślony, co prawda, przez jej młodszą siostrę. Najlepsze było to,
że to wcale nie Kayla powiadomiła swoją mamę, że będzie zmuszona opuścić
przyjęcie. Lindsay doskonale wiedziała, jak fatalnym kłamcą była jej siostra,
dlatego pozwoliła dziewczynie oszczędzać energię, by potem spożytkować ją na
coś zupełnie innego.
Według zmyślonej historyjki Lindsay, Kay musiała, jak najszybciej wrócić do
klubu sportowego, w którym dzisiaj odbywały się jej zajęcia z samoobrony, gdyż
przez własną nieuwagę zostawiła tam jakieś ważne dokumenty. Prawdopodobnie
musiały wylecieć jej z torebki. Benson, oczywiście, dostała telefon od
tamtejszych pracowników, którzy poprosili ją, by zgłosiła się po odbiór rzeczy
najlepiej jeszcze tego wieczora. A ona - naturalnie - powiedziała, że zaraz tam
będzie. Musiała jednak zdążyć przed zamknięciem klubu, a więc zostało jej
naprawdę niewiele czasu.
Takim oto sposobem dziewczyna z pełnym poparciem swojej matki opuściła
przyjęcie urodzinowe siostry. Uprzednio dziękując Lindsay, wsiadła do swojego
ukochanego samochodu i zerknęła na tarczę zegarka, oddychając z ulgą.
Dochodziła godzina osiemnasta, a więc Kayla miała jakieś dwie godziny na
podjechanie do swojej ulubionej restauracji i zamówienie czegoś na wynos, jak
również szybkie posprzątanie swojego mieszkania i przygotowanie się do randki.
Była jednak pewna, że ze wszystkim zdąży.
Wsadziła kluczyk do stacyjki i po chwili go przekręciła, by pobudzić do
życia swój samochód. I Bobby faktycznie zareagował. Szkoda tylko, że zaraz
potem zgasł.
Kayla z niemałym przerażeniem powtórzyła wykonaną przed chwilą czynność,
ale tym razem było jeszcze gorzej. Bobby nawet nie zapalił.
- Hej, książę, pobudka! - Zawołała dziewczyna, mając nadzieję, że jej słowa
jakimś cudem sprawią, że sytuacja lada moment się odwróci i wszystko wróci do
starego porządku.
Tyle że samochód nie reagował. I nie był to pierwszy raz, gdy coś podobnego
miało miejsce.
Benson ponownie zerknęła na tarczę zegarka. Jednak już teraz nie było w
dziewczynie żadnego optymizmu.
Zdaje się, że to tyle, jeśli chodziłoby
o randkę w stylu Kayli Benson.
Dziewczyna jęknęła, uderzając ciałem o oparcie fotela.
- Wygląda na to, Bobby, że będziesz jedynym facetem w moim życiu -
powiedziała z przekąsem, po czym schowała twarz w dłoniach, myśląc o tym, co
teraz powinna zrobić.
Szkoda, że ta sytuacja miała tylko jedno rozwiązanie. Nikt ze zgromadzonych
osób w domu nie znał się na naprawie samochodów, więc nie miała co liczyć na
podobną pomoc. Do tego, wszyscy teraz rozkoszowali się nalewkami babci Maggie i
zapewne jedyne, co mogliby powiedzieć Kay w takiej sytuacji to, by wracała do
domu i z powrotem usiadła z nimi przy stole. W końcu, równie dobrze może i
jutro odebrać „zaginione dokumenty”.
Benson sięgnęła po swoją torebkę i wyjęła z niej telefon komórkowy.
Odblokowała urządzenie i szybko przeszła do wyboru kontaktów. Odszukała numer
Ryana Waltona i po chwili wcisnęła zieloną słuchawkę. Nie dość, że była
zestresowana faktem, że będzie musiała odwołać ich randkę, to do tego
dochodziła jeszcze jedna rzecz - nigdy wcześniej nie rozmawiała ze swoim
trenerem przez telefon. Oczywiście, nie była to wielka sprawa, ale jakimś cudem
sprawiła, że Kay mocno zacisnęła wolną dłoń na swoim kolanie.
- Dlaczego mam wrażenie, że to, co zaraz powiesz wcale mi się nie spodoba?
- Po drugiej stronie słuchawki rozbrzmiał dobrze jej znany głos. I chociaż
Waltman nie znajdował się obok Benson, to ta i tak poczuła, jak przez jej ciało
przechodzą przyjemne dreszcze. Serce niebezpiecznie przyśpieszyło, a dłonie zaczęły
się trząść. Czy taka reakcja była normalna?
- Jesteś pewien, że nie minąłeś się z przeznaczeniem, Wróżbito? Chyba
powinieneś zmienić profesję.
Kayla miała nadzieję, iż humorystyczny akcent sprawi, że ta rozmowa wyda
się bardziej przyjacielska. Niestety Ryan wcale się nie zaśmiał.
Ciemnowłosa westchnęła głośno.
- Utknęłam na przyjęciu rodzinnym.
- Nie możesz urwać się wcześniej?
- Próbuję, ale Bobby mi nie pozwala - kontynuowała. - Znaczy, mój samochód mi na to nie pozwala. Nie chce
odpalić.
Nastała chwila ciszy. Kay w tym czasie zdążyła nawet kilka razy otworzyć
usta, by dodać coś jeszcze, ale w porę się powstrzymywała.
- Podaj adres - odezwał się w końcu.
- Słucham?
- Podaj adres. Przyjadę po ciebie.
Kayla znowu usiłowała coś powiedzieć, ale jej usta raczej nie
współpracowały teraz z umysłem.
- Kay?
Dziewczyna wiedziała, że jeśli Walton przyjedzie po nią, to Barbara domyśli
się, iż Kay i Lindsay ją oszukały. Z drugiej strony, jeśli się nie zgodzi na
propozycję Ryana, będzie to oznaczało, że wcale nie ma problemów z Bobbym, a po
prostu chce się wymigać od randki.
- J-jasne. Zaraz wyślę ci go w wiadomości.
Cóż można rzec?
Stało się.
Jak mogłaś skończyć w takim momencie?! Ciekawość mnie tu zżera co będzie dalej. No i jak ostatecznie będzie wyglądała ich randka? Wątpię, że uda im się pobyć sam na sam. Jak Ryan przyjedzie to rodzinka Kay szybko ich nie wypuści. A wszystko wydawało się już tak idealnie układać. Niedobry Bobby ;)
OdpowiedzUsuńWybacz mi, naprawdę nie chciałam tak. kończyć. Jakoś... samo wyszło. :P
UsuńDziękuję za świetny komentarz.
Buziaki :***
O nie...(:
OdpowiedzUsuńO mój Boże!
OdpowiedzUsuńBobby, kochany, jak ja Cie uwielbiam. To chyba najlepszy samochód ever! No przecież ja wiem ze on to zrobił specjalnie. Pomimo ze to tylko auto to on wie co sie dzieje dookoła niego. On tak strasznie chce aby Kayla miała 'klopoty'. A za sprawa czego, miała mieć styczność z Ryan'em. Och, i dlaczego panna Benson ciagle myśli ze on chce tylko seksu? No błagam! Przecież to takie oczywiste ze cholernie mu sie podoba i zależy mu na niej.
Rodzinne spotkania. Jak ja to doskonale znam. Każde urodziny, imieniny czy swieta spędzam właśnie w takim gronie wiec doskonale wiem co czuje główna bohaterka.
Niemniej jednak, lubie takie popołudnia. W większości sa naprawdę ciekawe, a szczególnie kiedy na jaw wychodzą wszystkie śmieszne rzeczy.
Wracając do rozdziału. Czyli jednak Kay nie pokaże mu jak sie pracuje w księgowości :(. A już miałam taka nadzieje xD
Bądź co bądź, spotkanie w jej mieszkanie moze przynieść nieoczekiwane skutki. Miejmy tylko nadzieje ze w pozytywnym świetle.
Czekam na następny.
Buziaki :***
(Przepraszam za ewentualne błędy ale pisze na telefonie)
Kochana, nie trać nadziei! Może to jeszcze nic straconego? Jak nie teraz, to może innym razem, Kay pokaże Ryanowi, jak pracuje się w księgowości...
UsuńDziękuję ślicznie za wspaniały komentarz!
Buziaki!!!
w końcu się doczekałam, oby kolejny rozdział był szybko (najlepiej jutro). rozdział genialni, to zdecydowanie jest randka w jej stylu, choć się jeszcze nie zaczeła, jestem ciekawa reakcji Ryana i ogólnie wszystkiego jak to się dalej potoczy. przeczytałam chyba wszystki twoje poprzednie blogi, ten jest inny. ale twój styl pisania jest ten sam. tamte oczywiście były równie genialne jak ten. musisz napisać książkę.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tyle musieliście czekać, ale w ostatnim czasie miałam wiele na głowie, przez co pisanie zleciało na boczny tor. Mam nadzieję, że teraz już wszystko się uspokoi i będę miała mnóstwo czasu na publikowanie rozdziałów. ;)
UsuńDziękuję, kochana, za miłe słowa. Od razu tak jakoś cieplej na sercu. :)
Pozdrawiam serdecznie!
w końcu nowy, wylewałam łzy nad brakiem rozdziału przez długie tygodnie! jest wspaniały, jak zawsze, nie mogę się doczekać następnego xx
OdpowiedzUsuńO matko! Świetny rozdział! Ciekawe jak zareaguje rodzina Kay na Rayna. Nie mogę już doczekać się ich randki. Życzę duuuużo weny i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam @Directioner7288
Dwa proste rozwiązania dla Kay: po pierwsze, zadzwonić po taksówkę, która odwiozłaby ją do domu, zamiast od razu odwoływać randkę. Po drugie: podać Ryanowi adres domu obok, albo na wszelki wypadek dwóch domów obok, i tam na niego poczekać, zamiast pod rodzinnym domem, gdzie wszyscy mogą ich zobaczyć. Tak proste i oszczędziłoby jej tylu problemów ;p
OdpowiedzUsuńCałuję!
O Boże! <3
OdpowiedzUsuńTak strasznie czekałam na ten rozdział, chociaż wiedziałam, że być może pojawi się dopiero na weekendzie to i tak wchodziłam codziennie, a dzisiaj to już nawet od początku wszystkie rozdziały czytałam.
Rozdział jak zawsze niesamowity i wciągający :)
Z niecierpliwością czekam na następny!
Mam nadzieję że sesja ci bardzo dobrze poszła, a jeśli nie (co na pewno się nie zdarzyło :D) to jak mówi mój kolega: ''bez spiny są drugie terminy'' :)
xoxo
Cieszę niezmiernie, że z taką niecierpliwością czekałaś na nowe rozdziały. :)
UsuńA co do sesji... Coż, wszystko zaliczone! :D
Pozdrawiam! ;)
mam nadzieję ze będą ze sobą :)
OdpowiedzUsuńPrzyjadę po ciebie... i zostanę na twojej imprezie rodzinnej xd
OdpowiedzUsuńNie no, wiedziałam ze Bobby nie zapali! zapowiada się ciekawa randka.
nuda100
PS Mam nadzieję że uzyskałaś dobre wyniki.
Wybacz moją ekscytację, ale.... WRESZCIE!!!! TAK, TAK, TAK!!! Znalazłam w końcu bloga, któremu warto poświęcić czas, przeczytać, napisać komentarz i zarwać pół nocy, nadrabiając zaległości! Z racji tego, że jestem tu pierwszy raz muszę skomentować dosłownie wszystko. Nie przejmuj się więc moim długim i kompletnie pokręconym komentarzem. :P zacznę od tego, że szukałam jakiś blogów, które warto poczytać, włączyłam kilka stron (m.in. twojego bloga) i w tle zaczęła mi lecieć piosenka One Direction - You & I. Zwykle nie słucham takiej muzyki, więc zaczęłam przeglądać te karty, zastanawiając się skąd to mi tu leci... I zobaczyłam adres twojego bloga, pomyślałam"to na pewno tutaj!" okazało się, że to z jakiegoś innego, ale słowa piosenki na początku idealnie pasują do tytułu twojego bloga, co więcej, okazało się nawet, że jak na One direction podoba mi sie ta piosenka, jest klimatyczna i rzeczywiście fajnie się z nią czyta twoje opowiadanie :D dobra, dosyc gadania o pierdołach!
OdpowiedzUsuńProlog był naprawdę interesujący, wizja Ryana żołnierza spodobała mi się na tyle, żeby tu zostać. Cały czas mam nadzieję, że jakoś rozwiniesz ten wątek, bo pomimo 14 rozdziałów nadal wiemy o nim niewiele, poza tym, że ma klub sportowy (swoj własny zresztą). Zdziwiło mnie to, że pomimo tego, iż Ryan przeżył wojnę ciągle się uśmiecha, jest taki zwyczajny... A może naoglądałam się za dużo "Szczęściarza" :D nie ważne... Kyla natomiast jest taka stonowana, ani trochę nie jest szalona jak Christy, ale nie każdy taki musi być. W obliczu naszego instruktorka głupieje. Wszystko między nimi tak szybko biegnie, że zastanawiam się czy to nie za szybko. Gdzieś w środku mnie jest taki lęk, że zaraz... Przecież jeśli tak dalej pójdzie to o czym my będziemy czytać? On ją chce, ona go też no to przecież zaraz wezmą się hajtną i będę pierdzieć razem w kanapę, zamiast dostarczać nam nowych emocji! A tego bym nie chciała... Może to dlatego, że zawsze w rozdziałach zawierasz ich spotkanie... A może czasem dobrze jest stonować trochę sytuacją, no bo przecież oboje mają inne życie poza sobą, prawda? :) Przypomniało mi się też, że w prologu Ryan zobaczył pewną dziewczyną, wpadła na niego poza tym. Domyślam się, że to właśnie była Kyle i mam rażenie, że od pierwszego momentu, kiedy zobaczył ją na trenigu zdawał sobie z tego sprawę. Nie wiem czemu, ale cały czas doszukuję się jakis tajemnic :D a właściwie dobrze im idzie przez cały czas, choc Kyle ma jakieś durne obawy, ale rozumiem ją.
Poza tym Christy. Naprawdę ja lubię, chciałabym mieć taką zwariowaną przyjaciółke, ale tymi radami, że z facetem to tylko po to, żeby do łóżka mnie nie kupiła. Ja jestem staromodna i nie lubie tych feministycznych poglądów, że to kobieta może/powinna pierwsza. Jak to ktoś kiedyś powiedział - feminizm się kończy, kiedy trzeba wnieść szafę na trzecie piętro. Taka prawda. Dlatego cieszę się, że między Kyle a Ryanem nie doszło do niczego. Nie można sprzedać wszystkiego od razu! Niech więc Kyle trzyma się swoich zasad, a nie słucha Christy akurat w tym przypadku. Poza tym Josh. Nie jestem w stanie go ocenić obiektywnie, tylko tyle, że jest "zdradzieckim skurwysynem" i gadem. Wyobrażam sobie jak mógł wyglądać ich związek, że nie było zadnego polotu, ale mam nadzieję, że jego też jeszcze przybliżysz. Zresztą pewnie jeszcze trochę namiesza jeśli faktycznie jest tym zdradziecki... no każdy wie. Jedno fajne określenie zapadło mi w pamięć, nie pamiętam już z którego rozdziału: "wpadła jak śliwka w kanalizację", serio śmiałam sie z tego do drugiej w nocy :D Poza tym powinnas mieć wyrzuty sumienia, bo twoje opowiadanie tak mnie wciągnęło, że nie spałam do 3, o! Teraz mam podkrążone oczy, jest prawie w pół do 12 a ja leżę w piżamię, a niedługo przyjedzie do mnie mój Ryan! O mamo i jak tu się zebrac po takich emocjach? Mam nadzieję, że wytwasz i broń Boże nie chodzą ci po głowie mysli, aby coś zawieszać lub coś w tym stylu... Nie pozwalam!
UsuńDobra kończe ten mój już nieskładny komentarz i lecę zjesc jakieś śniadanie (a może obiad?) i się ubierać, czas najwyższy!
Na koniec chciałabym cię zaprosić do siebie, może pomożesz mi podjąc decyzję:P
www.jestem-powietrzem.blogspot.com - ff z siatkarzami w tle, ale tutaj juz dość dużo rozdziałów i pewnie nie będzie ci się chciało tego czytać... :) poza tym mam jeszcze 2 blogi i ciagle się zastanawiam, którego powinnam kontynuować po zakończeniu tego pierwszego, także zapraszam:
zyjac-zludzeniami.blogspot.com
falszywa-przysiega.blogspot.com
Na koniec jeszcze dodam, że widac progres jaki zrobiłaś od prologu aż do tego 14 rozdziału, widać prace i że lepiej piszesz niż na początku, naprawdę wszystko jest takie plynne, lepsze i podobają mi się dialogi, a "och" przejdzie do historii.
Pozdrawiam!!! :)
ps. całosc nie zmieściła się w jednym :P (serio tyle napisałam? :O)
Kochana, nie masz pojęcia, jak wiele radości sprawiłaś mi tym komentarzem (dwoma, w gwoli ścisłości). Podczas czytania ani na chwilę z twarzy nie schodził mi uśmiech. Uwielbiam Cię, dziewczyno!!!
UsuńCieszę się ogromnie, że wciągnęłaś się w to opowiadanie. Doskonale wiem, jak to jest czytać coś po nocach, więc jestem podwójnie zadowolona, kiedy ktoś tak ma z moim opowiadaniem. ;)
Dziękuję za podesłanie mi linków do Twoich opowiadań. W ciągu najbliższych dni na pewno do Ciebie zajrzę.
Dziękuję za cudowne komentarze!
Pozdrawiam ciepło i wysyłam miliony buziaków!!!
Ah ten Bobby mam wrażenie, że on zawsze odmawia posłuszeństwa w jak najbardziej odpowiednim momencie. Co prawda Kayla miała już wszystko rozplanowane i w ogóle, ale myśl o tym, że chłopak specjalnie po nią przyjedzie... Cóż podoba mi się. Zresztą ja już chyba jestem uzależniona od tego opowiadania. Jest genialne, wciągające, niesamowite... Do tego te wszystkie perypetie bohaterki. Nie raz z powodu sytuacji, jakie spotykają ją w życiu na moich ustach pojawił się uśmiech. Zdecydowanie czekam na więcej! Już nie mogę się doczekać randki tej dwójki. Jestem strasznie ciekawa, jak tym razem będzie przebiegać. Pozdrawiam i weny życzę! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, kochana! Mam nadzieję, że spodoba Ci się to, co planuję na następny rozdział.
UsuńBuziaki!!
Jestem właśnie bardzo ciekawa tego, co wydarzy się w następnym rozdziale. Mam nadzieje, że dodasz go możliwie jak najszybciej :)
UsuńJejku Bobby! Kocham to autko <3
OdpowiedzUsuńAle zaczynając od początku. Wyobrażam sobie jak męczące mogą być dwa takie treningi pod rząd. Dodatkowo treningi te mieć z osobą, przy której wypadałoby wyglądać przynajmniej dobrze. To dopiero wyzwanie. W sumie to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że dobrze jest mieć taką przyjaciółkę typu Christiny. W sumie to dzięki niej to wszytko się zaczęło. Jakby nie patrzeć to ona zapisała Kay na te zajęcia.
Jeszcze ten obiad z rodziną. Wydaje mi się, że w pewien sposób rozumiem sytuację Kayli. Z jednej strony wiesz, że musisz, a z drugiej, już myślisz jak się z tego wyrwać. Tylko trzeba pamiętać, żeby zrobić to na tyle taktownie by nikt się nie zorientował o co tak naprawdę chodzi. Bezcenne.
Od razu polubiłam Lindsay. Nie wydaje mi się być taką nieznośną, młodszą siostrzyczką. Jest dziewczyną na poziomie i to mi się w niej podoba. Cieszy mnie fakt, że Kay miała się kogo poradzić w sprawach randki. Co prawda nie spodziewałam się, że ma się ona odbyć w domu, ale znając pannę Benson i pana Ryana to będzie wesoło i wątpię, że będą się nudzić. :3 Już się nie mogę doczekać...:)
Co do mojej ulubionej części tego opowiadania. Jejuu... Na początku jak Kayla dojechała pod dom rodziców i Bobby zgasł widziałam, że później ten samochodzik nie odpali. Coś tak czułam, ale pomyślałam, że skoro zaraz potem udało jej się pobudzić go do życia to nie będzie tak źle. Wymyśliłam nawet jak to Kay odjedzie kawałek i Bobby dopiero odmówi posłuszeństwa i nasza Benson utknie gdzieś na jakimś pustkowiu. Jak widać dość mocno się pomyliłam, ale ta wersja podoba mi się jeszcze bardziej niż moja :). Może akurat Walton zostanie u niej na małym obiadku. Może pan Benson bardziej polubi Ryana niż Josha? Kto wie? :))
Jejku uwielbiam czytać Twoje opowiadania. Prowadzisz je na naprawdę wysokim poziomie ^.^. Podziwiam Cię za Twoją ciężką pracę włożoną w niejednego bloga i w sumie dziękuję Ci za to. :)
Życzę dużooo weny i do następnego! :)
xoxo
Zgadzam się! Nie dość, że Kayla musi sumiennie ćwiczyć, to jeszcze musi przy tym wyglądać nienagannie. Cóż za wyzwanie! I jaki wysiłek. A biedna Benson tak cieszyła się z wolnych weekendów... :P
UsuńDziękuję za przemiłe słowa. Cieszę się ogromnie, że spodobało Ci się moje opowiadanie. To wiele dla mnie znaczy. :***
Pozdrawiam i wysyłam mnóstwo buziaków!!!
Uwielbiam tego bloga. Nie będzie przesadą jeśli powiem, że spokojnie (jeśli twój blog byłby książką) mógłby leżeć na mojej półce ukochanych czytadeł, zaraz obok Crossa, między Greyem a Wardem. Czytam dużo książek i mogę domyślać się jak trudne musi być stworzenie czegoś unikalnego. Często fabuły, motywy sie powtarzają a tu, jak najbardziej nie :) Literly, i'm in love !
OdpowiedzUsuńPomyśl o tym żeby wydać książkę, jeśli nie z tym opowiadaniem to innym, bo masz TALENT. A to jest najważniejsze w pisaniu, łatwość przekazywania emocji i autentyczność !!! Czego więcej chcieć. Miliony mogłyby zabić za to. "Och", ja także. Zazdroszczę Ci tego. Sama bym chciała ale nie potrafię, więc skupiam się na odbieraniu treścii i uczuć których sama w sb nie mam. Do tego potrzebuje opowiadań (czytałam wszystkie twoje, pare nawet kilka razy ) a twoje idealnie się nadają. Wiem, że to pewnie egoistyczne, ale nic nie poradzę, że uzależnilam się od tych emocji i Twoich opowiadań. Życzę Ci więcej i więcej szczęścia i emocji bo w gruncie rzeczy to one dają nam natchnienie, powodują, że chcemy je jakoś wyrazić. Każdy inaczej. Jeden grając, inny rozwiązując równanie a inny pisząc. Alweys and forever ♥ :*
kiedy nowy?
OdpowiedzUsuń