Kayla miała
dwadzieścia sześć lat i znikome doświadczenie z mężczyznami. Na związek z
Joshem (albo, jak kto woli, ze zdradzieckim skurwysynem) poświęciła wiele czasu i energii, a co za tym
szło, ograniczyła spotkania z innymi ludźmi. Oprócz dwóch najlepszych przyjaciółek,
Blake’a i rodziny nie miła zbyt wielu znajomych. Nowe znajomości ograniczały
się tylko do poznawania nowych klientów, którzy z pewnością nie wnosili do jej
życia zbyt wiele świeżości. To wszystko sprowadzało się do tego, iż dziewczyna
miała wrażenie, że w jakichkolwiek relacjach interpersonalnych była na żałosnym
poziomie. Dlatego, pokonując odległość pięćdziesięciu metrów, które dzieliły ją
i Waltona, w głowie dziewczyny działo się naprawdę wiele. Miliony myśli,
wiążących się z tym, co powinna zrobić i powiedzieć kołatały się i obijały o
siebie, tworząc w jej umyśle jeszcze większy chaos.
- Przepraszam
za moją mamę – wypaliła od razu. Przez chwilę zastanawiała się, czy przypadkiem
nie powinna usprawiedliwić kobiety i dać Ryanowi do zrozumienia, że sposób
bycia Barbary wiąże się z faktem, iż matką została dość późno, a wszelkie
dziwne zachowania są wynikiem jej nadopiekuńczości i dużej ilości wolnego
czasu.
- Cześć, Kayla –
oznajmił z szerokim uśmiechem. – Ciebie też miło widzieć.
- Naprawdę
przepraszam – kontynuowała. – Nie mam pojęcia, jak ona mogła wpaść na tak
idiotyczny pomysł. Niepotrzebnie zawracała ci głowę…
- Cześć, Kayla –
powtórzył, kręcąc w rozbawieniu głową.
Ciemnowłosa
zamrugała kilkakrotnie zanim zdała sobie sprawę z popełnionej gafy.
- Cześć –
odpowiedziała, przełykając głośno ślinę. Już chciała dalej tłumaczyć zachowanie
Barbary, ale na szczęście w porę się powstrzymała. Zamiast tego głupio
powtórzyła: - Cześć.
Wcześniej
podejrzewała, że spotkanie z Ryanem po fatalnym sobotnim wieczorze będzie dość niezręczne,
jednak nie sądziła, że aż tak. Kompletnie nie wiedziała, jak powinna z nim
rozmawiać. Udawać, że nic się nie stało? Spróbować wyjaśnić facetowi, co wtedy
chodziło jej po głowie? A może, co było dość kuszące, wmawiać mu, że kompletnie
źle ją zrozumiał. W konsekwencji zdecydowała się na milczenie. Tak było
bezpieczniej.
- Twoja mama
wspominała, że nie zajęłaś się jeszcze swoim zepsutym samochodem – zaczął. Z
jednej strony dobrze, że i on nie miał w planach milczeć, jednak z drugiej
strony, podjął bardzo niebezpieczny temat. A przynajmniej takie wrażenie
odniosła Kay, gdyż nad jej głową (niczym w kreskówce) zapaliła się czerwona
lampka. – Znam się trochę na samochodach i –
- Nie! -
Zawołała szybko, chcąc zapobiec tragedii.
- Nie? – Zmarszczył
brwi. – Nie wiesz jeszcze, co chciałem powiedzieć…
- Wiem. I
odpowiedź brzmi: nie.
Kay mogła być z
siebie dumna. Przy facecie takim, jak Walton zwykle odpowiada się „tak”. O
cokolwiek by nie pytał.
Walton wyraźnie
zainteresowany, skrzyżował ręce na piersi i jeszcze uważniej przyjrzał się
pannie Benson.
- W porządku –
wzruszył ramionami. – Mogę wiedzieć tylko dlaczego?
Kayla miała
wielką ochotę podejść do niego i kopnąć go w tyłek. Zabawne, że faceci czasem
są tak mało domyślni. Oczywiście, w żadnym razie nie miała zamiaru mu tego
ułatwiać. Postanowiła więc zmienić temat.
- Dlaczego
zadzwoniłeś do mojej mamy? I skąd w ogóle miałeś numer?
Mężczyzna
uśmiechnął się.
- Pierwszy
zadałem pytanie.
- Kolejność nie
ma znaczenia. Skąd miałeś numer?
Prawdopodobnie
pewność siebie i zawziętość dziewczyny wiązała się z faktem, że była poirytowana
wcześniejszym zachowaniem Ryana. Może i złość piękności szkodzi, ale za to
czasem daje przewagę. Niewielką, ale zawsze.
- Istnieje coś
takiego, jak książka telefoniczna – odpowiedział.
Kayla nie miała
najmniejszego pojęcia, dlaczego instruktorek wciąż się uśmiechał.
- A dlaczego przyjechałeś
tutaj?
- Byłem w
okolicy – dodał, szczerząc się. A gdyby tego było mało, puścił jej oczko. I
wcale nie wyglądał przy tym żałośnie (co zirytowało ją jeszcze bardziej). Nawet
teraz, gdy Kayla wychodziła z siebie, on emanował tą dziwną pewnością siebie i
sprawiał wrażenie osoby doskonale czującej się we własnej skórze. Co wcale nie
było zaskakujące, zważywszy na to, jak faktycznie wyglądał.
W tym
mężczyźnie było coś, co odbierało jej zdolność logicznego myślenia. Był
przystojny - bez dwóch zdań. Ale nie w ten sposób, do którego (jakkolwiek to
zabrzmi) była przyzwyczajona. Nie miał doskonałej fryzury, garnituru i
pociągającego akcentu. W tych wszystkich listach, jakie tworzą kobiety, by
oceniać mężczyzn w skali od jeden do dziesięciu zapewne byłby siódemką, może
przy dobrym szczęściu ósemką, bowiem miał kilka niedoskonałości. I wcale nie
chodziło tylko i wyłącznie o jego irytującą tendencję do ogłupiania dziewczyn.
Jednak ta skala nie miała dla Kayli żadnego znaczenia, bo choć Walton nie
starał się wyglądać perfekcyjnie i zapewne nie spędzał w łazience zbyt wiele
czasu udoskonalając swoją fryzurę, czy ćwicząc gadkę, to u niej zdobywał
wielką, tłustą dziesiątkę. Nawet z tymi swoimi cholernymi niedoskonałościami i irytującym
zachowaniem.
- Nie gadaj
bzdur – powiedziała, nie kryjąc swojej irytacji.
Była naprawdę z
siebie dumna. W końcu nie dała się zwieść jego uwodzicielskiemu i przyszpilającemu
do ziemi spojrzeniu. Bo choć Waltman był zrównoważony i stateczny, to w żadnym
razie nie był sztywniakiem. W jego oczach, czy w tych coraz częściej
pojawiających się uśmieszkach było coś szczeniackiego, chłopięcego. I może
właśnie to (zaraz po wyrzeźbionym ciele) sprawiało, że tak bardzo zaszedł jej
za skórę.
- Twoja mama
wspomniała, że nie masz jak wrócić do domu – oznajmił, wzruszając ramionami.
- Wspaniale! Także
przyjechałeś z polecenia mojej mamy? – Prychnęła. – Zawsze tak słuchasz się
mamusiek?
Walton
momentalnie przestał się uśmiechać. Za to pokręcił głową – ni to w zamyśleniu,
ni to z dezaprobatą. Ale po chwili, Kayla zrozumiała, że Ryan definitywnie coś
rozważał.
- Co? – Syknęła.
Była coraz bardziej rozdrażniona. Nie mogła uwierzyć, że ten facet (mimo, że
spędziła z nim już trochę czasu) wciąż jest dla niej chodzącą zagadką. Tak jak
nie wiedziała nic o nim na pierwszych treningach, tak nie wiedziała nic teraz.
- Zastanawiam
się, jak można być tak irytującym i interesującym jednocześnie – wyjaśnił. –
Wcześniej myślałem, że wojsko będzie dla mnie wyzwaniem. Teraz coś innego jest
na szczycie listy.
Kayla zmarszczyła
brwi. Była coraz bardziej zdenerwowana.
- Wyzwaniem? Tym właśnie dla ciebie
jestem? Jakimś wyzwaniem?!
Walton jęknął z
frustracji, zakrywając twarz dłońmi.
- Wszystko
rozumiesz opacznie!
- No pewnie,
panie instruktorze, to moja wina! Bo przecież to ja zapraszam kursantkę na indywidualny trening, rzucam ją na
podłogę, obmacuję i potem wmawiam, że to ona
chce mnie wykorzystać.
Ryan westchnął,
wyraźnie zaskoczony nagłą zmianą kierunku ich rozmowy.
- O nie, nie,
nie – zawołał, mierząc w jej stronę palcem. – Wcale nie powiedziałem, że chcesz
mnie wykorzystać. Powiedziałem tylko, że w sobotę nie prześpimy się ze sobą.
Dobrze wiem, że jeśli to zrobimy, to raz, że już nie pojawisz się na treningu,
a dwa, że urwiesz naszą znajomość.
- O! Jaki ty
wspaniałomyślny. Martwisz się o moje lekcje samoobrony! – Kayla ostentacyjnie
złapała się za serce, robiąc przy tym głupią minę. Starała się nie myśleć o
swoim genialnym planie, który ostatnim razem zdradziła przyjaciółkom. Jakby nie
patrzeć, chciała odwołać kolejny trening wysyłając do Waltona jedynie SMS’a. – Wiesz
co? Wal się! Oskarżasz mnie o prowadzenie jakiejś gry, a sam co robisz?
Walton westchnął
głęboko i z powrotem oparł się o maskę swojego Jeep’a.
- Jesteś taka
skomplikowana – powiedział, przyglądając się uważnie dziewczynie.
- Odezwał się –
syknęła. – To ty jesteś mistrzem komplikacji! Ja starałam się robić wszystko po
bożemu!
- Oj tak,
zdecydowanie po bożemu – stwierdził z
szerokim uśmiechem, pełnym dwuznaczności. Najwyraźniej jego dobry humor wrócił
i miał się całkiem dobrze.
Kayla jęknęła
głośno. Zdecydowała, że przyszedł odpowiedni czas, by pohamować swoje emocje.
Zaskakujące, że mimo krótkiej znajomości już nie raz zdążyła się z Ryanem posprzeczać.
Ten facet najwyraźniej działał na nią pod wieloma względami.
- Przepraszam,
niepotrzebnie się uniosłam – wyjaśniła. – To nie tak, że mam ci coś za złe. Po
prostu jestem trochę zdezorientowana. Wydawało mi się, że tego oczekiwałeś. No
wiesz, przygody. Czy nie właśnie w ten sposób pogrywasz z innymi kursantkami?
Kayla, oczywiście
zupełnie nieświadomie, sprowokowała kolejną sprzeczkę.
- Słucham? –
Zapytał Ryan, krzywiąc się.
Dziewczyna
spojrzała na niego niepewnie. Nie wiedziała bowiem, czy ma powtórzyć, bo nie
usłyszał jej pytania, czy może powiedziała coś nie tak.
- Jakimi innymi
kursantkami? – Warknął. Jego głos był surowy, w pełni pozbawiony niedawnego,
wesołego tonu. – O czym ty, do diabła, mówisz, Kay?
Benson jeszcze
bardziej się zmieszała. Przełknęła głośno ślinę, podreptała w miejscu i dopiero
po dłużej chwili była w stanie coś z siebie wydusić.
- Miałam na
myśli inne dziewczyny, z którymi się spotykałeś – powiedziała, starając się
brzmieć spokojnie. - Nie oszukujmy się, musiały być jakieś inne kursantki.
Widziałam, jak te wszystkie laski do ciebie lgną. Tak samo zresztą, jak do
Thomasa i pewnie każdego innego przystojnego instruktora. Oczywiście, w żaden
sposób mnie to nie dziwi i absolutnie…
- Kayla – przerwał
jej. – Daruj sobie. Nie obchodzi mnie, co robi Thomas lub którykolwiek inny
instruktor. To moja szkoła. I założyłem ją ze znacznie ważniejszych powodów,
niż chęć zaliczania kursantek.
- Nie no,
oczywiście, nie neguję tego... – Kayla zdecydowanie czuła się niepewnie
rozmawiając na ten temat z Ryanem. Bardzo, ale to bardzo żałowała, że się tego podjęła.
- Po prostu…
- Po prostu co?
Kobieta ponownie
westchnęła.
- Nic – rzekła,
wzruszając ramionami. Co miała powiedzieć? Jak z tego wybrnąć?
Stwierdziła, że
najlepszą opcją będzie porzucenie tego tematu. Szkoda tylko, że nie zawsze
robiła to, co wydawało jej się rozsądną opcją.
- Daj spokój,
Ryan! Widziałam, jak te kobiety wyglądają. A poza tym, Christina całkiem długo
czekała, żeby dostać się do twojej szkoły na zajęcia. Nie jest łatwo o wolne
miejsce. – Benson z założonymi na biodra rękoma wcale nie wyglądała groźnie,
ale przynajmniej czuła się pewnie. – Jak myślisz, dlaczego nie ma wolnych
miejsc?
Ryan pokręcił
głową z dezaprobatą.
- Pewnie dlatego,
że jesteśmy dobrymi instruktorami, Kay.
Kayla
uśmiechnęła się, ale w żadnym razie nie był to szczery uśmiech.
- Z pewnością.
Zapadła niezręczna
cisza. Ryan uważnie przyglądał się Kay, ale ta wcale nie pozostawała mu dłużna.
Zabawne, że żadne z nich już nawet nie pamiętało, od czego zaczęła się ta ich
zgryźliwa wymiana zdań. Zapomnieli nawet o tym, że cały czas znajdowali się na
parkingu przed pracą Kayli. Podczas gdy sprzeczali się przy samochodzie Ryana,
kompletnie stracili kontakt z rzeczywistością. Żadne z nich nie mogło nawet stwierdzić,
czy w międzyczasie ktoś przechodził obok.
- Przepraszam –
odezwała się ponownie Kay, po raz kolejny zauważając winę w sobie. Miała świadomość,
że co rusz naskakuje na instruktorka, podczas gdy ten przyjechał tutaj, by
odebrać ją z pracy i odwieźć do domu. Facet miał przecież dobre intencje.
- Myślę, że
powinniśmy zacząć od początku – oznajmił Ryan.
- Od początku?
Mężczyzna
pokiwał entuzjastycznie głową.
- Oczywiście,
nie każę ci zaczynać kursu samoobrony od początku – kontynuował, z uśmiechem. –
Zapomnijmy o gierkach i spędźmy trochę czasu we dwoje.
Kayla uniosła
zaskoczona brwi.
- Jako koledzy?
Ryan pokręcił
przecząco głową.
- Bez przesady,
nie każ mi udawać, że mnie nie kręcisz – powiedział z bezczelnym uśmiechem.
- Nawet tego
nie skomentuję – jęknęła, na co on roześmiał się głośno.
- Chcesz mnie
zabrać na kawę, czy jak? – Zapytała po dłużej chwili, wciąż nieco
zdezorientowana.
Ryan uśmiechnął
się szeroko.
- Zabawne, że o
tym wspomniałaś.
Dziewczyna
zmarszczyła brwi.
- Zabawne?
Waltman odsunął
się od swojego samochodu, robiąc krok w stronę Kay. Wciąż jednak stali w pewnej
odległości od siebie. Chwilę później schował ręce do kieszeni i wzruszył
ramionami. Zachowywał się zupełnie tak, jakby coś zbroił.
- Nie bez
powodu zaproponowałem, że zajmę się twoim samochodem...
Kayla już czuła
zbliżającą się katastrofę. I była coraz bardziej przerażona.
- Twoja mama
jest naprawdę miłą kobietą. I wiesz, gdy tak sobie dzisiaj rozmawialiśmy, to
zaprosiła mnie na kawę. Oczywiście, w ramach podziękowania za to, że wczoraj
odwiozłem jej ukochaną córkę do domu.
- Powiedz, że
się nie zgodziłeś.
Ryan uśmiechnął
się delikatnie, co chyba było jedyną odpowiedzią, jaką miał na tę chwilę dla
Kay.
- To co,
jedziesz ze mną? – Zapytał, a w jego oczach zdecydowanie dało się dostrzec podekscytowanie.
Kay nie miała bladego pojęcia, dlaczego wizyta u jej rodziców w domu wcale go nie przerażała.
Ona na jego miejscu z pewnością wiałaby, gdzie pieprz rośnie. Albo i dalej.
- Nie wiem,
kogo bardziej chcę udusić. Ciebie, czy moją mamę…
Ryan zaśmiał się, po czym z powrotem podszedł
do swojego samochodu. Tym razem jednak po to, by otworzyć dla Kay drzwi od
strony pasażera.
- Wsiadaj –
oznajmił. – W trakcie jazdy się nad tym zastanowisz.
Tyle czekania, tak dużo wymiany zdań!
OdpowiedzUsuńSprzeczka za sprzeczką, ale jednak porozumienie. Barbara jest jedną z moich ulubionych bohaterek tego opowiadania. Bo przecież nie każda mama zaprosiłaby na kawę instruktora swojej córki (no dobra, gdyby był tak przystojny jak Walton to pewnie by zaprosiła).
A Kayla nadal swoje. Czy ty dziewczyno nie widzisz, że on chce czegoś więcej? No błagam, facet ci to nawet powiedział!
Już nie mogę się doczekać spotkania z Barbarą!
Kochana, czekam na następny z niecierpliwością ;)
Buziakii xx
Koffam, warto było czekać! Dużo wymiany zdań ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Brakowało mi czegoś, ale czego to nie wiem, chyba się już odzwyczaiłam od twojego stylu pisania ;) Ciekawe rozwinięcie w tym rozdziale, raczej nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, mało kto chciałby z własnej woli pojechać do matki swojej ukochanej xdd
OdpowiedzUsuńWłaściwie weszłam tutaj od niechcenia, a tu taka wielka niespodzianka.
nuda100
Uwielbiam tę parę (chociaż Kayla obrzuciłaby mnie karcącym spojrzeniem za to sformułowanie). Weszłam na bloga bez żadnej nadziei na notkę, a tu proszę, takie cudeńko! Chłonęłam każde słowo i powoli rozkoszowałam się tym rozdziałem, ale niestety jego kres musiał nadejść. Nie rozumiem tylko Ryana. Chce spędzić trochę czasu we dwoje, ale jadą na kawę do jej mamy? Co to, przyzwoitka? Czyżby Waltman bał się, że Kayla się na niego rzuci? (swoją drogą, to mogłoby być ciekawe ;) ) Życzę Ci weny!
OdpowiedzUsuńKrótki jakiś ten rozdział ;( zdążyłam go przeczytać w trakcie kilkuminutowej jazdy tramwajem ;D
OdpowiedzUsuń(:
OdpowiedzUsuńDługo kazałaś nam czekać na kolejny rozdział ale jak zawsze było warto. Jedno małe zastrzeżenie.... krótko :)
OdpowiedzUsuńnie napusze że krótko bo to już inni napisali xdd wczoraj całego bloga przeczytałam i bardzo mi się podoba ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńZaskakujące jest to, że mimo ciągłych kłótni ta dwójka z raz podniesionych głosów, wracała co chwile też do spokojnego tonu. Naprawdę zadziwia mnie ich zdolność godzenia się w jednej chwili. Niemniej jednak nie mogę powiedzieć, że mi się to nie podoba. Przynajmniej nie skończyło się to obrażeniem jednej ze stron i rozejściem w różnych kierunkach. Perspektywa wspólnej kawy, po tak zażartych sprzeczkach, jest co najmniej zaskoczeniem, ale ja jestem jak najbardziej na tak. Mimo że odbędzie się ona w rodzinnym domu Kay, pod okiem matki dziewczyny. Nie ma co nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Znów narobiłaś mi apetytu. Co do tej notki, masz za nią ode mnie dziesiątkę! Bardzo mi się podoba! Pozdrawiam :) No i weny!!!
OdpowiedzUsuńhttp://saeculo-verbis.blogspot.com/
Kocham i nienawidzę <3
OdpowiedzUsuńKayla masz mi tu z Waltonem być ! Boże oby im się udało, no bo kurde ten facet jest cudowny. A tak poza tym to ja czuję, że oni bd razem ale Rayam bd miał jakiś pigment, pozostałości po wojsku. ♥
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały. Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział.... tęsknię za Ryanem i Kaylą
OdpowiedzUsuńhaaaaloooo umieram z ciekawości nooo :((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((
Usuńdokładnie. to już prawie dwa miesiące. DWA MIESIĄCE!!!! rozumiem, że masz obowiązki, studia, może prace, rodzine, znajomych, ale proszę choćby nawet o krótki rozdział lub powód tak dłygiej nie obecności. prooooszę
UsuńNowy rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu. :*
UsuńJejeje ����
Usuńdzięki, dzięki, dzięki cmok :**
Usuń