poniedziałek, 3 października 2016

Epilog


Dźwięk dzwonka do drzwi sprawił, że Kay wpadła w panikę.
Znała swoją mamę naprawdę dobrze, jednak była tak skupiona na sobie, na Lindsay i wszelkich otaczających je problemach, że zupełnie zapomniała o tym, jak Barbara potrafi zaskoczyć. Kobieta nie po raz pierwszy działała za plecami swojej córki, dlatego Kay powinna to przewidzieć. Zwłaszcza, że pani Benson za wszelką cenę próbowała zeswatać ją z przystojnym instruktorkiem.
- Tato, powiedz mi, że to nie to, co myślę – zaczęła, szukając pomocy u głowy rodziny, podczas gdy Barbara zerwała się z miejsca i pobiegła otworzyć drzwi.
Robert bezsilnie wzruszył ramionami.
- Wiesz jak jest, gdy matka się na coś uprze.
Wstał z dotychczas zajmowanego miejsca i podszedł do córki. Poklepał ją po ramieniu, próbując dodać otuchy.
- Chciałem cię ostrzec – zaczął. – Ale gdybym to zrobił, spałbym do końca roku na kanapie. A wiesz, że mój kręgosłup nie byłby z tego zadowolony, prawda?
Ciemnowłosa westchnęła głośno. Miała już coś ojcu odpowiedzieć, gdy w progu pokoju pojawił się gość.
- Kayla – zawołała z zadowoleniem gospodyni. – Zobacz, kto nas odwiedził.
Dziewczyna przewróciła teatralnie oczyma.
- Cóż za niespodzianka – powiedziała pod nosem.
Ryan Walton w żadnym razie nie był zażenowany tą sytuacją, tak jak nasza bohaterka. Stał uśmiechnięty, wręczając Barbarze butelkę dobrego wina. Zachowywał się zupełnie naturalnie. Najwyraźniej towarzystwo matki Kay ani trochę go nie onieśmielało. Był tak samo pewny siebie, jak na sali treningowej, co nieco zirytowało Benson. Ona bowiem poczuła charakterystyczny uścisk w żołądku i do tego miała wrażenie, że jej policzki przybrały nieco więcej koloru, niżby tego chciała.
- Robercie, wyjmij kieliszki – zaćwierkotała radośnie intrygantka. – Ja pójdę do kuchni i skończę przygotowywać kolację. Myślę, że za dziesięć minut będzie gotowa. Ach Ryan, mam nadzieję, że lubisz lasagne?
Instruktor uśmiechnął się szeroko. Jeżeli do tej pory Barbara nie była jego największą fanką, to tym uśmiechem zdecydowanie ją miał. Niezaprzeczalnie mogła się mianować przewodniczącą klubu miłośniczek trenera.
- Oczywiście – odpowiedział grzecznie.
Barbara kazała mu zająć miejsce przy stole, a sama poszła do kuchni. W międzyczasie po salonie krzątał się tata Kay, szukając kieliszków. Przeszukał cały kredens, ale niestety nie znalazł odpowiednich.
- Robercie! – zawołała z kuchni kobieta. Jej głos zdawał się być nieco poirytowany. – Kieliszki do wina trzymamy w kuchni!
Mężczyzna zmarszczył brwi, zupełnie zaskoczony tą wiadomością.
- Od kiedy? – zapytał cichutko, jakby sam siebie, ale posłusznie pokierował się w stronę drugiego pomieszczenia, zostawiając dwójkę młodych ludzi samych.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Kayla z wielką uwagą przyglądała się swoim dłoniom, zupełnie nie martwiąc się tym, by zacząć jakąkolwiek konwersację. Zresztą, kompletnie nie miała pomysłu na to, co mogłaby mu powiedzieć.
Oczywiście, ostatnimi czasy niejednokrotnie myślała o spotkaniu z Waltonem i potrzebie rozmowy, ale gdy już do tego doszło, całkowicie nie wiedziała, jak ma się zachować. Szczególnie, że to nie ona zainicjowała całe zdarzenie.
Czuła się idiotycznie.
- Nie widziałem twojego samochodu przed domem. Dalej jest w naprawie? – zaczął Walton. Przynajmniej on nie bał się rozmowy. Nie żeby wyglądał na faceta, który boi się czegokolwiek.
- Tak, niestety – odpowiedziała krótko.
Nastąpiła kolejna, długa chwila ciszy.
Czasami ciężko jest nam podjąć jakiś temat. Często nie wiemy, jak ubrać coś w słowa, bądź po prostu brakuje nam odwagi. W przypadku Kayli oba powody wydawały się pasować. Z tym że nasza bohaterka miała jeszcze jeden problem. Bardzo, ale to bardzo nie lubiła niezręcznej ciszy. W takich sytuacjach zaczynała znacznie bardziej się stresować. A co za tym szło, plotła, co jej ślina na język przyniosła.
- Wykopałam Josha – powiedziała niespodziewanie.
Kąciki ust Ryana delikatnie drgnęły. Facet definitywnie walczył z tym, żeby się nie uśmiechnąć.
- Słyszałem. Twoja mama mi powiedziała.
Kayla zmarszczyła w zaskoczeniu brwi. Nie podobało jej się to, że Barbra zaprosiła Ryana bez jej wiedzy. Jednak jeszcze bardziej nie spodobał jej się fakt, że wszystko już wypaplała instruktorkowi.
- Co jeszcze ci powiedziała? – zapytała zirytowana.
Może by się dowiedziała, gdyby nie fakt, że Robert postanowił w końcu postawić kieliszki na stole. Następnie podszedł do kredensu i wyjął zastawę, przygotowując stół do kolacji. W salonie na nowo zapanowała cisza.
Ojciec po wykonaniu powierzonego mu zadania usiadł obok córki. Spokojnym ruchem sięgnął po wino, otworzył je przyszykowanym korkociągiem i rozlał do kieliszków. Co dziwne, zdawał się zupełnie nie zauważać nerwowego zachowania Kayli.
- Już się nie mogę doczekać tej kolacji – oznajmił ni stąd, ni zowąd. Po chwili dodał znacznie ciszej: – Wiesz Kay, twoja matka ostatnio ma fioła na punkcie zdrowego odżywiania. Non stop serwuje mi jakąś trawę z warzywami. Facet z moimi gabarytami długo nie pociągnie na takiej diecie. Dzisiejsza lasagne’a to dar z niebios. Musicie częściej nas odwiedzać.
Mężczyzna poklepał się po pokaźnym brzuchu z szerokim uśmiechem. Zdaje się, że oprócz Barbary była również jeszcze jedna osoba, która cieszyła się na wspólną kolację.
- Nie przesadzaj, Robercie – odezwała się niespodziewanie Barbara. Wyszła z kuchni niosąc dwa naczynia. Chwilę później postawiła je na stole. Gospodarz westchnął z niezadowoleniem, gdy dojrzał, że w środku znajduje się dużo zielonego. – Masz więcej niż kilka zbędnych kilogramów. A że jedyny sport, jaki uprawiasz, to przełączanie kanałów, muszę ratować cię dietą.
Mężczyzna stęknął.
- Kiedy to nie ma smaku!
Barbara przewróciła teatralnie oczyma, po czym wróciła do kuchni, by zaraz podać danie główne. Robertowi aż świeciły się oczy.
- Co się tak cieszysz? – zapytała męża. – Dla ciebie jest sałatka.
Rob jednak nie miał zamiaru słuchać żony w tej kwestii. Gdy gospodyni zasiadła już do stołu i nakazała wszystkim się częstować, facet od razu sięgnął do mięsnego dania, nakładając sobie sporą porcję. Kobieta mogła jedynie przewrócić na to oczami.
- Powinieneś zapisać się na treningi do naszego Ryana – oznajmiła z przekonaniem. – Dobrze by ci to zrobiło.
Naszego Ryana – pomyślała uszczypliwie Kay. – Instruktorek niezaprzeczalnie był dla pani Benson najlepszym materiałem na zięcia. Już traktowała go jak członka rodziny.
W czasie, gdy Barbara zagadywała Waltona, telefon Kay zawibrował. Dziewczyna szybko sprawdziła wyświetlacz. Dostała wiadomość od siostry. Lindsay jednak nie rozpisała się zbytnio, ale krótkie „Dziękuję za pomoc. J” zdawało się być bardzo wymowne. Wyglądało na to, że przybycie Blake’a musiało wiele zmienić.
Przy stole nikt oczywiście nie zauważył, że Kayla chwilowo zajęła się czymś innym. Może dlatego, że w tym czasie Barbara skupiła się na wypytywaniu Waltona o dość prywatne rzeczy. Co ciekawe, mężczyzna nie miał żadnych oporów przed udzielaniem odpowiedzi. Zdawał się czuć w towarzystwie rodziców Benson bardzo komfortowo.
- Kochani, przygotowałam jeszcze deser – powiedziała radośnie Barbara, zaczynając wstawać od stołu. – Mam nadzieję, że macie jeszcze trochę miejsca w brzuchach. Robercie, pomożesz mi w kuchni?
 Mężczyzna ochoczo pokiwał głową. Pewnie jeszcze przed przyjściem córki ustalili, że będą co jakiś czas wymykać się z pokoju, by dać młodym ludziom szansę na rozmowę w cztery oczy. Nie oznaczało to jednak, że dodatkowa para uszu nie przysłuchuje się wszystkiemu z kuchni.
- Nie byłaś na ostatnich zajęciach z samoobrony – odezwał się Ryan, po raz drugi zaczynając rozmowę.
- Wiesz, ostatnio sporo się działo – wyjaśniła, sama nie będąc przekonana do swojej wymówki. Szczególnie, że „sporo się działo” oznaczało po prostu ponowną obecność Josha w jej życiu i bezsensowną opiekę nad nim przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- W porządku. Po prostu chciałem ci powiedzieć, że powinnaś to nadrobić. Ostatnie zajęcia to zaliczenie. Wszystkie dziewczyny poza tobą dostały dyplom.
Oczywiście, otrzymanie dyplomu z samoobrony nie było dla Kayli żadnym znaczącym osiągnięciem, ani tym bardziej szczytem marzeń, ale dobrze wiedziała, że te zajęcia mogą jej pomóc w naprawieniu relacji z Waltonem. Ostatnimi czasy zastanawiała się nad rozwiązaniem tej skomplikowanej sytuacji, dlatego propozycja trenera wydała jej się bardzo miłą niespodzianką. Wyglądało na to, że nie będą mili przed sobą żadnych niezręcznych spotkań pod tytułem „wyjaśnijmy sobie wszystko raz na zawsze”. Zamiast tego zwykły trening, który mógłby im pomóc wrócić na właściwą ścieżkę.
- To faktycznie, powinnam nadrobić te zajęcia – powiedziała z nieco nadmiernym zaangażowaniem. – Daj znać, kiedy mogę to zaliczyć. Przyjdę. Na pewno.
Ryan uśmiechnął się szeroko, ciesząc się, że Kayla połknęła haczyk.
Przesunął nieco krzesło, odwracając się całym ciałem w stronę dziewczyny.
- To dość zabawne, że nie potrafisz normalnie przyznać się do błędu.
- Słucham? – spytała, zupełnie zaskoczona słowami instruktora.
Westchnął głośno.
- Cały czas wokół tego krążymy. Od początku naszej znajomości, Kay. Nie mówisz niczego wprost, wszystkiego każesz mi się domyślać. A gdy coś spierniczysz, nigdy nie przyznajesz się do błędu. Czekasz, aż wszystko samo się wyjaśni i ułoży.
Kayla zmarszczyła brwi, nie ukrywając zdumienia nagłym atakiem mężczyzny.
- Zachowujesz się tak, jakbyś sama nie wiedziała, czego chcesz. Przy tobie niczego człowiek nie może być pewny, bo co chwilę zmieniasz zdanie – kontynuował. – A na domiar złego, nigdy nie przepraszasz. Zawsze to ty jesteś poszkodowana. I co najlepsze, zawsze czekasz na czyjś ruch. Kayla, kiedy w końcu ty przejmiesz inicjatywę?
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Na tę chwilę nie była w stanie zrobić nic więcej. Słowa ugrzęzły jej w gardle. Nie dlatego, że nie wiedziała, jak się ratować przed atakiem trenera, a dlatego, że zdawała sobie sprawę, iż Ryan ma rację.
Minęła naprawdę długa chwila zanim się odezwała.
- Dobra, faktycznie, spaprałam kilka rzeczy.
Ryan zaśmiał się cicho.
- Myślałem, że po tym, co wydarzyło się w moim gabinecie wszystko stanie się znacznie łatwiejsze. W końcu oboje przyznaliśmy, czego od siebie chcemy. Ale gdy pojawił się Josh, chyba o tym zapomniałaś.
- To nie tak, że zapomniałam.
- A jak, do diabła? Rozumiem, że nie znamy się długo, ale gdy dziewczyna wybiera swojego byłego, zamiast –
- Nie wybrałam Josha! – zaprotestowała szybko.
- Z mojej perspektywy wyglądało to trochę inaczej.
- To źle patrzyłeś – oburzyła się.
Ryan ponownie się zaśmiał.
- No tak, przecież. Ty jesteś bez winy – zakpił.
Kayla była coraz bardziej zirytowana.
- Dobra, niech ci będzie – zaczęła. – Może faktycznie z twojej perspektywy nie wyglądało to za ciekawie. Ale przysięgam, to była tylko przyjacielska pomoc. Naprawdę, chciałam go tylko wesprzeć po stracie matki. Nie chciałam, by przez to coś spaprało się między nami. Szczególnie, że zanim pojawił się Josh wszystko zaczęło się naprawdę układać.
Nastała krótka chwila ciszy. Trochę niezręcznej. Więc domyślacie się pewnie, że Kayla nie mogła zbyt długo milczeć?
- Dobra, mam propozycję. Oczywiście, jeśli ci się nie spodoba, to zrozumiem. Ja bym, na przykład, na twoim miejscu naprawdę się zastanowiła, czy –
- Kayla – przerwał jej. – Do brzegu.
Dziewczyna westchnęła głęboko.
- Myślisz, że jest szansa, byśmy mogli wrócić do tamtego dnia po wyjściu z twojego gabinetu i zapomnieć o całej sprawie z Joshem?
Ryan, ku wielkiemu niezadowoleniu dziewczyny, długo milczał.
- Nie, nie sądzę – powiedział w końcu.
Na chwilę Kay straciła oddech.
- Myślę, że powinniśmy cofnąć się trochę bardziej i zacząć po prostu od nowa.
Uwaga, uwaga, oddech powrócił.
- Co ty na to?
Kayla pokiwała głową.
- Czyli znowu zaczynamy od pierwszej randki? – zapytała z delikatnym, bardzo dziewczęcym uśmiechem. – Brzmi nieźle. Może pójdzie nam trochę lepiej niż ostatnio i dasz zaprosić się do środka...
Ryan uśmiechnął się szeroko.
- Nie ma mowy – odpowiedział. – Nie jestem pewien, czy na pierwszej randce nawet można się całować.
Kayla otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Nabijasz się ze mnie, prawda?
Ryan jednak nie miał szansy odpowiedzieć, gdyż w progu pokoju pojawiła się Barbara. Cóż za niesamowite wyczucie czasu!
Na osłodzenie tej chwili, gospodyni podała swój popisowy deser. Z twarzy ani na chwilę nie schodził jej uśmiech. Ale czy można jej się dziwić? Właśnie, dzięki swojemu podstępowi, doprowadziła do szczęśliwego zakończenia.
Wiecie, czasem szczęściu trzeba pomóc. Dlatego nie unośmy się dumną i chwyćmy pomocną dłoń, gdy ktoś ją do nas wyciąga. Jak widać, to może przynieść naprawdę dobre zakończenie.





środa, 20 lipca 2016

Rozdział 30

Pozbycie się Josha z mieszkania powinno wprawić Kaylę w cudowny nastrój. W końcu miała święty spokój i nie musiała już nikomu usługiwać. Co więcej, tym razem odnosiła nawet wrażenie, że uwolniła się od zdradzieckiego skurwysyna na dobre. W takiej sytuacji powinna wyciągnąć butelkę dobrego wina i świętować.
Niestety jednak daleko było jej do tego. Zamiast cieszyć się i oblewać zwycięstwo, Kay wpatrywała się w telefon komórkowy, który trzymała w dłoni. Chciała zadzwonić do Ryana i wszystko mu wytłumaczyć. Popełniła błąd, stając po stronie Josha. Nie potrafiła zrozumieć tego, jak mogła być tak głupia, że po raz kolejny zaufała byłemu. Uwierzyła w jego puste słowa i naiwnie starała się pomóc. Nie chciała nawet myśleć o tym, co Christina powie, gdy dowie się o całej sytuacji.
Benson kilkakrotnie wybierała numer Ryana, ale nim zdążył zabrzmieć sygnał połączenia szybko się rozłączała. Co miała mu powiedzieć? Przeprosić? Ale jak?
 Jęcząc głośno, położyła się na łóżku. Bandzior wskoczył tuż za nią, doskonale wiedząc, że może wykorzystać sytuację i położyć się obok swojej pani, chociaż zwykle mu tego zabraniała.
- Boże! – zawołała, mimo że do osób wierzących nie należała. – Pomóż mi!
Nie trudno sobie wyobrazić, jak bardzo była zaskoczona, gdy usłyszała dzwonek swojego telefonu.
Ryan – pomyślała w pierwszej chwili. Dlatego też bez zbędnego sprawdzania wyświetlacza, nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Tak – odebrała nieco zasapana.
- Czy to zawsze ja muszę do ciebie dzwonić? – odpowiedział jej dobrze znany głos. – Nie masz rączek, nie możesz wykręcić numeru do własnej matki?
Kayla poczuła rozczarowanie. Jak widać, niestety nie rozmawiała z instruktorkiem.
 - Przepraszam mamo, ostatnio dużo się dzieje.
Barbara Benson westchnęła głośno.
- Domyślam się. Wpadłam dzisiaj na Christinę. Wszystko mi powiedziała. Co ty najlepszego wyprawiasz, Kayla? Mówiłaś, że sprawa z Joshem jest już skończona. Zaczęłaś przecież spotykać się z panem Ryanem. Chcesz to zepsuć?
Kay skrzywiła się mimowolnie. Ostatnie, czego teraz potrzebowała, to prawienie morałów. Oczywiste było po czyjej stronie stoi jej matka. Barbara bowiem promieniała za każdym razem, gdy poruszany był temat trenera samoobrony. Nic dziwnego, Ryan potrafił zawrócić w głowie chyba każdej kobiecie. Niezależnie od tego, w jakim wieku była. Najlepszym przykładem była babcia ciemnowłosej, która równie szybko, jak mama naszej bohaterki, zapisała się do fan clubu Waltona.
- Kayla, jesteś tam? Słyszysz co do ciebie mówię?
- Tak, mamo, jestem – odpowiedziała po chwili zwłoki. – Nie masz jednak czym się martwić. Pozbyłam się już Josha ze swojego życia.
- Tak? – w głosie Barbary dało się usłyszeć ulgę.
- Tak, mamo. To wszystko? Nie mam teraz czasu na -
- Cudownie! – przerwała jej matka. – W takim razie może weźmiesz Ryana i przyjdziecie jutro do nas na obiad? Próbuję dodzwonić się do twojej siostry, ale nie odbiera. Chciałabym, żeby też przyszła. Fajnie by było mieć całą rodzinę w komplecie.
Kay już miała zapytać, od kiedy Walton należy do rodziny, ale ostatecznie uznała, że nie ma siły na kłótnie z Barbarą.
- Wiesz co się dzieje z Lindsay? – kontynuowała kobieta. – Od kilku dni nie mam z nią kontaktu. Zaczynam się martwić. To do niej niepodobne. Może powinnam pojechać do Lin i sama to sprawdzić? Może –
Kayla poczuła przyśpieszone bicie serca. Była jedyną osobą, która wiedziała o ciąży siostry (chociaż kilka godzin temu jasno i wyraźnie dała znak Blake’owi, że coś jest na rzeczy i powinien jak najszybciej skontaktować się z dziewczyną). Doskonale zdawała sobie sprawę, że wizyta Barbary nie przyniesie Lindsay nic dobrego. Musiała więc skutecznie temu zapobiec. Po pierwsze, konieczne było uspokojenie kobiety. Po drugie (i niezwykle efektywne), należało odwrócić uwagę matki, skupiając ją na nowym problemie.
- Rozmawiałam z nią wczoraj. Wszystko jest w porządku, po prostu ma dużo pracy. Wiesz, jak to Lindsay. Zawsze bierze dużo na siebie.
- Tak, Kay, ale –
- Mamo, jeśli chodzi o ten obiad – zaczęła, szybko zmieniając temat. – Ryan na pewno ze mną nie przyjedzie.
Normalnie nie poruszałaby w ogóle tej kwestii. Nie tłumaczyłaby mamie, czy przyjedzie sama, czy z osobą towarzyszącą. Ale jeśli miało to w jakikolwiek sposób pomóc Lin, to nie miała wyboru.
- Jak to? Pracuje w tym czasie, tak? To może zamiast obiadu przyjdźcie na kolację? Tak, kolacja to może nawet lepszy pomysł. Myślałam, żeby zrobić lasagne. Ryan lubi?
- Mamo, nie słuchasz mnie. Ryan ze mną nie przyjedzie. W ogóle.
Nastąpiła długa chwila ciszy. Kay przez chwilę myślała nawet, że coś przerwało połączenie. Milczenie nie było bowiem w stylu Barbary Benson.
- Pokłóciliście się? – zapytała w końcu.
Ciemnowłosa westchnęła głęboko.
- Tak jakby. Mogę ci to opowiedzieć jutro, jak przyjadę na kolację?
- Oczywiście, kochanie. Ale nie przejmuj się, na pewno wszystko się ułoży.
Kay jednak nie była tego taka pewna. Jak miało się ułożyć, skoro nawet nie potrafiła poczekać do pierwszego sygnału po wykręceniu numeru Waltona?
- Pogadamy o tym jutro. Jestem zmęczona, chyba położę się spać.
- Tak, tak. Jutro wszystko się wyjaśni, zobaczysz.
Kilka minut później, po zakończonej rozmowie z matką, Benson leżała na swoim łóżku, znowu wpatrując się w telefon i zastanawiając się nad tym, co chciałaby powiedzieć Waltonowi, gdyby jednak odważyła się z nim połączyć. Jednak żadna sensowna wypowiedź nie przychodziła jej na myśl. Czuła się żałośnie.
A poczuła się jeszcze gorzej, gdy kilka chwil później zadzwonił jej telefon, oznajmiając przyjście nowej wiadomości.
„Jak mogłaś? Obiecałaś, że nikomu nie powiesz” – napisała Lin.
Kayla zasłoniła twarz dłońmi. Przecież nie powiedziała Tylerowi, jak wyglądała sytuacja. Jedynie zasugerowała mu złożenie Lindsay wizyty. To, jak wiele Blake będzie wiedział, zależało tylko i wyłącznie od najmłoszej Benson…
~*~

Nazajutrz Kayla zapomniała o problemie związanym z Ryanem (a raczej, starała się po prostu o tym nie myśleć) i skupiła się na swojej siostrze. Próbowała kilkakrotnie się do niej dodzwonić i dowiedzieć, jak potoczyła się rozmowa z Tylerem, jednak Lindsay nie odbierała telefonu. Za każdym razem włączała się poczta głosowa, która doprowadzała naszą bohaterkę do szewskiej pasji.
Zdaje się, że lista osób, które w najbliższym czasie Kay powinna przeprosić zaczynała się nieco powiększać. Z tym że porozmawianie z siostrą wydawało się znacznie łatwiejsze, niż proszenie o natępną szansę naszego instruktorka.
Kayla przez cały dzień starała się przekonać samą siebie, że jest naprawdę bardzo zajęta i nie może wykonać telefonu do Waltona. Musiała przecież przejrzeć papiery do pracy (co, gdyby się tak nie ślamazarzyła, zajęłoby jej niecałą godzinę), wyjść z Bandziorem na spacer, a później posprzątać (w tym dwa razy umyć podłogi, bo przecież za pierwszym razem nie zrobiła tego wystarczająco dokładnie). Co więcej, nawet gdyby znalazła pięć minut wolnego (choć NAPRAWDĘ nie było takiej możliwości), to nie mogła nigdzie dzwonić. Czekała przecież na bardzo ważny telefon od Lindsay. Zostawiła siostrze na poczcie głosowej tyle wiadomości, że Lin musiała się w końcu nad nią zlitować i oddzwonić. Szczególnie, że ciemnowłosa miała spotkać się dzisiaj ze swoją matką. Jeśli miała kłamać w sprawie siostry i kryć ją przed rodzicami, to musiała najpierw wiedzieć, co ma mówić. Ustalić jakąś wymówkę, którą Barbara byłaby w stanie zaakceptować.
Niestety jednak czas leciał, a Kay wciąż nie dostała żadnej wiadomości od Lin. A gdy nadszedł czas wyjścia z domu i pojechania do rodziców, Kayla złapała się ostatniej możliwości. Zadzwoniła do Blake’a. Jeżeli Lindsay nie chciała odpowiedzieć jej na żadne pytanie, musiał zrobić to Tyler.
 - Halo?
- Blake? Bogu dzięki! -  zawołała z ulgą. – Byłeś u Lin wczoraj? Cholera, musisz mi wszystko opowiedzieć. Próbuję się z nią skontaktować i –
- Kay, przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać.
- Słucham? Co ty w ogóle pleciesz? Nie możesz się teraz rozłączyć! Powiedz mi, rozmawiałeś wczoraj z Lindsay? Byłeś u niej? Co ci powiedziała?
Tyler chrząknął znacząco.
- Jestem u niej. Zadzwonię później.
Kayla otworzyła buzię szeroko ze zdziwienia. Nim jednak zdążyła odpowiedzieć przyjacielowi, Tyler rozłączył się, zostawiając Kay z głową pełną pytań.
 Zdaje się, że wizyta Blake’a musiała sporo namieszać w sprawie, skoro mężczyzna został na noc. Albo przyjechał ponownie. Ale Kay miała wrażenie, że ta pierwsza opcja jest znacznie bardziej prawdopodobna.
Zostawiając tę dwójkę w spokoju, Kay zabrała swoje rzeczy, zadzwoniła po taksówkę i pojechała do rodziców. Wiedziała jednak, że tego wieczoru sobie nie odpocznie. Musiała przygotować się na przesłuchanie Barbary nie tylko w sprawie siostry, ale również Ryana. Co jak co, ale wiedziała, że matka nie odpuści tych dwóch spraw.
Oczywiście, nie myliła się. Zaraz po tym, gdy przekroczyła próg domu rodzinnego i przywitała się z obojgiem rodziców, Barbara przystąpiła do ataku.
- Rozmawiałaś dzisiaj z siostrą? – zaczęła od razu.
- Nie, mamo, nie rozmawiałam.
- A widzisz, Robercie – zaczęła, zwracając się do swojego męża. - Mówiłam, coś tu nie gra. Cały boży dzień do niej wydzwaniam. Włącza się ta cholerna poczta głosowa.
- Daj spokój, kochanie – odpowiedział, siadając na kanapie w salonie. Wydawał się być trochę zmęczony. Zapewne cały dzień musiał słuchać narzekań żony w tej sprawie. – Lindsay jest dorosła, nie musi co pięć minut się meldować.
Barbara parsknęła.
- Tak, tak, oczywiście – powiedziała złośliwie. – My kobiety, Robercie, mamy intuicję. Taki szósty zmysł. I doskonale wiem, gdy u moich dzieci coś się dzieje.
- Mamo, mówiłam ci – wtrąciła się Kay. – Lin po prostu ma dużo pracy.
Barbara zmarszczyła brwi.
- Może i ma. Ale na pewno nie dlatego jestem przełączana na pocztę głosową – odpowiedziała z przekonaniem, po czym niespodziewanie zmieniła temat: - Siadaj do stołu Kay, zaparzę herbatę. Napijemy się i pogadamy zanim podam kolację. A tak się składa, że mamy o czym. Musisz mi powiedzieć, co jest między tobą, a panem Ryanem. Bo moim zdaniem doszukujesz się problemu tam, gdzie go nie ma.
Benson westchnęła zrezygnowana. Zapowiadał się długi wieczór.
- Jeszcze nie powiedziałam ci o co chodzi, a ty już wiesz, że problemu tak naprawdę nie ma? – zajęczała najmłodsza z towarzystwa.
Barbara uśmiechnęła się podstępnie.
- Mówiłam ci, szósty zmysł.
Robert pokręcił głową z dezaprobatą.
- Albo, co wydaje się znacznie bardziej adekwatne w tej sprawie, wtykanie nosa w nie swoje sprawy, Barbaro – powiedział z powagą.
Żona zbyła go machnięciem ręki. Ta krótka wymiana zdań dała jednak Kay do myślenia.
- Mamo, co zrobiłaś? – zapytała od razu.
- Ja? Skąd pomysł, że cokolwiek zrobiłam?
Robert parsknął.
- Mamo – ponagliła ją ciemnowłosa.
Kobieta nadal nie przestawała się uśmiechać.
- Cóż, Kay. Powiedzmy, że odrobinkę ci pomogłam. Ale każdy wie, że czasami szczęściu trzeba pomóc.
Kayla kompletnie nie wiedziała, o czym kobieta mówiła. Ale wszystko stało się jasne, gdy zabrzmiał dzwonek do drzwi…



niedziela, 19 czerwca 2016

Rozdział 29


Kayla nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się w swoim mieszkaniu tak dobrze.  Wieża stereo grała cicho, odtwarzając w kółko piosenki, które nagrał jej Ryan. Siedziała wygodnie na fotelu, wpatrując się ślepo w przestrzeń. W dłoni obracała kieliszek czerwonego wina. Rozkoszowała się chwilą, a przede wszystkim tym, że przebywała w domu zupełnie sama. Nie było tu marudnego Josha, który non stop wymyślał dla niej nowe zajęcia. Niesamowita ulga, co? Bo przecież ile można serwować mu posiłki i prać brudne gacie?
Naprawdę miała go już dość. Ale przyznanie się do tego głośno wydawało jej się niestosowne. Wiadomo, nie byli już razem, więc nie miała wobec niego żadnych zobowiązań, o czym Christina wciąż jej przypominała. Jednak wiedziała, że przygarniając go postępuje słusznie. Josh poza nią nie miał już nikogo. A na domiar złego, wciąż powtarzał, że są przyjaciółmi i że zawsze mogą na siebie liczyć. Jak więc miała się go pozbyć, nie wychodząc przy tym na nieczułą zołzę?
Naiwnie uznała, iż najlepiej będzie to przeczekać. Żałoba minie i Josh sam postanowi zabrać swoje rzeczy i się wyniesie. Zabawne, że naprawdę w to wierzyła.
Kayla uniosła kieliszek do ust, i gdy miała już upić łyk wina, zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyglądało na to, że miły wieczór w domowym zaciszu właśnie dobiegł końca.
Z głośnym i pełnym niezadowolenia stęknięciem podniosła się z fotela, odstawiając trunek na stolik. Bez przekonania ruszyła w stronę drzwi i otworzyła je. Cóż, i tak spacer Josha z Bandziorem trwał dłużej, niż to przewidywała. Może wcale nie powinna narzekać…
Nie miała zamiaru zaczynać żadnej rozmowy z mężczyzną. Chciała po prostu otworzyć mu drzwi, zabrać psa i wrócić do swojego pokoju, by na nowo zasiąść w fotelu i dokończyć wino. Jednak wspomniane plany zupełnie się zmieniły, gdy Kay zobaczyła twarz swojego tymczasowego współlokatora.
- Boże, co ci się stało?! – zawołała zdziwiona, z przerażeniem spoglądając na jego podbite oko.
Josh, grając najbardziej poszkodowanego faceta na kuli ziemskiej, przeszedł przez próg mieszkania. Za nim wbiegł zadowolony Bandzior, który szczekając radośnie pobiegł do sypialni Kayli. Był zupełnie niezainteresowany całą sytuacją.
- A co, jeszcze nie wiesz? – prychnął. – Myślałem, że ten pajac od  razu do ciebie zadzwoni i wymyśli swoją wersję tej historii, by wybielić się w twoich oczach.
Kay zmarszczyła brwi.
- Jaki pajac? O czym ty mówisz, Josh? Kto cię tak urządził?
Zdradziecki skurwysyn przeszedł do salonu i ostentacyjnie opadł na kanapę.
- Masz coś zimnego? – zapytał, przykładając dłoń do twarzy. Momentalnie się skrzywił i syknął z bólu.
- Tak, oczywiście – odparła i szybko popędziła do kuchni. Z zamrażarki wyjęła opakowanie jakiś warzyw, po czym szybko wróciła do pokoju. Podała mrożonkę Joshowi, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Kto ci to zrobił? – kontynuowała przesłuchanie, mając nadzieję, że tym razem usłyszy odpowiedź.
Musiała jednak chwilę poczekać. Mężczyzna w tym czasie ostrożnie przykładał opakowanie mrożonych warzyw do lewego oka, jęcząc przy tym z bólu.
- Nie udawaj, że się nie domyślasz –  ponownie prychnął. – Ten twój goguś naprawdę ma tupet.
- Słucham? – zdziwiła się. – Mówisz o Ryanie?
Josh zaśmiał się szorstko.
- Co ty w nim widzisz? – zaczął. – Ach, wy baby zawsze za takimi latacie i zupełnie nie przeszkadza wam, że koleś jest nieuczciwy.
- Josh, na Boga, o czym ty mówisz? I co się tak w ogóle stało? Dlaczego Ryan miałby cię uderzyć?
- Dlaczego?! – zawołał histerycznie. – Dlatego, Kayluś, że cię broniłem!
Dziewczyna uniosła w zdziwieniu jedną brew.
- Broniłeś? Mnie?
- Oczywiście! Zobaczyłem tego typa, jak obściskiwał się z jakąś laską, więc nie mogłem stać z boku.
- Josh, po kolei. Z jaką, do diabła, laską?
Facet westchnął głęboko, po czym znowu się skrzywił. Zachowywał się tak, jakby zaraz miał skonać przez to podbite oko.
- Kayluś, tak mi przykro – kontynuował. – Ten koleś kogoś ma. Przez cały czas musiał cię oszukiwać. Widziałem go z inną kobietą. Migdalili się tak, jakby jutra miało nie być. I to w barze, tak przy ludziach. Ach.
Co dziwne (i może trochę komiczne), Josh zachowywał się tak, jakby to on został zdradzony.
- Ale skąd to podbite oko? – Kayla zupełnie nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodziło. W wypowiedzi jej rozmówcy panował chaos.
 Josh spuścił głowę i wziął kilka głębokich oddechów.
- Kayluś, muszę ci się do czegoś przyznać.
Ciemnowłosa, będąc kompletnie zdezorientowana i nieco skołowana całą sytuacją, przysiadła obok chłopaka na kanapie.
- Bo ja nie do końca byłem z Bandziorem na spacerze.
- Tak? I do tego chciałeś się przyznać?
- Bo wiesz Kay, naprawdę brakuje mi mamy i nie chciałem tego robić tu, przy tobie, ale potrzebowałem się napić. Dlatego wziąłem Bandziora na spacer. Ale zamiast z nim spacerować poszedłem do baru… Kayluś, przepraszam, że cię oszukałem.
Benson pokiwała głową. Ale wciąż nie miała pojęcia, co - do cholery!  - się tutaj działo.
- I to właśnie tam spotkałeś Ryana?
Josh nieco się ożywił.
- No tak! I Bogu dzięki. Ale wiesz co? Ja miałem właśnie takie przeczucie, że z nim jest coś nie tak. No i widzisz, nie myliłem się. Bo jak usiadłem w barze, zamówiłem piwo i tak siedziałem i czekałem, to nagle zauważyłem tego gogusia. Siedział sobie z tą blondyną, dasz wiarę? Obściskiwali się i w ogóle.
- I co zrobiłeś?
- No jak to co? Wstałem i podszedłem do niego. Zapytałem się, czy Kayla o tym wszystkim wie i czy nie jest mu głupio. A on zamiast wziąć mnie na poważnie, to tylko się uśmiechał. Więc przywaliłem mu… Ale koniec końców niestety i ja dostałem.
 Benson nie była w stanie powiedzieć niczego sensownego, więc odparła jedynie:
- Aha.
Josh objął Kaylę ramieniem.
- Tak mi przykro – rzekł. Ale zaraz potem opadł na kanapę, jęcząc nieco. – Nie masz może czegoś zimniejszego? To naprawdę boli.
Kayla podniosła się i bez słowa poszła do kuchni. Wyjęła kolejną mrożonkę i zaniosła ją poszkodowanemu. Ale nie zatrzymała się w salonie na dłużej. Wróciła do swojego pokoju. Szybko złapała za kieliszek wina i wypiła całość.
- Pieprzę to – powiedziała sama do siebie.
Wiedziała, jak skończy się dzisiejszy wieczór, jeśli zostanie w domu. Josh wykorzysta swoją beznadziejną sytuację i będzie co pięć minut wołał ją do siebie, pragnąc by spełniła każdą jego głupią prośbę. Ale mimo że wyglądał i prawdopodobnie czuł się słabo, to nie zamierzała się dzisiaj nad nim litować (chociaż teoretycznie bronił jej honoru).
Dlatego, szybko się przebrała, wciągnęła buty i nie czekając ani chwili dłużej, skierowała się w stronę drzwi wyjściowych z mieszkania.
- Zaraz wracam! – krzyknęła jedynie, po czym szybko zamknęła za sobą drzwi.
Ale nie miała zamiaru „zaraz wrócić”. Oj nie.

~*~
Są takie dni, kiedy potrzebujemy chwili wytchnienia. A jak wiadomo, wytchnienia czasem warto szukać przy butelce dobrego alkoholu. Nie dziwne więc, że Kay postanowiła wybrać się do baru swojego przyjaciela Blake’a i rozkoszować się zamawianymi trunkami. Oczywiście, mogłaby wybrać każdy inny lokal, ale gdzie indziej dostałaby tak dobre zniżki? Nie zapominajmy, że upijanie się dobrym alkoholem na mieście wcale nie jest tanie.
Tylor tego dnia pracował za barem. Zdaje się, że siostry bliźniaczki wzięły sobie wolne. Wyjątkowo jednak nie cieszyło to Benson.  W końcu, zupełnie niedawno w tym samym lokalu pokłóciła się ze swoim przyjacielem. Powodem ich kłótni była, oczywiście, siostra naszej bohaterki. A dokładniej, fakt, że żadne z nich nie raczyło powiadomić Kayli o ich (zakończonym już) związku.
- Proszę, twoje zamówienie – powiedział Blake, stawiając przed Kay jej ulubionego drinka. Między dwójką przyjaciół panowało dziwne napięcie, którego dziewczyna wcale nie próbowała się pozbyć. Teraz bowiem miała na głowie zupełnie inne problemy.
Cały czas zastanawiała się nad słowami Josha. Nie mogła uwierzyć w to, że Ryan spotykał się z kimś innym. Czy naprawdę mógłby jej to zrobić? Naturalnie, nie byli w żadnym związku. Niby nic (poza wspaniałym seksem na biurku w jego gabinecie) ich nie łączyło. Teoretycznie więc nie powinna czuć się zdradzona. Teoretycznie.
- Chcesz o tym pogadać? – zapytał mężczyzna, wciąż stojąc przed Kaylą. Wyglądał na zmartwionego.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Nie, nie chcę – odpowiedziała, poświęcając zdecydowanie zbyt dużo uwagi swojemu drinkowi. Wszystko, byle nie patrzeć w stronę barmana. – To, co robiłeś z moją siostrą to zamknięta sprawa. Nie chcieliście mi mówić, to nie. Mam to gdzieś.
Blake mimowolnie się skrzywił.
- Nie o to mi chodziło – wyjaśnił. – Miałem na myśli sprawę z Ryanem i Joshem.
Kay momentalnie podniosła spojrzenie.
- Już o tym wiesz?
Blake zagryzł dolną wargę, próbując się nie uśmiechnąć. Po chwili dał jednak spokój nieudolnym próbom i dumnie pokazał zęby.
- Trochę mu zazdroszczę. Sam chciałem typowi przywalić. To, jak się zachowuje jest żenujące.
Kayla zmarszczyła brwi.
- Wiedziałeś o tym?
Tylor przewrócił teatralnie oczyma.
- Oczywiście, że tak, Kay. Każdy o tym wie, tylko nie ty.
Ciemnowłosa momentalnie się wzdrygnęła. Zaczęło kręcić jej się w głowie. Miała wrażenie, że zaraz spadnie ze stołka barowego, na którym siedziała i runie na podłogę. Dodatkowo, czuła jak do jej oczu napływały łzy. Wyglądało na to, że Blake po raz kolejny nie podzielił się z nią ważną informacją. Jak mógł jej nie powiedzieć o tym, że Walton się z kimś spotykał? To właśnie jest męska solidarność?
- Jak Elle mi o tym wszystkim opowiadała, to nieźle się ubawiłem – kontynuował, zupełnie nie zauważając, co dzieje się z jego przyjaciółką. Był zbyt skupiony na wycieraniu szklanki ręcznikiem. - Co prawda, ona nie była wcale taka zadowolona. Mówiła, że Ryan trochę przesadził. Ale szczerze, Josh to kawał skurwysyna. Należało mu się.
Elle?
Kayla zmarszczyła brwi, patrząc na Blake z niedowierzaniem.
- Chwila, co? – zapytała zdezorientowana.
- Hm? – Blake przerwał dotychczas wykonywane zajęcie, spoglądając na Benson podejrzliwie.
Nasza bohaterka potrzebowała chwili, by przyswoić informacje.
- Blake, mógłbyś mi przekazać, co dokładnie powiedziała ci Elle? I przede wszystkim, niby skąd ona wie o całej sytuacji?
Tylor zaśmiał się, ale chwilę później, widząc kompletne oszołomienie na twarzy przyjaciółki, spoważniał.
- El była wtedy z Ryanem – wyjaśnił spokojnie. – Powiedziała, że szli tutaj do baru, ale po drodze Ryan zauważył Bandziora przywiązanego do słupa pod jakąś knajpą, więc weszli do środka. Josh podobno opowiadał jakieś głupoty o tobie i o tym, że niedługo wrócicie do siebie. Facet nie wytrzymał i mu przywalił. Koniec historii.
Kayla wpatrywała się ślepo w przyjaciela, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie.
- Elle jest lesbijką, prawda? – zapytała po chwili, przypominając sobie bardzo istotną informację.
Blake skinął głową.
- Jaka jest szansa na to, że migdaliła się z Ryan’em?
Blake zrobił zdziwioną minę.
- Kayla, oszalałaś?
Dziewczyna westchnęła przeciągle, po czym sięgnęła po drinka i wypiła go jednym haustem.
- Dzięki, za wszystko – oznajmiła, podnosząc się ze stołka barowego. Wyjęła z kieszeni pognieciony banknot i położyła go przy pustej szklance.
- Kayla, wszystko gra? – spytał zmieszany.
W odpowiedzi pokiwała głową. Miała już odwrócić się na pięcie i wyjść z baru, ale przypomniała sobie jeszcze o jednej rzeczy.
- Zadzwoń do Lindsay – oświadczyła. – Albo nie. Lepiej do niej idź. Zdaje się, że musicie pogadać. I lepiej z tym nie czekaj.
Blake zrobił zdziwioną minę. Najwyraźniej nie spodziewał się, że Kay wróci do tego tematu. Chciał jej już coś odpowiedzieć, gdy Benson odwróciła się i, jak gdyby nigdy nic, wyszła z lokalu.
Stanęła przed budynkiem i odszukała swój telefon w torebce. Szybko wybrała odpowiedni numer i nacisnęła zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach odpowiedział jej dobrze znany, męski głos.
- Kayluś – zaczął rozmówca. – Gdzie ty jesteś? Czekam i czekam, a ty –
- Zamknij się, Josh.
- Ka –
- Powiedziałam, zamknij się. Będę za godzinę w domu, a gdy przekroczę próg mieszkania, ciebie ma już tam nie być. Zabieraj swoje graty i spieprzaj.
- Kayluś, co ty?
- Myślę, że wyraziłam się jasno. Jeżeli cię tam zobaczę, to nie ręczę za siebie.
Rozłączyła się. Włożyła telefon do torebki i z uśmiechem na ustach, wolnym krokiem zaczęła zmierzać w stronę domu.


wtorek, 3 maja 2016

Rozdział 28


Ojciec Ryana zawsze powtarzał, że życie jest jak skomplikowany labirynt, z którego nie można wyjść, a czym dalej wchodzisz, tym jest trudnej. Ale przecież istnieje pewna prosta sztuczka, dzięki której można opuścić to błędne koło. Wystarczy przecież trzymać dłoń na prawej ścianie labiryntu i iść przed siebie. I choć powrót niewątpliwie zajmie nam trochę czasu, to zakończy się sukcesem. Dlatego też Ryan nigdy nie traktował słów ojca poważnie i sądził, że zawsze można znaleźć rozwiązanie swojego problemu. Jakkolwiek byłby skomplikowany.
A potem poznał Kaylę Benson…
Prawdę mówiąc, wcześniej zupełnie nie analizował swojej sytuacji. I choć myślał o Kay bardzo często, to nie planował dalszych kroków. Wszystko działo się spontanicznie. Kto wie, może to był jego podstawowy błąd, bo szalona księgowa zdawała się rozmyślać więcej, niżeli powinna.  Co niestety, prowadziło ją do częstych zmian zdania. Ale nawet to z początku wydawało się zabawne. Mało tego, Ryan nawet uważał to za urocze. Ale cóż, chyba wszystko ma jakieś granice…
- Powinniśmy się napić – oznajmiła z przekonaniem Elle.
Każdy z nas powinien mieć chociaż jedną taką osobę, do której może zwrócić się z każdym kłopotem. Dla Ryana taką bratnią duszą była Elle. Traktował ją jak siostrę. Znali się niemal od zawsze i można powiedzieć, że razem wychowali. Nikomu nie ufał bardziej, niż tej dziewczynie. Dlatego nie dziwne, że po wydarzeniach dzisiejszego dnia zadzwonił właśnie do niej.
- Nie, najpierw muszę wykombinować, jak otworzyć jej oczy – zaczął. W jego głosie dało się usłyszeć złość. – Tańczy tak, jak jej zagra. Jak można być tak ślepym?
El przysiadła na podłokietniku kanapy, na której siedział Walton. Położyła dłoń na ramieniu mężczyzny.
- Ma dobre serce i jest naiwna. W tej chwili niewiele możesz zrobić. Szczególnie, że nie myślisz teraz jasno.
- I twoim zdaniem doskonałym pomysłem będzie się nawalić?
Dziewczyna uśmiechnęła się głupkowato.
- To jedyny pomysł, jaki mam. Dlaczego by nie spróbować?
Blondynka podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę progu pokoju. W mieszkaniu Waltona czuła się, jak u siebie. Ściągnęła jego kurtkę z wieszaka i rzuciła nią w stronę kanapy, trafiając prosto w mężczyznę.
- Ruszaj te swoje boskie cztery litery i chodź ze mną. Nie będę się powtarzać.
Elle miała wiele zalet. Jednak dla Waltona największą z nich była jej arbitralność (choć zapewne większość uznałaby to za wadę). Przyjaźń z tą dziewczyną nie była łatwa. Nie raz się kłócili, gdy każde z nich obstawało przy swoim. Ale jakimś cudem to umocniło ich przyjaźń. Kochali się i niewątpliwie jedno za drugim wskoczyłoby w ogień.
- Może powinieneś o tym porozmawiać z Blake’iem? Zna Kalyę.
- I co twoim zdaniem zrobi? – Zapytał Ryan. Wstał z kanapy, założył kurtkę i pokierował się w stronę drzwi. Otworzył je przed swoją przyjaciółką, a potem zamknął na klucz, by razem mogli pokierować się w stronę ulubionego baru.
- Z tego co widziałam, tak samo jak ty nie lubi typa. Może razem weźmiecie go za fraki i wywalicie na zbity pysk?
Ryan po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnął. Oczywiście, wiedział, że Elle jedynie sobie żartuje, ale spodobał mu się ten pomysł. Nawet jeśli scenariusz tego wydarzenia mógł rozegrać się tylko w jego głowie.
- Załatwię wam alibi – kontynuowała. – Gdy Josh będzie próbował powiedzieć Kayli, co się wydarzyło, wy będziecie zupełnie czyści. Facet zrobi z siebie idiotę.
Walton skinął głową. Objął ramieniem przyjaciółkę, nie przerywając spaceru.
- Jest idiotą i bez tego – stwierdził. – Wkurza mnie tylko, że Kayla tego nie widzi.
- Widzi. Po prostu stara się przymknąć na to oko, bo chłopakowi zmarła mama. Dziwi mnie tylko, jak szybko zapomniał o żałobie i skupił się na wykorzystaniu tej sytuacji.
Ryan zamyślił się na chwilę.
- Już raz widziałem, jak Kayla kazała mu spadać. To nie tak, że nie potrafi się postawić.
- Laski są dziwne - podsumowała. – Wiem, co mówię. W końcu z jakiegoś powodu jestem sama – mimo starań, ostatnie zdanie wypowiedziała ze smutkiem.
Ryan objął ją mocniej.
Elle postanowiła ujawnić swoją orientację seksualną już w czasach liceum. Z początku nie było jej łatwo. Szczególnie, że rodzice byli zagorzałymi katolikami i nie postrzegali tego, jako coś normalnego. Uważali, że ich córka jest chora i powinna się leczyć. Najwyraźniej homoseksualizm traktowali, jak przeziębienie. Cały czas powtarzali, że jej przejdzie. Ale nie przeszło. I ku wielkiemu rozczarowaniu córki, nie zaakceptowali tego. Sprawy sercowe dziewczyny były więc tematem tabu i przy rodzinnych spotkaniach unikali go jak ognia. Elle udawała, że jej to nie przeszkadzało, ale Ryan wiedział, jak było naprawdę.
A gdyby tego było mało, ciężki charakter El nie ułatwiał jej odnalezienia drugiej połówki, dlatego oprócz Ryana, Thomasa i Blake’a nie miała nikogo. Nie trzeba być wielce uczonym, by wiedzieć, że doskwierała jej samotność.
- Kayla nie jest głupia, prędzej czy później wywali go z domu – oznajmiła z przekonaniem, pragnąc jak najszybciej powrócić do głównego tematu. Nie chciała, by teraz skupiali się na jej problemach.
- Elle, mówiłem ci, iż sęk w tym, że – urwał, zatrzymując się gwałtownie.
- Że? – dopytywała się, spoglądając na przyjaciela ze zdziwieniem.
Walton jednak nic nie odpowiedział, wlepiając swój wzrok w pub po drugiej stronie ulicy.
- Chcesz iść tutaj, a nie do Blake’a? – spytała, źle odczytując jego zachowanie.
Mężczyzna nie zareagował od razu. Zamiast tego wytężył swój wzrok. Ale wbrew pozorom nie patrzył wcale na budynek. Przyglądał się psu, przywiązanemu do barierki. Buldog francuski leżał pod ceglaną ścianą, dysząc.
- Wygląda jak pies Kay – rzekł.
Elle zdezorientowana rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś czworonoga.
- Ten tam? – upewniła się.
Instruktor skinął głową.
- Co Kayla by tu robiła?
Dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Boże, Ryan, to po prostu jakiś tam pies. Rozumiem, że laska ci się podoba, ale jeżeli wszystko wokół łączy się z nią, to już nie jest normalne. Wiesz, jak to się nazywa?
Walton jednak już nie słuchał swojej przyjaciółki. Zamiast tego rozejrzał się wokół i szybszym krokiem zaczął zmierzać w stronę pubu.
- Ryan! – krzyknęła za nim Elle. – Zwariowałeś?
Ale nie czekając na potwierdzenie, ruszyła za nim.
- Bandzior! – zawołał trener.
Pies, zupełnie zaskakując pewną swoich racji El, podniósł łepek i spojrzał na nadbiegającego mężczyznę. W ramach powitania i potwierdzenia, szczeknął radośnie.
Elle otworzyła szeroko oczy, zupełnie nie rozumiejąc, jakim cudem Ryan poznał tego zwierzaka. Dla niej wyglądał, jak każdy inny buldog francuski. Nie było w nim nic wyjątkowego.
Mężczyzna przykucnął i przywitał się z psem, głaszcząc go po pysku. Po chwili odwrócił się z uśmiechem do swojej przyjaciółki.
- To chyba znak – zaśmiał się. – Muszę porozmawiać z Kay, gdy nie ma tego idioty w pobliżu.
El wzruszyła ramionami. Nie wierzyła w żadne „znaki”, ale skoro nadarzyła się taka okazja, to zdecydowanie należało z niej skorzystać.
- Chodź – zarządziła, podchodząc do drzwi wejściowych i gestem zapraszając Ryana do środka.
Nie musiała mu dwa razy powtarzać. Walton od razu się podniósł i szybko wszedł do środka, szukając wzrokiem panny Benson. Jednak, ku swojemu wielkiemu rozczarowaniu, nigdzie jej nie dostrzegł. Za to ktoś inny rzucił mu się w oczy.
- No przecież – zaczął. – Kayla nie wzięłaby Bandziora na spacer do baru.
W jego głosie dało się usłyszeć złość. Na sam widok Josha (bardziej znanego niektórym pod pseudonimem zdradzieckiego skurwysyna) zacisnął mocno pięści.
- Ryan, to nie jest dobry pomysł – powiedziała szybko Elle, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. Domyślała się bowiem, co chodziło trenerowi po głowie.
- Tylko z nim pomówię. Skoro nie ma Kayli, to przynajmniej nie będzie udawał pokrzywdzonego przez los.
Blondynka pokręciła przecząco głową.
- To nie jest dobry pomysł – powtórzyła. – Może lepiej po prostu zabierzmy psa. Za zgubienie Bandziora na pewno wywali go na zbity pysk.
Zbity pysk.
Dłużej nie musiała go namawiać.
Ryan nie czekając na specjalne zaproszenie zbliżył się do stolika przy którym siedział Josh. Mężczyźnie towarzyszył jakiś facet, ale Walton zupełnie się tym nie przejął.
- Pierze, sprząta, mówię ci, jest jak w bajce. Lada moment wrócimy do siebie – kontynuował Josh, jeszcze nie zauważając nowo przybyłego.
- A to ciekawe – wtrącił Walton, zwracając na siebie uwagę dwóch rozmówców.
Josh szybko spojrzał na gościa. Co zabawne, momentalnie wstał od stołu, przypadkowo przewracając z pośpiechu krzesło.
- Dobrze się bawisz? – zapytał instruktor, wskazując stojące przed nim piwo. – Już po żałobie?
Josh zacisnął zęby ze złości.
- Śledzisz mnie?
Walton prychnął.
- Mam lepsze rzeczy do roboty.
Zdradziecki skurwysyn mimowolnie zerknął na stojącą za mężczyzną dziewczynę.
- Szybko otrząsnąłeś się po porażce – powiedział z bezczelnym uśmiechem. Wydawało mu się, że właśnie zdobył przewagę. Już wyobrażał sobie rozmowę z Kaylą. Kiedy to niby przypadkiem wspomni, że podczas spaceru z Bandziorem (na który poszedł żeby odciążyć Kay od jej domowych obowiązków, bo przecież jest takim wspaniałomyślnym facetem) widział jej gogusia z inną panienką. Obściskiwali się, oczywiście, bo najwyraźniej już zapomniał o Benson. Czas więc, by ona zapomniała o nim.
Walton ponownie prychnął.
- Jesteś żałosny.
Josh pokręcił przecząco głową. Zabawne, naprawdę wydawało mu się, że jest na wygranej pozycji.
- Żałosny? – zaśmiał się. – Nie sądzę. Szczególnie, że koniec końców to i tak ja będę posuwał Kaylę.
Ryan był cierpliwym facetem. Jeśli ktoś nie wierzy, wystarczy spojrzeć na jego perypetie z Benson. Co jak co, ale przy tej kobiecie trzeba było wykazać się nie lada opanowaniem. Jednak, jak wiadomo, wszystko ma swoje granice.
Nie wahając się ani sekundy, Ryan wykonał jeden prosty ruch. Jego odpowiedzią na słowa faceta był prawy sierpowy. Bezbłędny. Zwłaszcza, że po tym jednym ciosie Josh leżał na podłodze i pojękiwał, jak mała dziewczynka.
 Elle doskonale wiedziała, że „tylko z nim pomówię” skończy się właśnie w ten sposób. Choć Ryan od czasu powrotu z wojska i założenia centrum sportu nie wdawał się w żadne bójki, to ta jedna była pewniakiem.
Dziewczyna westchnęła ze zrezygnowaniem. Uwaga wszystkich w barze skupiła się na nich. Może tylko kolega Josha starał się tego nie zauważać. Najwyraźniej w obawie, że zaraz i jemu się dostanie.
- Porwanie Bandziora było jednak lepszym pomysłem – powiedziała pod nosem.




wtorek, 29 marca 2016

Rozdział 27



Niezależnie od tego, jak bardzo akceptujemy siebie, wszyscy mamy jakieś drobne słabości, które pragnęlibyśmy zmienić. Niektórzy z nas chcieliby zapewne rzucić palenie, inni odstawić słodycze lub przestać ogryzać paznokcie. Kayla natomiast pragnęła raz na zawsze wyzbyć się jakichkolwiek uczyć do Josha.
Oczywiście, nie chodzi tu o żadne głębsze namiętności. Trudno nawet powiedzieć, by teraz łączyła ich przyjaźń. Jedyne, co pozostało po ich kilkuletnim związku, to sentyment i – co bywa uciążliwe – odrobina współczucia. Josh, jak nikt inny, potrafił wykorzystać dobroduszność Kayli. Robił to za każdym razem, gdy pojawiał się pod jej drzwiami z bukietem anturium, opowiadając kłamstwa. Stale zapewniał, że to był już ostatni raz, że się zmieni. Wielokrotnie przekonywał ją o swojej miłości, a ona zwykle mu wierzyła. Co ciekawe, usprawiedliwiał swoje występki tak, że to Kay czuła się odpowiedzialna za każdą kłótnię. W końcu, może niepotrzebnie go sprowokowała? Albo, po co w ogóle poruszała dany temat?
Na szczęście, po entym rozstaniu jej życie potoczyło się tak, iż nie musiała dłużej zastanawiać się nad przyjęciem Josha z paskudnym bukietem do domu i podarowaniem mu kolejnej szansy, którą niezaprzeczalnie by zmarnował. I gdy była już pewna, że anturium nie zawita więcej do jej życia, niedawno sama poszła do kwiaciarni i zakupiła takową wiązankę.
Przyjaciółki otwarcie mówiły, że robi źle. Nie była przecież w związku ze zdradzieckim skurwysynem, więc nie miała obowiązku pomagać mu w czymkolwiek. Ale Kayla, jak to Kayla, zrobiła i tak po swojemu. Mając okropne wyrzuty sumienia (bo w końcu zerwała z Joshem w tak kiepskim dla niego momencie), postanowiła, że pójdzie na pogrzeb niedoszłej teściowej i wesprze byłego w tych trudnych dla niego chwilach.
Pomogła Joshowi w przygotowaniach do pochówku, a potem do stypy. Co więcej, dla jego matki kupiła cholerne anturium i położyła je przy trumnie w czasie ceremonii. I gdyby tego było mało, to jeszcze zaprosiła chłopaka po wszystkim do siebie, żeby biedaczek nie siedział sam. W końcu, poza Benson nie miał już nikogo.
Jakbyście to skwitowali? Christina upierała się przy słowie „głupota”.
Niestety Kay nie widziała w tym nic złego. Ot, pomagała przecież tylko zrozpaczonemu mężczyźnie. Mężczyźnie, z którym zwykła dzielić kiedyś łóżko. I co najlepsze, zupełnie nie dostrzegła, że Josh ma w tym wszystkim ukryty motyw i do ów łóżka chce wrócić.
Tak minął im tydzień. A potem następny. Kayla, oczywiście, przez cały ten czas chodziła do pracy i wykonywała swoje domowe obowiązki. Z tym że wspomniane obowiązki nieco zmieniły swoją postać. Na przykład, zaczęła się bardziej przykładać do gotowania. Nie kucharzyła przecież już tylko dla siebie. Miała w domu faceta. I idąc tym tropem, zmieniały się kolejne rzeczy. Prała ciuchy Josha, sprzątała po nim, a gdy przyjaciółki zwracały jej na to uwagę, uparcie powtarzała, że przecież nie był w stanie zająć się tym sam.
- Wywal go z domu – oznajmiła z przekonaniem Christina. Rozmawiały przez telefon i blondynka próbowała po raz kolejny przekonać przyjaciółkę do swoich racji. Niestety tylko tak mogły się skontaktować. W końcu Benson nie chciała wychodzić niepotrzebnie z domu i zostawiać Josha samego. Jak twierdziła, sporo ryzykowała chodząc nawet do pracy. Ten facet nie czuł się przecież na tyle dobrze, by siedzieć tak długo w osamotnieniu.
- Christina, nie bądź bez serca. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak jest mu ciężko – szepnęła do telefonu. Zamknęła się w sypialni, by Josh nie słyszał tej rozmowy.
- Ale ty jesteś głupia. Owszem, zmarła mu mama, bardzo mi z tego powodu przykro. Tyle, że to nie twoja sprawa. Nie jesteście już razem, do cholery!
- Łączy nas przeszłość, nie mogę się od niego odwrócić. Został sam – upierała się.
- Na własne życzenie. To zdradziecki skurwysyn i wszyscy oprócz ciebie zdążyli się na nim poznać.
Kayla westchnęła przeciągle.
- Przecież nie mam zamiaru do niego wrócić.
- Teraz tak mówisz.
- Christy, nie wariuj. Josh nie po to tu jest. Zabrałam go do swojego mieszkania, bo sam by o siebie Kto wie, nie zadbał. może nawet zagłodziłby się na śmierć. Biedny, zupełnie nie może się pozbierać. Wiesz, był ze swoją matką naprawdę blisko.
- Tak, tworzyli zgrany duet. Zarówno jedno, jak i drugie tak samo trzepnięte.
- Christy, wyrażaj się. Trochę szacunku.
- Kochana, już zapomniałaś jaka była dla ciebie podła? Josh zresztą nie lepszy. A teraz ich żałujesz.
Wiadomo, Christina miała rację i Kay doskonale o tym wiedziała. Ale zdaje się, że miała zbyt dobre serce, by się teraz tym przejmować.
- A co z Ryanem? – zapytała blondynka, chwytając się ostatniej deski ratunku.
Benson zawahała się.
- Nie rozmawiałam z nim ostatnio. Odezwę się do niego, gdy uporam się z tym wszystkim.
- Kay -
- Wiesz, co? - przerwała jej szybko. - Muszę kończyć. Mam coś do załatwienia. Do usłyszenia, Christy.
I prędko się rozłączyła.
Oczywiście, nie trzeba być wielce uczonym, by wiedzieć, że żadna pilna sprawa nie nagliła naszej Benson. Po prostu nie chciała już dłużej ciągnąć tej rozmowy. Zdawała sobie sprawę z tego, co mogłaby jej powiedzieć przyjaciółka. Była bowiem świadoma, iż przez udzieloną Joshowi pomoc może stracić kontakt z Ryanem (z cudownym, muskularnym, przepięknym instruktorem samoobrony, który dostarczył jej wspaniałych orgazmów!). Szczególnie, że przestała odbierać od niego połączenia.
Ale co niby miała mu powiedzieć? Że tymczasowo zamieszkała ze swoim byłym? Wątpiła, by dobrze to odebrał. Zwłaszcza, że nie był zbyt przychylnie do niego nastawiony. Jednak z drugiej strony kto był? Jedyną osobą, która go żałowała, była nasza bohaterka.
- Kayluś! - zawołał Josh z salonu.
Dziewczyna momentalnie podniosła się z łóżka i bez słowa ruszyła do drugiego pomieszczenia. Można powiedzieć, że zachowywała się, jak jego opiekunka (Christina wolała określenie „służąca”). Tylko, gdyby na to spojrzeć obiektywnie - Josh wcale tak bardzo nie potrzebował jej opieki.
Zwłaszcza, że leżał sobie teraz przed telewizorem. Opatulony kocem w jednej ręce trzymał pilot, w drugiej pusty kubek. I zupełnie nie wyglądał na zmartwionego.
- Zrobisz mi świeżej herbatki? - zapytał przesłodzonym głosikiem.
Bandzior, leżący w progu pokoju, warknął ostrzegawczo.
Kayla, naturalnie, szybko go skarciła, a na prośbę Josha skinęła głową.
- Oczywiście - dodała po chwili.
Owszem, nieco denerwowało ją usługiwanie temu mężczyźnie. Ale przez to, że tak bardzo go żałowała, nie potrafiła mu odmówić.
Zabrała od niego naczynie i pomaszerowała prosto do kuchni. A gdy nalewała do czajnika wody, ktoś zapukał do drzwi. Jakimś jednak cudem, doskonale wiedziała, kim może być jej gość. I może właśnie dlatego, za wszelką cenę starała się zignorować wszelkie docierające do niej dźwięki.
- Kayluś, ktoś puka! – zawołał Josh z kanapy. Nie miał siły nalać sobie czegoś do picia, ale za to z krzykiem nie miał najmniejszego problemu. I to co najmniej tak, by usłyszało go całe osiedle. Teraz nowo przybyły mógł być w stu procentach pewien, że ktoś przebywał w domu.
- Otworzysz? – krzyczał dalej. – Słyszysz Kayluś?
Benson jęknęła głośno, po czym porzuciła dotychczas wykonywaną czynność i pokierowała się w stronę drzwi wejściowych. Jednak wcale nie miała ochoty mierzyć się z jej gościem. Kimkolwiek on był.
Z lękiem uchyliła drzwi.
- Ryan – powiedziała, udając zaskoczenie na widok potężnego faceta w progu jej domu. – Nie spodziewałam się ciebie.
Cóż, to było wielkie kłamstwo. Wiedziała bowiem, że prędzej, czy później będzie musiała się z nim spotkać. A znając Ryana i tak długo zwlekał ze złożeniem jej wizyty.
- Christina mi powiedziała, co jest grane – wyjaśnił od razu.
Akurat tego Kay nie przewidziała.
Rozmawiała przed chwilą z Christy i ta absolutnie o tym nie wspomniała. A skoro Walton pojawił się pod jej drzwiami teraz, to przecież musiała mu o tym powiedzieć długo przed wykonaniem telefonu do Benson.
- Co dokładnie ci powiedziała? – zapytała przerażona.
- To, że ten zdradziecki skurwysyn cię po raz kolejny wykorzystuje.
Walton pchnął nieco drzwi, wchodząc bez zaproszenia do środka.
- Ryan – zawołała za nim ściszonym głosem, nie chcąc by Josh usłyszał jakikolwiek fragment tej rozmowy. – To nie jest dobry moment.
Instruktor pokręcił głową z dezaprobatą i bez dalszego zaproszenia, tudzież martwienia się dobrymi manierami, wszedł do salonu. Bandzior zaszczekał radośnie, wyrażając swoje zadowolenie.
- Co ty robisz!? – krzyknęła zdenerwowana za nim, ale to na nic się zdało.
- Kayluś, co się dzieje? – zapytał Josh, momentalnie podnosząc się do pozycji siedzącej. Koc nieco zsunął mu się z ciała, ukazując jego ulubiony zestaw piżamowy. Przy stojącym obok Waltonie, ubranym od stóp do głów na czarno, wyglądał dość śmiesznie.
- Widzę, że się zadomowiłeś – stwierdził drwiąco nowo przybyły.
Josh był nieco niższy od instruktora. Nie miał również żadnego imponującego umięśnienia, dlatego nie wyglądali na równych sobie przeciwników. Ale to w żadnym razie nie zniechęciło byłego chłopaka Kayli. Jednak, broń Boże, nie wchodziła tu w grę żadna odwaga. Możemy mówić raczej o głupocie.
- To ten koleś z którym się ostatnio spotykałaś? – zapytał, spoglądając w stronę Benson. – Chyba nie podoba mu się to, że się już nie widujecie, co?
Josh nie był wysportowany, w żadnym razie nie mógłby pokonać Ryana fizycznie. Ale za to znał się na czymś innym, co zresztą często wykorzystywał w związku z Kaylą.
- Christina mi mówiła, co z ciebie za numer.
Niższy z mężczyzn stał tak, że dziewczyna nie widziała jego twarzy. A szkoda, bo właśnie uśmiechnął się bezczelnie.
- Przyszedłem ci więc powiedzieć, żebyś trzymał łapska z dala od Kayli.
- Ryan, uspokój się, nic między nami się nie dzieje. Ja po prostu pomagam…
- Właśnie Ryan – przerwał jej Josh. Mówił smutnym głosem, kontrastującym z uśmiechem, którego Benson wciąż nie mogła dostrzec. – Kay tylko mi pomaga. Bo widzisz, co by się nie działo, to my zawsze trzymamy się razem. Ja też pomogę Kay, gdy tylko będzie mnie potrzebowała. Zawsze.
Dwuznaczność w spojrzeniu mężczyzny była oczywista. Każdy domyśliłby się do czego tak naprawdę pije. Każdy poza naszą księgową, oczywiście. Dziewczyna pewnie wzięła jego słowa za miłą deklarację przyjaźni i tego, że w przyszłości, mimo iż nie będą parą, on zawsze zaoferuje jej swoją pomoc.
Doprawdy, baby są czasem takie naiwne.
- Słuchaj skurwysynu –
- Ryan! – warknęła Kay. – Jak ty się zachowujesz?!
- Kayla, czy ty naprawdę nie widzisz, co ten facet próbuje tu ugrać?
- Przestań – powiedziała stanowczo. – Myślę, że czas już na ciebie.
Walton spojrzał w stronę ciemnowłosej. Był zupełnie zdezorientowany.
- Kayla – spróbował ponownie, jednak spotkał się z kompletną dezaprobatą w jej spojrzeniu.
- Powinieneś już wyjść – powtórzyła zupełnie nie zdając sobie sprawy, że wszystko, ale to wszystko działo się zgodnie z planem Josha, który miał jednak pewną przewagę nad Kaylą.
Był bowiem słabostką naszej bohaterki. Dziewczyna wciąż go żałowała. I wyglądało na to, że mimo rozstania ta jedna rzecz wciąż nie uległa zmianie. Tym razem nie raczył jej historyjkami o tym, że się poprawi, że wszystko będzie dobrze, bo przecież ją kocha. Wygrał inaczej. Ale niestety po raz kolejny triumfował.



czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 26

 W życiu codziennym czyha na nas wiele niezręcznych sytuacji. I niewątpliwie jedną z nich może być moment po seksie. Szczególnie jeśli ów seks uprawialiśmy pod wpływem emocji i – bądź co bądź – nie przemyśleliśmy tego zbyt dokładnie. Dlatego, gdy Kayla nieco się otrząsnęła i postanowiła już dłużej nie myśleć o swoim spełnieniu, zdała sobie sprawę z niezgrabności całej sytuacji. Zupełnie nie wiedziała, co powinna zrobić. Bo czy są jakieś zasady savoir-vivre mówiące o tym, jak zachować się po seksie? Jeśli nie, to ktoś powinien poważnie zastanowić się nad stworzeniem kilku prostych porad.
Na przykład, powinno być jasno powiedziane, kiedy po pierwszym, często spontanicznym stosunku odsunąć się od faceta/kobiety i zacząć się ubierać. Plus, czy odpowiednie jest zadawanie pytań typu „widziałeś gdzieś moje majtki?”, bądź „w którą stronę rzuciłeś moim stanikiem?”. Warto również wiedzieć o kilku podstawowych zwrotach grzecznościowych – podziękować, a może zapytać, kiedy należałoby powtórzyć podobną... sytuację? Niestety to wszystko było dla Kayli wielką zagadką, gdyż do tej pory jej poczynania w stosunkach damsko-męskich skupiały się na Joshu, który zwykle kończył każdą romantyczną chwilę mocną drzemką. Problem więc rozwiązywał się sam.
Nasza bohaterka nie chciała jednak zaliczyć żadnego faux pas, dlatego starała się nie wychylać. Szczególnie, że jej poczynaniom nie przyglądał się jakiś tam pierwszy lepszy mężczyzna. O nie.
- Wszystko w porządku, Kay? - zapytał Ryan, patrząc uważnie na dziewczynę. Podczas gdy Kayla szukała swojej bielizny i reszty garderoby, panu trenerowi nie śpieszyło się absolutnie z niczym.
Czy było w porządku? Ciężko stwierdzić. Prawdopodobnie zależało to od tego, o co dokładnie pytał. Fenomenalny seks? Jak najbardziej w porządku! Zwłaszcza że, co chwilę odtwarzała w swojej pamięci każdy najdrobniejszy szczegół. I nie mogła uwierzyć w to, jak wyraźnie to wszystko pamiętała. Wiedziała, że w ciągu kilku najbliższych dni będzie wspominała dotyk jego ust i ich smak, silne, ale czułe ramiona, czy nawet zapach Waltona. I broń Boże nie zapomni tego, jak jej dotykał. A już na pewno nigdy nie spojrzy na żadne biurko tak samo.
Problem tkwił w czymś innym.
Cóż, Kayla była po prostu kobietą i nie mogła ot tak wyłączyć myślenia. W ciągu tych kilku chwil zdążyła już przeanalizować kilka scenariuszy. Przede wszystkim debatowała nad tym, co ten jeden stosunek zmieniał w ich relacji. Dalej będą grać w kotka i myszkę, próbując doprowadzić do kolejnej sytuacji, w której będą uprawiać oszałamiający seks na biurku (bądź na jakimkolwiek innym meblu)?
- Kay?
- Tak, tak – odpowiedziała pośpiesznie. - Po prostu zastanawiam się co dalej.
Ryan zmarszczył brwi, po czym (w końcu!) sięgnął po leżące na podłodze bokserki i włożył je na siebie.
- To znaczy? Nie sądzę, żeby było nad czym się zastanawiać.
Nad głową Benson momentalnie zapaliła się czerwona lampka. Jak pewnie każdy się domyśla, zupełnie odwrotnie zinterpretowała jego słowa. Ale proszę się nie przejmować, Kayla po prostu taka była. Wszystko robiła na opak. Na szczęście, Ryan chyba zdołał się już do tego przyzwyczaić.
-Czyli co? To jednorazowa sprawa? - zapytała, spoglądając na niego nieco oskarżycielsko.
-Słucham? - zdziwił się. - A w którym momencie to powiedziałem?
Kay złapała za swoją bluzkę, szybko zakładając ją na siebie. Zaraz potem brała się za szukanie spodni.
- No, przed chwilą.
Ryan westchną głęboko. A potem jeszcze raz i jeszcze raz, próbując uspokoić swoje nerwy.
- Chyba niedawno uzgodniliśmy, że chcesz... mnie. Uważasz, Bystrzaku, że kazałem ci się do tego przyznać tylko po to, żeby cię przelecieć i zapomnieć o całej tej sytuacji?
Kayla wzruszyła ramionami, po czym usiadła na fotelu, stojącym przed biurkiem, by wciągnąć na siebie spodnie. Starała się wyglądać na obojętną i nie pokazywać, że była nieco zdenerwowana. Wiadomo, niech sobie facet nie myśli, że jednym numerkiem wstrząsnął jej całym światem (choć wstrząsnął!).
- Z wami to nigdy nie wiadomo. Miałam taką jedną koleżankę, co chłopak rok za nią ganiał. Cały rok! A gdy tylko ją przeleciał, to kontakt im się nagle urwał. Ciekawe dlaczego, co?
Ryan nie po raz pierwszy w życiu poczuł, że służba w wojsku, była dla niego naprawdę dobrym wyborem. Nauczył się tam bowiem jednej bardzo ważnej rzeczy – panowania nad sobą.
-Kayla – zaczął. Mówił spokojnym głosem, w żadnym razie nie chcąc się unosić. - Uwierz, nie ganiałbym za tobą tyle czasu tylko po to, by cię przelecieć. Mam plany wobec ciebie. Więc przestań to wszystko analizować, bo zaczynam się ciebie i twoich pomysłów bać.
Benson zerknęła na niego mimochodem, ale zaraz potem skupiła swoją uwagę na szukaniu butów, udając, że wcale nie usłyszała wzmianki o żadnych planach Waltona wobec niej. Nie chciała się nadmiernie ekscytować. W końcu nie wiadomo, co konkretnie miał na myśli. Może zamierzał zapisać ją do jakiejś drużyny sportowej, bo na lekcjach z samoobrony dostrzegł w niej potencjał (nie oszukujmy się, ta opcja jest niemożliwa), bądź po prostu chciał iść z nią na jakąś randkę i na tym jego plany, co do Kay się kończyły. Kto wie...
- Oczywiście, wszystko rozumiem – powiedziała ciemnowłosa. - Po prostu chciałam się upewnić, że mamy zamiar rozegrać to podobnie. No wiesz, żeby potem nie było niepotrzebnych nieporozumień.
Ryan skinął głową.
-Straciliśmy jedne zajęcia – zauważył, nieco zmieniając temat.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Ja tam nie narzekam. I tak nie byłam w nastroju na żadne ćwiczenia.
- Tego bym nie powiedział.
Kayla nabrała głośno powietrza, zupełnie nie wiedząc, jak na to odpowiedzieć.
- Na szczęście zdążysz na drugi trening – dodał z uśmiechem instruktor.
Kay poczuła, jak momentalnie słabnie. Po tym wszystkim, co się tutaj wydarzyło (a przez wszystko można rozumieć niespodziewany stosunek na mahoniowym biurku) nie miała zamiaru wejść z Waltonem na trening i udawać, że nic ich nie łączy. A na pewno nie chciała przyglądać się temu, jak Hanna, czy jakakolwiek inna dziewczyna łasi się do trenera, udając że potrzebuje jego pomocy.
- Ja chyba sobie odpuszczę – zaczęła, podnosząc się z fotela. - Mam do załatwienia kilka spraw, także muszę już wrócić do domu.
- Och, tak? - zapytał Ryan, zakładając ręce na biodra (na szczęście już zdołał się ubrać, bo i bez tego już wystarczająco mocno rozpraszał tę biedną dziewczynę). - Czyli przyjechałaś tutaj tylko po to, by mnie przelecieć?
Kayla otworzyła usta szeroko. Zabawne, zupełnie zabrakło jej słów.
- Wyluzuj Kay, tylko żartuję – dodał, po czym schylił się, by założyć buty. - Jeśli nie chcesz iść na trening, to pozwól, że chociaż odwiozę cię do domu.
- Nie, nie. To że ja nie idę na trening, nie oznacza, że masz go odwołać, czy coś.
- Spokojnie, Thomas zajmie się moją grupą.
Kayla doskonale wiedziała, że Ryan robił to wszystko, by poczuła się pewniej. Prawdopodobnie nie chciał, by dziewczyna zaraz dopowiedziała sobie jakąś historię, czy też dalej cokolwiek analizowała. Znając Kaylę, to mogło naprawdę źle się skończyć. Zarówno dla niej, jak i dla niego. A tak chociaż miał ją pod kontrolą. I co lepsze, mogli spędzić ze sobą nieco więcej czasu.
Dlatego, zaledwie chwilę później kierowali się w stronę wyjścia z budynku. Uprzednio, oczywiście, Ryan poinformował swoich pracowników o jego nagłej nieobecności i choć Kay z początku czuła się dość niekomfortowo, gdy instruktor powierzał Thomasowi swoje obowiązki, to zaraz potem, gdy zlecał Amy wykonanie kilku rzeczy, Benson uśmiechała się szeroko. A co, niech ta blondyna wie, że Ryan Walton robi sobie dzień wolny od pracy, by spędzić go z Kaylą.
Co ciekawe, gdy siedzieli już w samochodzie, zmierzając do domu ciemnowłosej, dziewczyna otrzymała wiadomość od swojej przyjaciółki Christiny. Wiadomo - to, że Kayla nie pokazała się na treningu można wytłumaczyć na rozmaite sposoby. Każdy przecież wie, że Benson nie była miłośniczka sportu i dość niechętnie zgodziła się na kurs samoobrony. Jednak fakt, że na treningu nie pojawił się również Walton, pozwolił Christy wyciągnąć jednoznaczne wnioski. Nikogo więc pewnie nie zdziwi treść SMS-a:
Ty podstępna, diaboliczna kombinatorko! Co zrobiłaś z naszym instruktorkiem? Gdzie go teraz przetrzymujesz?”
Chwilę później przyszła kolejna wiadomość.
Dobry był?”
Kayla mimowolnie się uśmiechnęła. Naturalnie, postanowiła teraz nie opisywać pannie Ellis wszystkiego co zaszło między nią a trenerem. Do przekazania tych nowinek potrzebowała czegoś więcej. Potrzebowała babskiego wieczoru. I dużej ilości wina.
Dlatego, zanim schowała telefon, odpisała jedynie:
I to jak.”
- Co się tak się uśmiechasz? - zapytał Ryan, zerkając na nią mimochodem. Prowadził samochód, dlatego nie poświęcał jej całej swojej uwagi, ale nawet ślepy by zauważył szeroki uśmiech na jej twarzy.
- Christina do mnie napisała. Ciekawi ją moja nieobecność na treningu – odpowiedziała. W pierwszej chwili chciała skłamać. Wymyślić jakiś durny powód jej uśmiechu i, broń Boże, nie wspominać nic na temat domysłów blondynki. Jednak to nie miało większego sensu. Jeśli Walton faktycznie miał wobec niej jakieś plany (jakiekolwiek one były), to chyba przyszedł odpowiedni czas, by zacząć go przyzwyczajać do pewnych rzeczy. Na przykład – do dziwactw jej przyjaciół.
- I jaką wymówkę wymyśliłaś dla siebie?
- Nie musiałam nic wymyślać. Domyśliła się, co jest grane.
Ryan uniósł w zaskoczeniu brwi.
-Jakim cudem? To, że nie ma nas oboje jeszcze o niczym nie świadczy.
Kayla pokręciła w rozbawieniu głową.
- Cóż – zaśmiała się. - Powiedzmy, że Christy ma szósty zmysł.
Ryan zastanowił się przez chwilę. Najwyraźniej coś mu w tym wszystkim nie grało.
-Skoro więc domyśliła się, dlaczego cię nie ma na treningu, to po co o to pytała?
Zdaje się, że wygodnym dla Kayli byłoby w tym momencie po prostu pominąć istotny fakt. A najlepiej zupełnie przeinaczyć treść otrzymanych SMS-ów.
-Nie pytała o to, dlaczego mnie nie ma – wyjaśniła.
- Więc o co?
- O to, czy byłeś dobry.
Ryan wyprostował się nieco bardziej na swoim fotelu. Wydawałoby się nawet, że nieco napiął mięśnie i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Zanim odpowiedział minęła jednak dłuższa chwila.
- I co jej odpisałaś?
Kayla roześmiała się głośno.
- Tę wiadomość już zatrzymam dla siebie – powiedziała, w momencie, gdy Waltman zaparkował pod jej kamienicą. Wysiedli z samochodu od razu kierując się w stronę mieszkania dziewczyny.
- To trochę nie fair – zaczął. - Powinienem chyba wiedzieć.
- Niby dlaczego?
I prawdopodobnie Ryan by odpowiedział, gdyby nie pewien znaczący fakt. Gdy zmierzali w górę schodów, doszedł ich zaskakujący dźwięk. Głośny szloch rozbrzmiewał zaledwie piętro wyżej, a więc gdzieś spod mieszkania Benson.
Dziewczyna, naturalnie, w pierwszej chwili pomyślała o swojej siostrze, dlatego znacznie przyśpieszyła kroku, pędząc pod drzwi swojego lokum. Tyle że to, co ujrzała, nie miało nic wspólnego z Lindsay.
-Josh? - zapytała zdziwiona i przerażona zarazem.
Kogo, jak kogo, ale swojego eks z pewnością nie spodziewała się już tutaj zobaczyć.
Mężczyzna, dotąd siedzący na zimnych schodach i trzymający głowę między nogami, momentalnie się wyprostował. Spojrzał na Kay zapłakanymi oczami i jedną z dłoni wytarł swój zasmarkany nos.
- Kayla! - zawołał, podnosząc się momentalnie i idąc w stronę dziewczyny. Kilka sekund później stał już obok, mocno się do niej przytulając. A przy tym wprawiając w osłupienie zarówno Ryana, jak i biedną Benson.
I jakby mało dramatów nasza bohaterka miała na głowie, Josh oznajmił:
- Mamusia nie żyje.