środa, 22 października 2014

Rozdział 7


Życie jest pełne niezręcznych sytuacji. Często stajemy przed wyborami, które nie zmieniają zbyt wiele, ale za to są niewiarygodnie stresujące. Kayla w tym momencie znajdowała się w podobnym położeniu. A decyzja, jaką miała podjąć wcale nie była taka istotna. Niemniej, dziewczyna rozważała ją co najmniej tak, jakby zależało od tego jej życie. Tyle że w konsekwencji i tak stwierdziła, że zrobi wszystko, by nie być osobą decydującą.
Przeszła więc za swoim przyjacielem, instruktorami i ich koleżanką, wcale nie śpiesząc się z zajmowaniem miejsca przy stoliku. Bo przecież które miała wybrać? Te obok Blake'a wydawało się najlepszą opcją, jednak przez fakt, że mężczyzna szedł teraz u boku radosnej blondynki, to Kay wątpiła, że zdecyduje się zasiąść obok niej. Czyżby pozostawało jej miejsce obok któregoś z trenerów? Tylko którego?
Problem, ku wielkiemu zadowoleniu Benson, rozwiązał się sam, kiedy Blake Tyler przerwał swoją krótką pogawędkę i zamiast usiąść obok Elli, która poprosiła Ryana by zajął miejsce pierwszy, pokierował Kaylę na odpowiednie siedzenie. Dzięki czemu, chcąc nie chcąc, znajdowała się na przeciwko swojego trenera. I chociaż przez chwilę dziękowała Bogu, że nie pozwolił na to, by siedzieli obok siebie, to nagle – za sprawą radosnej twarzy instruktora, który uważnie przyglądał się swojej uczennicy – Kayla stwierdziła, że ta opcja jednak wcale jej nie odpowiadała.
- Nie wiedziałam,  że kumplujesz się z moim przyjacielem - powiedziała od razu. Nie traciła czasu na grzecznościowe wstępy. Oczywiście, przybyła do tego baru z konkretnego powodu i choć kompletnie nie rozumiała swoich działań, to nie miała zamiaru dać się zdominować. Co było dość niedorzeczne, bowiem Ryan w tym momencie najwyraźniej nie wziął sobie tego za cel.
- Nie wiedziałem,  że przyjaźnisz się z moim kumplem - odpowiedział, uśmiechając się przy tym delikatnie. Zdawał się być w wyśmienitym nastroju, co wcale nie było do niego podobne. Do tej pory zwykł przecież pokazywać swoją surowość i pełną profesjonalność. Z tą różnicą, że dotychczas spotykali się na sali treningowej,  a wtedy Ryan odgrywał rolę jej trenera. Nie miała więc wcześniej wystarczającej okazji, by poznać go z innej strony.
- Co chcecie do picia? - Zapytał Blake, nie zajmując wolnego miejsca obok swojej przyjaciółki, dlatego Thomas niepostrzeżenie wykorzystał sytuację.
Wszyscy, z wyjątkiem Waltona poprosili o piwo, podczas gdy były żołnierz zamówił jedynie wodę. Taylor kiwnął głową i pokierował się w stronę baru, by złożyć zamówienie u jednej z bliźniaczek, zostawiając Kaylę na pastwę jego znajomych.
- Jak Ci się podobają treningi u Waltmana? - Zapytał Thomas, poświęcając całą swoją uwagę Kay. Dziewczyna, oczywiście, zdołała zauważyć, że specjalnie przekręcił nazwisko instruktora i to w jakiś sposób ją rozluźniło. Choć na pewno nie bardziej niż wcześniej wypite piwo. – Żałujesz, że nie wybrałaś mnie? – Droczył się.
- O tak – zadrwiła. – To była najgorsza decyzja w całym moim życiu – dodała, udając, że kątem oka wcale nie zauważyła, jak Ryan uśmiechnął się na jej ironię. Ani tego, jak cudownie przy tym wyglądał.
- Jesteś z Denver? – Wtrąciła Elle. Dziewczyna nachylała się nad stołem, opierając swoje przedramiona na blacie. Jej głos był uprzejmy i wydawała się naprawdę cudowną osobą, ale Kayla wciąż nie mogła zdecydować, czy darzyła ją sympatią. Być może dlatego, że nie do końca wiedziała, co blondynka robiła z instruktorami. Czyżby spotykała się z którymś z nich? Tyle że Ryan na dzisiejszym treningu powiedział jej, że jest sam, a Thomas raczej nie zachowywał się tak, jakby był z kimś w związku. Chyba że Blake… Ale przecież, by jej o tym powiedział, prawda?
- Tak, tutaj się urodziłam i wychowałam – odpowiedziała płynnie, próbując nie czuć się zagrożona. Szkoda tylko, że z sekundy na sekundę traciła coraz więcej pewności siebie. A wygląd Elle wcale tego nie ułatwiał. Dziewczyna w końcu łudząco przypominała Siennę Miller. Pf, była nawet ładniejsza!
- Cudownie. Pracujesz?
Zdecydowanie zaczynało się robić z tego dziwne przesłuchanie.
- Tak – zawahała się. – Jestem księgową.
- Och, umysł ścisły. – Ella uśmiechnęła się, po czym kontynuowała: - Długo pracujesz w zawodzie?
- Prawie od dwóch lat.
- Podoba ci się twoja praca?
- Oczywiście.
I zapewne trwałoby to dalej – Ryan i Thomas nie wydawali się zainteresowani przerwaniem ciągu pytań – gdyby Blake nie pojawił się z powrotem przy ich stoliku, niosąc tacę z zamówionymi wcześniej napojami. Kayla była wdzięczna zarówno za jego obecność, jak i za to, co przyniósł. Zdawała sobie sprawę, że potrzebuje chociaż odrobiny alkoholu, by przetrwać ten wieczór. I w czasie, gdy ciemnowłosa skupiła się na swojej szklance, pozostali zaczęli luźną rozmowę na bliżej nieznany Benson temat. Nie dziwne więc, że na chwilę odpłynęła myślami gdzieś daleko. Oprzytomniała dopiero wtedy, gdy Blake zamienił jej pustą szklankę na nową, pełną piwa z sokiem malinowym.
- Wszystko w porządku? – Zagaił niespodziewanie Thomas, oplatając Kay swoim ramieniem. Był już nieco wstawiony, co oznaczało po prostu tyle, że Kay przegapiła znacznie więcej, niż tylko jedną kolejkę. – Wydajesz się trochę rozkojarzona.
- Może to ty tak na nią działasz – zadrwiła Elle. Zachowywała się co najmniej tak, jakby powiedziała najbardziej zabawną rzecz na świecie. I, oczywiście, Thomas może nie wpadł Kay w oko, ale dziewczyna nie była ślepa; facet wyglądał naprawdę dobrze, dlatego kompletnie nie rozumiała rozbawienia blondynki.
- Bardzo śmieszne, Eleonoro – syknął w swojej obronie. Kayla momentalnie sięgnęła po szklankę piwa, by nie musieć dołączać się do tej rozmowy. – To, że nie jestem w twoim typie nie znaczy, że inne laski na mnie nie lecą.
- Oczywiście, że nie jesteś w moim typie – prychnęła, machając lekceważąco ręką. – Musiałbyś mieć waginę.
Kay zachłysnęła się przełykanym napojem, mimowolnie zwracając na siebie uwagę wszystkich.
- Wszystko w porządku, Benson? – Zapytał troskliwie Blake.
Dziewczyna uniosła do góry obie ręce, próbując opanować swój nierówny oddech. W odpowiedzi jedynie skinęła głową, niezdolna do wypowiedzenia czegoś więcej. Nie tylko ze względu na to, że jej głos brzmiałby słabo. Nagle po prostu zabrakło jej słów. Ładniejsza wersja Sienny Miller była lesbijką i nie stanowiła dla Kay żadnego zagrożenia. Nie żeby właśnie to zaprzątało myśli dziewczyny przez cały ten czas…
- Przepraszam – odezwała się po dłużej chwili, posyłając Elle pełne skruchy spojrzenie. W końcu nie trudno było zgadnąć, że to ona była powodem tego małego zamieszania. – Nie sądziłam, że…
- Myślisz, że w innym razie zabralibyśmy ją na męski wieczór? – Zaśmiał się Thomas, po czym nagle spoważniał, przypominając sobie, że przecież Benson siedzi z nimi przy jednym stoliku i, jakby nie patrzeć, uczestniczy w ich wieczorze. – Znaczy…
- Wyluzuj – odpowiedziała mu ciemnowłosa, sięgając po swoją szklankę. – Nie krępuj się i opowiadaj o tych wszystkich rzeczach, o których mówi się na „męskich wieczorach”. O! Wyobraź sobie, że jestem facetem.
Po drugiej stronie stołu rozległo się prychnięcie.
- Coś nie tak, Waltman? – Kayla zmarszczyła brwi, uważniej przyglądając się swojemu trenerowi, który najwyraźniej był bardzo rozbawiony jej słowami.
- Walton – odezwał się Blake. – On ma na nazwisko Walton. – Najwyraźniej nikt go nie poinformował o historii tego przezwiska. Co jednak zaskakujące, Elle poklepała go po dłoni i za sprawą jednego uśmiechu dała do zrozumienia, że Kay o tym wie.
- Nie, skąd. Wszystko w porządku. – Ryan uśmiechnął się, po czym kontynuował: - Poza tym, że wyobrażenie sobie ciebie jako faceta jest niemożliwie.
- A to dlaczego? – Zapytała zaczepnie. Bez wątpienia powodem tego, że tak chętnie wchodziła w dyskusje ze swoim trenerem były dwa, wcześniej wypite piwa i kolejne rozpoczęte. Była w znacznie lepszym nastroju, niż gdy tu przyszła. Jakby nie patrzeć, przez cały ten czas uśmiech nie schodził jej z twarzy. I niespodziewanie poszerzył się, gdy Ryan zupełnie mechanicznie zerknął na jej dekolt, ramiona, dłonie, a następnie przesunął spojrzeniem z powrotem do jej twarzy, jakby szukał odpowiedniego argumentu. I, co było dość oczywiste, zapewne go znalazł.
Blake uśmiechnął się przepraszająco, dając tym do zrozumienia, że zaraz zamierza „zdradzić” Benson i objąć przeciwne stanowisko.
- Pijesz piwo z sokiem – podał pierwszy argument.
- Znam wielu mężczyzn, którzy piją piwo z sokiem! – Obroniła się, próbując wyglądać na pewną siebie.
- Wymień chociaż jednego. – Ryan rzucił wyzwanie.
- Josh – powiedziała od razu, napędzona przez alkohol. – Mój były chłopak.
Blake machnął ręką.
- On się nie liczy – zaśmiał się. Chciał zapewne powiedzieć to cicho, ale przez fakt, iż był trochę wstawiony nie miał zbytniej kontroli nad swoim głosem. – Miałaś podać przykład mężczyzny.
Kay poczuła, jak jej policzki robią się czerwone. Przyzwyczaiła się do żartów Christy i Leanne na temat jej byłego chłopaka, ale Blake nigdy sobie nie pozwalał na tego typu rzeczy. Szczególnie, gdy mieli towarzystwo. A to, że obok siedział Ryan tylko sprawiło, iż Kayla poczuła się jeszcze gorzej.
- Nie przeklinasz – powiedział Thomas, rzucając kolejnym argumentem. Zupełnie nieświadomie wybawił dziewczynę z niezręcznej dla niej sytuacji.
- Potrafię przeklinać – prychnęła.
Ella popatrzyła na nią z rozbawieniem.
- Spróbuj.
Kayla zastanowiła się przez chwilę.
- Cholera – powiedziała dumnie.
Wszyscy zgodnie pokręcili głowami, nie akceptując tego słowa.
- Wiecie co? – Zapytała blondynka, niby zmieniając temat. – Mam ochotę potańczyć. Ktoś chętny?
Kayla momentalnie uniosła rękę do góry, zgłaszając się na ochotnika, prawdopodobnie dlatego, że chciała się stąd wyrwać i uniknąć całej tej niepotrzebnej uwagi. Niestety tym samym sprawiła, że cała czwórka popatrzyła na nią karcąco.
- Poważnie, Kay? – Zaśmiał się Blake. – Elle cię tylko podpuszczała.
- My nie tańczymy – oznajmił stanowczo Thomas, unosząc swoja butelkę piwa do góry w geście toastu i tym samym pokazując główny powód swojej wizyty w tym miejscu. – Nie ma mowy.
Benson jęknęła przeciągle.
- Jesteście niedorzeczni – zaczęła. – Ani piwo, ani przeklinanie nie definiuje mężczyzny – oznajmiła stanowczo. – Musicie wymyślić coś lepszego, bo moim zdaniem perfekcyjnie nadaję się na męskie wieczory.
Wszyscy zgodnie się roześmiali.
- Jesteś urocza – powiedział Ryan, unosząc swoją szklankę, by upić z niej łyk. – To cię ostatecznie dyskwalifikuje.
Kayla otworzyła szeroko usta, pokazując tym samym swoje oburzenie.
- Ty też jesteś uroczy i jakoś cię to nie dyskwalifikuje!
Zdecydowanie alkohol sprawiał, że każdy temat wydawał się perfekcyjny do sprzeczek. Ale co ważniejsze, sprawiał, że często padały słowa, o których niekoniecznie chciało się informować drugą osobę.
Ryan prychnął.
- Uroczy?
- No jasne – jęknęła – teraz będziesz udawał, że nie widzisz tych wszystkich śliniących się do ciebie lasek na treningach.
- Nie sądziłem, że się do mnie ślinisz. – Jego uśmiech zdecydowanie się poszerzył. Niezaprzeczalnie czerpał z tej rozmowy ogromną radość.
- Nie ślinię!
- Powiedziałaś, że wszystkie…
- Och! Zmieniam zdanie. Zdecydowanie nie jesteś uroczy. Jesteś jak wrzód na tyłku.
Ryan zamiast się obrazić roześmiał się głośno.
- Jesteś urocza – powtórzył, kręcąc z rozbawieniem głową.
I chociaż niespodziewanie temat rozmowy zmienił się diametralnie i Ella zaczęła opowiadać o swoim nowym podboju, to Kay nie mogła wyrzucić z głowy słów instruktora. I nie mogła nic poradzić na szeroki uśmiech, który pojawił się na jej ustach. Przez chwilę próbowała zrzucić to na wypite piwa, ale potem dała sobie z tym spokój. W końcu Ryan Waton uważał, że była urocza!
Kilka minut później przeprosiła wszystkich i ruszyła w stronę łazienki. Ella, w przeciwieństwie do tego, co zapewne zrobiłaby każda inna kobieta, nie zaproponowała pójścia z nią. Zamiast tego skupiła się na opowieści Thomasa, która według Benson nie miała żadnego ładu i składu.
Dziewczyna wyszła z toalety i podeszła do umywalki, by umyć ręce. A w momencie, gdy wycierała swoje dłonie o papierowy ręcznik, do pomieszczenia wbiegła jej nowa znajoma. Wydawała się być dość zdezorientowana.
- Do naszego stolika podszedł przed chwilą jakiś koleś – zaczęła od razu. – Pytał Blake’a o ciebie.
Kayla zmarszczyła brwi, zupełnie się tego nie spodziewając. Będąc jednak zbyt ciekawa tożsamości nowo przybyłego ruszyła w stronę drzwi łazienki.
Zatrzymał ją jednak głos dziewczyny.
- Blake poprosił mnie żebym cię uprzedziła i powiedziała, że to Josh.
Kayla szybko odwróciła się w stronę blondynki, jakby to miało jej pomóc w zrozumieniu tego, co usłyszała.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent – odpowiedziała, wzruszając ramionami. – Dlatego tu jestem. Wiesz, lepiej być przygotowaną psychicznie na spotkanie z byłym.
Kay mimowolnie skrzywiła się na myśl, że jej pijany przyjaciel właśnie rozmawia z jej byłym chłopakiem. Grymas ten od razu się powiększył, gdy zdała sobie sprawę, że wszystkiemu przysłuchuje się jej instruktor.
Naprawdę chciała ruszyć w drogę powrotną do stolika, by upewnić się, że Blake nie zrobi niczego głupiego, jednak wiedziała również, że nie był to odpowiedni dzień na mierzenie się z Joshem. Miała nadzieję, że dostanie od niego jeszcze kilka dni na przemyślenie spraw.
Dziewczyna westchnęła głośno, odchylając głowę do tyłu, nagle niezadowolona z ilości piwa, które dzisiaj wypiła.
- Pożegnasz ode mnie chłopaków? – Zapytała. Być może była największym tchórzem w historii, ale tego wieczora miała to gdzieś. – Naprawdę nie chcę spotykać się dzisiaj z Joshem.
Ella pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Jasne.
- Wyjdę tylnym wyjściem – wyjaśniła.
Szybko pożegnała się z blondynką i ruszyła w stronę drzwi ewakuacyjnych, które umożliwiały jej wyście z knajpy niezauważoną. W myślach przeklinała byłego chłopaka za to, że wybrał sobie akurat ten wieczór, by go zepsuć. Jej dobry humor minął jak ręką odjął. I poczuła się jeszcze gorzej, gdy zdała sobie sprawę, że zostawiła swoją kurtkę przy stoliku w knajpie. Nie miała jednak zamiaru po nią wracać. Co to, to nie. Wolała marznąc w drodze powrotnej do swojego mieszkania, niż narażać się na rozmowę z Joshem.
Zmierzała więc chwiejnym krokiem prosto przed siebie.
- Benson, poczekaj!
Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie, momentalnie odwracając się w stronę źródła głosu. Choć oczywistym było to, kto ją wołał, wolała jednak się upewnić.
- Zostawiłaś coś – powiedział, uśmiechając się. Ryan zachowywał się swobodnie, co pozwoliło Kay myśleć, iż Josh w spółce z jej przyjacielem wcale nie zrobił żadnej niepotrzebnej zadymy.
Walton wyciągnął w jej stronę kurtkę, a Kay nie czekając ani chwili dłużej szybko ją od niego zabrała i narzuciła na swoje już zmarznięte ramiona.
Znajdowali się minutę drogi od knajpy, co oznaczało, że mężczyzna musiał przebiec ten kawałek, by ją dogonić. I, co było zupełnie zrozumiałe, to nieco rozczuliło Benson.
- Dziękuję – odpowiedziała po chwili zwłoki. – Nie musiałeś.
Ryan uśmiechnął się, przesuwając dłonią po swoim kilkudniowym zaroście.
- Pewnie, że musiałem. W innym wypadku byś się rozchorowała i nie przyszła w środę na mój trening – powiedział, krzyżując ramiona na piersi.
Benson zaśmiała się, kompletnie zapominając o Joshu, a skupiając się na tym, jak bardzo Ryan-trener różnił się od Ryana-kumpla. Najwyraźniej Walton potrafił oddzielić prace od życia prywatnego. No, może w jakiś osiemdziesięciu procentach.
- Chodź, odwiozę cię do domu – zaproponował.
- Nie trzeba – zaprzeczyła szybko. – To tylko kilka minut drogi stąd. Poradzę sobie.
Mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą.
- Kayla – zaczął. (Dziewczyna z całych sił próbowała nie zwracać uwagi na to, że po raz pierwszy w życiu użył jej imienia. Naprawdę próbowała. Problem w tym, że ekscytacja była zbyt wielka, by ją ukryć.) – Cieszę się ogromnie, że doceniasz moje umiejętności dydaktyczne i uważasz, że po tych kilku treningach jesteś gotowa mierzyć się ze światem, ale ja mam do tego trochę inny stosunek. Nie chcę, żebyś szukała okazji na wykorzystanie tych kilku sztuczek, których cię nauczyłem, dlatego pozwól się odwieźć.
Benson mimowolnie się wyszczerzyła. I tak, miał z tym coś wspólnego wcześniej wypity alkohol.
- Ryan – odpowiedziała. Szeroki uśmiech ani na chwilę nie opuścił jej twarzy. – To naprawdę przykre, że nie doceniasz moich niewiarygodnych zdolności. Naprawdę przykre – dodała wciąż się śmiejąc, dlatego wiarygodność jej słów była nic niewarta.
Mężczyzna ponownie pokręcił głową. Tym razem jednak z rozbawieniem.
- Chodź, Kosmitko.
Kayla szukała w głowie sposobu, by mu się jakoś odgryźć, ale nic sensownego nie przychodziło jej na myśl.
- Waltman – powiedziała jedynie, zmierzając za nim w stronę knajpy, gdzie zaparkowany był jego samochód.
- No dalej, stać cię na coś lepszego – drażnił się.

~*~

Kayla zdecydowanie była jedną z tych, którzy nie powinni pić za dużo alkoholu. Zwykle dwa piwa były jej limitem, gdyż wystarczały, by zaszumiało jej w głowie. Już wtedy wykazywała nadmierne zdolności komunikacyjne i za swój priorytet uważała przywitanie się ze wszystkimi ludźmi znajdującymi się w promieniu kilku metrów od niej, czy też poruszanie głębokich, egzystencjalnych tematów ze znajomymi. Oczywiście, miała swoje momenty i chwilami wracał jej zdrowy rozsądek, ale cóż - były to tylko momenty.
Nie dziwne więc, że Ryan Walton poczuł się odpowiedzialny za to, by bezpiecznie usadzić Kaylę na miejscu pasażera, zapiąć ją pasami i niczym małe dziecko poinstruować, by się nie wierciła.
- Jesteś inny – powiedziała Kay, szczerząc się do swojego instruktora. Wiedziała, że gdy wytrzeźwieje będzie żałować każdego przeprowadzonego z nim dialogu, ale teraz nie mogła nic z tym zrobić. Jej usta wydawały się poruszać bez jej zgody.
- A co to właściwie znaczy? – Zapytał, wkładając kluczyk do stacyjki i odpalając samochód. Kilka sekund później wyjechał z parkingu, zmierzając prosto do domu Kay.
- Inny – wytłumaczyła głupio, ale chwilę potem się poprawiła: - Inny niż na treningach.
Ryan zaśmiał się pod nosem, po czym sięgnął w stronę radia, by je włączyć. Natomiast Kayla w międzyczasie przypomniała sobie o czymś niezwykle dla niej istotnym.
- Poznałeś Josha? – Spytała po chwili, z niecierpliwością wyczekując jego odpowiedzi.
- Można tak powiedzieć – stwierdził i zerknął na moment na swoją towarzyszkę. Przyjrzał jej się szybko, po czym ponownie jego oczy wróciły do przedniej szyby. – Nie przedstawiliśmy się sobie, ani nie podaliśmy rąk, jeśli o to pytasz.
Kay pokiwała głową, zupełnie nie przejmując się faktem, że Ryan nie może teraz tego zobaczyć.
- Co mówił?
Minęła długa chwila zanim opowiedział. A gdy to zrobił, jego głos nie był już tak przyjemny, a lekkość bycia i swoboda, jaką się dzisiaj wykazywał poszła w zapomnienie.
- Pytał o ciebie. Miał nadzieję, że Blake mu powie, jak się czujesz i co u ciebie słychać. Chce naprawić sprawy między wami raz na zawsze.
- Rozumiem – odpowiedziała jedynie.
Tyle że wcale nie rozumiała, bowiem Josh wcześniej nie zachowywał się w podobny sposób. Nigdy nie przychodził porozmawiać z jej przyjaciółmi i nie wypytywał ich o nią. Zdecydowanie coś było nie tak, jednak Benson nie miała pojęcia co konkretnie.
Oboje milczeli, dlatego wokół dało się usłyszeć jedynie wycie silnika oraz cichą muzykę, wydobywającą się z głośników. Gdy jedna piosenka się skończyła i rozbrzmiały pierwsze takty nowej, Kayla sięgnęła w stronę radia, by przełączyć stację. Miała nadzieję, że przynajmniej jakaś weselsza melodia będzie w stanie poprawić jej nagle zrujnowany humor.
- Hej – zawołał niespodziewanie Ryan, dostrzegając jej działania. – Co ty robisz?
- Zmieniam stację – odpowiedziała niepewnie.
- Po pierwsze: to nie jest żadna stacja – zaczął, zerkając to na Kaylę, to na drogę. Całe szczęście, że jego głos nie był już dłużej taki ostry, bo w innym wypadku Kay mogłaby się go przestraszyć. – Po drugie: ani się waż.
- Słucham?
- W tym samochodzie panują zasady, moja droga – wyjaśnił. – Czyli, między innymi, leci tu tylko i wyłącznie dobra muzyka.
- Skąd pomysł, że puściłabym coś „złego”?
Ryan wzruszył ramionami.
- A na co chciałaś przełączyć? – Zapytał po chwili. Jego głos wyrażał odrobinę skruchy, jakby dostrzegł to, że Kayla mogła mieć dobre intencje.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Bo ja wiem. Chciałam posłuchać czegoś weselszego.
Ryan jęknął przeciągle, dlatego Benson postanowiła się bronić.
- Czy nie powinno być tak, że to pasażer wybiera muzykę?
- Bzdura.
- Właśnie, że nie. Mam rację! Ja powinnam być odpowiedzialna za muzykę, a ty za prowadzenie samochodu. Proste.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Są piosenki, których po prostu się nie przełącza – oznajmił stanowczo.
- A to niby jedna z nich? Co to w ogóle jest? Pierwsze słyszę…
Walton jęknął ponownie.
- Iris!* – Odpowiedział, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Dzięki Bogu, że przyszłaś na ten kurs, Kosmitko. Może uda mi się nauczyć ciebie czegoś więcej, niż samoobrony.
Kayla zmarszczyła brwi, zerkając na Ryana z dezorientacją. Nie miała pojęcia, co miał dokładnie na myśli, ale jeśli to oznaczało, że spędzi z nim trochę więcej czasu, to była gotowa się zamknąć i słuchać uważnie piosenki, która właśnie grała z głośników w jego samochodzie.
Iris – powtórzyła w myślach, wiedząc, że musi to sprawić. Najwyraźniej ten utwór miał być furtką do jej dalszych kontaktów z Ryanem Waltonem.




 * Goo Goo Dolls - "Iris" [link do piosenki]

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 6


Kayla stała na szarym końcu sali, przyglądając się, jak jasnowłosa Hanna, próbuje uwodzić instruktora. Swoją nagłą i niespodziewaną nieporadnością zmusiła go, by zrobił dokładnie to, co chwilę temu z Kay. Dlatego Benson uznała, że odnalezienie różnic w tych dwóch obrazkach – między nią a blondynką – było po prostu niezbędne. Szkoda tylko, że znalezione różnice wcale jej się nie spodobały. Jedną, tą najbardziej zauważalną była wypchnięta pupa Hanny w stronę krocza Ryana. Za następną uznała fakt, że dziewczyna w rzeczywistości wcale nie starała się uwolnić z jego chwytu. A ostatnią była jej zadowolona mina i szerokie, tryumfalne uśmiechy, które co chwilę posyłała w stronę Kay. Jasnowłosa wyglądała zupełnie tak, jakby wygrała niezwykle trudną bitwę ze swoim największym rywalem, choć do tej pory Benson nie zdawała sobie sprawy, że walczyły.
- Może teraz spróbujesz ze swoją partnerką? – Zapytał Ryan. Jego głos wydawał się znudzony. Najwyraźniej wypchnięta pupa i inne zaloty Hanny nie robiły na nim żadnego wrażenia. I zdaje się, że ta drobna informacja wystarczyła, by Kayla odzyskała swój dobry humor.
Partnerka Hanny momentalnie usłuchała tej prośby i zastąpiła miejsce instruktora. A, jakimś dziwnym trafem, wszystko wyszło im idealnie.
- Zdaje się, że ten chwyt już opanowałyście – odezwał się Walton. – Wypróbujmy teraz coś nowego.
Wszystkie dziewczyny zaprzestały prowadzonych dotąd ćwiczeń i poświęciły całą swoją uwagę trenerowi.
- Najczęściej stosowany przez przeciwników jest atak od tyłu. Co zrobić, gdy przeciwnik zaatakuje was i złapie za tułów? – Rozejrzał się po sali, jakby czekał na propozycje. Niestety jedyną osobą, która miała coś do powiedzenia była Hanna. Ryan jednak kompletnie zignorował jej uniesioną dłoń i kontynuował. – Działanie jest proste. Od razu wykonujemy energiczny skłon w przód i chwytamy w kostce tę nogę napastnika, która znajduje się na wykroku. To powinno doprowadzić do jego upadku. Jeśli napastnik nadal nie puszcza, możemy doprowadzić do wykręcenia stopy przeciwnika.
Dziewczyny spojrzały po sobie, najwyraźniej nie do końca rozumiejąc.
- Mógłbyś nam to pokazać? – Odezwała się Hanna, na co Kay momentalnie wywróciła oczyma. Niewątpliwie uważała działania dziewczyny za zbyt przewidywalne i dość desperackie.
Na potwierdzenie tych przypuszczeń, sekundę później blondynka nominowała samą siebie jedyną odpowiednią osobą do pomocy i już miała ruszyć w stronę instruktora, gdy Walton odezwał się pierwszy:
- Benson? – Zwrócił się do najdalej stojącej uczennicy. – Podejdź tu do mnie.
Kayla bez wątpienia była speszona jego prośbą, jednak mimo to podeszła bliżej. Oczywiście, wcale nie uśmiechał się jej występ przed całą grypą, ale chyba wolała to, niż dalsze przyglądanie się Hannie i jej wypiętej pupie.
Gdy tylko stanęła obok instruktora, ten odwrócił ją bokiem w stronę pozostałych. Sam ustawił się za nią, zaplatając swoje ręce wokół jej pasa.
- Musisz się schylić i chwycić moją nogę. Tę, która jest na wykroku.
Kay wykonała szybki skłon i chwyciła jego kończynę. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że była jedna rzecz, o której Ryan zapomniał napomknąć (albo Kayla pomyśleć). Mianowicie skłon bezpośrednio łączył się z tym, że napierała pośladkami na biodra potencjalnego przeciwnika. W tym przypadku – Waltona.
- To powinno doprowadzić do mojego upadku – kontynuował trener, jakby zupełnie nie dostrzegał ich zbliżenia. Cały czas kipiał tym swoim profesjonalizmem, a surowość jego słów wskazywała na to, że jakikolwiek kontakt nie robi na nim żadnego wrażenia. No tak, przecież to była jego praca. – Gdyby jednak to się nie wydarzyło, to chwytacie lewą ręką za zewnętrzną część stopy przeciwnika, a prawą podkładacie pod nią, chwytając nadgarstek swojej drugiej dłoni. Na koniec mocno wykręcacie stopę do wewnątrz.
Kayla z sekundowym opóźnieniem wykonała jego polecenie.
- Dobrze. Tylko zrób to bardziej energicznie, Benson.
Jedynym plusem w tej sytuacji było to, że nie nazywał jej przy całej grupie Kosmitką.
- Jeszcze raz – zażądał.
Próbując nie patrzeć na twarze stojących obok dziewczyn, Kayla usłuchała prośby trenera i jeszcze raz wykonała całą procedurę. Schyliła się (mimowolnie przysuwając swoją pupę do jego krocza), złapała jego nogę, odpowiednio wykręciła i podniosła się, odchodząc od niego na kilka kroków.
- Przećwiczenie to teraz w parach – poinstruował, podnosząc się.
Dziewczyny szybko dobrały się w dwójki, a Kayla znowu stała jak kołek kilka kroków od Waltona, podczas gdy ten zwracał się do swoich uczennic, korygując ich błędy. Dopiero po dłuższej chwili odwrócił od nich uwagę i spojrzał na ciemnowłosą. Zrobił kilka kroków w jej stronę.
- Chodź, przećwiczymy to jeszcze raz.
Kay mimowolnie się skrzywiła.
- Myślę, że te ruchy już opanowałam.
- Będziemy więc stali tak kilka następnych minut i gapili się na siebie?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Wszystko w porządku, Kosmitko?
Z braku laku innego pomysłu; ponownie wzruszyła ramionami. Nie miała zamiaru rozmawiać z nim o tym, co działo się w jej głowie. Zresztą, sama nie miała pojęcia, o co w tym momencie jej tak naprawdę chodziło. Hanna pewnie zabiłaby za możliwość ćwiczenia z ich trenerem.
- Jestem zmęczona. Po prostu.
Ryan przechylił głowę na jedną stronę, uważniej przyglądając się dziewczynie. Ręce ułożył na biodrach, przez co jego mięśnie wydawały się jeszcze większe. Co zaskakujące, nie miało to teraz znaczenia, bo i tak największą uwagę dziewczyna poświęciła jego oczom. Głęboko niebieskim i niezwykle magnetycznym. Coś było w tym jego spojrzeniu, co sprawiało, że odwrócenie wzroku zdawało się niemożliwe.
- Spotykasz się z kimś? – Kayla wypaliła niespodziewanie. Zupełnie nie przemyślała tego pytania. Nie wiedziała nawet, że planowała je zadać. Dlatego jej mina była podobna do tej, którą zrobił Ryan.
- Nie – odpowiedział po chwili. Przez cały czas przyglądał jej się badawczo. – A ty?
Benson pokręciła przecząco głową z taką energią, jakby pytanie Waltona było co najmniej niedorzeczne.
- To dobrze – oznajmił mężczyzna.
- Dobrze?
Pokiwał głową.
- Bardzo dobrze.
Nim mogła zapytać, co w tym było „dobrego”, Ryan odwrócił się od niej i pokierował w stronę jednej z dwójek.
- Musisz wykonać bardziej energiczny ruch – poinstruował jakąś rudowłosą dziewczynę. Jego ton zupełnie nie zdradzał, że przed chwilą prowadził jakąkolwiek rozmowę z Kaylą. Ponownie stał się surowym i wymagającym trenerem. Wszystko wróciło na swoje miejsce, a Benson miała nadzieję, że jej głupie i niespodziewane pytanie zostało przez niego zapomniane.

~*~

Problem z wyobraźnią polega na tym, że nie potrafimy jej kontrolować. Szczególnie późną nocą, kiedy tak naprawdę powinniśmy już spać, a zamiast tego przerabiamy najdziwniejsze scenariusze. Rozważamy, jak dane sytuacje wyglądałyby, gdybyśmy postąpili inaczej. Bądź też kompletnie bez ładu i składu wymyślamy różne sceny, które chcielibyśmy wprowadzić w życie. O ile, oczywiście, pozwoliłaby nam na to odwaga.
Tej nocy Kayla z pewnością dała się ponieść wyobraźni. Niezaprzeczalnie pomocne okazały się dwie lampki wina, które wypiła oglądając jakiś tandetny romans. Nie dziwne więc, że tym razem główną rolę w wymyślanych przez nią scenkach odgrywał Ryan Walton - jej instruktor. Ale w żadnym razie nie miała zamiaru przyznawać Christy racji i potwierdzić, jak bardzo ten facet był przystojny i jak na nią działał. Miała przecież swoją dumę!
Niemniej, pozwoliła swoim myślom płynąć dalej i rozwijać się na bardzo niebezpiecznych terenach. Bowiem zanim usnęła przerobiła po raz kolejny ostatni trening.
Później, nieco odważniej, zaczęła się zastanawiać nad tym, co by się stało, gdyby Bobby ponownie zepsuł się pod szkołą Waltona. Czy facet tego dnia również odwiózłby ją do domu? A może zaproponowałby inne rozwiązanie? O czym by rozmawiali? Odważyłaby się zrobić coś więcej? I chociaż nie było jej łatwo pogodzić się z tym, że pan instruktor na dobre zagościł w jej myślach, jakoś nie podjęła żadnej próby, by go z nich wyrzucić.
Zamiast tego zaczęła rozważać kolejną myśl. Przypomniała sobie, że tydzień wcześniej w niedzielę (zupełnie przypadkowo!) spotkała się z Ryanem w knajpie jej przyjaciela Blake’a. A co, gdyby podobna sytuacja się powtórzyła? Jaka była szansa, iż po raz drugi w niedzielny wieczór spotka Waltona w tym samym pubie?
Cóż, wyglądało na to, że była gotowa się o tym przekonać…

~*~

Następnego dnia Kayla nie potrafiła sobie przypomnieć, co - do diabła - ją podkusiło, że wysłała do swojej siostry wiadomość z zapytaniem, czy nie spotkają się wieczorem w knajpie Blake’a Tylera. Nie miała żadnego sensownego wytłumaczenia na swoje desperackie zachowanie i szczerze powiedziawszy przez cały dzień łudziła się, że Lindsay z jakiegoś niespodziewanego powodu odwoła ich spotkanie. Co więcej, zmówiła nawet o to szybką modlitwę. Bo chociaż wczoraj chciała sprawdzić, czy Ryan faktycznie i ten wieczór spędzi w knajpie jej przyjaciela, to teraz nie była do tego taka chętna. Pragnęła ich spotkania ograniczyć do minimum. Mierzenie się z dezorientującym instruktorem dwa razy w tygodniu stanowczo jej wystarczało.
Niestety nagła wiadomość od Lindsay się nie pojawiła, co oznaczało, iż Kay nie miała innego wyboru; musiała iść do baru, by zobaczyć się z siostrą i jednocześnie mierzyć się z zagrożeniem, jakim było spotkanie tam Ryana.
Przez cały dzień krzątała się po swoim mieszkaniu, jednak nie potrafiła znaleźć w nim miejsca dla siebie. Nawet jej łóżko tego dnia nie miało w sobie tej przypisanej mu, magicznej mocy przyciągania. Dlatego, chcąc nie chcąc, przed godziną osiemnastą Kayla była już gotowa do wyjścia.
Ubrana w czarne spodnie, swoją ulubioną białą koszulę, jeansową kurteczkę i wygodne botki na obcasie, które dodawały jej kilku potrzebnych centymetrów, dziewczyna pojawiła się w knajpie swojego przyjaciela. Drogę do pubu pokonała na pieszo, dlatego spóźniła się kilka minut. Na szczęście Lindsay jeszcze nie było, więc nie wyciągnęła z tego żadnych konsekwencji.
Przechodząc do baru starała się nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi zgromadzonych w knajpie ludzi. Skinęła ręką na siostrę bliźniaczkę, prosząc by przyniosła jej piwo, po czym usiadła na stołku barowym. Czekała cierpliwie, próbując przekonać siebie samą, że rozglądanie się po wnętrzu lokalu było zdecydowanie złym pomysłem. Niestety w pewnym momencie nie wytrzymała i odwróciła się, skanując szybkim spojrzeniem wszystkie stoliki.
Po Ryanie nie było ani śladu.
Szkoda tylko, że Kayla nie miała pojęcia, czy ten fakt ją cieszył, czy też smucił. Oczywiście, starała się myśleć, że ta pierwsza opcja była bliższa jej sercu. Jakby nie patrzeć gwarantowała jej bezpieczeństwo. Nie musiała się martwić o to, co powiedzieć, czy też co zrobić, w razie gdyby mężczyzna siedział przy jednym ze stolików. Dzięki jego nieobecności wszystko było prostsze. Tylko dlaczego Kayla nie poczuła ulgi?
- Jest i ona - zawołał wesoło Blake, niespodziewanie pojawiając się za barem. Kay była na tyle pochłonięta rozmyślaniami o Ryanie, że nawet nie zauważyła zbliżającego się przyjaciela. - I do tego zupełnie sama - dodał, nie kryjąc swojego zaskoczenia.
- Tylko tymczasowo - wyjaśniła z uśmiechem.
Blake podszedł do niej bliżej, po czym nachylił się nad barem, by złożyć szybki pocałunek na czole dziewczyny.
- Christy cię wyciągnęła?
Kay pokręciła przecząco głową.
- Umówiłam się z Lindsay.
Nie dziwił ją zaskoczony wyraz twarzy Blake'a. W końcu Kayla nie spędzała zbyt dużo czasu ze swoją młodszą siostrą. Widywały się tylko przy okazji rodzinnych spotkań.
Jedna z bliźniaczek postawiła przed Kaylą kufel piwa i dziewczyna złapała za niego momentalnie. Nim jednak zdążyła wziąć pierwszy łyk, doszedł ją dźwięk jej telefonu. Szybko wyjęła go z torby i odblokowała klawiaturę. Spodziewała się wiadomości od siostry z wyjaśnieniem, dlaczego się spóźnia, ale nic podobnego nie nastąpiło. Po raz kolejny jej zdolności prekogniczne okazały się kompletną bujdą.

Spotkajmy się.

Kayla wpatrywała się w ekran telefonu, zupełnie tak, jakby nie rozumiała przeczytanych słów. Ale przecież w tej wiadomości nie było nic skomplikowanego. Jej były chłopak prosił o spotkanie, ponieważ najwyraźniej miał z nią coś do omówienia.
Ot co, nic wielkiego.
- Wyglądasz jakbyś dowiedziała się, że ktoś umarł – oznajmił Blake, po czym oparł się na ladzie baru tuż przed swoją przyjaciółką. – Wszystko w porządku?
Dziewczyna z kilkusekundowym opóźnieniem podniosła głowę znad swojego telefonu. Nie miała zamiaru rozmawiać o wiadomościach od Josha z Christiną i Leanne, bo dobrze wiedziała, jakby ta rozmowa się skończyła. Przyzwyczaiła się do tego, że „zdradziecki skurwysyn” nie miał szans w starciu z tą dwójką. Jednak z Tylerem było trochę inaczej. Mimo że Blake nie darzył jej byłego zbyt wielką sympatią, to potrafił pohamować swoje osądy i chociażby wysłuchać tego, co Kayla miała do powiedzenia.
- Josh nalega na spotkanie – wyjaśniła, chowając komórkę. Złapała w dłonie kufel piwa i chwilowo poświęciła mu znacznie większą uwagę, niżeli w rzeczywistości tego potrzebował.
- A ty? – Zapytał po chwili milczenia jej przyjaciel. – Chcesz się z nim spotkać?
Benson zastanowiła się przez moment nad słowami chłopaka.
- Nie wiem. Chyba tak – odpowiedziała niepewnie. – Ale jeszcze nie teraz. Przecież zaledwie tydzień temu się rozstaliśmy. Zwykle to trwało trochę dłużej zanim do mnie dzwonił i przepraszał.
Być może planowanie podobnych rzeczy i umieszczanie ich w konkretnym przedziale czasowym było głupie, jednak był to jedyny sposób, który pomagał dziewczynie uporać się z tą całą sytuacją. Wszystko miała idealnie wyliczone i zawsze wiedziała, czego może się spodziewać. Ale tym razem było inaczej.
- Chyba? – Podchwycił Blake.
Kay wzruszyła ramionami, po czym upiła kilka łyków piwa, by opóźnić swoją odpowiedź.
- Może dziewczyny mają rację? Może faktycznie do siebie nie pasujemy? Ale jeśli nie on, to kto?
Blake zmarszczył brwi.
- To głupie podejście, Benson. Nie możesz myśleć, że Josh jest twoją jedyną szansą na związek. To niezdrowe i niedorzeczne.
- Wcale nie! – Oburzyła się, chociaż nie do końca wiedziałam czemu właśnie zaprzeczyła. Ponownie sięgnęła po stojący przed nią napój, by dać sobie chwilę na przemyślenie odpowiedzi. – Josh nie jest taki zły, za jakiego go wszyscy mają. Ma swoje momenty, ale potrafi być naprawdę czuły.
- Ta. – Blake westchnął pod nosem. – Kiedy śpi i jeść nie woła.
Kayla zrobiła smutną minę.
- Nie oceniaj go tak surowo.
Chłopak nieco odsunął się od baru, unosząc ręce w geście poddania.
- Jedyne, co staram się powiedzieć to to, że zasługujesz na kogoś, kto będzie potrafił cię docenić. Josh zmarnował już całą masę szans, jakie mu dałaś. Poważnie Kay, dobrze to przemyśl zanim zgodzisz się na kolejne spotkanie, które zaprowadzi was do tego samego punktu, w którym byliście dwa tygodnie temu.
Kayla wyciągnęła swoją dłoń i chwyciła rękę Blake’a.
- Jesteś naprawdę dobrym przyjacielem.
Chłopak przewrócił teatralnie oczyma.
- Gdyby nie to, że jesteś dla mnie, jak brat, to już dawno zaciągnęłabym cię przed ołtarz – dodała z uśmiechem.
- O tak – prychnął. – Moja mama byłaby wniebowzięta.
- Moja też – dodała. – Jest w tobie zakochana. Gdyby nie tata, to powiesiłaby twoje zdjęcie na ścianie i opowiadała, jaki to jesteś doskonały.
Kayla ponownie sięgnęła po kufel, jednak tym razem nie upiła z niego kolejnego łyka. Coś jej w tym przeszkodziło. Nie miała pojęcia dlaczego, ale nagle po prostu się odwróciła w stronę wejścia do baru, by zobaczyć wchodzącego Thomasa w towarzystwie jakiejś dziewczyny i idącego tuż za nimi Ryana. Motyle w jej brzuchu momentalnie ożyły. I zachowywały się mniej więcej tak, jakby wypiły Red Bulla.
- Nie, nie, nie – powiedziała pod nosem.
- O, w końcu są – oznajmił w tym samym momencie Blake, sprawiając, że Kayla szybko odwróciła się w jego stronę.
- Co powiedziałeś?
Jej przyjaciel zmarszczył brwi, zupełnie zaskoczony reakcją dziewczyny.
- Przyszli moi znajomi – wytłumaczył jej.
- Ty zdrajco!
- Przepraszam, Kay, nie wiedziałem, że dzisiaj przyjdziesz. Ale przecież to nie zbrodnia umówić się z kumplami we własnym barze, prawda? – Zaczął, kompletnie źle odczytując reakcje ciemnowłosej. – Zawsze możesz się do nas przyłączyć. Na pewno nie będą mieli nic przeciwko. Są naprawdę w porządku.
- W porządku? – Prychnęła. – Bratasz się z wrogiem, Blake’u Tylerze. Wstydziłbyś się!
- Z wrogiem? – Zmarszczył brwi. – O czym ty do cholery mówisz, Kay?
- O tym, że –
Jednak nie dane było Benson skończyć, gdyż tuż obok niej stanął Thomas, wyciągając rękę w stronę barmana.
- Stary – zaczął w geście powitania. – Kończ służbę, bierz piwo i do stolika!
Blake zaśmiał się głośno, witając Thomasa. Zanim jednak zrobił to z resztą, wycofał się zza lady i wyszedł do znajomych. Dziewczyna, która przybyła do knajpy z instruktorami samoobrony, momentalnie wtuliła się w pierś przyjaciela Kay, śmiejąc się przy tym głośno.
- Sto lat cię nie widziałam – zawołała.
- Byłaś tutaj tydzień temu.
- Nieważne! Po prostu czuję, jakby minął co najmniej wiek.
Kayla z wielka uwagą wpatrywała się w kufel piwa, nie poruszając się ani o minimetr. Jakby jej nieruchoma postawa miała zapewnić jej niewidzialność. I gdy zaczęła myśleć, że było to możliwe, poczuła dłoń swojego przyjaciela na ramieniu. Blake kompletnie ignorując jej ciche modlitwy zmusił dziewczynę do tego, by spojrzała na pozostałych.
- Słuchajcie, to jest moja przyjaciółka Kay – zaczął. – Dzisiaj się do nas przyłączy.
Benson bardzo powoli, starając się przedłużać tę chwilę w nieskończoność, podniosła wzrok na Ryana, który stał za swoją roześmianą koleżanką. Jego mina nie wyrażała żadnych konkretnych emocji. I w momencie, gdy Kayla stwierdziła, że trener najwyraźniej wcale nie cieszy się z jej widoku, Walton uśmiechnął tajemniczo.
- Proszę, proszę – zaczął Thomas, szczerząc się niemiłosiernie. – Chyba jesteśmy sobie przeznaczeni. Kto by się spodziewał, że spotkamy się poza klubem sportowym?
- Chodzisz na zajęcia do Toma? – Zapytał Blake, obejmując swoją przyjaciółkę ramieniem.
- Do Ryana – odpowiedział za nią instruktor. – Na moje nieszczęście wybrała tego dupka zamiast mnie.
- No tak, przecież ostatnio ratowałem Bobby’ego spod twojego klubu – powiedział Blake, tym razem zwracając się do Waltona. Najwyraźniej zaczynał kojarzyć fakty. Po chwili ponownie zerknął na Kaylę. – Sądziłem, że chodzisz tam na siłownię, czy jakiś aerobik.
Kay wzruszyła jedynie ramionami. Nie miała zamiaru wdawać się z nimi w dalszą dyskusję. I chociaż Blake stał obok, to wcale jej w niczym nie pomagał.
- Skoro najwyraźniej nikt nie ma zamiaru mnie przestawić – odezwała się towarzyszka instruktorów, ku wielkiemu zadowoleniu Benson zmieniając temat. – Jestem Ella. – Wyciągnęła w stronę ciemnowłosej rękę, uśmiechając się naprawdę szczerze i przyjaźnie.
- Kayla.
Ella spojrzała na nią dociekliwie, ale nic nie powiedziała.
- Czyli dzisiaj bawisz się z nami? – Zapytał Thomas.
Benson miała już zaprzeczyć, ale Blake uścisnął ją mocniej i odpowiedział za nią:
- Pewnie, że tak!
- Nie mogę – wtrąciła szybko, ciesząc się, że po raz pierwszy może użyć konkretnego i silnego argumentu. – Czekam na siostrę.
- To poczekasz z nami – stwierdziła Ella, po czym ruszyła w stronę stolika, przerywając ich rozmowę. Wyglądało na to, że Benson nie miała innego wyboru, jak tylko spędzić wieczór w towarzystwie znajomych jej przyjaciela. Z Ryanem.





Rozdział dedykowany dwóm wspaniałym dziewczynom:
Meredith, która kilka dni temu obchodziła swoje urodziny 
i Paulinie, która świętuje dzisiaj.
Wszystkiego najlepszego! ♥

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 5


Kayla nienawidziła piątków. Głównym i, prawdę mówiąc, jedynym tego powodem był fakt, że tego dnia miała najwięcej pracy. Spędzała cały dzień na pisaniu raportów, które dla jej szefa były nad wyraz ważne. Musiała sprawdzać dokumentację z całego tygodnia,  a jedyną jej pomocą był stażysta,  który nie miał zbytniego pojęcia, czego tak właściwie chce od życia i od swojej pracy. Oboje byli w tym samym wieku, dlatego dziewczyna czuła się dość niekomfortowo wydając mu polecenia. I chociaż Harold - bo tak miał na imię jej pomocnik - robił wszystko, o co go poprosiła,  to Benson nie miała wielkiego zaufania do dokładności jego poczynań.  Dlatego za każdym razem sprawdzała przyniesione przez niego dokumenty. Dwukrotnie.
Kay pracowała w księgowości od roku i chociaż była na znacznie wyższym stanowisku niż jej kolega, to dobrze wiedziała,  że nie ma co liczyć na awans. Na pewno nie przez najbliższe kilka lat. Oczywiście,  nie tak sobie wyobrażała pracę w księgowości. Zawsze chciała mieć swoje biuro, do pomocy śliczną asystentkę oraz pracować dla interesujących i wysoko postawionych klientów.   Tymczasem, to ona była asystentką, która pracowała nie tylko za swojego szefa, wykonując najnudniejsze zlecenia, ale również zajmowała się zagubionymi stażystami. Jedynym dobrym aspektem tego wszystkiego była wypłata,  która pozwalała jej samodzielnie wynajmować mieszkanie i opłacać rachunki. Nie miała więc zamiaru rezygnować i ruszać na poszukiwania czegoś z „perspektywami”. Szczególnie, że skończyła już dwadzieścia sześć lat i nie uśmiechał jej się powrót do mieszkania z rodzicami. Nawet jeśli miałoby być to coś tymczasowego.
Tyle że w ten piątek było jeszcze gorzej. Cały dzień sporządzała raporty i ganiała za swoim szefem, który nawet na nią nie patrząc,  rzucał coraz to nowe polecenia. Dlatego proszę się nie dziwić,  że tego dnia Kayla nie miała nawet siły na długie spacery z Bandziorem po parku.
Dziewczyna przebrała się w swój domowy, wygodny dres oraz założyła ulubione kapcie z wystającą głową żyrafy na każdym - które Bandzior wprost uwielbiał podgryzać - i próbowała przekonać samą siebie, że ma jeszcze sporo energii na wykonanie podstawowych obowiązków. W końcu musiała zrobić pranie, posprzątać w kuchni, czy chociażby zrobić sobie kolację. Jednak, gdy o tym wszystkim pomyślała, to momentalnie padła na łóżko. Dość przekonująco udawała, że nic poza tym meblem jej nie interesuje. Potem - co prawda tylko przez chwilę - próbowała się zmusić, by pójść do kuchni i zrobić sobie coś do jedzenia, ale nawet jej burczący brzuch nie był wystarczającym argumentem.
Na jej nieszczęście, gdy już przysypiała, doszedł ją krótki dźwięk dzwonka w jej telefonie. I właśnie w ten sposób stanęła przed kolejnym, niezwykle trudnym dylematem - wstać,  czy zostać w łóżku?
Zaskakując samą siebie, Kayla podniosła się do pozycji siedzącej, po czym z głośnym jękiem wstała i poczłapała do swojej torebki. Bandzior, naturalnie, ruszył za nią, próbując złapać zębami głowę jednej z żyraf. Dziewczyna ignorując czworonoga wyjęła komórkę,  po czym szybko wróciła do ciepłego łóżka. Oczywiście, zgarniając po drodze z komody starą paczkę krakersów i zrzucając ze stóp kapcie. Wgramoliła się pod kołdrę, a w międzyczasie już pierwsza przekąska wylądowała w jej ustach. Jej wierny towarzysz Bandzior puścił więc w niepamięć konfrontację z puchowym zwierzakiem i wskoczył za swoją właścicielką na mebel.
- A ty gdzie? - Zawołała za nim. Zwykle nie pozwalała mu ze sobą spać. Głównie dlatego, że Josh nie przepadał za jej psem i nie lubił,  gdy zwierzak spał w tym samym łóżku,  co on.
Kayla odblokowała klawiaturę telefonu, spodziewając się wiadomości od Christy. Był przecież piątek i jej przyjaciółka miała wieczorem brać udział w pierwszym pokazie. Benson liczyła więc na jakieś wieści od dziewczyny, albo chociaż MMS-a ze zdjęciem z Nowego Jorku. Christina wprost uwielbiała wysyłać tego typu rzeczy.
Otworzyła wiadomość i momentalnie zamarła. Jej żołądek skręcił się nieprzyjemnie i miała wrażenie,  że zaraz zwymiotuje, chociaż jej brzuch był praktycznie pusty.

Musimy porozmawiać.

Nabrała głośno powietrza i przyciągnęła bliżej siebie Bandziora, wtulając się w zwierzaka.  Wiadomość od Josha z pewnością nie była tym, czego się dzisiaj spodziewała. Co prawda, wiedziała, że prędzej, czy później chłopak pojawi się pod jej drzwiami z kwiatami, by przeprosić, albo zadzwoni, chcąc naprawić wszystko poprzez jedną, krótką rozmowę telefoniczną. Tyle że jakimś cudem, widząc tę wiadomość nie mogła uspokoić swojego ciała, które zareagowało niemal alergicznie. Wyglądało na to, iż po raz pierwszy nie cieszyła się, że Josh wraca do niej niczym bumerang.
- Za wcześnie – powiedziała pod nosem, odrzucając telefon na bok. Położyła głowę na poduszce, zapominając o paczce krakersów. Nagle przestała być nawet głodna.

~*~

Sobotni poranek nastąpił znacznie wcześniej niż Kayla sobie tego życzyła. Zresztą, miała wrażenie, że spała jedynie jakieś pięć minut. Dlatego nie mogła sobie odmówić wciśnięcia drzemki w swoim budziku. Przecież dodatkowe dziesięć minut snu nikomu nie wadziło, prawda? Zwłaszcza, że dziewczyna była wykończona. Do tego stopnia, iż nie słyszała nawet wiercenia, które zwykło budzić ją każdej soboty. Tego ranka wszystko wydawało się nieistotne.
Oczywiście, do czasu, gdy przypomniała sobie o wczorajszej wiadomości. A potem jeszcze o dzisiejszym treningu z Ryanem. I chociaż jej nagła potrzeba niewychodzenia z łóżka zyskiwała w Kay coraz większego zwolennika, to niestety dziewczyna już nie potrafiła z powrotem zasnąć.
 Myśli o Joshu i Ryanie przeplatały się i pędziły z taką prędkością, że Kayla zaczynała bać się swojej wyobraźni. I zapewne rozpaczałaby nad tym dłużej, gdyby kątem oka nie zauważyła Bandziora, poświęcającego stanowczo zbyt wielka uwagę jej ulubionym kapciom.
- Zostaw to! – Warknęła, momentalnie wstając z łóżka. Szybko podbiegła do zwierzaka i wyrwała z jego pyszczka puchowy przedmiot. – Niegrzeczny pies!
Nie miała pojęcia, czy Bandzior lubił gryźć te kapcie, ponieważ wyglądem przypominały maskotkę, czy może dlatego, że były prezentem od jej byłego chłopaka. Jeden i drugi powód wydawał się dla psa ogromną motywacją do tego, by przy najbliżej okazji rozszarpać buty. Benson więc przy każdym wyjściu z domu musiała chować je do szafki, w razie, gdyby jej ukochany zwierzak chciał się nimi zaopiekować.
Dziewczyna szybko się przebrała i wyprowadziła psa na spacer. Przez cały czas rozglądała się wokół siebie w obawie, że była przez kogoś obserwowana. A przez kogoś należało oczywiście rozumieć Josha. Sama jednak nie wiedziała, dlaczego tak bardzo obawiała się konfrontacji z tym chłopakiem. W końcu już niejednokrotnie byli w podobnej sytuacji. Przerabiali to dziesiątki razy, więc dokładnie wiedziała, czego może się po nim spodziewać.
Po powrocie do domu zjadła szybkie śniadanie, mimowolnie myśląc o tym, co powiedzieliby jej rodzice, gdyby zobaczyli, jak ostatnio się odżywia. Ale co mogła poradzić na brak czasu i chęci na przygotowywanie zdrowych posiłków?
Szykując się w łazience do wyjścia, Kayla niejednokrotnie analizowała w głowie wizje dzisiejszego treningu. Nieco obawiała się spotkania z Ryanem, chociaż nie do końca wiedziała dlaczego. Jakby nie patrzeć, trener zachowywał się w stosunku do niej w porządku. A idealnym tego potwierdzeniem był fakt, że w ostatnim czasie wyciągnął do niej nawet pomocną dłoń i odwiózł ją pod domu.
Niemniej, tym razem przed wyjściem z mieszkania upewniła się, czy jej telefon jest w pełni naładowany, jak również sprawdziła w Internecie, gdzie znajduje się najbliższy przystanek autobusowy przy klubie sportowym - tak w razie, gdyby i tym razem Bobby miał ją wystawić do wiatru. Blake, oczywiście, trochę pobawił się przy jej samochodzie i sprawił, że ten na powrót zaczął działać, ale nikt nie wiedział na jak długo. To auto było przecież pełne niespodzianek. 
Pół godziny później Kayla zaparkowała pod budynkiem, w którym odbywały się jej zajęcia i była naprawdę z siebie dumna. Nie chciała zjawiać się na lekcjach Ryana bez teoretycznego wsparcia Christy, ale w gruncie rzeczy uznała, że to wcale nie musi być takie złe. Teraz przynajmniej wiedziała, że nikt podczas tej godziny zajęć nie będzie próbował jej przekonać, iż Ryan to niewiarygodne ciacho, ani nie będzie pchał jej w ramiona trenera. Po raz pierwszy miała odbyć spokojny trening bez dwuznacznych komentarzy swojej przyjaciółki. Zapowiadał się naprawdę udany dzień.
Kayla z przewieszoną na ramieniu torbą kroczyła przez korytarze budynku. W dłoni trzymała telefon, odpisując Christinie, która zaledwie kilka chwil wcześniej wysłała do niej wiadomość. Jasnowłosa przyjaciółka miała wątpliwości, czy aby na pewno Benson dotarła do klubu sportowego. I, między innymi, właśnie dlatego Kayla pojawiła się dzisiaj na treningu. Miała Christy – i po części również sobie – coś do udowodnienia.
Gdy doczłapała się na odpowiednie piętro, to już w pełni poświęciła swoja uwagę komórce, dlatego kompletnie nie zauważyła zbliżającej się przeszkody. Uderzając ramieniem o coś twardego na chwilę kompletnie straciła równowagę. Telefon  niefortunnie wyleciał jej z ręki, a płócienna torba zsunęła się z ramienia.
- Przepraszam – jęknęła, po czym szybko kucnęła, by podnieść swoje rzeczy.
- Nic się nie stało – odpowiedział obcy głos. – Wszystko w porządku? Jesteś cała?
Kayla szybko podniosła swoją torbę, do której wsunęła – dzięki Bogu – nieuszkodzony telefon, a następnie wyprostowała się, aby spojrzeć na twardą przeszkodę, w którą uderzyła.
Krok dalej stał średniego wzrostu mężczyzna z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Czarne włosy opadały na jego czoło, a kilkudniowy zarost zapewne miał dodać mężczyźnie odpowiedniej ostrości. Facet wydawał się być pewny siebie, tyle że w ten arogancki i nieco przesadny sposób. Kayla miała nieodparte wrażenie, iż chłopak ma zbyt duże mniemanie o sobie. Na pewno uważał się za wielkiego przystojniaka, choć w jego urodzie nie było nic nadzwyczajnego. Był zwykłym, dość przeciętnym facetem.
- Jestem cała – odpowiedziała, zakładając torbę na ramię. – Wybacz, zagapiłam się na telefon i kompletnie cię nie zauważyłam.
- Cudownie – zaczął, mrugając do niej jednym okiem. – Możesz na mnie wpadać o każdej porze dnia i nocy. Naprawdę nie mam nic przeciwko, skarbie.
Benson starała nie dać po sobie poznać, że ta uwaga wcale jej się nie spodobała. Nie była fanką taniego podrywu, a miała wrażenie, że ten koleś lada moment zaproponuje jej masaż pupy (bo przecież musiała ją boleć od czasu, kiedy „spadła z nieba”).
- Myślę, że ten jeden raz wszystkim wystarczy – odburknęła.
Mężczyzna zaśmiał się głośno, jakby w istocie usłyszał coś niesłychanie zabawnego.
- Jak masz na imię, skarbie?
Skarbie. Kayla mimowolnie się wzdrygnęła. Nie lubiła czułych słówek. A już na pewno nie wtedy, kiedy używał ich w stosunku do niej zupełnie obcy mężczyzna. Nie była przecież jego żadnym skarbem. Koleś nawet jej nie znał!
- Ka –
Urwała gwałtownie, gdy poczuła na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Zupełnie niespodziewane dreszcze przeszły wzdłuż jej kręgosłupa i na pewno nie był za nie odpowiedzialny jej rozmówca. Co więcej, owe dreszcze zwiększyły swoją moc, gdy obca dłoń wylądowała na jej karku, zupełnie delikatnie go ściskając.
- Co się dzieje, Jake?
Benson nie miała najmniejszego pojęcia skąd, do diabła, wziął się tutaj Ryan, ale chyba po raz pierwszy nie miała nic przeciwko. Nawet jego dłoń na jej ciele nie wydawała się przeszkadzać. Nie dopóki rozsyłał te przyjemne dreszcze wzdłuż jej kręgosłupa i sprawiał, że w jej żołądku rodziły się motyle. I, broń Boże, nie miała zamiaru przed nikim tego przyznać. Jej motyle, jej sprawa.
Jake wydawał się kompletnie zaskoczony pytaniem swojego kolegi. Zmarszczył czarne brwi i uważnie przyjrzał się Ryanowi, a potem Kay. Największą jednak uwagę poświęcił dłoni mężczyzny, która wciąż spoczywała na karku dziewczyny.
- Twoja koleżanka – wskazał na Benson – zapatrzyła się na telefon i przypadkowo na mnie wpadła.
- Nie masz teraz przypadkiem dyżuru na siłowni? – Głos Ryana był surowy i Kayla mimowolnie się skrzywiła. Teoretycznie powinna się już do tego przyzwyczaić. Taki właśnie był jej instruktor. O wszystkim mówił typowym dla siebie, surowym, rzeczowym tonem.
- Tak jest, szefie. Właśnie tam zmierzałem. – I nim jego rozmówca zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Jake zniknął im z oczu.
- Szefie? – Prychnęła Kayla, gdy zostali sami. I chociaż Jake’a nie było już w pobliżu, to dłoń Ryana nie zniknęła z jej ramienia.
- Tak z reguły ludzie zwracają się do swojego pracodawcy, Kosmitko – odpowiedział. Jego głos wciąż pozostawał ostry i nie było w nim ani odrobiny dobrego humoru. Skoro tak bardzo nie lubił Jake’a, to dlaczego go zatrudnił?
Chwila
- Pracodawcy? – Powtórzyła za nim.
A potem jak grom z jasnego nieba spadło na nią wyjaśnienie. Nie miała pojęcia, dlaczego wcześniej nie skojarzyła jego nazwiska z ogromnym napisem, widniejącym przy wejściu do budynku.
- Lepiej idź się przebierz – oznajmił Ryan, unikając dalszej rozmowy. – Za pięć minut zaczynają się zajęcia. – Mężczyzna zabrał dłoń, chowając ją do kieszeni szarej bluzy, którą tego dnia miał na sobie.
Benson pokiwała głową, po czym bez żadnego słowa sprzeciwu poszła do szatni. Zapewne był to najlepszy wybór, jakiego ostatnio dokonała. Dzięki temu mogła uniknąć kompromitującej dla niej rozmowy. Z nieznanych jej powodów nie błyszczała przy Ryanie elokwencją (naprawdę próbowała nie zwracać uwagi na fakt, że przy dzisiejszej konfrontacji z Waltonem powiedziała jedynie dwa słowa: „szefie” i „pracodawcy").
Kilka minut później weszła na salę treningową, ubrana w granatowy dres. W środku pomieszczenia znajdowali się już wszyscy. Ryan prowadził niezwykle pasjonującą rozmowę z Hanną, która zadawała kolejne pytania odnośnie technik kopnięć. Wyglądało na to, że dziewczyna była naprawdę przykładną uczennicą. Kayla natomiast nawet nie pomyślała, by sprawdzić jakiekolwiek ruchy w Internecie i poćwiczyć je przed dzisiejszym treningiem. Teraz trochę tego żałowała. Może dzięki temu nie byłaby najgorsza w swojej grupie? Dobrze jednak wiedziała, że nawet gdyby mogła cofnąć czas, to i tak wylegiwałaby się w łóżku zamiast trenować samoobronę.
- Gdzie twoja koleżanka? - Zawołał Ryan, przerywając rozmowę z Hanną. Patrzył się wprost na Kaylę, która po raz pierwszy przekroczyła próg sali w pojedynkę.
- Coś jej wypadło - wyjaśniła krótko, kierując się na swoje miejsce z tyłu pomieszczenia. Instruktor dopiero po krótkiej chwili zwłoki poprosił wszystkich, by zajęli swoje miejsca i przystąpił do prowadzenia zajęć.
- Dzisiaj nauczymy się tego, jak wyswobodzić się z chwytu za szyję - zaczął, zwracając się do zgromadzonych.
Ryan stał na środku sali ubrany w szarą bluzę, spod której wystawał kawałek czarnej koszulki. Miał na sobie także szare spodnie dresowe i jakieś ciemne adidasy. Jak zwykle wydawał się rozluźniony i opowiadał o danej technice, jakby w istocie mówił o pogodzie. Oczywiście, Hanna stała tuż obok, po raz drugi pomagając Waltonowi w wyjaśnieniu danego kroku.
Kayla próbowała zmusić się do słuchania instruktora, jednak zamiast tego swoją uwagę poświęciła wczorajszej wiadomości od Josha. Nie miała pojęcia, czy powinna mu odpisać. Desperacko chciała z kimś o tym porozmawiać, ale dobrze wiedziała, co doradzą jej Christy i Leanne.
- Jakieś pytania?
Kayla momentalnie oprzytomniała, rozglądają się po sali. Nie zdawała sobie sprawy, że na tak długo odpłynęła myślami. Ale ku jej wielkiemu zdziwieniu i rozżaleniu żadna z dziewczyn nie zadała jakiegokolwiek pytania. Nawet dociekliwa Hanna milczała.
- W takim razie teraz poćwiczycie to w parach.
Ryan gestem ręki wskazał odpowiednie dwójki, po czym pokierował się w stronę Benson.
- Wygląda na to Kosmitko, że dzisiaj popracujesz ze mną.
- Och, nie trzeba.
Ryan prychnął.
- Planujesz więc samej sobie założyć ręce na szyję i jednocześnie się przed sobą bronić? Chciałbym to zobaczyć, naprawdę.
Kay zagryzła dolną wargę nie za bardzo wiedząc, jak ma na to odpowiedzieć. Nie miała bladego pojęcia, jak powinna się teraz zachować, gdyż nie słuchała wykładu Ryana, ani nie skupiała się na tym, co pokazywał razem z Hanną.
- Zacznijmy od początku - powiedział po krótkiej chwili milczenia. Zrobił krok w stronę ciemnowłosej i położył ręce na swoich biodrach, uważnie jej się przyglądając. - Bo coś mi się wydaje, że nie wiesz, co się dzisiaj wokół ciebie dzieje.
- Nieprawda.
- Prawda. Myślami byłaś gdzieś daleko - dodał, ale nie był z tego powodu zły, co nieco zaskoczyło Kaylę. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że pan instruktor przez całe lekcje mierzył ją tymi surowymi i oceniającymi spojrzeniami. Co więc teraz się zmieniło?
- Przepraszam – powiedziała w końcu. Najwyraźniej stwierdziła, że czas przestać się wykłócać o tak błahą sprawę. - Miałam wczoraj ciężki dzień i jestem tym nieco przytłoczona.
Ryan pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Kolejne problemy z samochodem?
- Nie tym razem - odpowiedziała, siląc się na uśmiech. Nie chciała przyznać tego nawet przed samą sobą, ale jakaś cząstka niej cieszyła się, że o to zapytał.
- Odwróć się.
Kayla zmarszczyła brwi.
- Słucham?
- Odwróć się - powtórzył. - Pokażę ci, jak się uwolnić z tego chwytu.
Kay momentalnie rozejrzała się wokół siebie i przełknęła głośno ślinę. Pozostałe pary siłowały się ze sobą, podczas gdy jedna osoba z każdej dwójki łapała swojego towarzysza od tyłu, zaplatając rękę wokół jego szyi.
- Odwróć się, Kosmitko. Nie mamy całej wieczności.
Kayla niechętnie stanęła do swojego instruktora tyłem, z wielkim zniecierpliwieniem czekając na to, co miało lada moment nadejść.
Ryan oplótł lewą ręką szyję Kay, a prawą przytrzymał swój nadgarstek. Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, jak bardzo mężczyzna musiał się do niej nachylić przez dzielącą ich różnicę wzrostu, ale ta myśl szybko uleciała z jej głowy. Kay skupiła się natomiast na przyjemnym cieple, jakie poczuła, gdy Ryan przysunął swoją klatkę piersiową do jej pleców.
- Jeśli chcesz się skutecznie obronić, gdy znajdziesz się w podobnej sytuacji, to w pierwszej kolejności musisz napiąć swoją szyję.
- Hm?
- Napnij mięśnie, Kosmitko.
Kayla nie miała zbytniego pojęcia, jak to zrobić, ale dla niepoznaki wyprostowała się i wyciągnęła głowę do góry, jakby w istocie próbowała coś zobaczyć.
- Teraz złap prawą ręką za mój nadgarstek.
Z sekundowym opóźnieniem Benson wykonała jego prośbę. Jednocześnie z całych sił starała się nie myśleć o coraz większym kontakcie, jaki miały ich ciała.
- Postaraj się poluzować mój chwyt.
- Niby jak mam to zrobić?
- Szarpnij mój nadgarstek kilka razy w dół.
Kayla czuła się dość śmiesznie. Szczególnie, że jej maleńkie dłonie miały problem ze złapaniem jego nadgarstka. A gdyby tego było mało, nie czuła się komfortowo, kiedy jej lodowata dłoń dotykała jego rozgrzanego ciała.
- Lewą ręką złap mój łokieć - instruował dalej. - Postaraj się wypchnąć go do góry. Tylko nie przerywaj pracy nad moim nadgarstkiem.
To wbrew pozorom nie było takie proste.
- A teraz wysuń głowę z mojego uścisku.
Kayla była naprawdę zaskoczona, że udało jej się zrobić to za pierwszym razem. Zwłaszcza, że w ramionach Ryana było całkiem przyjemnie. A jego głos...
- Trenerze? - Krzyk Hanny był jak zimny prysznic. - Potrzebujemy twojej pomocy!
Kayla westchnęła cicho. Najwyraźniej jej pięć minut z Waltonem właśnie dobiegło końca. I naprawdę nie wiedziała, czy powinna skakać z radości, czy płakać. W tym momencie nie była już niczego pewna. Ryan zdecydowanie był najbardziej dezorientującą osobą, jaką spotkała w swoim życiu. Nie miała pojęcia, czego może się po nim spodziewać. A co gorsze, nie wiedziała również czego może spodziewać się po samej sobie, gdy ten facet znajdował się w pobliżu.




 Przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Pisanie na tablecie mnie zabija.