środa, 26 listopada 2014

Rozdział 10



Poranek Kayli rozpoczął się fatalnie. Nie dość, że ulubione musli z kawałkami czekolady się skończyło, to jeszcze z wielkim bólem i rozczarowaniem dostrzegła, że w jej szafie nie ma ani jednego świeżo wypranego dresu poza tym, którego nie chciała założyć na dzisiejszy trening. Różowy materiał z pewnością był w jej guście i gdyby nie chodziło o Ryana i jego dziwne ksywki, którymi zwykł ją przezywać, to Kayla nie miałaby najmniejszego problemu z wyciągnięciem go z szafy. Tymczasem, chowając ubranie do swojej torby przybrała zbolałą minę. Mogła się tylko domyślać, co powie jej trener na widok różowego dresu z czasów pierwszych zajęć.
Na domiar złego, Benson tego ranka miała drobny problem z Bandziorem, który wykazywał się ogromnym nieposłuszeństwem na porannym spacerze. Zamiast standardowych piętnastu minut, jakie Kayla poświęcała zwierzakowi rano, musiała z nim spędzić dziesięć dodatkowych, ganiając go i krzycząc, by raczył w końcu wejść do klatki schodowej. Gdy w końcu się to udało, miała dziesięciominutowe opóźnienie, którego w żaden sposób nie mogła nadrobić, przebijając się z Bobbym przez zakorkowane miasto. A do tego, jej ukochany Chevrolet zgasł kilkakrotnie na środku drogi, przypominając o swoich dawnych i niezaleczonych problemach.
W końcu jednak dotarła na miejsce. Gdy zaparkowała pod klubem sportowym miała dokładnie dwie minuty na to, by wejść do środka, przebrać się i popędzić na salę treningową. Nie lubiła się spóźniać. Głównym tego powodem był fakt, że nie należała do fanów wielkich wejść. Szczególnie wtedy, gdy to ona musiała zaleźć się w centrum zainteresowania. A już na pewno nie wtedy, gdy przychodziła do nowego miejsca. Co prawda, miała już za sobą kilka treningów z Ryanem, ale tym razem czekała na nią grupa zupełnie obcych ludzi. Nie chciała na nich zrobić złego wrażenia.
I gdy myślała, że nie spotka ją już więcej drobnych niespodzianek, w jej torbie zadzwonił telefon, oznajmiając tym samym przyjście nowej wiadomości. Nie spodziewając się niczego poza SMS-em od przyjaciółki lub informacją od operatora, wyjęła komórkę i od razu odblokowała urządzenie.

Nie zbywaj mnie. Proszę, spotkajmy się dzisiaj.

Przełknęła głośno ślinę, zdając sobie sprawę, że w tym momencie jest tylko i wyłącznie jedna możliwość dalszego postępowania. Musiała chwilowo zignorować istnienie Josh’a i zapomnieć o wszelkich problemach z nim związanych. Nie miała przecież zamiaru niszczyć sobie treningu przez byłego chłopaka. W myślach również odnotowała, by powiedzieć o tej sprawie Christinie i pochwalić się dojrzałą decyzją, jaką podjęła. Wiedziała bowiem, że Christy i Leanne od dawna marzyły o tym, by ich przyjaciółka odcięła się od „zdradzieckiego skurwysyna”.
Wbiegła do niewielkiej szatni, z ulgą zauważając, że w środku pomieszczenia znajdowało się jeszcze kilka osób. Dziewczyny ubrane w sportowe stroje rozmawiały ze sobą entuzjastycznie, a z buzi nie schodził im szeroki uśmiech. Absolutnie w niczym nie przypominały grupy, która miała odbywać zajęcia zaledwie godzinę później. Kobiety nie wydawały się ze sobą konkurować o niczyje względy, a były po prostu grupą dobrych koleżanek. Kayla nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby stworzyć podobną relację z Hanną, która za wszelką cenę starała się zyskać, choć odrobinę zainteresowania ze strony Waltona.
- Jest taki cudowny! - Zapiszczała jedna z dziewcząt. - Mogłabym patrzeć na niego cały czas. I do tego ma wprost boski tyłek!
Kayla uśmiechnęła się pod nosem. Rzeczywiście, Waltman miał boski tyłek. Nie żeby poświęciła temu jakąś szczególną uwagę... Chociaż, kogo tu oszukiwać?
- Prawda! - Zawołała kolejna, podczas gdy Kay chowała swoje rzeczy do jednej z szafek. Już zbytnio nie ponaglając samej siebie zaczęła się przebierać. Skoro te dziewczyny nie śpieszyły się z wejściem na salę, to ona również nie miała takiego zamiaru.
- A ja najbardziej kocham jego poczucie humoru!
Benson zmarszczyła brwi, nieco zdezorientowana tą wypowiedzią. Walton na treningach nie był zabawny. Był profesjonalny, niewzruszony, a jego jedynym „żartem” było nazywanie jej Różowym Dresikiem lub ewentualnie Kosmitką. 
- Ach, już nie mogę się doczekać następnego treningu - westchnęła z rozmarzeniem kolejna dziewczyna. Następne nie pozostawały jej oczywiście dłużne.
Kayla zastygła w bezruchu, gdyż słowa kobiety uderzyły w nią z wielką mocą.
Po sekundzie zwłoki szybko odwróciła głowę do znajdujących się w szatni dziewcząt, chcąc sprawdzić swoje podejrzenia.
- Przepraszam - zaczęła - nie jestem pewna, czy dobrze usłyszałam. Jesteście już po treningu z Waltonem?
Jedna z kobiet uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Trenujemy z Thomasem - wytłumaczyła. - I tak, jesteśmy już po treningu.
Przynajmniej wytłumaczyła się kwestia poczucia humoru.
- O nie. - W pierwszej chwili Kayla nie była w stanie powiedzieć nic więcej. Ale zamiast tego momentalnie przyspieszyła swoje ruchy. Z góry - bez najmniejszego potwierdzenia swoich przypuszczeń - założyła, że dziewczyny są z jej przyszłej grupy, a teraz musiała ponieść tego konsekwencje. Była spóźniona.
- Wiecie może, czy grupa Waltona już zaczęła? - Zapytała, zamykając swoją szafkę i kierując się w stronę wyjścia z szatni.
- Niestety, nic na ten temat nie wiemy.
Kayla rzuciła się biegiem przez korytarz, zmierzając prosto do sali treningowej. Nie mogła uwierzyć, jak wielką głupotą się wykazała.
Pociągnęła za klamkę, otworzyła drzwi i szybko weszła do pomieszczenia.
- Przepraszam za sp – urwała.
Zdecydowanie coś było nie tak.
- Już myślałem, że się rozmyśliłaś i mimo dodatkowego terminu postanowiłaś rzucić zajęcia. - Ryan stał pod oknem, opierając się o parapet. Ręce miał założone na swoją szeroką pierś i wyglądał na całkowicie zrelaksowanego. Emanował pewnością siebie i swojego ciała. Czuł się swobodnie i Kayla niewątpliwie mu tego zazdrościła. Zwłaszcza, że w tym momencie jej nogi drżały. I wbrew pozorom nie dlatego, że przed chwilą pokonała krótki dystans biegiem. Naturalnie, miała słabą kondycję, ale tym razem powodem jej trzęsących się nóg było coś innego.
Szare, dresowe spodnie i tego samego koloru podkoszulek z napisem „ARMY" wyglądały na nim świetnie. Zresztą, Kay była świadoma tego, że zapewne mężczyzna spodobałby się jej w każdym innym ubraniu. Och, a najlepiej bez niego.
- Nie pomyliłam godzin? - Dziewczyna zmarszczyła brwi, ponownie rozglądając się po sali. Oprócz nich nie było tu zupełnie nikogo. - Gdzie reszta grupy?
- Reszta grupy? - Powtórzył po niej, udając zaskoczonego. Na jego twarzy malował się delikatny, ledwo widzialny uśmiech.
- Tak, reszta grupy - odpowiedziała, ale w jej głosie nie było ani grama pewności siebie. Trząsł się tak samo, jak jej kolana.
- Jesteśmy tu tylko ty i ja. - Czarujący i pokazujący zadowolenie z siebie uśmiech pojawił się na jego przystojnej twarzy i Kay miała świadomość, że wpadła jak śliwka w kompot. Albo lepiej: jak śliwka w kanalizację.
- Ty i ja - powtórzyła bezwiednie po nim. Jej myśli wydawały się krążyć tylko i wyłącznie wokół tych słów. Jakby nic poza nimi nie istniało.
- Dokładnie tak - dodał, a jego uśmiech tylko się poszerzył.
Drań.
Kayla, próbując nie dać się oszołomić przez niezaprzeczalny urok tego mężczyzny, zrobiła kilka kroków do przodu, wchodząc w głąb sali. Nie miała pojęcia, czego powinna się spodziewać. Nawet przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, że może wylądować z Waltmanem na zajęciach indywidualnych. Oczywiście, recepcjonistka nie odnalazła dla niej ani jednego wolnego miejsca w żadnej z grup, a Ryanowi jakimś cudem się to udało, jednak wcześniej nie widziała w tym podstępu.
- Nie wiedziałam, że udzielasz lekcji prywatnych – zagaiła, zakładając ręce za plecy. Nie sądziła, że będąc na sali tylko z nim będzie czuła się tak niepewnie. W końcu już niejednokrotnie ćwiczyli razem, czy też chociażby ze sobą rozmawiali. Dlaczego więc teraz wszystko wydawało jej się inne?
- Zwykle nie udzielam – odpowiedział, odpychając się od parapetu. Zrobił kilka kroków w jej stronę, a z jego twarzy ani na chwilę nie schodził ten podstępny uśmiech. – A teraz, Kosmitko w różowym dresiku, czas na rozgrzewkę.
Kayla zdusiła jęk. I wbrew pozorom nie dlatego, że złączył dwie ksywki w jedną.
Jasne, Waltmanowi chodziło tylko o serię rozgrzewających ćwiczeń i dziewczyna była tego w pełni świadoma. Szkoda tylko, że wyobraźnia podsuwała jej zupełnie inne obrazy.
Próbując to wszystko zignorować przystąpiła do rutynowych ćwiczeń, którymi zwykła rozpoczynać każdy inny trening. Tyle że to nie był każdy inny trening. Była na sali tylko z Waltmanem, a ten – zupełnie w niczym nie pomagając - nie spuszczał z niej swojego badawczego spojrzenia.
- Masz zamiar cały czas się tak na mnie gapić? – Zapytała, wykonując serię skłonów. Starała się brzmieć poważnie i zasygnalizować mu tym samym, że nie czuje się przez niego komfortowo.
Ryan zaśmiał się cicho, a ten dźwięk wydał się Kay najseksowniejszą rzeczą na świecie. I nagle – co prawda, tylko na tę krótką chwilę – nic już jej nie przeszkadzało.
- Jesteśmy tu tylko we dwoje – oznajmił w końcu. Ponownie założył ręce na swoją szeroką pierś i, naturalnie, ani na chwilę nie odwrócił od Benson swojego przeszywającego i uważnego spojrzenia. – Na kogo innego miałbym się patrzeć?
Kayla wyprostowała się i poprawiła materiał swojego dresu, nie wiedząc, co innego mogłaby zrobić. Przez chwilę patrzyła na mężczyznę, ale gdy ten kontakt wydał jej się zbyt intensywny, spuściła swoje spojrzenie.
- Przestań, to mnie dekoncentruje.
Ryan ponownie się zaśmiał. Cichy i zachrypnięty śmiech sprawił, że przez ciało Kay przeszły dreszcze.
- Cieszę się, że tak na ciebie wpływam.
Kay jęknęła przeciągle.
- Nie to miałam na myśli.
- Ach, myślę, że jednak to.
Gdyby wcześniej nie było to zbyt jasne i klarowne, teraz Benson wiedziała już na pewno – ten trening miał być dla niej istnym piekłem. I nie chodziło tu oczywiście o mordercze ćwiczenia, których wykonanie mógłby jej zlecić Walton. Zdecydowanie nie.
- Rozgrzana? – Zapytał. I chociaż zawsze na treningach wykazywał się zupełną profesjonalnością i nie pozwalał sobie na żadne żarty, teraz Kayla w jego uśmiechu widziała pewną dwuznaczność.
Drań.
Drań. Drań. Drań.
W ramach odpowiedzi jedynie skinęła głową. Teraz nie była w stanie pozwolić sobie na nic więcej. Nie chciała się przecież jeszcze bardziej przed nim zdradzić i pokazać, co naprawdę czuje, znajdując się w jego towarzystwie. Miała przecież swoją dumę!
- Co dzisiaj będziemy robić? – Zapytała, niby mimochodem, starając się grać wyluzowaną.
- Dzisiaj zejdziemy do parteru.

~*~


Nagle ten dzień z „fatalnego” stał się dla Kayli jednym z jej ulubionych. Oczywiście, nie rozpoczęła go dobrym śniadaniem, w domu czekała ją cała masa prania do zrobienia, a także użeranie się z Bandziorem, Josh’em, a na deser jeszcze z milionem pytań Christiny. Jednak to wszystko nie miało już znaczenia. Nie, gdy Kayla leżała na plecach na ziemi, a nad nią pochylał się Walton.
- Jeszcze raz – oznajmił, podnosząc się do pozycji stojącej. – Dobrze ci idzie.
Pewnie, że jej dobrze szło. W końcu jej zadaniem było sprawienie, że stojący nad nią napastnik (w tym przypadku seksowny instruktor) zostanie obalony na ziemię (a więc będzie musiał do niej dołączyć na podłodze).
- Ty razem jednak postaraj się powalić mnie na drugą stronę. Nie uda ci się uciec przed napastnikiem, kiedy on upadnie prosto na ciebie.
Och, czyli jednak robiła to źle? Wielka szkoda.
Walton wyprostował się i zajął odpowiednie miejsce przed Kaylą, czekając na jej ruch. Dziewczyna, jak to miała nakazane przez swojego instruktora, leżąc na podłodze uniosła jedynie swoje nogi, starając się zahaczyć nimi o łydki Ryana tak, by mężczyzna upadł na ziemię.
- Za wysoko – westchnął. – Zaraz popełnisz ten sam błąd i zamiast przewrócić się do tyłu, to spadnę prosto na ciebie.
I zapewne nie byłoby to takie złe, gdyby powodem ich spotkania nie były lekcje samoobrony.
- Musisz umieścić swoje nogi nieco niżej. To ma być podcięcie, a nie popchnięcie.
Kayla jęknęła przeciągle.
- Przecież próbuję!
Ryan pokręcił głową z dezaprobatą.
- Dobra, wstawaj – zarządził. – Pokażę ci, gdzie robisz błąd.
Benson zgodnie z jego prośbą podniosła się z ziemi i wstała, zamieniając się z Waltonem miejscami. Dlatego już chwilę później mogła podziwiać leżącego na podłodze Ryana, który momentalnie owinął swoje nogi wokół jej łydek.
- W tym miejscu – powiedział, wykonując ledwo wyczuwalny ruch, jednak mimo to, sprawił, że Kay prawie straciła równowagę i upadła na tyłek.
- A ty zamiast trzymać je tutaj, to masz nogi w tym miejscu – dodał, a jego uścisk znalazł się tuż pod jej kolanami. Kay ponownie się zawahała. Tym razem jednak mimo usilnych prób nie udało jej się zachować równowagi. Zdążyła, co prawda, wyciągnąć ręce przed siebie, jednak nie wystarczyło jej czasu, by dobrze je rozłożyć. Dlatego też, zamiast się podeprzeć i wylądować nad Ryanem, to spadła wprost na niego.
- Przepraszam! – Zawołała, momentalnie upewniając się, czy jest cały i zdrowy. Ręce które znalazły się na jego klatce piersiowej szybko prześledziły jej szerokość, jakby dziewczyna spodziewała się, że to jedno uderzenie mogło zrobić w niej jakąś dziurę. – Nic ci się nie stało? Nie zrobiłam ci krzywdy?
Ryan prychnął. Zanim jednak odpowiedział poczekał moment, pozwalając dziewczynie dokładnie zbadać jego klatkę piersiową. A Kayli z pewnością to nie przeszkadzało (nie żeby zauważyła tę krótką chwilę zwłoki).
- To raczej ja powinienem zapytać, czy nie nabiłaś sobie jakiegoś siniaka.
- Ja?
Na chwilę Kayla kompletnie się zgubiła. Bliski kontakt z tym mężczyzną na pewno nie pomagał zachować trzeźwości umysłu, dlatego potrzebowała chwili, by załapać, co miał na myśli.
- Chyba jestem cała – odpowiedziała, ale wypowiedzenie tego krótkiego zdania wcale nie było takie łatwe. Miała wrażenie, że już łatwiej skleja się wypowiedzi po pijaku.
Proszę się nie dziwić. Wcześniej, oczywiście, znalazła się w bliskim kontakcie z Ryanem, kiedy ten ćwiczył z nią przez jedną lekcję. Jednak wtedy to on ją bezkarnie obmacywał. Teraz role się odwróciły. Co prawda, nie na długo, o czym miała się zaraz przekonać…
- Chyba? – Zapytał. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, za sprawą którego serce Benson momentalnie przyśpieszyło swój rytm. I gdy już myślała, że zaraz wyskoczy jej z piersi, okazało się, że może bić nawet szybciej…
Walton zupełnie niespodziewanie owinął swoje ręce wokół dziewczyny, po czym sprawnym i szybkim ruchem zmienił pozycje, sprawiając, że teraz to on znajdował się na górze. Kayla leżała na materacu, zupełnie zdezorientowana zaistniałą sytuacją.
- Boli cię coś? – Zapytał. Oczywiście, przez cały czas uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Tym razem również nie czekał na jej odpowiedź, gdyż jego ręka momentalnie sama zaczęła wszystko sprawdzać. Najpierw znalazła się na jej udzie, ale po tym jak delikatnie uniósł je do góry, to przeniósł dłoń wyżej. Zatrzymał się na chwilę na jej biodrze, potem na tali.
Kayla była świadoma tego, że powinna jakoś zareagować. Coś zrobić, może coś powiedzieć. Szkoda tylko, że jej mózg poza odbieraniem obecności i ruchów Ryana zdawał się nic więcej nie przyswajać.
Co istotne, mężczyzna nie miał zamiaru skończyć na tych - na pozór - nic nie znaczących ruchach. Walton dołożył bowiem oliwy do ognia i sprawił, że Kayla po raz pierwszy cieszyła się ze swojej nieporadności.
Nachylił się w stronę Kay jeszcze bardziej, chowając twarz w zgłębieniu jej szyi. Delikatnie, niby niewinnie musnął ustami jej rozgrzaną skórę. A ten jeden całus niewątpliwie wydawał się warty poświęconego na treningi czasu.
Ryan uniósł się nad dziewczyną, ale jego ręka wciąż znajdowała się na jej tali. Jedyną zmianą był nagły kontakt wzrokowy. Walton bowiem patrzył Benson prosto w oczy, poświęcając jej zdecydowanie całą swoją uwagę.
- Teraz już wiesz, gdzie masz trzymać nogi? – Zapytał. A biedna Kayla potrzebowała chwili, by w ogóle zrozumieć, o czym mówił. W końcu, niespodziewanie ze sprawdzania jej ciała, powrócił do tematu treningu.
- Tak – odpowiedziała krótko. W razie gdyby jej cienki głos nie był wystarczającym potwierdzeniem, to dodatkowo lekko skinęła głową.
- Chcesz teraz jeszcze raz powtórzyć to ćwiczenie?
Zaprzeczyła.
- Myślę, że potrzebuję jeszcze chwili na przyswojenie tej wiedzy – powiedziała w końcu.
Ryan uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z jej odpowiedzi.
- Dobrze. – Cały czas, oczywiście, patrzył jej prosto w oczy.
- Dobrze – powtórzyła po nim.
W tej sytuacji było mnóstwo napięcia. I może właśnie dlatego Kayla wykonała kolejny ruch. Nim zdążyła to w jakikolwiek sposób przemyśleć, lekko uniosła głowę do góry i najwyraźniej zaskakując nie tylko siebie, ale i również Ryana, złączyła ich usta w pocałunku. Krótkim, lekkim, zwykłym muśnięciu ust. A potem następnym. Aż w końcu zwykły całus przerodził się w coś więcej. Namiętność zupełnie ich pochłonęła. W ich ruchach było bowiem wiele prymitywnej rządzy, niezaspokojonego napięcia, któremu oboje starali się dać upust.
- Kay, poczekaj – szepnął w końcu Ryan, przerywając nagłą chwilę namiętności.
- Hm?
Żadna bardziej składna odpowiedź nie przychodziła dziewczynie na myśl.
- Nie tak. Nie w ten sposób.
Czasem kompletnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje mogą mieć nasze czyny. Robimy coś, zupełnie nie zastanawiając się, czy nasze zachowanie jest właściwie. Tak było i tym razem. Kayla zupełnie nie przemyślała tego kroku. Nie miała pojęcia, co ją do tego podkusiło (oprócz cudownie wyglądających ust mężczyzny). Nie poświęciła nawet sekundy, by pomyśleć o pewnych kwestiach. Na przykład – odrzuceniu. No bo, kto by przypuszczał, że tarzający się z nią po ziemi mężczyzna tak naprawdę wcale nie chciał jej całować, jak teraz wynikało z jego słów?
- Och.
Kolejna błyskotliwa odpowiedź.
- Nie tak – powtórzył. – Nie chcę, żeby to potoczyło się w ten sposób.
Benson nie spodziewała się, że odrzucenie może tak bardzo boleć. A przecież, dzięki swojemu byłemu chłopakowi powinna mieć w tej kwestii spore doświadczenie.
- Nic więcej nie mów – poprosiła. – Przepraszam, to moja winna. Wygłupiłam się.
- Co? Nie – zaprzeczył szybko. – Chodzi mi o to, że powinniśmy to zrobić odpowiednio. Nie sądzę, że zasługujesz na pieprzenie na materacu, podczas gdy każdy w dowolnej chwili może tu wejść.
- Och.
Zdecydowanie dziewczyna miała już dość swojej nieporadności językowej przy tym mężczyźnie. No, ale bądźmy rozsądni, Walton właśnie przyznał, że przed chwilą chciał ją „pieprzyć” na podłodze. Możemy więc odpuścić jej tę i każdą inną reakcję, bowiem w tej sytuacji chyba nie istnieje nic mądrego do powiedzenia.
Tak, czy inaczej – Kayla była zdezorientowana. Oczywiście, niejednokrotnie myślała o sobie i Ryanie w niedwuznacznej sytuacji, ale jakoś nigdy przez myśl jej nie przeszło, że właśnie tego Walton od niej oczekuje. A raczej tylko tego.
Wyglądało na to, że „niewinny” pocałunek sporo namieszał jej w głowie.
- Co masz na myśli? – W końcu zebrała w sobie odpowiednią siłę i zmusiła się do zadania konkretnego pytania.
Ryan przełknął głośno, po czym jakby przypominając sobie, że wciąż znajduje się nad dziewczyną, odsunął się od niej. Usiadł tuż obok na materacu, ani na sekundę nie spuszczając swojego spojrzenia z Kay.
- Powinniśmy pójść na randkę.
I aby nie wyjść z wprawy, Kayla odpowiedziała:
- Och.


wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 9


W piątkowy poranek Kayla dowiedziała się o kilku nowych rzeczach.
Po pierwsze, od przyszłego tygodnia zmieniał się jej grafik. Miała rozpocząć pracę w zupełnie nowym zakresie godzin - mniej korzystnym dla niej, oczywiście. A co za tym szło, wiedziała, że nie będzie mogła chodzić w środy na treningi do Ryana. Miała więc do wyboru jedną z dwóch opcji. Albo zrezygnować z lekcji samoobrony na dobre, albo poprosić o przeniesienie do innej grupy.
Drugą rzeczą było to, że tego ranka w drodze do pracy odebrała telefon od swoich rodziców, którzy z wielką radością zaprosili ją do siebie na kolację. Oczywiście, nie była to zwykła kolacja. Barbara i Robert bowiem przypomnieli swojej najstarszej córce, że za dwa tygodnie w sobotę jej siostra obchodzi dwudzieste czwarte urodziny. Tym samym Kayla musiała dołączyć do swojej mentalnej listy „Rzeczy do zrobienia w najbliższym czasie” kupienie prezentu dla Lindsay. Nie trzeba chyba wspominać, że nie miała na niego żadnego pomysłu?
Trzecią i ostatnia rzeczą, o której się dowiedziała, to fakt, że sobotni wieczór miała spędzić w towarzystwie swoich dwóch najlepszych przyjaciółek. Leanne podobno potrzebowała wsparcia w wyborze mebelków i różnych drobiazgów do pokoju dziecięcego, który urządzała dla swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. Tyle dobrego, że w tym czasie Kayla mogła rozejrzeć się za prezentem dla swojej siostry i jednocześnie liczyć na pomoc w jego wyborze.
Chociaż Benson wiedziała, że zapowiadające się zmiany w pracy nie były dla niej najlepszym rozwiązaniem, to w sobotni poranek obudziła się z szerokim uśmiechem na twarzy (co zdecydowanie nie było do niej podobne, biorąc pod uwagę fakt, że remont w sąsiedniej kamienicy trwał w najlepsze) i tak, jak przez ostatnie dni z wielkim podekscytowaniem podeszła do wieży stereo, znajdującej się w jej salonie. Włączyła płytę, która już od kilku dni była w środku odtwarzacza, a jej uśmiech tylko się poszerzył, gdy z głośników zaczęła grać pierwsza piosenka. Niewątpliwie „Iris” Goo Goo Dolls był smutnym i wzruszającym kawałkiem, ale i tak wprawił Kaylę w niezwykle radosny nastrój. W końcu Ryan pamiętał, by utwór, którego słuchali jadąc jego samochodem umieścić na składance.
Gdy piosenka się skończyła, Kayla ominęła kilka utworów, by włączyć ten ostatni, zakańczający płytę. Bez wątpienia różnił się od pozostałych. Poprzednie kawałki były w rockowym nastroju, podczas gdy ten ostatni był śpiewany przesz króla popu. „The Way You Make Me Feel” Michaela Jacksona zdecydowanie zawładnęło jej sercem, które szalało za każdym razem, gdy słuchała tekstu tego utworu. Zachowywała się niczym nastolatka, tańcząc z wielką radością po pokoju i kręcąc najdziwniejsze piruety. Może nie wyglądała zbyt dojrzale, ale zupełnie się tym nie przejmowała. Ten, kompletnie niepasujący do reszty piosenek kawałek sprawiał, że była naładowana masą pozytywnej energii.
Nie liczyło się to, że miała dwadzieścia kilka lat i może takie gesty ze strony faceta nie powinny robić na niej wrażenia. Jednak w jej przypadku było zupełnie odwrotnie, gdyż płyta, którą dostała niezaprzeczalnie robiła na niej wrażenie. A doskonałym tego potwierdzeniem był szeroki uśmiech na jej twarzy i szalejące serce. Co więcej, był to pierwszy raz, kiedy mężczyzna zrobił dla niej coś podobnego, dlatego szaleńczy taniec w jej salonie był całkowicie wytłumaczalny.
Chyba nikogo nie zdziwi więc to, że w drodze do klubu sportowego jej samochód wypełniał głos Michaela Jacksona? Albo fakt, że Kayla śpiewała razem z królem popu, próbując wspomóc go swoim głosem… Nieudolnie, ale zawsze.
Ciemnowłosa dziewczyna wyszła ze swojego samochodu, kierując się prosto do klubu. Przed wejściem czekała na nią Christina, która namiętnie klikała w ekran swojego telefonu.
- Skąd ten uśmiech, Benson? – Zapytała, gdy tylko na chwilę uniosła wzrok znad komórki. Poprawiła pasmo swoich blond włosów, kliknęła w ekran coś ostatni raz i blokując urządzenie schowała je do swojej designerskiej torebki.
- Też cię miło widzieć, Ellis – odpowiedziała, otwierając dla nich drzwi. Przeszły przez sporych rozmiarów hol, zmierzając w stronę schodów.
- Omińmy ten grzecznościowy fragment rozmowy – zażądała Christy. – Chcę wiedzieć, skąd u mojej przyjaciółki w sobotni poranek tak szeroki uśmiech na twarz. I nie wciskaj mi kitu, że to dla tego, że dzisiaj masz wolne i nie musisz iść do pracy, bo w to nie uwierzę.
Kayla wzruszyła ramionami.
- Po prostu cieszę się, że cię widzę.
Blondynka pokiwała z rozbawieniem głową, nawet nie próbując powstrzymać śmiechu.
- Akurat.

~*~

Walton na sali pojawił się punktualnie. Zarządził szybką rozgrzewkę rozciągającą, po czym przystąpił do zajęć. Jak zwykle zachowywał pełną profesjonalność i poświęcał każdej dziewczynie tyle samo czasu. Kayla nie spodziewała się niczego innego. Już przywykła do tego, że Ryan-trener różnił się od Ryana-kolegi. W żadnym razie jednak nie miała zamiaru sobie odpuszczać gapienia się na niego. Dlatego z wielką radością śledziła jego przystojną twarz i wysportowane ciało. Nie miała żadnych wyrzutów sumienia, choć miała świadomość, że Ryan na pewno to zauważał. Szczególnie, że „obronie przed ciosem prostym w twarz”, co było zresztą tematem przewodnim dzisiejszych zajęć, poświęcała znacznie mniejszą uwagę.
- Jesteś pewna, że twój szef już nie zmieni twoich godzin pracy na środę? – Zapytała z nadzieją, Christina, gdy wychodziły z szatni. Zmierzały prosto do recepcji, by zorientować się, czy jest możliwość przeniesienia Kay do innej grupy, aby nie musiała rezygnować z kursu.
- Kończę pracę dokładnie wtedy, kiedy rozpoczynają się zajęcia. Nie mam zamiaru spóźniać się na nie za każdym razem pół godzinny. Wielkie wejścia nie są dla mnie – powiedziała, wzruszając ramionami. Poprawiła swoją torbę i zapięła czarną bluzę pod samą szyję. – Zawsze możesz przepisać się razem ze mną – dodała.
Christy w ramach odpowiedzi pokręciła przecząco głową.
- Nie dam rady – dodała po chwili. – Z całego tygodnia środy są dla mnie najlepsze.
Zatrzymały się przed wielkim biurkiem recepcji, znajdującym się w holu na parterze. Kayla oparła się o jego blat, witając uśmiechem Amy – tę samą kobietę, którą prosiła o możliwość skorzystania z telefonu, gdy Bobby rozklekotał się przed budynkiem.
- Zaraz wracam – powiedziała Christy i nim Kayla zdołała zapytać o cokolwiek, to dziewczyny już nie było w pobliżu.
- W czym mogę pani pomóc? – Zapytała recepcjonistka. Profesjonalny, wymuszony uśmiech zagościł na jej twarzy.
Benson starając się nie brzmieć, jak zagubiona nastolatka przystąpiła do opisywania swojego problemu.
- Przykro mi, proszę pani – powiedziała Amy, gdy zajrzała do swojego magicznego komputera. – Obawiam się, że jedyną opcją jest zrezygnowanie z treningów, które odbywają się w środę. W grupach musi być parzysta liczba kursantów. Pracują tam panie przecież głównie w parach, a w żadnej grupie nie ma wolnego miejsca.
Kayla zmarszczyła brwi.
- A w grupie drugiego instruktora? – Zapytała, chociaż zupełnie tego nie planowała. Chciała przecież zmienić tylko daty treningów, nie samego trenera.
- Przykro mi.
Westchnęła głośno. Miała już podziękować i odejść od biurka, gdy tuż obok dziewczyny pojawiła się wysoka postać. Mężczyzna z nonszalancją oparł się o blat, witając dziewczynę szerokim uśmiechem.
- Kogo moje oczy widzą – zawołał radośnie Thomas. Uniósł do góry rękę, mierzwiąc włosy Kay w ramach powitania.
- Cześć – odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. Nie była pewna, jak czuła się z tym, że Amy uważnie im się przyglądała. – Skończyłeś już swoje zajęcia na dzisiaj?
- Nie, ale zostały mi już tylko ostatnie do poprowadzenia – odpowiedział, wzruszając ramionami. – A ty, co tu robisz? Mam nadzieję, ze twój samochód tym razem nie nawalił.
Kayla pokręciła przecząco głową, śmiejąc się cicho.
- Nie, nie tym razem. Próbowałam zmienić grupę, ale w żadnej nie ma dla mnie ani jednego wolnego miejsca.
Thomas klasnął z radości w dłonie.
- Próbowałaś wymienić Waltmana na mnie? O tak, wiedziałem, że ten moment kiedyś nadejdzie!
Kayla zdała sobie sprawę, że nie było takiej możliwości, by nie polubić Thomasa. Ten facet był pełen dobrego humoru i cały czas z szerokim uśmiechem i pozytywnym nastawieniem rozmawiał z innymi ludźmi. Był takim cudownym promyczkiem słońca i jednym, głupim zdaniem potrafił poprawić komuś humor.
- Dokładnie tak – odpowiedziała z drobną, ale wyczuwalną ironią. – Ale jak na złość, spóźniłam się. Wszystkie miejsca są już zajęte.
Thomas westchnął ostentacyjnie.
- Wielka szkoda.
Kayla pokręciła głową z rozbawieniem, zupełnie przypadkowo zauważając schodzącą ze schodów Christinę. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jej najlepsza przyjaciółka nie szła ramię w ramię z Ryanem. Roześmiana blondynka wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. Szkoda tylko, że Benson miała co do tego złe przeczucia.
Zanim jednak ta dwójka zdołała podejść do Thomasa i Kay, Christy zawołała do ciemnowłosej, zwracając tym samym uwagę Waltona na fakt, że tuż obok znajdują się jego znajomi:
- Poczekam na ciebie na zewnątrz.
I ku zaskoczeniu Benson, dziewczyna zmyła się równie szybko, co ostatnim razem.
Walton niewątpliwie był zaskoczony obecnością Kayli przy biurku recepcji, co oznaczało, że nie o zmianie grupy rozmawiał z Christiną. Co więc było tematem ich pogawędki? I co było na tyle ważne, że Christy specjalnie wróciła się na piętro, by porozmawiać z trenerem?
- Co zrobiłeś tej biednej dziewczynie, że chce od ciebie uciec? – Thomas nie marnował czasu i od razu przeszedł do rzeczy. Ale na pewno nie tego pragnęła Benson. Nie chciała przecież, by Ryan dopowiedział sobie swoja wersję historii, rozstrzygając, dlaczego Kay tak nagle postanowiła zmienić grupę.
- Słucham? – Ryan zmarszczył brwi, nie mając pojęcia, o czym mówi jego przyjaciel.
- Kayla. Zmiana grupy. Coś ci świta, bracie? – Nabijał się Tom.
Walton odwrócił wzrok od kolegi, by spojrzeć na Benson. Jedną ręką złapał się za kark, lekko go masując. Wydawał się jednocześnie nieco zbity z tropu, ale także (co wyjątkowo zwróciło uwagę dziewczyny) zły.
- Zmieniasz grupę? – Zapytał. Jego zachrypnięty, zdezorientowany głos sprawił, że Kayla pożałowała tego, iż sama wcześniej nie poinformowała instruktora o swoim planie. Teraz wyglądało to tak, jakby działała za jego plecami i, co gorsze, naprawdę próbowała „uciec”.
- Tak. To znaczy nie.
- To tak, czy nie? – Teraz nie przypominał Ryana-kolegi. Zdecydowanie był Ryanem-trenerem. Pełen profesjonalizmu, surowości i pewności siebie, która momentalnie sprawiała, że Kay czuła się przy nim jeszcze mniejsza, niż była w rzeczywistości. Jego zielone oczy spoglądały na nią dociekliwie, tak jakby za sprawą jednego spojrzenia mogły przejrzeć ją na wylot.
 - Chciałam, ale nie ma w innych grupach żadnych wolnych miejsc. Wszystko zajęte – wzruszyła ramionami, próbując wyglądać na wyluzowaną.
- Widzisz, mówiłem ci, że jestem znacznie lepszym trenerem. Kobiety mnie kochają – wtrącił Thomas, dalej drażniąc swojego przyjaciela.
Jego słowa jednak zostały kompletnie zignorowane zarówno przez Kaylę, jak i przez Ryana. Zdaje się, że mężczyzna został po prostu wykluczony z rozmowy, która nagle zaczęła odbywać się tylko pomiędzy Benson a Waltonem.
Ryan stał z założonymi rękoma, spoglądając na ciemnowłosą z taką siłą, że dziewczyna bała się, by nie stracić równowagi i nie paść, jak zupełny nieudacznik na podłogę.
- Dlaczego? – Zapytał po chwili.
Kay momentalnie zdała sobie sprawę, że jej założenie (o którym niestety zapomniała) okazało się zupełnie prawdziwe. Ryan był bardzo bliski od wymyślenia jakiegoś wyjaśnienia odnoście jej chęci zmiany grupy. O ile już tego nie zrobił, a pytał jedynie, aby potwierdzić swoją wersję.
- Och, to przez pracę – powiedziała szybko. – Szef zmienił mi grafik i choćbym nawet bardzo chciała, to nie dam rady chodzić w środę na trening. Myślałam, że uda mi się zmienić grupę na taką, której plan zajęć będzie współgrał z godzinami mojej pracy. Ale niestety. Wszystkie grupy są pełne i nie ma nigdzie wolnego miejsca. Także z góry przepraszam, ale nie będę w stanie przychodzić w środy na treningi…
I Kayla zapewne kontynuowałaby swój nerwowy monolog, gdyby Ryan nie zaskoczył jej i nie odszedł na kilka kroków, by przejść za ladę biurka recepcji. Stanął przed komputerem, mimowolnie oddelegowując Amy do innego miejsca. Postukał przez chwilę na klawiszach klawiatury i popatrzył w monitor z zupełnie pokerową miną, po czym zwrócił się do dziewczyny.
- W sobotę godzinę przed naszym treningiem. Pasuje ci?
- Czyli jednak jest miejsce w innej grupie? – Zapytała zaskoczona, momentalnie zerkając w stronę Amy, która musiała ją okłamać.
- Pasuje ci, czy nie? – Ponowił pytanie. Jego głos nadal pozostawał surowy, chociaż ciało znacznie bardziej się rozluźniło. Nie wydawał się już taki spięty, jak jeszcze chwilę temu.
- Pasuje – odpowiedziała szybko.
Ryan pokiwał głową i ponownie wystukał coś na klawiaturze. Na koniec zatwierdził to głośnym kliknięciem i odsunął się od biurka.
- W takim razie do zobaczenia za tydzień.
Kayla przystanęła z nogi na nogę niepewna, co powinna teraz zrobić. Uwielbiała i jednocześnie nienawidziła Ryana za to, że wpędzał ją w masę najróżniejszych nastrojów. I do tego tak szybko potrafił je zmieniać. Rano skakała z radości, tańcząc do składanki, jaką jej nagrał, a teraz czuła się okropnie niezręcznie w jego towarzystwie, nie mając pojęcia, jak się zachować. Zdecydowanie chwilami pozbawiał ją pewności siebie.
- Dziękuję. – Skinęła głowa na swojego trenera, po czym odwróciła się do drugiego instruktora.  – Na razie, Thomas.
- Trzymaj się, mała – odpowiedział, a na jego twarzy ponownie zagościł szeroki i nieco niedorzeczny uśmiech.
Ponownie spojrzała za ladę.
- Do widzenia. – Naprawdę nie wiedziała, czy zwraca się do Waltona, czy do Amy. A może do obojga?
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, odwróciła się i wyszła z budynku.

~*~

- Są takie cudowne! – Jęknęła Leanne, gdy przechodziły obok regału z pluszowymi misiami. Kobieta zdecydowanie miała słabość do wszystkich dziecięcych zabawek, znajdujących w tym konkretnym sklepie. Nie dość, że wszystkie były w atrakcyjnych dla Leanne cenach, to do tego były przesłodkie i nie miała pojęcia, na które z nich się zdecydować. Były to, oczywiście, najmniej istotne dodatki do pokoju, który urządzała, ale dziewczyna nie mogła sobie odpuścić tych detali.
- Mówiłaś to samo na temat wszystkiego, co do tej pory zobaczyłaś – stwierdziła Christina, wracając spojrzeniem do ekranu swojego telefonu. Nie wykazywała tyle zainteresowania i zaangażowania, co Kayla w pomocy swojej przyjaciółce w wyborze dodatków.
- Ty się podniecasz prawie każdą parą butów, jaką zobaczysz, więc powinnaś to rozumieć – odburknęła rudowłosa, łapiąc się za swój brzuch. Przejechała po nim dłonią, po czym ponowie odwróciła się w stronę regału z pluszakami.
- Każdy ma swoje zboczenia i słabości – powiedziała Christina, wzruszając ramionami. – Ale chyba lepsze buty, niż pluszowe misie – dodała, mimochodem zerkając na swoje czarne, cholernie wysokie czółenka. I zapewne równie cholernie drogie.
Leanne prychnęła.
- A jaka jest twoja słabość, Kay? – Zapytała, sięgając z półki jednego z wielu pluszaków.
Christina wybuchła głośnym śmiechem.
- Chyba raczej kto – zadrwiła. Jej zainteresowanie najwyraźniej wróciło, bowiem schowała swój telefon do torebki. Założyła ręce na piersi, przyglądając się uważnie swojej przyjaciółce.
- Nie zapędzaj się tak – prychnęła ciemnowłosa. – Lepiej skup swoją energię na czymś bardziej przydatnym i wymyśl, co mogłabym kupić mojej siostrze na urodziny.
Leanne wrzuciła maskotkę do koszyka i odwróciła się do swoich przyjaciółek. Poprawiła swoją luźną, bawełnianą sukienkę, po raz kolejny gładząc dłonią lekko zaokrąglony brzuszek i uśmiechnęła się do Kay.
- Może zrób jej coś własnoręcznie – zaproponowała.
- Albo po prostu kup jej wibrator – wtrąciła Christy, wzruszając ramionami. – Dziewczyna ma dwadzieścia cztery lata, nie będą ją cieszyć jakieś głupie robótki ręczne.
- Nie kupię mojej siostrze wibratora! – Oburzyła się Kayla.
- Niby dlaczego nie?
- Przede wszystkim dlatego, że prezenty będzie otwierać przy rodzicach. To kolacja rodzina, Christy. Moja mama ją organizuje. Coś ci świta?
- Co się tak spinasz? – Prychnęła blondynka. – Zaraz pomyślę, że i tobie przydałby się wibrator.
Leanne zaśmiała się głośno.
- No co? Taka prawda – dodała Christy na swoją obronę. – Boję się myśleć, ile czasu minie zanim Kayla wykona jakiś ruch w kierunku naszego trenera. Wybaczcie dziewczyny, ale nie chce mieć osiemdziesiątki na karku, bawiąc się na ich weselu.
- To facet powinien wykonać pierwszy krok – oburzyła się Kayla.
- Jest dwudziesty pierwszy wiek! Mamy równouprawnienie! – Christy nie dawała za wygrana. I zupełnie jej nie przeszkadzał fakt, że przychodzi im się o to kłócić w sklepie z dziecięcymi zabawkami i ubrankami. – Zresztą, faceci cenią sobie dziewczyny, które nie boją się przejąć inicjatywy.
Kayla pokręciła przecząco głową zupełnie się z tym nie zgadzając.
- Mam to gdzieś – dodała po chwili. – Zresztą, Waltman to cham. Dzisiaj, jak prosiłam o zmianę grupy był bardzo nieprzyjemny.
- Czepiasz się. – Leanne machnęła lekceważąco ręka i odwróciła się w stronę stoiska z kolorowymi śpioszkami.
- Nie czepiam się – powiedziała Benson pod nosem.
Minęła chwila zanim Christy kontynuowała temat. Oczywiście, nikt nie spodziewał się, że wątek Ryana zostanie tak szybko pominięty.
- Zachowujesz się dziecinnie – oznajmiła blondynka, nie skupiając nawet najmniejszej uwagi na przeglądanych przez Leanne rzeczach. – A do tego wszystkiego żądasz, że to Waltman rzuci się na ciebie i odwali całą robotę. Nie jesteś już nastolatką, Kay. Nie powinnaś wierzyć w żadne bajki o książętach na białych rumakach. Jest między wami chemia, więc to, do jasnej cholery, wykorzystaj, póki masz okazję. Nie każę ci się z nim wiązać. Ba! Jestem pewna, że Waltman nie jest jednym z tych, co lubią stałe związki. Ale jesteś moją najlepszą przyjaciółką i wiem, co jest dla ciebie dobre. Numerek bez zobowiązań z Waltonem? Trzy razy tak.
Leanne na chwilę odwróciła swój wzrok od ciuszków.
- Przyznaję jej rację – powiedziała z delikatnym uśmiechem. – Powinnaś się rozerwać. A ten facet jest do tego idealny. Nie musisz przecież wiązać z nim żadnej przyszłości.
Kayla jęknęła, rozważając to, co powiedziały dziewczyny.
- Nie chcę z nim żadnego związku. Dopiero, co rozstałam się z Joshem.
Benson niestety nie miała pojęcia, czy to, co powiedziała było zgodne z prawdą. Nie wiedziała bowiem, czego tak naprawdę chciała od Ryana. Oczywiście, podobał jej się i przyprawiał ją o motyle w brzuchu (stado motyli). Ale na tym jej świadomość o rzeczach oczywistych się kończyła. Zresztą, nie miała w sobie na tyle pewności siebie, by przejąć inicjatywę. Nie była taka, jak Christina, a już na pewno nie miała takiego doświadczenia w sprawach damsko-męskich. Do tej pory była tylko w jednym poważnym związku. A gdyby tego było mało, wychodziła z założenia, że to facet powinien zrobić pierwszy krok. Nie chciała wyjść na jakąś desperatkę. Czy przez to nie byłoby podobna do innych kursantek? Do Hanny na przykład…
- Co więc cię powstrzymuje? – Zapytała Leanne, wrzucając pierwsze śpioszki do koszyka.
Kayla wzruszyła ramionami, unikając odpowiedzi. To jednak nie oznaczało, że jej nie znała.
Ja sama – odpowiedziała w myślach.



 Ktoś chętny oddać komputer w dobre ręce?
Chętnie przyjmę!

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 8


Przyjaciele mają to do siebie, że czasem nie potrzebują żadnych słów, by wiedzieć co dzieje się w głowie drugiej osoby. W końcu poznało się ją na tyle dobrze, by dostrzegać pewne zachowania, które mówią same za siebie.
Christina zawsze uważała się za mistrzynię w odgadywaniu myśli Kay. Dziewczyny, co prawda, poznały się dopiero na studiach, ale ta kilkuletnia znajomość wystarczyła, by mogły porozumiewać się bez słów. Dlatego nie dziwne, że podczas poniedziałkowego spotkania w mieszkaniu Benson, gdzie Christina miała opowiedzieć przyjaciółce o swoim weekendowym wyjeździe, jasnowłosa nie mogła pozbyć się myśli, że coś jest na rzeczy.
Jednak zamiast od razu zaatakować Kaylę masą pytań, jak zwykle miała w zwyczaju, czekała cierpliwie na krok ze strony przyjaciółki. Zaczęła więc niewinnie, niby od niechcenia zadając pierwsze pytanie.
- Byłaś w piątek na treningu? - Zapytała, po czym wzięła łyk kawy. Tak dla niepoznaki, by ukryć swój tryumfalny uśmiech. W końcu nagłe, nerwowe zachowanie Benson jednoznacznie mówiło, że Christina trafiła w samo sedno.
Kayla wzruszyła ramionami, starając się wyglądać dość swobodnie. Miała nadzieję, że nie zdradziła się w żaden sposób i Christy nic nie zauważyła. Tyle że biedna Kay nie mogła nic poradzić na to, że jej myśli ponownie wróciły do ostatniego treningu, a później do niedzielnego wieczora, który - ku własnemu zaskoczeniu - wspominała naprawdę dobrze. Oczywiście, żałowała kilku wypowiedzianych rzeczy, ale ogólne wrażenie pozostawało pozytywne.
- Oczywiście, że byłam - zaczęła po chwili. - Omawialiśmy kilka chwytów, nic specjalnego.
- Rozumiem...
Problem Kay polegał na tym, że była beznadziejną kłamczuchą. Na tyle beznadziejną, że sama nie potrafiła uwierzyć we własne słowa. Dlatego już chwilę później jęknęła zirytowana. Teraz wystarczyło już tylko czekać.
- Dobrze, wygrałaś – naburmuszyła się. A leżący obok bandzior zaszczekał radośnie. – Trening był – zastanowiła się przez chwilę, szukając odpowiedniego słowa. Tyle że to okazało się być znacznie trudniejsze, niż myślała. Jak bowiem miała opisać ostatnie spotkanie na sali z instruktorem?
- Wyduś to w końcu z siebie! – Zawołała Christina, niecierpliwiąc się. Filiżankę kawy już dawno odstawiła na bok, szykując się na przyjęcie czegoś znacznie bardziej interesującego.
Kayla jęknęła ponownie.
- Ćwiczyliśmy razem.
- Nie gadaj!
Ciemnowłosa wzruszyła ramionami.
- A potem spotkaliśmy się w knajpie Blake’a. Przypadkowo, rzecz jasna. - Nie dziwne, że dziewczyna postanowiła ominąć pewną, niezrozumiałą nawet dla niej samej kwestię. W końcu sama nie była pewna, dlaczego tego dnia wybrała się do baru. W jednej chwili chciała się spotkać z Ryanem, a w drugiej uciekać, gdzie pieprz rośnie. Gdzie w tym była jakakolwiek logika? - Ach, i przygotuj się, moja droga, bo padniesz. Nasz Tyler brata się z instruktorami. On, Thomas i Waltman to kumple!
Dziewczyna poczuła ulgę, gdy to z siebie wyrzuciła. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo potrzebowała komuś się wygadać.
- Nie gadaj! – Zawołała Christina, powtarzając się.
- To nie koniec – kontynuowała Kayla. Jej kawa również poszła w zapomnienie. – W knajpie zjawił się Josh. Powiedział Blake’owi, że chce naprawić sprawy między nami raz na zawsze. Cokolwiek to znaczy.
Christina z wrażenia otworzyła szeroko usta. Przez chwilę nie była w stanie wypowiedzieć żadnego składnego zdania, co z pewnością nie było do niej podobne. Na szczęście z pomocą ruszył Bandzior, który podniósł się z pozycji leżącej i przez kilka sekund biegając od jednej kobiety do drugiej sobie poszczekiwał.
- Zniknęłam tylko na weekend, a ten zdradziecki skurwysyn musiał to wykorzystać – zarzuciła. – Błagam, powiedz, że na nic się nie zgodziłaś. Nie chcesz chyba się z nim niczego wyjaśniać?
- Uciekłam. Zachowałam się, jak tchórz – przyznała Kayla. – Josh nawet nie wiedział, że tam byłam.
- Znakomicie.
Innej reakcji Kayla nie spodziewała się usłyszeć. Dokładnie wiedziała, co w tej sytuacji może powiedzieć jej przyjaciółka, dlatego pozwoliła sobie ominąć tę kwestę i zmienić temat.
- Waltman odwiózł mnie potem do domu – wyznała. Jakimś cudem  nie mogła pozbyć się z twarzy uśmiechu. Usta same jej się śmiały i (chociaż próbowała!) nie mogła nic zaradzić w tej kwestii.
- Nie do wiary! - Christina kompletnie zapomniała o zdradzieckim skurwysynie i zajęła się znacznie bardziej gorącym i ekscytującym tematem. - Zuch dziewczyna! Ile baz zaliczyliście? Błagam, błagam, błagam powiedz, że wszystkie!
Kay prychnęła.
- Za kogo ty mnie masz?
Mina Christiny momentalnie zrzedła.
- Słucham? - Jęknęła, a w jej głosie dało się usłyszeć rozczarowanie. - Wiesz co, Benson, myślałam, że wpoiłam ci kilka podstawowych zasad…
- To znaczy? - Kayla nie miała pojęcia, dlaczego zachowanie Christiny tak bardzo ją bawiło.
- Zasada numer jeden - oznajmiła, będąc w stu procentach pewną swoich racji. - Kiedy taki przystojniak, jak nasz trener odwozi cię do domu, to twoim obowiązkiem jest zaproszenie go do środka i wykorzystanie sytuacji.
Kay machnęła lekceważąco ręką.
- Nie mogłam - wyznała. - Musiałam zadzwonić do siostry i poinformować ją, że jestem już w domu.
Christina zmarszczyła brwi.
- A skąd, do cholery, w tej historii nagle wzięła się Lindsay?
- Ach, zapomniałam ci o tym powiedzieć. Powodem, dla którego w ogóle znalazłam się w tym barze była moja siostra. Miałyśmy się tam spotkać. Ale skoro ja zwiałam, by nie zobaczyć się przypadkiem z Joshem, to musiałam do niej zadzwonić i powiedzieć, że jestem już w swoim mieszkaniu.
- W porządku. - Christina pokiwała głową. - Czyli to u ciebie się później spotkałyście?
Kay pokręciła przecząco głową.
- W takim razie teraz to ja już nic nie rozumiem. W tej historii jest za dużo luk. O czym mi nie mówisz, Kaylo Benson? Dlaczego w ogóle miałaś się spotkać z Lindsay? Coś się stało? Wszystko z nią w porządku?
Wyglądało na to, że mimo swojej oczywistej niechęci do zaznajomienia Christiny z całą historią, Kayla nie miała innego wyboru. Dlatego, już kilka sekund później zaczęła opowiadać od początku, a więc od momentu, kiedy postanowiła wybrać się do baru z nadzieją na „przypadkowe spotkanie” instruktora. Żeby jednak tam pójść potrzebowała dobrego pretekstu.
- Ty podstępna, mała żmijo! - Zawołała Christina po całkiem imponujacym monologu swojej przyjaciółki. - Jestem z ciebie taka dumna. W końcu zrozumiałaś, że musisz wziąć w obroty naszego instruktorka.
Kayla zmarszczyła brwi, nieco zaskoczona reakcją blondynki. Spodziewała się raczej krótkiej nagany i paru nieprzyjemnych słów, bo - jakby nie patrzeć - Benson zataiła przed nią kilka istotnych faktów.
- Wzywam posiłki – oznajmiła Christina, zacierając dłonie. Szybko wstała ze swojego miejsca, by przejść i następnie wyjąć ze swojej torebki telefn komórkowy. - Razem z Leanne pomożemy ci go usidlić.
Między innymi właśnie dlatego Kayla nie chciała dzielić się całą historią z panną Ellis.
- Daj spokój, Christy. Odłóż ten telefon i się nie wygłupiaj.
- Zamknij się, Benson. My już o wszystko zadbamy.
Szkoda, że nikt nie uprzedził Kay na co się pisze, gdy poznawała Christinę. Może w innym wypadku rozważniej wybierałaby przyjaciół?

~*~

W środowy wieczór Kayla była pełna obaw. Christina nie przestawała mówić o jej świetnym planie, którego celem był rozkochanie Waltmana w Kayli. Zupełnie nie przejmowała się faktem, że jej przyjaciółka nie chce o niczym  podobnym słyszeć.
- A potem bum, będziecie żyli długo i szczęśliwie - zaświergotała radośnie, podskakując z podekscytowania. - Czyż nie obmyśliłam tego genialnie? Przyznaj Kay, ten plan jest świetny.
Kayla jęknęła głośno.
- Tyle że nie mam zamiaru brać w nim udziału - oznajmiła surowo. - Chyba będziesz musiała go uwieść w moim imieniu, bo ja nie zamierzam w tym maczać palców.
- Tylko tak mówisz.
- Nie, Christy. I radzę ci, uspokój się, bo nie ręczę za siebie.
Christina na pewno droczyłaby się dalej, gdyby na salę treningową nie wszedł Ryan.
Mężczyzna, jak zwykle, pojawił się punktualnie. Ubrany w swój szary dres wyglądał absolutnie rozkosznie. I chociaż Kayla zawsze powtarzała, że uwielbiała facetów w garniturach, to teraz była gotowa zmienić tę jedną rzecz. Uwielbiała facetów w szarych dresach. A szczególnie tego jednego.
- Teraz nawet gdybyś zaczęła udawać, że ci się  nie podoba, to nikt już by w to nie uwierzył. Pożerasz go wzrokiem.
- Siedź cicho.
- Tak tylko mówię.
- Przysięgam, treningi bez ciebie było o  niebo lepsze.
- Oczywiście, że były. - Christina zawołała radośnie. - Wtedy przynajmniej miałaś szansę bezkarnie obmacywać Waltona.
Benson po raz kolejny jęknęła, pozbawiona jakichkolwiek argumentów.
- Witam wszystkich! - Zawołał instruktor. - Zacznijcie od indywidualnej rozgrzewki, a ja w tym czasie rozstawię sprzęt potrzebny do dzisiejszych ćwiczeń.
Christy spojrzała na swoją przyjaciółkę. Już miała zażartować z słów trenera, na siłę szukając w nich drugiego dna, ale powstrzymało ją karcące spojrzenie Kayli.
- Dobrze, już dobrze - powiedziała zamiast tego. - Nie powiem już ani słowa.
Nikt nie spodziewał się tego, że Christy tego dnia faktycznie dotrzyma danego Benson słowa.

~*~

Godzinę później Kayla miała w głowie większy mętlik, niż przed rozpoczęciem treningu. Ryan, co ją nieco zaskoczyło, ani przez sekundę nie dał po sobie poznać, że  niedzielny wieczór spędził ze swoją uczennicę. A tym bardziej, że miał możliwość zabrać jej pijany tyłek do domu. I z pewnością nie tego ciemnowłosa się spodziewała. Naturalnie, wiedziała, że instruktor stara się zachować profesjonalność w pracy, ale mimo wszystko przez całą godzinę szukała jakiś oznak tego, że Ryan z niedzielnego wieczora wciąż gdzieś tam jest i, broń Boże, o niej nie zapomniał.
Tyle że przez cały trening biedna Kayla nie znalazła na to nawet najdrobniejszego potwierdzenia. Oczywiście to spowodowało u niej niemałe roztargnienie, dlatego chwilami wykonywała ćwiczenia z pewnym opóźnieniem. Raz nawet przypadkowo nie zgrała się ze swoją partnerką do ćwiczeń, przez co Christina niespodziewanie straciła równowagę i wylądowała na tyłku.
- Na dzisiaj to wszystko - powiedział Ryan, stając przy parapecie. Oparł się o niego, zakładając ręce na piersi. Tego dnia nauczył ich kilku prostych chwytów, które Hanna bardzo głośno zachwalała. Kayla natomiast, tak dla odmiany, miała je gdzieś. - Do zobaczenia w sobotę.
Christina westchnęła. Nie tego dzisiaj się spodziewała. Miała bowiem nadzieję, że ta godzina minie im w znacznie bardziej ekscytujący sposób.
- Może nie przyjdę na kolejny trening, to instruktor na nowo się tobą zainteresuje? - Zagaiła, biorąc Kaylę pod ramię i zmierzają  ku wyjściu z sali.
Ciemnowłosa miała już coś odpowiedzieć przyjaciółce, gdy zupełnie niespodziewanie doszedł je dobrze im znany głoś.
- Benson! - Zawołał za nimi instruktor. - Pozwól na chwilkę.
Uśmiech na twarzy Christiny był w pełni uzasadniony. Tak samo, jak nienawistne spojrzenie Hanny. Gdyby wzrok mógł zabić, Kayla z pewnością leżałaby teraz na podłodze, biorąc ostatni w swym życiu oddech.
Ciemnowłosa przeprosiła na chwilę Christinę, mówiąc by poczekała na nią w szatni.
- Oczywiście - zaświergotała radośnie blondynka. - Nie musisz się śpieszyć - dodała, uśmiechając się znacząco. Jakżeby inaczej.
Kay pokręciła głową z dezaprobatą, po czym zawróciła, zmierzając na ponowne spotkanie z Ryanem.
- Coś się stało? - Zapytała, starając się nie zwracać uwagi na głupi komentarz przyjaciółki.
- Ty mi powiedz. Wydawałaś się dzisiaj nieco rozkojarzona. Wszystko w porządku? Potrzebujesz z czymś pomocy?
Benson nie miała pojęcia dlaczego, ale zdawało jej się, iż Ryan zadając to pytanie miał na myśli jej byłego chłopaka Josh’a.
- Wszystko w porządku - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Co innego miała powiedzieć? Facet przecież na pewno nie oczekiwał serii zwierzeń.
Ryan przez dłuższą chwilę się nie odzywał, a zamiast tego uważnie przyglądał się dziewczynie. Zupełnie tak, jakby spojrzeniem swoich szarych oczu chciał przejrzeć ją na wylot, potwierdzić słowa, które usłyszał. A to nieco zdezorientowało Kaylę. Dziewczyna poczuła się bowiem niekomfortowo pod jego dociekliwym wzrokiem.
- To wszystko? - Zapytała. Po raz kolejny była świadoma swojej nienormalności. Przez cały trening pragnęła znaleźć się w centrum jego zainteresowania, a teraz, gdy już to osiągnęła, chciała uciekać daleko stąd. Jak bardzo było to niedorzeczne?
- Nie - odpowiedział swobodnie. Co ciekawe,  jego spięte ciało kompletnie zaprzeczało wyluzowanej barwie głosu.
Kayla zmarszczyła brwi. Ryan niewątpliwe podsycił jej ciekawość.
- Przyniosłem coś dla ciebie – zaczął i niby mimochodem wzruszył ramionami.
Po chwili westchnął głośno i sięgnął po jakąś rzecz, która leżała na parapecie.  A Kay na chwilę zabrakło powietrza.
- W związku z naszą ostatnią rozmową, nagrałem ci kilka piosenek, które niezaprzeczalnie musisz znać.
Kayla potrzebowała chwili, by dojść do siebie.
- Nagrałeś mi składankę?
I gdy tylko to powiedziała, uśmiechnęła sie szeroko, kompletnie rozczulona zachowaniem chłopaka. W dużej mierze dlatego, że Ryan swoim wyglądem ani przez moment nie przypominał słodkiego faceta, który był zdolny do takich gestów. Był wysoki, dobrze zbudowany i swoim zachowaniem nawiązywał do stereotypowego żołnierza.
- Nie mogę przecież pozwolić, byś niszczyła sobie słuch jakimś badziewiem. – Uśmiechnął się.
Romantyczna strona Kayli nakazywała jedno – pocałować Ryana. Miała ogromną ochotę rzucić mu się w ramiona i dziękować za ten rozczulający gest. Niestety nie dane było jej to zrobić.
W progu pomieszczenia pojawiła się Hanna, kompletnie rujnując moment.
- Nie zostawiłam tu przypadkiem swojej gumki do włosów?
Kayla zmarszczyła brwi. Prawdopodobnie Hanna użyła najgłupszej wymówki na całym świecie, jednak Ryan kompletnie nie wydawał się tego dostrzegać. Wręcz przeciwnie. Rozejrzał się wokół siebie, jakby w istocie szukał „zagubionego” przedmiotu.
Cóż, wyglądało na to, że Kayla będzie musiała mu podziękować innym razem.





Pisanie na tablecie mnie wykańcza.
Przepraszam za wszelkie błędy.