Poranek Kayli rozpoczął się fatalnie. Nie dość, że ulubione musli z
kawałkami czekolady się skończyło, to jeszcze z wielkim bólem i rozczarowaniem
dostrzegła, że w jej szafie nie ma ani jednego świeżo wypranego dresu poza tym,
którego nie chciała założyć na dzisiejszy trening. Różowy materiał z pewnością
był w jej guście i gdyby nie chodziło o Ryana i jego dziwne ksywki, którymi
zwykł ją przezywać, to Kayla nie miałaby najmniejszego problemu z wyciągnięciem
go z szafy. Tymczasem, chowając ubranie do swojej torby przybrała zbolałą minę.
Mogła się tylko domyślać, co powie jej trener na widok różowego dresu z czasów pierwszych
zajęć.
Na domiar złego, Benson tego ranka miała drobny problem z Bandziorem, który
wykazywał się ogromnym nieposłuszeństwem na porannym spacerze. Zamiast
standardowych piętnastu minut, jakie Kayla poświęcała zwierzakowi rano, musiała
z nim spędzić dziesięć dodatkowych, ganiając go i krzycząc, by raczył w końcu
wejść do klatki schodowej. Gdy w końcu się to udało, miała dziesięciominutowe
opóźnienie, którego w żaden sposób nie mogła nadrobić, przebijając się z Bobbym
przez zakorkowane miasto. A do tego, jej ukochany Chevrolet zgasł kilkakrotnie
na środku drogi, przypominając o swoich dawnych i niezaleczonych problemach.
W końcu jednak dotarła na miejsce. Gdy zaparkowała pod klubem sportowym
miała dokładnie dwie minuty na to, by wejść do środka, przebrać się i popędzić
na salę treningową. Nie lubiła się spóźniać. Głównym tego powodem był fakt, że
nie należała do fanów wielkich wejść. Szczególnie wtedy, gdy to ona musiała
zaleźć się w centrum zainteresowania. A już na pewno nie wtedy, gdy
przychodziła do nowego miejsca. Co prawda, miała już za sobą kilka treningów z
Ryanem, ale tym razem czekała na nią grupa zupełnie obcych ludzi. Nie chciała
na nich zrobić złego wrażenia.
I gdy myślała, że nie spotka ją już więcej drobnych niespodzianek, w jej
torbie zadzwonił telefon, oznajmiając tym samym przyjście nowej wiadomości. Nie
spodziewając się niczego poza SMS-em od przyjaciółki lub informacją od operatora,
wyjęła komórkę i od razu odblokowała urządzenie.
Nie zbywaj mnie. Proszę,
spotkajmy się dzisiaj.
Przełknęła głośno ślinę, zdając sobie sprawę, że w tym momencie jest tylko
i wyłącznie jedna możliwość dalszego postępowania. Musiała chwilowo zignorować
istnienie Josh’a i zapomnieć o wszelkich problemach z nim związanych. Nie miała
przecież zamiaru niszczyć sobie treningu przez byłego chłopaka. W myślach
również odnotowała, by powiedzieć o tej sprawie Christinie i pochwalić się
dojrzałą decyzją, jaką podjęła. Wiedziała bowiem, że Christy i Leanne od dawna
marzyły o tym, by ich przyjaciółka odcięła się od „zdradzieckiego skurwysyna”.
Wbiegła do niewielkiej szatni, z ulgą zauważając, że w środku pomieszczenia
znajdowało się jeszcze kilka osób. Dziewczyny ubrane w sportowe stroje rozmawiały
ze sobą entuzjastycznie, a z buzi nie schodził im szeroki uśmiech. Absolutnie w
niczym nie przypominały grupy, która miała odbywać zajęcia zaledwie godzinę
później. Kobiety nie wydawały się ze sobą konkurować o niczyje względy, a były
po prostu grupą dobrych koleżanek. Kayla nie potrafiła sobie wyobrazić, że
mogłaby stworzyć podobną relację z Hanną, która za wszelką cenę starała się zyskać,
choć odrobinę zainteresowania ze strony Waltona.
- Jest taki cudowny! - Zapiszczała jedna z dziewcząt. - Mogłabym patrzeć na
niego cały czas. I do tego ma wprost boski tyłek!
Kayla uśmiechnęła się pod nosem. Rzeczywiście, Waltman miał boski tyłek. Nie żeby poświęciła temu
jakąś szczególną uwagę... Chociaż, kogo tu oszukiwać?
- Prawda! - Zawołała kolejna, podczas gdy Kay chowała swoje rzeczy do
jednej z szafek. Już zbytnio nie ponaglając samej siebie zaczęła się
przebierać. Skoro te dziewczyny nie śpieszyły się z wejściem na salę, to ona również
nie miała takiego zamiaru.
- A ja najbardziej kocham jego poczucie humoru!
Benson zmarszczyła brwi, nieco zdezorientowana tą wypowiedzią. Walton na
treningach nie był zabawny. Był profesjonalny, niewzruszony, a jego jedynym
„żartem” było nazywanie jej Różowym Dresikiem lub ewentualnie Kosmitką.
- Ach, już nie mogę się doczekać następnego treningu - westchnęła z
rozmarzeniem kolejna dziewczyna. Następne nie pozostawały jej oczywiście dłużne.
Kayla zastygła w bezruchu, gdyż słowa kobiety uderzyły w nią z wielką mocą.
Po sekundzie zwłoki szybko odwróciła głowę do znajdujących się w szatni dziewcząt,
chcąc sprawdzić swoje podejrzenia.
- Przepraszam - zaczęła - nie jestem pewna, czy dobrze usłyszałam.
Jesteście już po treningu z Waltonem?
Jedna z kobiet uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Trenujemy z Thomasem - wytłumaczyła. - I tak, jesteśmy już po treningu.
Przynajmniej wytłumaczyła się kwestia poczucia humoru.
- O nie. - W pierwszej chwili Kayla nie była w stanie powiedzieć nic
więcej. Ale zamiast tego momentalnie przyspieszyła swoje ruchy. Z góry - bez najmniejszego
potwierdzenia swoich przypuszczeń - założyła, że dziewczyny są z jej przyszłej
grupy, a teraz musiała ponieść tego konsekwencje. Była spóźniona.
- Wiecie może, czy grupa Waltona już zaczęła? - Zapytała, zamykając swoją
szafkę i kierując się w stronę wyjścia z szatni.
- Niestety, nic na ten temat nie wiemy.
Kayla rzuciła się biegiem przez korytarz, zmierzając prosto do sali
treningowej. Nie mogła uwierzyć, jak wielką głupotą się wykazała.
Pociągnęła za klamkę, otworzyła drzwi i szybko weszła do pomieszczenia.
- Przepraszam za sp – urwała.
Zdecydowanie coś było nie tak.
- Już myślałem, że się rozmyśliłaś i mimo dodatkowego terminu postanowiłaś
rzucić zajęcia. - Ryan stał pod oknem, opierając się o parapet. Ręce miał
założone na swoją szeroką pierś i wyglądał na całkowicie zrelaksowanego.
Emanował pewnością siebie i swojego ciała. Czuł się swobodnie i Kayla
niewątpliwie mu tego zazdrościła. Zwłaszcza, że w tym momencie jej nogi drżały.
I wbrew pozorom nie dlatego, że przed chwilą pokonała krótki dystans biegiem. Naturalnie,
miała słabą kondycję, ale tym razem powodem jej trzęsących się nóg było coś
innego.
Szare, dresowe spodnie i tego samego koloru podkoszulek z napisem
„ARMY" wyglądały na nim świetnie. Zresztą, Kay była świadoma tego, że zapewne
mężczyzna spodobałby się jej w każdym innym ubraniu. Och, a najlepiej bez niego.
- Nie pomyliłam godzin? - Dziewczyna zmarszczyła brwi, ponownie rozglądając
się po sali. Oprócz nich nie było tu zupełnie nikogo. - Gdzie reszta grupy?
- Reszta grupy? - Powtórzył po niej, udając zaskoczonego. Na jego twarzy
malował się delikatny, ledwo widzialny uśmiech.
- Tak, reszta grupy - odpowiedziała, ale w jej głosie nie było ani grama
pewności siebie. Trząsł się tak samo, jak jej kolana.
- Jesteśmy tu tylko ty i ja. - Czarujący i pokazujący zadowolenie z siebie
uśmiech pojawił się na jego przystojnej twarzy i Kay miała świadomość, że
wpadła jak śliwka w kompot. Albo lepiej: jak śliwka w kanalizację.
- Ty i ja - powtórzyła bezwiednie po nim. Jej myśli wydawały się krążyć tylko
i wyłącznie wokół tych słów. Jakby nic poza nimi nie istniało.
- Dokładnie tak - dodał, a jego uśmiech tylko się poszerzył.
Drań.
Kayla, próbując nie dać się oszołomić przez niezaprzeczalny urok tego
mężczyzny, zrobiła kilka kroków do przodu, wchodząc w głąb sali. Nie miała
pojęcia, czego powinna się spodziewać. Nawet przez chwilę nie przeszło jej przez
myśl, że może wylądować z Waltmanem na zajęciach indywidualnych. Oczywiście, recepcjonistka
nie odnalazła dla niej ani jednego wolnego miejsca w żadnej z grup, a Ryanowi
jakimś cudem się to udało, jednak wcześniej nie widziała w tym podstępu.
- Nie wiedziałam, że udzielasz lekcji prywatnych – zagaiła, zakładając ręce
za plecy. Nie sądziła, że będąc na sali tylko z nim będzie czuła się tak niepewnie.
W końcu już niejednokrotnie ćwiczyli razem, czy też chociażby ze sobą
rozmawiali. Dlaczego więc teraz wszystko wydawało jej się inne?
- Zwykle nie udzielam – odpowiedział, odpychając się od parapetu. Zrobił
kilka kroków w jej stronę, a z jego twarzy ani na chwilę nie schodził ten
podstępny uśmiech. – A teraz, Kosmitko w różowym dresiku, czas na rozgrzewkę.
Kayla zdusiła jęk. I wbrew pozorom nie dlatego, że złączył dwie ksywki w
jedną.
Jasne, Waltmanowi chodziło tylko o serię rozgrzewających ćwiczeń i dziewczyna
była tego w pełni świadoma. Szkoda tylko, że wyobraźnia podsuwała jej zupełnie
inne obrazy.
Próbując to wszystko zignorować przystąpiła do rutynowych ćwiczeń, którymi
zwykła rozpoczynać każdy inny trening. Tyle że to nie był każdy inny trening. Była na sali tylko z Waltmanem, a ten –
zupełnie w niczym nie pomagając - nie spuszczał z niej swojego badawczego
spojrzenia.
- Masz zamiar cały czas się tak na mnie gapić? – Zapytała, wykonując serię
skłonów. Starała się brzmieć poważnie i zasygnalizować mu tym samym, że nie
czuje się przez niego komfortowo.
Ryan zaśmiał się cicho, a ten dźwięk wydał się Kay najseksowniejszą rzeczą
na świecie. I nagle – co prawda, tylko na tę krótką chwilę – nic już jej nie
przeszkadzało.
- Jesteśmy tu tylko we dwoje – oznajmił w końcu. Ponownie założył ręce na
swoją szeroką pierś i, naturalnie, ani na chwilę nie odwrócił od Benson swojego
przeszywającego i uważnego spojrzenia. – Na kogo innego miałbym się patrzeć?
Kayla wyprostowała się i poprawiła materiał swojego dresu, nie wiedząc, co
innego mogłaby zrobić. Przez chwilę patrzyła na mężczyznę, ale gdy ten kontakt
wydał jej się zbyt intensywny, spuściła swoje spojrzenie.
- Przestań, to mnie dekoncentruje.
Ryan ponownie się zaśmiał. Cichy i zachrypnięty śmiech sprawił, że przez
ciało Kay przeszły dreszcze.
- Cieszę się, że tak na ciebie wpływam.
Kay jęknęła przeciągle.
- Nie to miałam na myśli.
- Ach, myślę, że jednak to.
Gdyby wcześniej nie było to zbyt jasne i klarowne, teraz Benson wiedziała
już na pewno – ten trening miał być dla niej istnym piekłem. I nie chodziło tu
oczywiście o mordercze ćwiczenia, których wykonanie mógłby jej zlecić Walton.
Zdecydowanie nie.
- Rozgrzana? – Zapytał. I chociaż zawsze na treningach wykazywał się
zupełną profesjonalnością i nie pozwalał sobie na żadne żarty, teraz Kayla w
jego uśmiechu widziała pewną dwuznaczność.
Drań.
Drań. Drań. Drań.
W ramach odpowiedzi jedynie skinęła głową. Teraz nie była w stanie pozwolić
sobie na nic więcej. Nie chciała się przecież jeszcze bardziej przed nim
zdradzić i pokazać, co naprawdę czuje, znajdując się w jego towarzystwie. Miała
przecież swoją dumę!
- Co dzisiaj będziemy robić? – Zapytała, niby mimochodem, starając się grać
wyluzowaną.
- Dzisiaj zejdziemy do parteru.
~*~
Nagle ten dzień z „fatalnego” stał się dla Kayli jednym z jej ulubionych.
Oczywiście, nie rozpoczęła go dobrym śniadaniem, w domu czekała ją cała masa
prania do zrobienia, a także użeranie się z Bandziorem, Josh’em, a na deser
jeszcze z milionem pytań Christiny. Jednak to wszystko nie miało już znaczenia.
Nie, gdy Kayla leżała na plecach na ziemi, a nad nią pochylał się Walton.
- Jeszcze raz – oznajmił, podnosząc się do pozycji stojącej. – Dobrze ci
idzie.
Pewnie, że jej dobrze szło. W końcu jej zadaniem było sprawienie, że
stojący nad nią napastnik (w tym przypadku seksowny instruktor) zostanie
obalony na ziemię (a więc będzie musiał do niej dołączyć na podłodze).
- Ty razem jednak postaraj się powalić mnie na drugą stronę. Nie uda ci się
uciec przed napastnikiem, kiedy on upadnie prosto na ciebie.
Och, czyli jednak robiła
to źle? Wielka szkoda.
Walton wyprostował się i zajął odpowiednie miejsce przed Kaylą, czekając na
jej ruch. Dziewczyna, jak to miała nakazane przez swojego instruktora, leżąc na
podłodze uniosła jedynie swoje nogi, starając się zahaczyć nimi o łydki Ryana tak,
by mężczyzna upadł na ziemię.
- Za wysoko – westchnął. – Zaraz popełnisz ten sam błąd i zamiast
przewrócić się do tyłu, to spadnę prosto na ciebie.
I zapewne nie byłoby to takie złe, gdyby powodem ich spotkania nie były
lekcje samoobrony.
- Musisz umieścić swoje nogi nieco niżej. To ma być podcięcie, a nie
popchnięcie.
Kayla jęknęła przeciągle.
- Przecież próbuję!
Ryan pokręcił głową z dezaprobatą.
- Dobra, wstawaj – zarządził. – Pokażę ci, gdzie robisz błąd.
Benson zgodnie z jego prośbą podniosła się z ziemi i wstała, zamieniając
się z Waltonem miejscami. Dlatego już chwilę później mogła podziwiać leżącego
na podłodze Ryana, który momentalnie owinął swoje nogi wokół jej łydek.
- W tym miejscu – powiedział, wykonując ledwo wyczuwalny ruch, jednak mimo
to, sprawił, że Kay prawie straciła
równowagę i upadła na tyłek.
- A ty zamiast trzymać je tutaj, to masz nogi w tym miejscu – dodał, a jego
uścisk znalazł się tuż pod jej kolanami. Kay ponownie się zawahała. Tym razem
jednak mimo usilnych prób nie udało jej się zachować równowagi. Zdążyła, co
prawda, wyciągnąć ręce przed siebie, jednak nie wystarczyło jej czasu, by
dobrze je rozłożyć. Dlatego też, zamiast się podeprzeć i wylądować nad Ryanem,
to spadła wprost na niego.
- Przepraszam! – Zawołała, momentalnie upewniając się, czy jest cały i
zdrowy. Ręce które znalazły się na jego klatce piersiowej szybko prześledziły
jej szerokość, jakby dziewczyna spodziewała się, że to jedno uderzenie mogło zrobić
w niej jakąś dziurę. – Nic ci się nie stało? Nie zrobiłam ci krzywdy?
Ryan prychnął. Zanim jednak odpowiedział poczekał moment, pozwalając
dziewczynie dokładnie zbadać jego klatkę piersiową. A Kayli z pewnością to nie
przeszkadzało (nie żeby zauważyła tę krótką chwilę zwłoki).
- To raczej ja powinienem zapytać, czy nie nabiłaś sobie jakiegoś siniaka.
- Ja?
Na chwilę Kayla kompletnie się zgubiła. Bliski kontakt z tym mężczyzną na
pewno nie pomagał zachować trzeźwości umysłu, dlatego potrzebowała chwili, by
załapać, co miał na myśli.
- Chyba jestem cała – odpowiedziała, ale wypowiedzenie tego krótkiego
zdania wcale nie było takie łatwe. Miała wrażenie, że już łatwiej skleja się wypowiedzi
po pijaku.
Proszę się nie dziwić. Wcześniej, oczywiście, znalazła się w bliskim
kontakcie z Ryanem, kiedy ten ćwiczył z nią przez jedną lekcję. Jednak wtedy to
on ją bezkarnie obmacywał. Teraz role się odwróciły. Co prawda, nie na długo, o
czym miała się zaraz przekonać…
- Chyba? – Zapytał. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, za sprawą
którego serce Benson momentalnie przyśpieszyło swój rytm. I gdy już myślała, że
zaraz wyskoczy jej z piersi, okazało się, że może bić nawet szybciej…
Walton zupełnie niespodziewanie owinął swoje ręce wokół dziewczyny, po czym
sprawnym i szybkim ruchem zmienił pozycje, sprawiając, że teraz to on znajdował
się na górze. Kayla leżała na materacu, zupełnie zdezorientowana zaistniałą
sytuacją.
- Boli cię coś? – Zapytał. Oczywiście, przez cały czas uśmiech nie schodził
mu z twarzy.
Tym razem również nie czekał na jej odpowiedź, gdyż jego ręka momentalnie
sama zaczęła wszystko sprawdzać. Najpierw znalazła się na jej udzie, ale po tym
jak delikatnie uniósł je do góry, to przeniósł dłoń wyżej. Zatrzymał się na chwilę
na jej biodrze, potem na tali.
Kayla była świadoma tego, że powinna jakoś zareagować. Coś zrobić, może coś
powiedzieć. Szkoda tylko, że jej mózg poza odbieraniem obecności i ruchów Ryana
zdawał się nic więcej nie przyswajać.
Co istotne, mężczyzna nie miał zamiaru skończyć na tych - na pozór - nic
nie znaczących ruchach. Walton dołożył bowiem oliwy do ognia i sprawił, że
Kayla po raz pierwszy cieszyła się ze swojej nieporadności.
Nachylił się w stronę Kay jeszcze bardziej, chowając twarz w zgłębieniu jej
szyi. Delikatnie, niby niewinnie musnął ustami jej rozgrzaną skórę. A ten jeden
całus niewątpliwie wydawał się warty poświęconego na treningi czasu.
Ryan uniósł się nad dziewczyną, ale jego ręka wciąż znajdowała się na jej
tali. Jedyną zmianą był nagły kontakt wzrokowy. Walton bowiem patrzył Benson
prosto w oczy, poświęcając jej zdecydowanie całą swoją uwagę.
- Teraz już wiesz, gdzie masz trzymać nogi? – Zapytał. A biedna Kayla
potrzebowała chwili, by w ogóle zrozumieć, o czym mówił. W końcu,
niespodziewanie ze sprawdzania jej ciała, powrócił do tematu treningu.
- Tak – odpowiedziała krótko. W razie gdyby jej cienki głos nie był
wystarczającym potwierdzeniem, to dodatkowo lekko skinęła głową.
- Chcesz teraz jeszcze raz powtórzyć to ćwiczenie?
Zaprzeczyła.
- Myślę, że potrzebuję jeszcze chwili na przyswojenie tej wiedzy –
powiedziała w końcu.
Ryan uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony z jej odpowiedzi.
- Dobrze. – Cały czas, oczywiście, patrzył jej prosto w oczy.
- Dobrze – powtórzyła po nim.
W tej sytuacji było mnóstwo napięcia. I może właśnie dlatego Kayla wykonała
kolejny ruch. Nim zdążyła to w jakikolwiek sposób przemyśleć, lekko uniosła
głowę do góry i najwyraźniej zaskakując nie tylko siebie, ale i również Ryana,
złączyła ich usta w pocałunku. Krótkim, lekkim, zwykłym muśnięciu ust. A potem następnym.
Aż w końcu zwykły całus przerodził się w coś więcej. Namiętność zupełnie ich
pochłonęła. W ich ruchach było bowiem wiele prymitywnej rządzy,
niezaspokojonego napięcia, któremu oboje starali się dać upust.
- Kay, poczekaj – szepnął w końcu Ryan, przerywając nagłą chwilę
namiętności.
- Hm?
Żadna bardziej składna odpowiedź nie przychodziła dziewczynie na myśl.
- Nie tak. Nie w ten sposób.
Czasem kompletnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje mogą
mieć nasze czyny. Robimy coś, zupełnie nie zastanawiając się, czy nasze
zachowanie jest właściwie. Tak było i tym razem. Kayla zupełnie nie przemyślała
tego kroku. Nie miała pojęcia, co ją do tego podkusiło (oprócz cudownie
wyglądających ust mężczyzny). Nie poświęciła nawet sekundy, by pomyśleć o
pewnych kwestiach. Na przykład – odrzuceniu. No bo, kto by przypuszczał, że
tarzający się z nią po ziemi mężczyzna tak naprawdę wcale nie chciał jej
całować, jak teraz wynikało z jego słów?
- Och.
Kolejna błyskotliwa odpowiedź.
- Nie tak – powtórzył. – Nie chcę, żeby to potoczyło się w ten sposób.
Benson nie spodziewała się, że odrzucenie może tak bardzo boleć. A
przecież, dzięki swojemu byłemu chłopakowi powinna mieć w tej kwestii spore
doświadczenie.
- Nic więcej nie mów – poprosiła. – Przepraszam, to moja winna. Wygłupiłam
się.
- Co? Nie – zaprzeczył szybko. – Chodzi mi o to, że powinniśmy to zrobić
odpowiednio. Nie sądzę, że zasługujesz na pieprzenie na materacu, podczas gdy
każdy w dowolnej chwili może tu wejść.
- Och.
Zdecydowanie dziewczyna miała już dość swojej nieporadności językowej przy
tym mężczyźnie. No, ale bądźmy rozsądni, Walton właśnie przyznał, że przed
chwilą chciał ją „pieprzyć” na podłodze. Możemy więc odpuścić jej tę i każdą
inną reakcję, bowiem w tej sytuacji chyba nie istnieje nic mądrego do
powiedzenia.
Tak, czy inaczej – Kayla była zdezorientowana. Oczywiście, niejednokrotnie
myślała o sobie i Ryanie w niedwuznacznej sytuacji, ale jakoś nigdy przez myśl
jej nie przeszło, że właśnie tego Walton od niej oczekuje. A raczej tylko tego.
Wyglądało na to, że „niewinny” pocałunek sporo namieszał jej w głowie.
- Co masz na myśli? – W końcu zebrała w sobie odpowiednią siłę i zmusiła
się do zadania konkretnego pytania.
Ryan przełknął głośno, po czym jakby przypominając sobie, że wciąż znajduje
się nad dziewczyną, odsunął się od niej. Usiadł tuż obok na materacu, ani na
sekundę nie spuszczając swojego spojrzenia z Kay.
- Powinniśmy pójść na randkę.
I aby nie wyjść z wprawy, Kayla odpowiedziała:
- Och.